Jacek Woźniakowski - „Ze wspomnień szczęściarza” – recenzja i ocena
Archiwizacja wspomnień może czasami wydawać się zajęciem przygnębiającym, wymaga wszak zogniskowania spojrzenia, nie tyle na tym co obecnie się zdarza ani też wkrótce nastąpi, lecz na tym co było. Im dalej w przeszłość, tym lepiej dla skrupulatnie przeszukującego zawiłe, mentalne skrytki kustosza. A stąd pozostaje już tylko krok do zwykłego gderliwym starcom resentymentu. O ile jednak wybiórcze nurzanie się w przeszłości może okazać się zwodniczym, o tyle tworzenie kolekcji szczególnych zdarzeń, nieść może w sobie pewną wartość. W takim metodycznym zbiorze znaleźć się bowiem mogą pieczołowicie wybrane, cenne artefakty. W tomie Jacka Woźniakowskiego czytelnik nie odnajdzie zatem powątpiewającego tonu ani mdłej melancholii, krakowski redaktor buduje tu za to niezwykłą narrację o minionym czasie i wciąż delikatnie obecnych tu i ówdzie oznakach świata tworzonego przez nieistniejący już - w dużej mierze - krąg postaci.
Autor, niegdyś wieloletni redaktor i korespondent „Tygodnika Powszechnego”, współzałożyciel i redaktor naczelny Wydawnictwa Znak, profesor historii sztuki na KUL-u, wykładowca zagranicznych uczelni, w tym Le Mirail w Tuluzie i Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie oraz jak, nieco prześmiewczo, opisał go Stefan Kisielewski: „(...) podróżnik, bywalec świata, a zarazem z zamiłowania polski prowincjusz, krakauer i zakopiańczyk; (...) człek chorowity, a wysportowany i wytrzymały; (...) nonszalancki i uparty, a ustępliwy i serdeczny”; w publikacji stara się oddać sprawiedliwość rozwichrzonemu genealogicznemu drzewu, którego jest nadzwyczaj późnym wnukiem. Rachityczny rysunek owego drzewa został tu nawet dodany na osobnym arkuszu, niejako na poświadczenie tego jak trudno, w bogatej sieci przodków wyrysować jakieś niedwuznaczne linie. Losy świetnych rodów polskiej i litewskiej szlachty, za sprawą mariaży w kolejnych pokoleniach, splatały się bowiem po wielokroć.
Znajdziemy tu zatem opisy epizodów z życia rodziny Rodakowskich, przodków ojca autora, Henryka Woźniakowskiego oraz niezwykłe opowieści o powikłanych losach rozmaitych postaci z rodu Pawlikowskich – rodziny matki, Wandy Pawlikowskiej (primo voto Woźniakowskiej, secundo voto Tarnowskiej). Pośród rozległej galerii iście zjawiskowych person, wyjątkową rolę wydaje się odgrywać babka, Maria Rodakowska później Woźniakowska, której zachowany w nienaruszonym stanie pamiętnik, w dużej mierze posłużyły krakowskiemu redaktorowi za barwne źródło narracji. W osobie babki wydają się też zbiegać niezwykłe cechy, które składają się na sprzeczności tkwiące na pozór w poglądach i upodobaniach samego Woźniakowskiego. Maria dorastała w Paryżu i Wiedniu, jako córka malarza Henryka Rodakowskiego i Kamilli z Salzgeberów, otaczając się kręgiem postaci ówczesnej artystycznej i intelektualnej elity, autor wspomina o jej oczytaniu, umiłowaniu literatury francuskiej i niemieckiej. Poślubiając polskiego szlachcica, przeprowadziła się na zaś do jego majątku na prowincji, przeżywając zapewne niemały wstrząs cywilizacyjny. Nigdy jednak nie traciła osobliwego dystansu do rzeczywistości, godności i francuskiego akcentu.., o czym poświadczają karty pamiętnika. Bohaterów formatu babki Rodakowskiej, w narracji pojawia się całe mnóstwo, miejscem zaś, które skupia potomków rodziny, w czasie świat i okazjonalnych rautów, dając zarazem początek wielu legendom, okazuje się wybudowany przez dziadka Gwalberta Pawlikowskiego „Dom pod Jedlami” w Zakopanem. Woźniakowski spędza tu wczesne lata dzieciństwa, przez dom przewijają się zaś znamienici goście i sąsiedzi, jak choćby nielubiany przezeń (za gniewny wyraz twarzy) Witkacy. Mnóstwo w tym wszystkim literatury, poezji, malarstwa, goszczą tu wszak pisarze, malarki, dyplomaci i profesorowie uniwersytetów.
Kolejne okresy w życiu Woźniakowskiego, znaczą nie mniej znamienite osoby. Jednak period najbardziej ciekawy, choć mniej już beztroski i magiczny niż sielskie dzieciństwo, przypada na czas krakowskiej naukowej i społecznej działalności. Tu znów bowiem pojawia się cały kalejdoskop niemal ikonicznych dla europejskiej kultury postaci. Przyjaciele i życzliwi adwersarze w sporach, literaci i ideolodzy, mądre i uzdolnione koleżanki z wydawnictw oraz akademickich instytutów, każda z tych osób otwiera nową, cenną dla redaktora opowieść. Korespondencje i odczyty, wykłady i naukowe publikacje, wreszcie książki, wydawnictwo i polityka, wszystko to rodzi się na styku spotkania osób, jak zdaje się, w każdym kolejnym rozdziale tomu, podkreślać Woźniakowski. Nie sposób wtedy polemizować z przyjętym przezeń w tytule przekonaniem, że to w istocie wspomnienia szczęściarza.
Tom „Ze wspomnień szczęściarza” to lektura nie tylko dla tęskniących za odległym światem kosmopolitycznej arystokracji i ziemiańskim stylem życia, to świadectwo (potwierdzone także licznymi zgromadzonymi w zbiorze fotografiami) umiejętności zachowania nieugiętej postawy w nieodwracalnie zmieniającym się świecie, gdzie jedyną ostoją rozmaicie definiowanego szczęścia są ludzie, którzy podzielają nasz sposób pojmowania rzeczywistości.
Korekta: Wioleta Mierzejewska