Hrabia Roland, czyli wzór idealnego rycerza

opublikowano: 2018-12-07 17:00
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Jakimi cechami powinien odznaczać się chrześcijański rycerz? Czy droga do świętości w rycerskiej zbroi była usłana różami?
REKLAMA

Koncepcja wojny sprawiedliwej

Na początku V wieku święty Augustyn sformułował koncepcję wojny sprawiedliwej, czyli takiej, w której chrześcijański władca wysyła żołnierzy, by walczyli i zabijali w celu przywrócenia bądź zaprowadzenia dobra i sprawiedliwości. Uznanie, że prowadzenie takiej wojny jest uzasadnione skłoniło wielkiego biskupa do wyrażenia opinii, iż sumienia uczestniczących w niej żołnierzy nie są obciążone grzechem zabójstwa. Pogląd ten nie został jednak powszechnie przyjęty przez łacińskich chrześcijan,

Gerald z Aurillac (aut. Père Igor, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe)

o czym świadczą wielokrotnie powtarzane zapisy w penitencjałach, czyli księgach zawierających swoiste taryfikatory pokut za poszczególne grzechy. Jeszcze na początku XI wieku w tzw. Dekretach biskupa Burcharda z Wormacji znalazło się przykładowe pytanie do penitenta i wskazówka dla spowiednika:

Czy popełniłeś zabójstwo na wojnie, z rozkazu prawowitego władcy, który nakazał uczynić to ze względu na pokój, i czy zabiłeś tyrana, który starał się ten pokój zniszczyć? Pokutuj czterdziestnice w przepisane dni.

Opisana sytuacja niewątpliwie spełniała kryteria wojny sprawiedliwej, a mimo to jako pokutę za zabicie „tyrana niszczącego pokój” zalecano trzy czterdziestodniowe okresy postu. Często spotykane było również zbiorowe odprawianie pokuty po stoczonych bitwach. Jeden z ostatnich przypadków takiej publicznej praktyki odnotowano po bitwie pod Hastings w roku 1066. Co godne podkreślenia, pokutujący wówczas Normanowie Wilhelma Zdobywcy wyruszyli na podbój Anglii z papieskim błogosławieństwem.

Przekonanie , że przelewanie krwi, nawet w wojnie sprawiedliwej, może być wątpliwe moralnie, a jego unikanie zasługuje na pochwałę, odnajdujemy w <i>Żywocie św. Geralda z Aurillac,</i> który wyszedł spod pióra Odona, wpływowego opata klasztoru w Cluny. Dzieło to, spisane zapewne w latach 930–931, czyli około dwadzieścia lat po śmierci Geralda, dobrze przedstawia trudności, z jakimi zmierzyć się musieli łacińscy chrześcijanie dążący do stworzenia wzorca doskonałego chrześcijańskiego rycerza.

Bohater utworu przyszedł na świat około połowy IX wieku. Oczywiście pochodził ze znakomitego rycerskiego rodu, jego rodzice byli bardzo pobożni, a narodzinom towarzyszyły nadzwyczajne okoliczności. Jako dziecko był bardzo chorowity i rodzice widzieli w nim przyszłego duchownego, a nie rycerza i dziedzica rozległych ojcowskich dóbr. Dlatego też troszczyli się o jego wykształcenie, chłopiec zaś z zamiłowaniem oddawał się lekturze Pisma Świętego. Hagiograf wyraźnie jednak podkreślił, że podobnie jak innych synów rycerskich, uczono go także jazdy konnej, łucznictwa i polowania z sokołami. W miarę upływu lat Gerald zmężniał i wyrósł na krzepkiego młodzieńca, który sprawnością fizyczną nie ustępował innym rycerzom. Po śmierci rodziców odziedziczył rozległe włości i stał się panem wielu wasali. Mimo osobistej siły i rzeczywistej potęgi swoich wasali zawsze starał się zachować pokój ze wszystkimi, nawet z tymi, którzy najeżdżali jego ziemie. Niejednokrotnie jednak musiał stawać do walki i, jak napisał Odon, nie było w tym niczego niestosownego:

REKLAMA
Godnym jest bowiem, aby człowiek świecki walczył mieczem, by ochraniać słabych i strzec bezbronnych stad przed wilkami. Powinien on sięgać po broń i po prawo, aby powstrzymać tych, których nie zatrzymuje groźba kar kościelnych.
Karol Wielki obejmuje Rolanda (domena publiczna)

W ocenie hagiografa sięganie po broń nie ujmowało chwały świętemu mężowi, ponieważ zawsze walczył on w słusznej sprawie. Z tego też powodu zawsze zwyciężał. Co zostało jednak bardzo wyraźnie podkreślone, Gerald odnosił sukcesy na polu bitwy przede wszystkimi dzięki osobistej pobożności i modlitwom, które zapewniały mu Boże błogosławieństwo. Nigdy nie uciekał się do podstępów wojennych czy organizowania zasadzek na swych wrogów, a podkomendnym wydawał niezwykłe rozkazy. Polecał im, aby atakowali przeciwników tępymi krawędziami mieczy oraz włóczni i „nakaz ten, który wydawał się głupotą zarówno wrogom, jak i jego własnym ludziom, zapewniał mu zawsze zwycięstwo”. Gdy jego rycerze przekonali się o tym, „z radością wypełniali rozkaz swego wodza, wiedząc, że będą niepokonani”. Wedle słów Odona walczący w tak niezwykły sposób Gerald nie odniósł najmniejszej nawet rany, a „miecz jego nigdy nie został splamiony ludzką krwią. Niestety hagiograf nie opisał staczanych przez świętego rycerza bitew i nie wiemy, w jaki sposób udawało mu się gromić nieprzyjaciół bez przelewania ich krwi. Znacznie więcej uwagi autor poświęcił praktykom religijnym świętego rycerza, który wedle jego słów wiódł życie niemal mnisze. Nigdy się nie ożenił, nosił wygoloną tonsurę, chętnie udzielał jałmużny, często się modlił i gorąco pragnął wstąpić do klasztoru. Powstrzymał go przed tym krokiem Gausbert, biskup Rodez, który osobiście nakazał mu pozostanie w stanie świeckim i wypełnianie obowiązków rycerza. Jak możemy przeczytać w żywocie, Gerald wypełnił zalecenie biskupa tylko dlatego, by nie okazać mu nieposłuszeństwa. Pozostał żyjącym w świecie rycerzem, który zgodnie z zaleceniem świętego Pawła „zło dobrem zwyciężał” (Rz 12,21).

„Pieśń o Rolandzie” – wzorowy przykład chanson de geste

Niewątpliwie stworzony przez opata Odona z Cluny obraz doskonałego chrześcijańskiego rycerza, który żył jak mnich i nigdy nie przelał kropli krwi, trudno uznać za wzorzec postępowania możliwy do naśladowania przez wielu ówczesnych wojowników. Warunki życia w Europie przełomu IX i X wieku nie sprzyjały upowszechnieniu się postaw tak skrajnie pacyfistycznych, tym bardziej że skala zagrożeń najazdami była bardzo duża. Nic więc dziwnego że wśród łacińskich chrześcijan rodziło się przekonanie, iż krwawa walka z bronią w ręku może być drogą do nagrody w niebie.

REKLAMA
Edmund Blair Leighton, „Akolada (Pasowanie na rycerza)”, 1901

W końcu IX wieku Jan VIII, papież w latach 872–882, wyraził przekonanie, że wojownicy, którzy zginą w walce z poganami czy Saracenami, mogą liczyć na nagrodę w wieczności. Śmierć rycerza walczącego w obronie chrześcijan i ich krajów została uznana za rodzaj godnego najwyższej pochwały męczeństwa. Nowością było to, że od wcześniej czczonych męczenników nie oczekiwano, iż będą próbowali zabijać swych wrogów. Walczący z najeżdżającymi chrześcijańską Europę wikingami i Saracenami rycerze, by być skutecznymi obrońcami, niejednokrotnie musieli przelewać krew napastników.

