II wojna światowa rozpoczęła się w Szymankowie
30 sierpnia 1939 roku ogłoszono w Polsce zarządzenie o powszechnej mobilizacji wojskowej. Tego samego dnia zarządzenie zostało odwołane, co wprowadziło chaos na stacjach w Tczewie i Szymankowie. Kilka godzin przed wybuchem wojny, na trasie Malbork – Tczew kursowały tylko dwa pociągi tranzytowe: nr 963 i 965.
1 września około godziny 3:00 nad ranem z Tczewa do Malborka wyjechał parowóz TY 685 po odebranie pociągu Nr 965. Maszynistami parowozu byli Bazyli Sakowicz i jego pomocnik Brunon Grenz. Kiedy zobaczyli czerwone światło na semaforze, zatrzymali parowóz w Kałdowie. Spostrzegli też, że z Malborka wyruszył już pociąg nr 963, który ciągnięty przez parowóz TY 521, standardowo prowadzili ich koledzy: Franciszek Wojciechowski wraz z pomocnikiem Matuszką.
Podczas mijania Sakowicz i Grenz ujrzeli w parowozie zupełnie innych ludzi. Sakowicz obserwował dalej skład jadącego pociągu. Na początku znajdował się wagon bagażowy, w którym według obserwacji Sakowicza nikogo nie było. Za nim jechało kilka wagonów, których drzwi były szeroko pootwierane, w następnych wagonach wszystkie luki były już pozamykane. Kilka sekund później Sakowicz otrzymał potężny cios w kark. Byli już na celowniku dwóch żołnierzy z trupimi czaszkami na czapkach i jednego cywila. Odprowadzono ich do budynku noclegowni, kazano ściągnąć mundury i czapki. Następnie odeskortowano ich do pokoju, w którym przebywała już pozbawiona mundurów załoga pociągu Nr 963, czyli Wojciechowski z Matuszką i czterech maszynistów, którzy mieli prowadzić pociąg do Chojnic. Przez szparę pomiędzy firanami Sakowicz zobaczył, jak jego parowóz oddala się w kierunku Szymankowa. Od momentu zatrzymania pociągu, do momentu odjazdu z niemiecką załogą w polskich mundurach, minęło około 15 minut. Po upływie kolejnych kilku minut w tym samym kierunku ruszył pociąg pancerny.
Równolegle, w Kałdowie na przystanek autobusowy wyruszył Alfons Klepinowski, dyżurny ruchu na stacji w Sopocie, który dzień przed wybuchem wojny w godzinach od 7:00 do 19:00 pełnił służbę w nastawni w Szymankowie. W drogę wybrał się razem z teściową Jadwigą Strzempkowską (żoną restauratora dworcowego z Szymankowa Aurelego Strzempkowskiego). Klepinowski wraz z teściową wyszli z domu już ok. godziny 4:00 nad ranem. Celem ich podróży był Sopot. Po drodze zostali zatrzymani przez SS-mana w celu kontroli dokumentów. Spostrzegli wtedy, że w kierunku Szymankowa porusza się pociąg pancerny (Klepinowski nazwał go: czołgiem poruszającym się po torze) w kolorze żółtym i zaraz za nim kolejny mniejszy pomalowany na zielono. W tym samym momencie nad ich głowami przelatywała eskadra niemieckich sił powietrznych Luftwaffe, a po drodze mijały ich ciężarówki wypełnione niemieckim wojskiem.
Zeznania Bazylego Sakowicza
Sakowicza i jego kolegów przetrzymywano w areszcie do godziny 8:30. Następnie odprowadzono ich w eskorcie około dwudziestu SS-manów do prezydium policji w Malborku. Spisano ich wszystkie dane osobowe. Sakowicz jako jedyny nie znał języka niemieckiego. Zapytany o miejsce zamieszkania bez wahania wskazał Tczew. Wywołało to oburzenie pytającego go żandarma. W odpowiedzi Sakowicz usłyszał, że nie Tczew, tylko Dirschau i że Tczew już nie istnieje. Mówił też, że Polacy chcieli wysadzić most, ale im się nie udało, a miasto jest już zajęte przez wojska niemieckie.
Podczas eskortowania Sakowicz zauważył grupę około czterdziestu osób. Byli nimi inspektorzy celni z Kałdowa i kilkunastu pracowników kolei z Szymankowa. Z nazwiska przypominał sobie tylko Sierackiego. Późną nocą wszyscy zostali przewiezieni do więzienia w Malborku, gdzie spędzili 3 doby. Tam Sakowicz zauważył kolejarza Piórkowskiego z Lisewa. Później aresztowanych przewieziono z Malborka do więzienia w Elblągu. Wśród nich było 48 mężczyzn i 1 kobieta. Garderoba wszystkich transportowanych była zdekompletowana. Kolejarzom brakowało marynarek i czapek. Inspektorom celnym – nawet butów, a kilku z nich odniosło rany. Podczas transportu Sakowicz dowiedział się, że zostali oni rankiem 1 września 1939 roku napadnięci w wagonie kolejowym w Kałdowie, który służył im za mieszkanie. Podczas snu ostrzelano ich z wagonów pociągu pancernego, który już jechał w kierunku Szymankowa. W Kałdowie nikt nie zginął, ale kilku celników zostało rannych.
Po nocy spędzonej w elbląskim areszcie ok. godziny 9:00 Sakowicza i resztę więźniów przewieziono dwoma autobusami do obozu Hohenbruch pod Tylżą. Razem było ich 90 osób. W obozie wszyscy zostali po raz kolejny przesłuchani. Tuż po nim oznajmiono Sakowiczowi, że jego zwolnienie jest niemożliwe, ponieważ jego nazwisko figuruje na czarnej liście. W związku z tym mężczyzna przebywał tam do listopada 1939 roku, zaś jego 7 kolegów zwolniono w połowie października tego samego roku. W listopadzie rozdzielono kolejarzy wraz z celnikami. Ci drudzy zostali w Hohenbruch, zaś kolejarzy przewieziono do obozu jenieckiego w Gdańsku – Nowym Porcie. Jak Sakowicz dowiedział się później, chodziły pogłoski, że celników wywieziono do Dachau. W styczniu 1940 roku podjęto decyzję o likwidacji obozu w gdańskim Nowym Porcie. W takich oto okolicznościach Sakowicz znalazł się w Stutthofie, gdzie przebywał do końca stycznia 1942 roku. Następnym „więziennym przystankiem” na drodze Sakowicza był obóz w Potulicach pod Nakłem. Wolność odzyskał w styczniu 1945 wraz z wyzwoleniem obozu przez Armię Czerwoną.
Grupa pułkownika Medema
W kierunku Tczewa w ramach „Operacji Dirschau” udawał się pociąg towarowy, wypełniony niemieckimi bojówkarzami z SA, tzw. grupa Kriewalda. W ramach przedsięwzięcia Sturmhauptführer Kriewald miał wyłonić z grona 280 bojówkarzy czternastu najlepszych ludzi, gotowych na wszystko i niecofających się przed niczym. Były to ludzkie „maszyny do zabijania”.
Wojska niemieckie współpracujące z bojówkarzami nazwano, od nazwiska dowódcy akcji pułkownika Gerharda Medema, „grupą Medema”. W jej skład wchodziły: dwa bataliony Grenzwachtu i Ersatztruppe oraz Pionier-Batalion 41, pociąg pancerny i części Aufklärungs – dywizjon 1 oraz MG batalion 7. W skład owej jednostki wchodził także Artillerie Regiment 57, któremu były podporządkowane: sztab, pluton łączności. Oddział pomiarowy artylerii, 2 baterie 15 cm ciężkich haubic piechoty oraz 2 lekkie (24-tonowe) kolumny taborowe.
Ten tekst pochodzi z książki Szczepana Michmiela „II wojna światowa wybuchła w Szymankowie”. Zamów e-booka i wspieraj nasz portal!
Zobacz też nasze pozostałe e-booki!
