Jacek Banaszkiewicz – „Takie sobie średniowieczne bajeczki” – recenzja i ocena

opublikowano: 2013-08-09 19:45
wolna licencja
poleć artykuł:
Czy w średniowiecznej narracji historycznej może się kryć coś więcej niż tylko relacja o wydarzeniach, coś, co jest bardziej uniwersalne? Tak. Więcej – to „coś” może postawić badacza w trudnej sytuacji, kiedy nie potrafi już oddzielić rzeczywistości od baśni. Co robić?!
REKLAMA
Jacek Banaszkiewicz
Takie sobie średniowieczne bajeczki
nasza ocena:
10/10
cena:
39,00 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Avalon
Rok wydania:
2012
Okładka:
miękka
Liczba stron:
603
Format:
130×210 mm
ISBN:
978-83-7730-078-7

Niech zacznie się od takiej sobie bajeczki... Bracia [Lewisowie] lubili szybkie i forsowne marszruty, trwające pół godziny [...]. Potem zatrzymywali się na tak zwany popas. Wtedy siadali lub kładli się na czas potrzebny do wypalenia papierosa. Później drugi z nich brał worek, jak nazywali plecak, i znowu szli forsownym marszem kolejne pół godziny. [...] Tolkien był wyraźnie zadowolony, że pozostał w tyle za Lewisami, których określił jako „bezlitosnych piechurów, naprawdę bezlitosnych”. Oczywiście nie był przyzwyczajony do tego typu wędrówki [...]. Zwykł zatrzymywać się, a przynajmniej zwalniać tempo, kiedy miał coś ciekawego do powiedzenia. Lubił przystawać i patrzeć na drzewa, ptaki i owady, które mijaliśmy. Zagadnienia z historii naturalnej znał o wiele lepiej niż ja, a na pewno lepiej niż Lewisowie, i wciąż wygłaszał interesujące informacje o roślinach, które mijaliśmy. [...] Tak oto mówił o pospolitym kukliku: „Oto kuklik pospolity, po łacinie herba benedicta. Jak pan myśli, co to znaczy?” „Błogosławione ziele”. „Właśnie, chociaż Anglicy wolą tłumaczyć to jako Ziele św. Benedykta. Jest błogosławione, ponieważ strzeże przed diabłem. Jeżeli umieści się je w domu, diabeł nie może nic tam zdziałać, a jeśli nosi się je przy sobie, żadna jadowita bestia nie podejdzie na zasięg zapachu”. A tak mówił o glistniku: „Czy wie pan, że podczas zbierania glistnika należało odmawiać specjalną kombinację Zdrowaś Mario i Ojcze Nas? Jest to jeden z licznych przypadków, kiedy chrześcijańskie modlitwy weszły w miejsce pogańskich, bo w dawnych czasach trzeba było wypowiadać przy tej okazji zaklęcia runiczne” .

Oto fragment wspomnień z pewnego spaceru, gdzieś po okolicach Malvern w Anglii, który odbył się ponad pół wieku temu. Czytelnik nie znajdzie jednak w recenzowanej przeze mnie książce ani słowa o nim. Ale droga przez kolejne teksty zbioru artykułów Jacka Banaszkiewicza pt. Takie sobie średniowieczne bajeczki będzie takim właśnie spacerem.

Autor – historyk mediewista i znawca literatury wczesnośredniowiecznej – jest związany naukowo z Warszawą (Instytut Historyczny na Uniwersytecie Warszawskim, Instytut Historii PAN) oraz Lublinem (Instytut Historii na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej). W swojej wieloletniej karierze wydał trzy ważne książki i ok. dziewięćdziesięciu uzupełniających je artykułów (część została przetłumaczona na języki obce i opublikowana w czołowych periodykach zagranicznych, jak: Annales ESC czy Frühmittelalterliche Studien).

REKLAMA

Przedmiotem zainteresowań Jacka Banaszkiewicza są przede wszystkim wczesnośredniowieczne łacińskie kroniki europejskie, choć wyjątkowe miejsce w jego badaniach zajmują dzieła Galla Anonima i Wincentego Kadłubka. Bardzo często zapuszcza się również na tereny ruskiego latopisarstwa, skandynawskich sag i kontynentalnych tradycji epickich. W swoich wędrówkach po literaturze średniowiecznej nie stara się dojść do ustalenia rzeczywistego przebiegu opisywanych wydarzeń. Wręcz przeciwnie – wskazuje, jak wielki dystans trzeba zachować względem informacji podanych przez dziejopisów minionych epok. U podstaw takiej ostrożności leżą uchwytne w tekstach stałe, powtarzalne fabuły, struktury narracyjne, w które wtłaczane są wydarzenia z przeszłości. Można wyróżnić ich trzy grupy. Do pierwszej należą fabuły krążące wokół tematu wspólnoty: jej konstytuowania się, ustanawiania w niej władzy i praw, jej różnicowania się względem innych wspólnot. Inny zbiór tworzą powtarzalne epizody jak: uczta, zemsta, małżeństwo, wyprawa wojenna. Wreszcie wśród badanych zjawisk znajdują się postacie typowe: bracia dioskurowie czy grupy junaków, a także wielcy bohaterowie, wokół których ogniskuje bogata tradycja: Bolesław Śmiały, Lestek.

Podobną problematyką zajmowano się na gruncie religioznawczych badań nad mitami i mitologiami. Oryginalność spojrzenia Jacka Banaszkiewicza polega jednak na tym, że zjawiska występujące w narracjach mitologicznych badacz dostrzega również w przekazach historiograficznych, uważanych często za w pełni wiarygodne i oddające rzeczywisty przebieg wydarzeń.

Autor pozwala zatem historykom-Lewisom biec dalej, a sam zatrzymuje się nad swoimi Lestkami-glistnikami i Bolesławami-kuklikami, proponując inne spojrzenie na przekazy średniowieczne. Pyta o dyskurs, zastanawia się nad sposobem mówienia o wydarzeniach, o postaciach. Przerzuca w ten sposób punkt ciężkości z pytania: co się wydarzyło? na: jak się myśli o tym, co się wydarzyło? W jednej ze swoich wypowiedzi powiada: Ja wierzę w rzeczywistość, tylko że ona jest daleko, szczególnie dla mediewisty i ja jej nie sięgam. Wierzę, że rozbierając te fabuły, my dowiadujemy się czegoś istotnego o tej rzeczywistości, tylko że to jest niezwykle ulotne, nie da się zaokrąglić tak, jak byśmy chcieli .

REKLAMA

Metodą Jacka Banaszkiewicza jest komparatystyka. Zgodnie z jej założeniami badacz poszukuje w swoich źródłach podobnie ustrukturyzowanych narracji. Punktem wyjścia są oczywiście fabuły wczesnośredniowieczne. Uchwyciwszy jakąś interesującą strukturę, autor wyrusza w długą peregrynację, w trakcie której do analizy wprowadza teksty kronik łacińskich czy ruskich latopisów. Na tym jednak nie koniec: jego dalsza droga prowadzi poprzez tradycje i mity germańskie, celtyckie, słowiańskie, a nawet indyjskie, w czym za inspirację i przewodnika miał zawsze George’a Dumezila. Czasem jednak puka do bliższych nam czasowo drzwi, zaglądając przez ramię Adamowi Mickiewiczowi czy Quentinowi Tarantino.

Choć za każdą analizą stoi świetne rozeznanie w literaturze przedmiotu, Jacek Banaszkiewicz nie jest jedynie bywalcem przetartych szlaków. Cały jego dotychczasowy dorobek ma w sobie dużo oryginalności, dzięki czemu bez trudu można umiejscowić go w rzędzie takich badaczy, jak Claude Levi-Strauss, Aron Guriewicz, Władymir Propp z jednej, a Roland Barthes, Jacques Derrida i Hayden White z drugiej strony. Co ważniejsze, nie zajmuje on miejsca li-tylko kontynuatora wielkich humanistów, lecz raczej stanowi dla nich równie wartościowego dyskutanta.

Takie sobie średniowieczne bajeczki to niejako czwarta książka w dorobku autora (po analizie przekazu Kroniki Dzierzwy, rozpracowaniu Gallowego podania o Piaście i Popielu oraz szerokim komentarzu komparatystycznym do dziejów bajecznych Wincentego Kadłubka). Stanowi ona wybór artykułów z dorobku powstałego na przestrzeni przeszło czterdziestu ostatnich lat. Znalazły się tu prace wydane tak w czasopismach historycznych, jak i w publikacjach zbiorowych. Michał Tomaszek, autor wstępu, wskazuje, że starano się wybrać teksty znaczące ze względu na temat i charakterystyczne ze względu na metodę.

REKLAMA

Każdy z artykułów jest całością samą w sobie. Stąd, żeby Czytelnikowi nie psuć radości odkrywania kolejnych mikroświatów, tylko dla zachęty powiem, że napotka na swojej drodze: analizę kolejnych odsłon legendy o Bolesławie Śmiałym, rozważania nad wjazdem Bolesława Chrobrego do Kijowa w kontekście rytu obejmowania władzy, spojrzenie na reguły uczty rozrachunku z Quentinem Tarantino w tle czy odkrycie kulturowych korzeni Mickiewiczowskich Gerwazego i Protazego. Moim faworytem jest jednak opowieść o Lestku w kontekście mitycznej wielkiej bitwy na równinie Braviku, gdzie miały stanąć naprzeciw siebie armie największych bohaterów tradycji epickich basenu Morza Bałtyckiego. Każdy wybór jest oczywiście z konieczności subiektywny. Choć więc brakuje mi wśród omawianych prac moich ulubionych: o łaźni jako miejscu silnie nacechowanym kulturowo czy – bardziej syntetycznej – o tradycjach dynastyczno-plemiennych Słowiańszczyzny północnej, to mimo wszystko, w kontekście całości dorobku badacza, zestawienie, obejmujące szesnaście tekstów, jest bardzo dobre. Ponadto zdaje się, że artykuły zostały tak ułożone, by możliwie w każdym znalazł się zalążek kolejnego. Odkrywanie tej relacji daje dodatkową radość z czytania.

Biorąc więc pod uwagę jakość merytoryczną artykułów, świetny język autora, w końcu bardzo dobry wybór tekstów, a przy tym niewygórowaną cenę za ponad 600 stron czystej przyjemności, książce należy wystawić najwyższą notę, a Czytelnika zaprosić do pasjonującej wędrówki w towarzystwie Profesora, co nie lubi się spieszyć.

Zobacz też:

Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Norbert Gołdys
Norbert Gołdys – studiował Stosunki Międzynarodowe na Uniwersytecie Warszawskim. Pasja mediewistyczna i poszukiwanie człowieka z przeszłości skłoniły go jednak do zmiany kierunku. Obecnie jest studentem I roku studiów magisterskich w Instytucie Historycznym UW. Zajmuje się przede wszystkim polskim średniowieczem, ze szczególnym uwzględnieniem dziejów Mazowsza w XI-XIII w. W sowich poszukiwaniach sięga tak po osiągnięcia badaczy źródeł pisanych, jak i owoce pracy archeologów, numizmatyków czy antropologów. Wolne chwile poświęca na turystykę rowerową i grę na gitarze.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone