Jacek Purchla – „Kraków 1990. Na przełomie epok” – recenzja i ocena
Jacek Purchla – „Kraków 1990. Na przełomie epok” – recenzja i ocena

Prof. Jacek Purchla nie występuje tu wyłącznie jako badacz dziejów Krakowa i samorządności miejskiej, ale także jako jeden z uczestników wydarzeń, które opisuje. Ta podwójna perspektywa – historyka i praktyka – nadaje książce charakter rzadko spotykany w polskiej literaturze poświęconej transformacji ustrojowej na poziomie lokalnym. Rzadko spotykany, bo okres transformacji wciąż wydaje się mało atrakcyjny dla badaczy. A i czytelnicy przeważnie gubią się w gąszczu trudnych faktów i niuansów – zwłaszcza, że one są najistotniejsze w całej tej skomplikowanej układance.
Rok 1990 jawi się w narracji Purchli jako moment graniczny: kres starego porządku i początek nowego, którego reguły dopiero się kształtują. Odradzająca się samorządność nie jest tu traktowana jako administracyjny fakt dokonany, lecz jako proces pełen napięć, niepewności i sprzecznych interesów. Autor pokazuje, że „przełom” nie oznaczał jednoznacznego zerwania z przeszłością, lecz raczej mozolne negocjowanie nowej tożsamości miasta — instytucjonalnej, politycznej i kulturowej, a nawet urbanistycznej. Wszystko na tle przemian w kraju.
Jednym z największych atutów książki jest sposób, w jaki Purchla splata analizę struktur oraz przemian politycznych z opowieścią o ludziach. Samorząd nie jawi się jako abstrakcyjny mechanizm, lecz jako arena starcia ambicji, wizji i charakterów. Autor nie idealizuje początków krakowskiej samorządności — pokazuje je jako pole konfliktu, w którym lokalne interesy krzyżują się z naciskami polityki krajowej, a entuzjazm zmian często zderza się z ograniczeniami prawnymi i instytucjonalnymi.
Szczególnie cenne jest to, że badacz konsekwentnie osadza wydarzenia w długim trwaniu historii Krakowa. Miasto nie jest tu jedynie tłem transformacji, lecz aktywnym podmiotem – organizmem obciążonym własnym dziedzictwem, pamięcią i symbolicznym znaczeniem. Autor, jako historyk zajmujący się badaniem Krakowa w sposób wieloaspektowy ma więc szczególne predyspozycje, by opowiedzieć o przełomie. Kraków, z całą swoją monumentalną przeszłością, okazuje się bowiem zarówno beneficjentem, jak i zakładnikiem historii. Staje się laboratorium zmian towarzyszących transformacji ustrojowej.
Całość została opracowana na imponującej bazie źródłowej oraz szerokiej kwerendzie w prasie. Ta ostatnia stała się niemym świadkiem epoki. Rodzący się pluralizm był lekcją staranności przekazywania faktów, dbałości o uczciwość i rzetelność dziennikarską. Był również efektem wewnętrznej potrzeby manifestowania wolności – i utrzymania jej. Purchla zwraca uwagę, że dopiero po latach odkrył znaczenie wielu sytuacji, w których sam brał udział – właśnie dzięki relacjom zamieszczanych w gazetach i tygodnikach. Nie dziwi więc, że często przywołuje cytaty – one to nadają nie tylko dynamikę całej opowieści, ale także dramatyzm. To w połączeniu z narracją pierwszoosobową zwiastuje dzieło szczególne. Obawiam się tylko, że jego znaczenie zostanie odkryte za wiele lat.
Poruszająca jest tutaj diagnoza uczestnika, a zarazem historyka: obywatelski entuzjazm towarzyszący tworzeniu się samorządu gdzieś uleciał. Jego miejsce zajęło upartyjnienie i upolitycznienie, co było może nieuchronne, ale dowodzi, że zaprzepaszczono szansę na pełne wyzyskanie twórczej energii społecznej, jaka tkwiła w miastach u progu III Rzeczypospolitej. Samorząd oczywiście trwa, lecz przykład Krakowa dobrze pokazuje, że pęknięcia pojawiły się na początku – kryzys w Radzie Miasta jest tu więcej niż charakterystyczny. Komunizm ostatecznie przezwyciężono, ale ciężar odziedziczony po słusznie minionej epoce pozostał i odbija się nieprzyjemną czkawką. Purchla stwierdza, że „słabość władzy publicznej – zwłaszcza w wielkich miastach – jest w Polsce słabością władzy publicznej wobec siły żywiołów rynku”. Interes publiczny przegrywa tu starcie z partyjniactwem i interesem grup nacisku. Sam Kraków stał się areną rywalizacji dwóch największych partii politycznych, w których obowiązuje dyscyplina partyjna. „Interes społeczny liczy się, gdy jest zgodny z linią partyjną” – to już komentarz prof. Zygmunta Kolendy.
Osobny komentarz należy poświęcić stronie edytorskiej. Mamy bowiem do czynienia z dużym, raczej nieporęcznym formatem. Wydawca zadbał jednak, by książka nie była jeszcze jednym, obszernym tomem do odstawienia na półkę, a nie do lektury. Szerokie marginesy (świetny wybór!), pozwalają nie tylko złapać trochę oddechu, ale właśnie tam zamieszczono przypisy. Format daje też szansę na zaprezentowanie bogatego materiału ilustracyjnego, a duże zdjęcia dobrze przemawiają do wyobraźni.
„Kraków 1990. Na przełomie epok” nie jest stereotypową opowieścią o „transformacyjnym tryumfalizmie”, ale mocną i świetnie udokumentowaną historią zmiany, której skutki odczuwamy – i będziemy odczuwać – przez lata. Nie jest to też mikrohistoria: Kraków jest tu raczej figurą żmudnego wychodzenia z dawnego systemu, zrywania jego okowów i duszenia patologii w zarodku. Bardzo ważna książka.