Zadaniem stojącym przed grupą było zdobycie ważnych mostów – kolejowego i drogowego – w Tczewie/Dirschau. Atak miał być przeprowadzony z zaskoczenia i to już pierwszego dnia wojny. Utrzymanie mostów miało umożliwić ustanowienie połączenia Prus Wschodnich z pozostałą częścią Rzeszy. Po tym, jak atak został zarządzony na 26 sierpnia, mógł on być jeszcze na czas odwołany dzień wcześniej przed godziną 22:30. Tak też się stało. 31 sierpnia Medem otrzymał ponowny rozkaz, ustalający termin ataku na pierwszy dzień września. Planowano, że pionierzy ukryci w pociągu towarowym przejadą przez most oraz zniszczą przygotowane instalacje minerskie. Jednocześnie mieli być wspierani atakiem bombowców nurkujących. Gdy o brzasku pociąg towarowy z pionierami wjechał na most, okazało się, że jest on zablokowany powbijanymi szynami. O godzinie 6:08 polska załoga wysadziła mosty w powietrze. Na skutek tego pułkownik Medem zarządził atak na Tczew oraz przeprawę na zachodni brzeg Wisły. Dywizjon wspierał ten atak ogniem obserwowanym oraz korygowanym przez lotnika, biorąc na cel koszary w Tczewie. Dopiero około południa pierwsze pododdziały pionierów mogły zostać przeprawione.
Nad ranem 2 września pierwsze oddziały dywizjonu mogły przeprawić się przez Wisłę. W godzinach wieczornych dywizjon otrzymał rozkaz przejścia do Gdańska. Tam został przyporządkowany „Kampfverband Danzig”, dowodzonemu przez generała brygady Eberhardta. We wczesnych godzinach rannych (3 września) dowódca dywizjonu zameldował się u generała Eberhardta w jego punkcie dowodzenia na okręcie liniowym „Schleswig-Holstein”. Dywizjon otrzymał rozkaz zajęcia pozycji na obszarze ujścia Wisły i wsparcia natarcia piechoty na Westerplatte. Zanim pozycje ogniowe mogły być osiągnięte, dywizjon otrzymał nowy rozkaz – wzmocnienie obrony od północy na kierunku Gdyni. Tym samym dywizjon miał zająć pozycje na obszarze pomiędzy Oliwą i Sopotem, co wydarzyło się w godzinach rannych 4 września. Po południu dywizjon został przesunięty na Danziger Höhe, na zachód od Oliwy w celu ubezpieczenia wschodniego odcinka gdańskiego frontu oraz wzmocnienia tam gdańskiej Heimwehry. Spodziewane polskie natarcie jednak nie nadeszło. 5 września dywizjon został sprowadzony do Elbląga, skąd następnie wysłano go koleją do Szczytna. Stąd wymaszerował na nowe stanowiska w rejonie Gehlenburga, gdzie podporządkowany 10. Dywizji Pancernej pozostawał do jej dyspozycji. 7 września jednostki te przekroczyły granicę koło Szubina i uderzyły na Łomżę. Tego dnia w 1. lekkiej kolumnie miał miejsce ciężki wypadek, który przyniósł dywizjonowi pierwsze i ostatnie straty w zabitych w kampanii wrześniowej. 9 września dywizjon przeszedł do rejonu na północ od Wizny, gdzie zajął pozycje, aby wesprzeć natarcie dywizji przez Narew, przy czym podczas wykonywania rekonesansu dowódca dywizjonu, Major Helbig, został ranny.
[…]
Pierwsza ofiara II wojny światowej
31 sierpnia od godziny 22:00 służbę dyżurnego ruchu na stacji w Szymankowie pełnił Alfons Runowski, którego pomocnikiem był zwrotniczy Roman Grubba. Wśród celników dyżur o godzinie 2:00 po Władysławie Kamińskim przejął Ignacy Wasielewski. W tym samym czasie przebudził się Eugeniusz Jarszyński. Niepokój Jarszyńskiego wzbudził pozostawiony przez niego samochód na podwórzu przed stacją. Kiedy podszedł do okna, wydawało mu się, że słyszał hałas obok samochodu. Z powodu panującej tej nocy mgły nie potrafił rozpoznać podejrzanych. Szybko się ubrał. Na schodach odbezpieczył pistolet i zbiegł na dół. Po chwili jego kolegów obudziły trzy strzały, które padły na ulicy od strony dworca. Wasielewski z Janem Michalakiem chcieli szukać kolegi, ale dowódca placówki, komendant Stanisław Szarek, kategorycznie im tego zabronił. Szarek uważał, że należy poczekać do rana. Jak się potem okazało, Eugeniusz Jarszyński był pierwszą ofiarą II wojny światowej.
Pokrzyżowane plany
Zniecierpliwiony Jan Ernst, dyżurny ruchu z Tczewa, oczekiwał na przybycie pociągu. W celu jego zlokalizowania zadzwonił do dyżurnego z dworca w Szymankowie. Telefon odebrał Alfons Runowski. Zakomunikował, że pociąg właśnie w tej chwili zbliża się do Szymankowa, a po chwili dodał stonowanym głosem: Miejcie się dziś na baczności! Więcej nie mogę powiedzieć, gdyż mam tu strażnika, który w tej chwili wyszedł. Po pięciu minutach Jan Ernst ponownie zatelefonował, ale w Szymankowie już nikt nie odbierał. Zaniepokojony tczewski dyżurny ruchu zawiadomił oficera łącznikowego na stacji w Tczewie, który powiadomił o sprawie wojsko. Postanowiono, że pociąg, kiedy zbliży się do Lisewa, zostanie poddany kontroli. Prawdopodobnie w czasie, kiedy Jan Ernst dzwonił do Szymankowa, Runowski był już martwy. Wydarzenie miało miejsce około godziny 4:25, ponieważ pociąg z Kałdowa wyjechał ok. godziny 4:15. Pociąg zbliżał się do Szymankowa z większą prędkością niż zwykle, co zaniepokoiło polskich kolejarzy i celników. Tak jak zeznał Kelpinowski, w odległości około 100 metrów za pociągiem jechał wóz pancerny w kolorze zielonym, wyposażony w lekkie działka. Prawdopodobnie to zawiadowca stacji Roman Grubba, który pełnił w tym czasie funkcję zwrotniczego, przestawił zwrotnice, kierując pociąg na ślepy tor nr 5. Niemcy nie spodziewali się takiego obrotu sprawy.
Założenia „Akcji Tczew”
Według planu „Aktion Dirschau” („Akcja Tczew”) pierwsza kompania 41. Batalionu Saperów, ukryta w pociągu tranzytowym nr 963 o 65 wagonach oraz część drugiej kompanii tego batalionu podróżująca w samochodzie i krytej przyczepie do przewozu mebli, miały równocześnie zsynchronizować swoje działania z atakiem lotniczym. Głównym zadaniem było zniszczenie ładunków podłożonych przez tczewskich saperów na mostach kolejowym i drogowym. Reszta grupy Medema miała wyjechać z Malborka ok. godz. 4:45 do utrzymania obu mostów na Wiśle. Zostali jednak nieoczekiwanie zatrzymani. Atak bojówki niemieckiej z pociągu i żandarmów stacjonujących w Szymankowie był skoordynowany.
Około godziny 4:00 kierownika odcinka drogowego w Kałdowie, przeniesionego 20 maja do Szymankowa, Alfonsa Lessnaua, obudził dźwięk przelatujących w kierunku Tczewa samolotów. Lessnau ubrał się pospiesznie i wyszedł na podwórze, lecz niczego niepokojącego nie zauważył. Wrócił do mieszkania oddalonego nieco od budynku dworca. Następnie zbudził kolegę Artura Okroya, który był jego sublokatorem i małżonkę Elżbietę. Niedługo potem zobaczył przez okno od strony torów jak żołnierz SS – Haimwehr z bronią w ręku prowadzi nastawniczego Romana Grubbę, który mieszkał w Gdańsku w Oliwie. Lessnau pomyślał o ucieczce, ale zrozumiał, że nie ma dokąd. Razem z Okroyem zaczęli palić papierosy marki „Derby”. Nagle żona Lessnaua dostrzegła przez okno od strony ulicy, jak Gröning wraz z dwoma SA-manami prowadzą Jana Żelewskiego i Pawła Platha, upokarzając ich na ulicy, rozkazując im robić „padnij i powstań”.