Jak można zauważyć, nauczanie autorów kościelnych było bardzo niejednoznaczne. Koniecznie należy jednak podkreślić, że wypowiedź papieża pojawiła się w czasie, gdy na łacińską Europę spadały wyjątkowo groźne najazdy, a egzystencja chrześcijańskich społeczności rzeczywiście była zagrożona.

Z upływem czasu przekonanie, że śmierć w walce z przeciwnikami wiary jest rodzajem męczeństwa, utrwaliło się wśród łacinników, czego doskonały przykład stanowi anonimowy opis wyprawy krzyżowej znany jako Dzieje pierwszej krucjaty albo czyny Franków i pielgrzymów jerozolimskich, w którym poległych krzyżowców nazywa się właśnie męczennikami. Inny godny uwagi przykład znajdujemy w Pieśni o Rolandzie – znanej chanson de geste:

Z drugiej strony staje arcybiskup Turpin. Spina konia i wjeżdża na goły pagórek. Woła Francuzów i upomina ich: „Panowie barony, Karol zostawił nas tutaj: dla naszego króla trzeba nam mężnie umrzeć.

Pomóżcie bronić chrześcijaństwa. Czeka was bitwa, możecie być pewni, bo oto własnymi oczyma widzicie Saracenów. Kajajcie się za grzechy, proście Boga o przebaczenie; ja was rozgrzeszę, aby ocalić wasze dusze. Jeśli pomrzecie, będą z was święte męczenniki, będziecie mieli miejsca na najwyższym piętrze raju”. Francuzi zsiadają z koni, padają twarzą na ziemię, aż arcybiskup, w imię Boga, pobłogosławi im. Za pokutę nakazuje im tęgo walić. Francuzi wstają, zrywają się na nogi. Są pięknie rozgrzeszeni, wolni od grzechów; arcybiskup pobłogosławił ich w imię Boga.

Ten tekst jest fragmentem książki Wojciecha Mruka „Homo sanctus. Wzorce świętych w Europie Łacińskiej w średniowieczu”:

Wojciech Mruk
„Homo sanctus. Wzorce świętych w Europie Łacińskiej w średniowieczu”
cena:
59,00 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Naukowe PWN
Liczba stron:
248
Premiera:
22.10.2018
Format:
14.5x20.5cm
EAN:
9788301202149

We fragmencie tym przekonanie o tym, że śmierć w walce z Saracenami jest męczeństwem zasługującym na najwyższe piętro raju, zostało połączone z opinią, iż walka z niewiernymi może być rodzajem pokuty i prowadzić do odpuszczenia grzechów. Podobny pogląd został wyrażony przez papieża Urbana II podczas synodu w Clermont w listopadzie 1095 roku. Papież zachęcał w nim rycerzy do wyruszenia na pierwszą krucjatę, mówiąc m.in.: „Ruszajcie zatem w drogę, a będą wam odpuszczone wszystkie grzechy i bądźcie pewni, że Wasza sława zostanie na trwałe zapisana w królestwie niebieskim”.

REKLAMA
Śmierć Rolanda w czasie bitwy wąwozie Roncevaux w 778 roku (domena publiczna)

Trzy przywołane tu teksty, które powstały na przełomie XI i XII wieku, dowodzą, że wśród ówczesnych łacinników żywe było przekonanie o tym, że śmierć w walce z wrogami wiary jest rodzajem męczeństwa, a udział w walce ma charakter pokuty i może przynieść odpuszczenie grzechów.

Śmierć hrabiego Rolanda w wąwozie Roncevaux

Uznanie rycerzy oddających życie w walce z niewiernymi za męczenników w oczywisty sposób oznaczało przyjęcie, że ich dusze trafiają do raju. Doskonałym przykładem tej wiary jest opis ostatnich chwil życia Rolanda:

Roland czuje, że dobiegł już kresu. Leży na stromym pagórku twarzą ku Hiszpanii. Jedną ręką bije się w pierś: „Boże, przez twoją łaskę, mea culpa; za moje grzechy, wielkie i małe, jakie popełniłem od godziny urodzenia aż do dnia, w którym oto poległem!”. Wyciągnął do Boga prawą rękawicę. Aniołowie z nieba zstępują ku niemu [...]. Hrabia Roland leży pod sosną. [...] Płacze i wzdycha, nie może się wstrzymać. Ale nie chce przepomnieć siebie samego; bije się w piersi i prosi Boga o przebaczenie: „Prawdziwy Ojcze, któryś nigdy nie skłamał, ty, któryś przywołał świętego Łazarza z pośród umarłych, ty, któryś ocalił Daniela z pomiędzy lwów, ocal moją duszę od wszystkich niebezpieczeństw, za grzechy, którem popełnił w życiu!”. Ofiarował Bogu swą prawą rękawicę, święty Gabriel wziął ją z jego dłoni. Opuścił głowę na ramię; doszedł, ze złożonymi rękami, swego końca. Bóg zsyła mu swego anioła Cherubina i świętego Michała Opiekuna; z nimi przyszedł i święty Gabriel. Niosą duszę hrabiego do raju. Roland umarł; Bóg ma jego duszę w niebie.

Wizja archaniołów zabierających do raju duszę (i prawą rękawicę!) dzielnego rycerza niewątpliwie może zostać uznana za godne docenienie profesji chrześcijańskiego wojownika, który zginął z rąk niewiernych.

Pax et Treuga Dei

Historie poległych uczestników krucjaty i hrabiego Rolanda przynoszą odpowiedź na pytanie, jak powinien zginąć rycerz, by dostąpić nagrody w wieczności. Jednak pytanie o to, jak powinien żyć chrześcijański wojownik, by móc znaleźć się w raju, pozostawiają bez odpowiedzi. Sprawa była dość poważna, jako że nie każdy miał okazję i szczęście, by oddać duszę Bogu w takich właśnie heroicznych okolicznościach. Co prawda, stosowany przez świętego Geralda sposób walki tępą krawędzią miecza niewątpliwie mógł zbliżać każdego rycerza do męczeńskiej śmierci. Jednocześnie rycerze unikający przelewania krwi nieprzyjaciół zazwyczaj nie stawali się skutecznymi obrońcami chrześcijaństwa. Dlatego też nadal poszukiwano wzorca doskonałego rycerskiego życia. Jedną z propozycji, jaka narodziła się u schyłku X stulecia wśród duchownych i rycerzy na południu Francji, był postulat przestrzegania pokoju Bożego (pax Dei). Po raz pierwszy został on sformułowany na zgromadzeniu zwołanym przez Gwidona, biskupa z Le Puy, w roku 987. W kolejnych latach podobne zobowiązania podejmowane były w wielu innych regionach.

REKLAMA
Śmierć Rolanda, rycina z 1913 roku (domena publiczna)

Uznając, że wojna jest nieuniknioną koniecznością, chrześcijańscy rycerze ślubowali, że podczas walk nie będą atakowali i niszczyli kościołów ani zabudowań cywilnych. Zapewnią też bezpieczeństwo duchownym, chłopom i mieszczanom oraz nie zniszczą i nie zagrabią ich majątku. Uznanie, że osoby niewojujące powinny mieć zagwarantowane bezpieczeństwo podczas wojny było niewątpliwie godnym pochwały pomysłem. Zobowiązanie do przestrzegania pokoju Bożego u schyłku lat czterdziestych XI wieku uzupełniono programem rozejmu Bożego ([treuga Dei]), czyli powstrzymania się od prowadzenia walk między chrześcijanami w ważnych okresach roku liturgicznego (Adwent, Wielki Post), w święta (np. w Boże Narodzenie i Wielkanoc) oraz w określone dni tygodnia (od czwartku do niedzieli włącznie). Przyczyn podejmowania przez ówczesnych duchownych i świeckich tego typu zobowiązań ograniczających brutalność i gwałtowność życia codziennego było oczywiście bardzo wiele i motywacje religijne stanowiły tylko jedną z nich.

Postanowienia pokoju i rozejmu Bożego wyznaczały granice postępowania, których dążący do chrześcijańskiej doskonałości miles nie powinien przekraczać. Pewna popularność, jaką niewątpliwie cieszyły się oba postulaty wśród rycerzy w różnych częściach łacińskiej Europy, świadczy o tym, że żywe było pragnienie życia zgodnego z przedstawionymi normami. Należy jednak podkreślić, że postulowane ograniczenie skali i okresów dopuszczalności walk w rzeczywistości miało niewielki wpływ na przebieg średniowiecznych kampanii wojennych. Rządziły się one twardymi regułami strategii i taktyki, a cywile niejednokrotnie cierpieli z powodu walk prowadzonych w dni świąteczne. Mimo to postulat przestrzegania pokoju i rozejmu Bożego możemy uznać za powszechnie akceptowaną, choć nie zawsze realizowaną wskazówkę dla tych, którzy chcieli dążyć do świętości, nie rezygnując jednocześnie z życia świeckiego rycerza.

Zakon rycerski – droga do świętości?

Innym sposobem osiągnięcia chrześcijańskiej doskonałości przez wojownika było wstąpienie do zakonu rycerskiego. Instytucje te narodziły się w pierwszej połowie XI stulecia na fali ogromnej popularności ruchu krucjatowego. Wówczas to pochodzący z Szampanii Hugon z Payns skupił wokół siebie grupę rycerzy. Pragnęli oni wieść życie wzorowane na ideałach cenobickich i jednocześnie wykorzystywać swe umiejętności wojskowe dla ochrony pielgrzymów odwiedzających miejsca święte w Palestynie. Dzięki wsparciu króla Jerozolimy Baldwina II, który panował w latach 1118–1131, oraz świętego Bernarda z Clairvaux wspólnota przetrwała, a w roku 1128 otrzymała opracowaną dla nich regułę zakonną. Tak narodził się zakon templariuszy, którego członkowie postanowili szukać drogi do świętości, będąc jednocześnie mnichami i rycerzami. Połączenie tych dwóch, na pierwszy rzut oka wykluczających się profesji, okazało bardzo atrakcyjne dla łacińskiego rycerstwa w XII i XIII stuleciu. Nie miejsce tu na szczegółowe analizowanie wszystkich powodów, które zadecydowały o popularności takich zgromadzeń. Warto jednak podkreślić, że w ciągu kilku następnych dziesięcioleci powstało ich wiele. Rozwijały się one swą działalność nie tylko w Ziemi Świętej, na Półwyspie Iberyjskim i w rejonie Bałtyku, gdzie koncentrowała się ich aktywność. Domy zakonów rycerskich powstawały w niemal wszystkich zakątkach łacińskiej Europy.

REKLAMA
Baldwin II z Jerozolimy przekazuje Hugonowi z Payns i rycerzom-zakonnikom tereny dawnej Świątyni (ilustracja do kroniki Wilhelma z Tyru, XIII w., domena publiczna).

Opracowana dla templariuszy reguła zakonna była próbą dostosowania zakorzenionych w tradycji łacińskiej norm życia cenobickiego do wymagań rzemiosła rycerskiego. Adresowana była do tych, którzy wyrzekają „się własnej woli, aby być sługami Najwyższego Króla, aby walczyć konno i orężem za zbawienie dusz waszych”. Dążenie do pogodzenia dwóch różnych profesji oznaczało w praktyce elastyczne podejście do regularnego udziału w nabożeństwach, złagodzenie postów, by rycerze nie opadali z sił, czy zakaz przyjmowania do zgromadzenia chłopców, którzy są zbyt młodzi, by władać bronią. Pozostałe wymagania, takie jak posłuszeństwo oraz życie w ubóstwie i czystości, były powtórzeniem norm znanych z innych wspólnot cenobickich. Niewątpliwie więc złożenie ślubów w zakonie rycerskim, choć pozwalało walczyć konno i z orężem za zbawienie duszy, nie mogło być drogą do zbawienia dla wszystkich rycerzy. Nie każdy bowiem, z różnych powodów, chciał i mógł wybrać życie mnisze. Reguła templariuszy przewidywała jednak, że rycerze świeccy będą mogli, przez ustalony czas, służyć ramię w ramię z templariuszami i mieszkać w ich domach. W okresie tym również oni mieli się poddać rygorom i dyscyplinie zakonnej. Przebywanie wśród braci i uczestniczenie w ich życiu niewątpliwie mogło być uznane za krok prowadzący do zbawienia, ponieważ „żyjący pod regułą i opatem” mnisi, a więc i mnisi-rycerze, już tu na ziemi znajdowali się jakby w przedsionku raju. Co więcej, poznane wśród nich normy moralne i zasady postępowania mogły być wskazówką pozwalającą świeckim wojownikom, również po zakończeniu służby wśród templariuszy, wieść życie doskonałego chrześcijańskiego rycerza.

Ten tekst jest fragmentem książki Wojciecha Mruka „Homo sanctus. Wzorce świętych w Europie Łacińskiej w średniowieczu”:

Wojciech Mruk
„Homo sanctus. Wzorce świętych w Europie Łacińskiej w średniowieczu”
cena:
59,00 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Naukowe PWN
Liczba stron:
248
Premiera:
22.10.2018
Format:
14.5x20.5cm
EAN:
9788301202149

Barwny i sugestywny wzorzec takiego rycerza przedstawił święty Bernard z Clairvaux (1090–1153) w poświęconym templariuszom dziele zatytułowanym Pochwała nowego rycerstwa. Choć zasadnicza jego część poświęcona jest opisowi życia rycerzy-mnichów, to wiele fragmentów odnieść można również do tych, którzy nie zdecydowali się na narzucenie na zbroję płaszcza zakonnego. Wielki cysters z radością pisał w swym dziele, że oto:

REKLAMA
Pasowanie Rolanda na rycerza (domena publiczna)
na ziemi narodził się nowy rodzaj rycerstwa [...] to rycerstwo nowego rodzaju, nieznane w minionych wiekach, powołane jest do walki bez wytchnienia w podwójnej bitwie przeciwko ciału i krwi oraz przeciwko złośliwym umysłom panującym w powietrzu. [...] Rycerz, co przyodziewa swoją duszę w pancerz wiary i ciało swoje okrywa zbroją, musi już być nieustraszony i całkowicie bezpieczny, bowiem pod swoją podwójną zbroją nie może bać się ni człeka, ni diabła. Daleki od strachu przed śmiercią pożąda jej. [...] Bez wątpienia życie wasze jest potrzebne i wasze zwycięstwo chwalebne, lecz lepsza ponad to jest święta śmierć, ponieważ prawdą jest, że ci, co umierają w Panu, są błogosławieni, o ile bardziej szczęśliwi są zatem ci umierający dla Pana.

Jak widzimy, przekonanie o tym, że śmierć w walce z przeciwnikami wiary prowadzi duszę rycerza do nagrody w wieczności uznane zostało za prawdę oczywistą. Tym samym chrześcijański rycerz powinien z radością ruszać do bitwy z wrogami wiary, gdyż zawsze odniesie w niej zwycięstwo – jeśli pokona wroga, będzie to triumf doczesny, jeśli polegnie – odbierze nagrodę w raju. Warunkiem takiej wiktorii jest jednak to, że sprawa, dla której [się] walczy, jest słuszna. [...] Jeżeli [...] [bowiem] unikniecie śmierci po zabiciu nieprzyjaciela, którego zaatakowaliście z myślą ujarzmienia go albo z zemsty, bez wątpienia przeżyjecie, lecz jesteście mordercami [...]. Zawsze jest to smutne zwycięstwo, gdy odnosimy je nad bliźnim, będąc pokonanym przez grzech.

W dziele Bernarda zostały też wyliczone wady, a nawet grzechy powszechnie w jego opinii spotykane wśród rycerzy świeckich. Noszą oni kosztowne szaty, klejnotami i złotem ozdabiają broń i uprzęże, a na oczy opadają im starannie trefione pukle włosów, których nie powstydziłaby się niewiasta. W takim to stroju i na koniach okrytych jedwabnymi kropierzami ruszają do walki w sprawach niezasługujących na pochwałę. „Jest bowiem pewne, że wasze spory i wojny wasze rodzą się z kilku nieprzemyślanych ataków gniewu, próżnego upodobania w zwycięstwie lub z żądzy jakichś podbojów ziemskich”. W przekonaniu świętego Bernarda, dążący do chrześcijańskiej doskonałości rycerz, nawet jeżeli nie wstąpił do zakonu rycerskiego, powinien wystrzegać się wyliczonych tu wad. Przede wszystkim zaś nie powinien angażować się w wojny z wątpliwych moralnie przyczyn, ponieważ „z całą pewnością nie można zabić bliźniego z tych samych powodów [tj. gniewu czy żądzy podbojów] w poczuciu całkowitej uczciwości”. Miles Christi zaś – jak każdy dążący do świętości chrześcijanin – powinien wystrzegać się grzechu.

REKLAMA
Gustave Doré, Bitwa pod Hittin , rysunek z 1885 roku (domena publiczna)

Kult świętych rycerzy?

Co ciekawe, mimo że śmierć w walce z wrogami wiary uznano za męczeństwo oraz wypracowano wzorzec chrześcijańskiej doskonałości uwzględniający oczekiwania i możliwości wojowników, nie rozwinął się żywy kult żadnego świętego średniowiecznego rycerza, który w przeciwieństwie do świętego Geralda nosiłby miecz splamiony ludzką krwią. Sugestywny obraz archaniołów zabierających duszę Rolanda do raju niewątpliwie przyczynił się do pojawienia się kultu dzielnego hrabiego. Pielgrzymi wędrujący do Santiago de Compostela mogli modlić się przy grobie Rolanda w Blaye, przy jego mieczu przechowywanym jako relikwia w Rocamadour oraz w opactwie w Roncevaux położonym nieopodal miejsca jego śmierci. Na jednym z witraży katedry w Chartres przedstawiono go jako świętego. Jednak ani Roland, ani żaden poległy na krucjacie krzyżowiec, ani nawet członek zakonu rycerskiego (kult templariusza Jakuba z Maillé poległego w bitwie w pobliżu Nazaretu w roku 1187 miał ograniczony zasięg) nie stał się powszechnie czczonym patronem rycerzy, który mógłby się równać ze świętym Jerzym czy nawet świętym Jakubem Apostołem. Ten ostatni wielokrotnie zstępował z nieba, konno i z mieczem w ręku, by wspierać chrześcijańskich rycerzy walczących z Maurami na Półwyspie Iberyjskim, co zapewniło mu przydomek Matamor, czyli Pogromca Maurów. Można wskazać wiele przyczyn takiego stanu rzeczy. Powołaniem każdego rycerza był udział w wojnie, a ta ze swej natury cechowała się gwałtownością i budziła niekontrolowane emocje. Tym samym dusze walczących w niej ludzi wystawione były na trudną próbę.

Co więcej, rycerzy na pola bitew wysyłali politycy, a ci stanowczo nazbyt często ignorowali zalecenie świętego Bernarda, by nie prowadzić wojen z „gniewu, próżnego upodobania w zwycięstwie lub z żądzy jakichś podbojów ziemskich”. Dlatego też święty Jerzy czy święty Jakub, odlegli w czasie i nieuwikłani we współczesną politykę, byli znacznie bardziej neutralnymi i powszechnie akceptowanymi świętymi. Należy również pamiętać, że kandydat na świętego wojownika powinien wyróżniać się nie tylko pobożnym życiem, lecz także nadzwyczajną skutecznością na polu bitwy. Najlepiej gdyby, podobnie jak inni święci, przekraczał ograniczenia ludzkiej natury. Z pewnością niełatwo było na tym polu dorównać Rolandowi, który gdy uderzy mieczem na wroga:

Kruszy mu hełm, w którym błyszczą karbunkuły, przecina mu czapkę wraz ze skórą na głowie, przecina mu twarz między oczami, cienką koszulkę stalową i całe ciało aż do kroku. Przez siodło nabijane złotem miecz dosięga konia. Przecina mu krzyż, nie macając stawów, wali go martwego na łąkę, na bujną trawę20.

Arcybiskup Turpin, który – jak pamiętamy – za pokutę nakazał „tęgo walić”, sam również nie pozostawał w tyle za innymi rycerzami. Gdy w najgorętszym momencie bitwy spadł:

z konia z ciałem przeszytym czterema włóczniami, szybko się prostuje, dzielny rycerz! Szuka spojrzeniem Rolanda, biegnie do niego i powiada tylko jedno słowo: „Nie jestem zwyciężony. Rycerz, póki żyje, nie poddaje się!”. Dobywa swego Almasa, miecza z błękitnej stali; w najgęstszej ciżbie zadaje tysiąc i więcej ciosów. Niebawem Karol uzna, że nie oszczędzał nikogo, bo znajdzie dokoła niego czterystu Saracenów, jednych zranionych, innych przeszytych na wylot, innych z uciętą głową.
Karol Wielki odnajduje Rolanda w wąwozie Roncevaux, miniatura z XIV wieku (domena publiczna)

Rycerskie czyny arcybiskupa, który wyróżniał się podczas całej bitwy, Francuzi mieli uczcić okrzykiem: „Oto dzielność! W rękach arcybiskupa pastorał nie przyniesie wstydu”.

Nie podejmując próby oceny wiarygodności dokonań Rolanda i jego towarzyszy (co dla tekstu hagiograficznego i tak nie miałoby większego znaczenia), należy zauważyć, że dla średniowiecznych chrześcijan mogło być trudne zaakceptowanie poglądu, iż świętość osiągnął rycerz, który przelał morze krwi, zabił wielu ludzi i ma licznych wrogów. Uznanie współcześnie żyjących rycerzy za świętych wymagałoby zatem znacznego przewartościowania ocen głęboko zakorzenionych w świadomości ówczesnych chrześcijan. W rezultacie możemy mówić o dość niezwykłej sytuacji. Z jednej strony wypracowany został wzorzec świętego rycerza, a z drugiej zachowywano wielką ostrożność przy wskazywaniu konkretnych osób, które skutecznie zrealizowały go w życiu.

Ten tekst jest fragmentem książki Wojciecha Mruka „Homo sanctus. Wzorce świętych w Europie Łacińskiej w średniowieczu”:

Wojciech Mruk
„Homo sanctus. Wzorce świętych w Europie Łacińskiej w średniowieczu”
cena:
59,00 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Naukowe PWN
Liczba stron:
248
Premiera:
22.10.2018
Format:
14.5x20.5cm
EAN:
9788301202149
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Wojciech Mruk
Doktor hab. nauk humanistycznych w dziedzinie historii, adiunkt w Instytucie Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jego główne zainteresowania badawcze to dzieje świata śródziemnomorskiego w wiekach średnich, życie religijne w świecie łacińskim w średniowieczu, dzieje kontaktów między chrześcijanami i muzułmanami w wiekach średnich.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone