Jak Polacy wpłynęli na rozwój XIX-wiecznego Kijowa?

opublikowano: 2024-05-30 13:20
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
W XIX wieku Polacy stanowili elitę społeczną i intelektualną Kijowa, a po powstaniu listopadowym ponad 60% studentów tamtejszego uniwersytetu stanowili polscy studenci. Dość powiedzieć, że w latach 1860–1863 prezydentem miasta był Józef Zawadzki. Z kolei projektantem słynnego Domu z Chimerami był Władysław Horodecki. Gmach jest obecnie rezydencją prezydenta Ukrainy.
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Violetty Wiernickiej „Polacy w Ukrainie. Czasy carskie”.

Monastyr Michajłowski na początku XX wieku

Najdobitniejszym świadectwem polskich wpływów w Kijowie było pełnienie funkcji prezydenta przez Józefa Zawadzkiego w latach 1860–1863. Urodził się on w 1818 roku w Wilnie w szlacheckiej rodzinie. Jego ojciec i imiennik był tam słynnym wydawcą i księgarzem. W 1839 roku przyszły prezydent ukończył wileńskie gimnazjum, po czym przeniósł się do Kijowa i dwa lata później otworzył dobrze prosperującą księgarnię. W 1850 roku wydzierżawił na okres 12 lar drukarnię Uniwersytetu św. Włodzimierza, której stan finansowy i techniczny pozostawiał wiele do życzenia. Energicznie zabrał się do pracy i już wkrótce kondycja przedsiębiorstwa znaczenie się poprawiła. Administracja uczelni była zadowolona z tej współpracy, a jej przedstawiciele mówili o nim jako o „sumiennym i doświadczonym” przedsiębiorcy. Dlatego nasz rodak dzierżawił drukarnię aż 34 lata! Zawadzki nie traktował swojej pracy wyłącznie jako źródła dochodu. Jak pisał petersburski tygodnik „Kraj”, „prowadził on swój biznes z poczuciem duchowego posłannictwa”. Do tej opinii przyczynił się fakt, że w uniwersyteckiej drukarni Zawadzki wydawał książki w języku polskim. W Kijowie Zawadzki zyskał tak dużą renomę, że przez wiele lat pełnił funkcję radnego miejskiego. Ukoronowaniem jego kariery była nominacja na prezydenta miasta w 1860 roku. W czasie swojego urzędowania doprowadził do otwarcia miejskiego pogotowia ratunkowego i giełdy towarowej. Musiał ustąpić z tego stanowiska w kwietniu 1863 roku. Domniemamy, że po wybuchu powstania styczniowego na Polaków na wysokich stanowiskach administracyjnych patrzono krzywym okiem.

***

Po stłumieniu powstania styczniowego na Polaków spadły liczne represje. Zlikwidowano kaplicę katolicką na Uniwersytecie św. Włodzimierza, na którym Polacy, tj. katolicy, nie mogli teraz stanowić więcej niż 20% ogółu studentów. Zaprzestano mianowania ich na kierownicze i eksponowane stanowiska. Oficjalny stosunek władz do Polaków był podejrzliwy i nieufny, ale poszczególni przedstawiciele władzy nie zawsze stosowali się do wytycznych zwierzchników. W Kijowie gubernatorzy – jak wspominał Tadeusz Bobrowski – „przedkładali towarzystwo polskie nad swojskie”. Gdy w roku 1865 lub 1866 do miasta przybył wielki książę Konstanty Mikołajewicz, młodszy brat Aleksandra II, na jego cześć wydano bal. Żona gubernatora Kaznakowa „zaprosiwszy polskie damy, te tylko wielkiemu księciu prezentowała, zaś z dam rosyjskich jedną tylko – resztę uznawszy za nie presentables”. Najdobitniej o roli i miejscu Polaków w Kijowie po powstaniu styczniowym napisał Mariusz Korzeniowski:

„Ich obecność wiązała się z rozwojem gospodarczym miasta, wzrostem jego znaczenia edukacyjnego, spełnianiem roli centrum administracyjnego, ekonomicznego i kulturalnego dla Dnieprowskiego prawobrzeża. Systematyczne powiększanie się liczby Polaków, szczególnie po klęsce powstania styczniowego, było konsekwencją wzrostu represji władz carskich wobec mniejszości polskiej na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie, wprowadzenia reformy uwłaszczeniowej, a tym samym konieczności określenia na nowo podstaw jej położenia materialnego. Specyfiką tej społeczności, w przeciwieństwie do kolonii polskich np. w Petersburgu, Moskwie czy Charkowie, było to, iż rozwijała się przy zachowaniu ścisłych kontaktów i w oparciu o polską ludność autochtoniczną zamieszkałą na prawobrzeżnej Ukrainie. O pozycji Polaków w Kijowe w drugim półwieczu XIX i w pierwszych dwóch dekadach XX stulecia decydowały zatem status społeczny, niejednokrotnie warunkowany ziemiańskimi korzeniami, wykształcenie, a także znaczenie w rozwoju miejscowego przemysłu, handlu i bankowości. Wydaje się, że Kijów pełnił podobną, jeżeli nie taką samą rolę, jak Wilno, Kraków czy Warszawa – będąc największym ośrodkiem miejskim na prawobrzeżnej Ukrainie w naturalny niejako sposób przyciągał lokalną ludność polską. Niewątpliwie stanowił punkt odniesienia dla gospodarczych, politycznych, kulturalnych i edukacyjnych aspiracji Polaków i w pewnym sensie dla kształtowania ich postaw patriotycznych”.

REKLAMA

Wprawdzie klęska powstania styczniowego i represje trochę zahamowały wzrost polskiej populacji, ale po 1881 roku nastąpił jej ponowny rozwój. W 1881 roku odnotowano w Kijowie 10 409 naszych rodaków (ok. 8% ogólnej liczby mieszkańców), a w 1887 roku – 19 397 (11,7%). Spis powszechny z roku 1897 ujawnił, że język polski jako ojczysty zadeklarowało 16 579 osób (5,6%). W 1909 roku doliczono się 44 409 naszych rodaków (9,8%).

Kijów około 1900 roku

Do przyszłej ukraińskiej stolicy ciągnęły przede wszystkim „zdeklasowane rody szlacheckie, które w czasie styczniowego zrywu niepodległościowego, a następnie represji carskich oraz z powodu nieprzystosowania się do nowych realiów gospodarczych wywołanych reformą uwłaszczeniową z 1861 roku […] utraciły swoje majątki i w efekcie osiedlały się w miastach Kraju Południowo-Zachodniego”.

Do Kijowa – w nadziei na sukcesy artystyczne – przyjeżdżały setki, a może nawet tysiące, twórców. Wśród nich były siostry Bereda: 14-letnia Stefania i 3 lata młodsza Eleonora, baletnice. Dziewczyny zrealizowały swoje plany zawodowe; ta druga zaś poznała kolegę po fachu Tomasza Niżyńskiego, któremu w 1889 roku urodziła słynnego Wacława. Na gościnnych występach w Kijowie bywały Polki – solistki Cesarskiego Teatru Maryjskiego w Petersburgu, m.in. Maria Łubkowska i Aleksandra Klamrzyńska, Janina Korolewicz-Waydowa. Ta ostatnia pozostawiła opis swojego sukcesu w ukraińskiej stolicy. Gdy artystka przyjechała do Kijowa, wszystkie bilety były wyprzedane. Korolewicz-Waydowa mogła wybrać repertuar i zdecydowała się na Halkę. Śpiewała ją po polsku, mimo że publiczne wykonywanie oper w języku polskim było zabronione. Gubernator zrobił wyjątek dla Korolewicz-Waydowej, która tak wspominała swój występ: „Sukcesu mojego nie mogę ująć w słowa, gdyż poza entuzjazmem publiczności dla kreacji – była to także manifestacja narodowa”. Prawdziwym mistrzem fotografii był Konstanty Łobojko, właściciel zakładu fotograficznego. Pochodzący spod Łowicza Wilhelm Kotarbiński był współtwórcą fresków w soborze św. Włodzimierza. Architekt Karol Majewski (1824–1897) przeprowadził szczegółowe badania Soboru Sofijskiego w Kijowie, wynikiem których „były szczegółowe mapy i rysunki”. Był on odpowiedzialny za remont Maryjskiego Pałacu Cesarskiego w przyszłej ukraińskiej stolicy.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Violetty Wiernickiej „Polacy w Ukrainie. Czasy carskie” bezpośrednio pod tym linkiem!

Violetta Wiernicka
„Polacy w Ukrainie. Czasy carskie”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2024
Okładka:
miękka
Liczba stron:
288
Premiera:
15.05.2024
Format:
13.5x21.5 [cm]
ISBN:
978-83-11-17348-4
EAN:
9788311173484
REKLAMA

W mieście istniało wiele firm i oddziałów banków, więc niemało chętnych znajdowało tutaj zatrudnienie. Otwierały tam filie i oddziały przedsiębiorstwa z Królestwa Polskiego, np. Warszawska Fabryka Kosmetyków Fryderyka Pulsa i Warszawska Fabryka Wyrobów Platerowych i Srebrnych Józefa Frageta. Działały firmy lokalne należące do naszych rodaków. Zakład Jarnuszkiewicza produkował łóżka metalowe, przeznaczone głównie dla szpitali (przejęli go bolszewicy, ale warszawska filia firmy działała aż do wybuchu powstania warszawskiego). W. Suleczycki posiadał dużą wytwórnię kwiatów sztucznych, A. Wilczkowski – prosperującą firmę krawiectwa męskiego, W. Doliński – skład maszyn i narzędzi rolniczych. Kijowska firma Stefana Węglińskiego budowała cukrownie w guberniach podolskiej, wołyńskiej i kijowskiej. Wiceprezesami Towarzystwa Rolniczego Kijowskiego byli m.in. Leonard Jankowski i hrabia Włodzimierz Grocholski.

Największą polską księgarnią była księgarnia Leona Idzikowskiego. Jej rola w życiu naszych rodaków była tak duża, że Xawery Glinka pisał o niej jako ośrodku polskości. Mieściła się ona w samym sercu Kijowa – na Kreszczatiku pod numerem 29, w dużym parterowym budynku. Firma mogła stanowić powód do dumy dla lokalnych Polaków. Jej klientami były nie tylko tysiące kijowian, ale również mieszkańcy całego imperium. Jak już zostało wspomniane, księgarnię założył w 1858 roku krakowianin Leon Idzikowski, który od chwili powstania firmy podjął się prowadzenia działalności wydawniczej, dzięki czemu na rynku co roku ukazywało się do 100 tytułów. Aż do wybuchu I wojny światowej wydawano m.in. utwory Kraszewskiego, Zapolskiej, Przybyszewskiego, Sienkiewicza. Tę listę można ciągnąć dalej. Ogółem w latach 1865–1920 nakładem księgarni Leona Idzikowskiego ukazało się ok. 7 tys. tytułów.

Księgarnia Leona Idzikowskiego około 1900 roku

W 1865 roku przedsiębiorca niespodziewanie zmarł. Interes przejęła jego żona Hersylia z Buharewiczów, która prowadziła księgarnię do 1897 roku. Następnie firmą zajął się jej syn Władysław. Spadkobiercy Leona nie zmienili pierwotnej nazwy firmy, która utrzymywała kontakty z księgarniami i wydawcami m.in. z Królestwa Polskiego, Galicji, Francji, Niemiec, Austrii, Włoch i USA. W kijowskiej księgarni pojawiły się kolejne działy: pocztówek i reprodukcji, polskich, rosyjskich i obcojęzycznych książek, literatury dziecięcej i nut. Malarz i ilustrator Włodzimierz Bartoszewicz, w latach 1906–1920 redaktor „Dziennika Kijowskiego”, wspominał, że klientów obsługiwali „uprzejmi, doskonale obeznani z literaturą” ekspedienci, którzy „polecali ciekawsze opowieści, doradzali zakupienie ostatnich nowości”. Co więcej, wśród klientów „uwijał się sam właściciel pan [Władysław] Idzikowski, usłużny, uprzedzająco grzeczny, mówiący wszystkimi językami, znający wszystkich, zawsze gotowy do zaspokojenia najbardziej nieoczekiwanych życzeń klientów […]”. Najsłynniejszy dział sklepu to ten z nutami – na tyle bogaty, że jak wspominała Anna Pawełczyńska: „Można było tu dostać lub zamówić wszystko, co dzięki ludzkim talentom stworzono na świecie […]”. Firma wydawała nuty, m.in. utwory Chopina, Ogińskiego, Szymanowskiego, Paderewskiego, Wieniawskiego a także twórców ukraińskich, rosyjskich, niemieckich i francuskich. Pod koniec XIX wieku księgarnia Leona Idzikowskiego posiadała największą ofertę muzyczną w całej Rosji! Jednocześnie w sklepie oferowano też doznania muzyczne. Włodzimierz Bartoszewicz wspominał: „W osobnym, oddalonym nieco pomieszczeniu, do którego wchodziło się po schodkach, dwa fortepiany rozbrzmiewały przez cały dzień muzyką”.

REKLAMA

Od początku lat siedemdziesiątych XIX wieku klienci mogli skorzystać z biblioteki z czytelnią obsługiwanych przez 10 pracowników. W 1914 roku liczba dostępnych tam książek sięgnęła 173 tys., w tym w języku polskim 48 tys. voluminów, w rosyjskim – 100 tys., a 25 tys. – w innych językach. Za pośrednictwem księgarni można było zaprenumerować tytuły prasowe z całego świata. W roku 1897 przy wydawnictwie założono biuro koncertowe, które prowadziła Maria Jaszczewska (córka Leona Idzikowskiego i siostra Władysława). Organizowało ono w Kijowie występy m.in. Ignacego Paderewskiego, Sergiusza Rachmaninowa, Fiodora Szalapina, Karola Szymanowskiego. Na przełomie XIX i XX wieku firma rozwinęła się na tyle, że Władysław Idzikowski otworzył dwie kolejne księgarnie w samym sercu Kijowa, a także salon artystyczny z galerią obrazów, „internat dla adeptów księgarstwa” i hurtownię.

Nasi rodacy wykonywali też wolne zawody. Na liście praktykujących adwokatów znaleźli się m.in.: Tadeusz Michalski, Józef Dynowski, Stefan Smólski i Wincenty Rohoziński. W latach siedemdziesiątych XIX wieku prawie 100 polskich lekarzy miało prywatną praktykę lekarską, nie licząc tych pracujących w szpitalach. Dziadek pisarza Józefa Garlińskiego, dr Jan Werbski, prowadził przychodnię. Po jego śmierci prowadziła ją wdowa po nim. Rodzina dorobiła się dwóch kamienic w centrum miasta. Jednym z najsłynniejszych lekarzy Kijowa był prof. Ludwik Górecki, kierownik Kliniki Dermatologii przy Uniwersytecie św. Włodzimierza. Pełnił on funkcję prezesa Kijowskiego Towarzystwa Lekarskiego (1869–1883), a w latach siedemdziesiątych XIX wieku kierował kampanią szczepień ochronnych przeciw ospie.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Violetty Wiernickiej „Polacy w Ukrainie. Czasy carskie” bezpośrednio pod tym linkiem!

Violetta Wiernicka
„Polacy w Ukrainie. Czasy carskie”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2024
Okładka:
miękka
Liczba stron:
288
Premiera:
15.05.2024
Format:
13.5x21.5 [cm]
ISBN:
978-83-11-17348-4
EAN:
9788311173484
REKLAMA

W Kijowie mieszkał też najbogatszy Polak – Karol Jaroszyński (1877–1929), przedsiębiorca, finansista i filantrop. W szczytowym okresie jego majątek oceniano na 200 mld obecnych złotych. W latach szkolnych nie należał do prymusów, był „uczniem raczej nierównym. Świat realny, sfera działania zajmowały go bardziej niż szkoła”. Później ten brak równowagi również się przejawi: „Już u progu XX w. odnajdujemy go z jednej strony jako błyskotliwego organizatora interesów cukrowniczych ojca, z drugiej – jako zapalonego hazardzistę w centrum rozrywki ówczesnej Europy – Monte Carlo”.

Karol Jaroszyński

Pierwsze lata dorosłego życia Karol spędzał na trwonieniu ojcowskiego majątku. Do czasu jednak, gdy w 1909 roku wygrał w Casino de Monte Carlo ponad 2 miliony franków. Zainwestował je w akcje kijowskiego Banku Cukrownictwa, stając się wkrótce jego większościowym udziałowcem. Zysk z cukrowni inwestował najpierw w kolejne banki, a potem w stalownie, kopalnie, towarzystwa kolejowe, naftowe i ubezpieczeniowe oraz fabryki. Jaroszyński miał 19 cukrowni (inne źródła podają liczbę 23), które przed I wojną światową produkowały ok. 12 mln pudów cukru surowego i 15 mln pudów cukru oczyszczonego rocznie. W Petersburgu do Jaroszyńskiego należały: pałac przy bulwarze Wielka Newka 22, domy pod adresami Morska 48 i 52 oraz Galernaja 23, a także przy kanale Kriukowa 12. W Kijowie był on właścicielem Hotelu Europejskiego (ul. Kreszczatik 2) oraz nieruchomości pod następującymi adresami: ul. Puszkina 22 i 30, ul. Ossiewska 22. W Kijowie miał także cegielnię produkującą 20 mln cegieł rocznie i posiadającą zapasy gliny szacowane na sto lat.

W Odessie Jaroszyński miał willę nad morzem, we Francji – willę Mont-Stuart w Beaulieu, w Londynie – dom przy Berkley St. 7. Imperium finansowe potentata obejmowało także 95% akcji Banku Handlowego w Kijowie i 55% akcji Rosyjskiego Banku Handlu i Przemysłu. Sprawował też kontrolę nad Pierwszą i Drugą Spółką Żeglugi Naddnieprzańskiej z jej wszystkimi filiami, Fabryką Konstrukcji Maszyn „Greter i Kriwanek” (Kijów), kolejną Fabryką Konstrukcji Maszyn w Kijowie, Zakładami Mechanicznymi Langensiepen Co., Tkalnią Lnu w Niżnym Nowogrodzie, Moskiewską Kompanią Leśną, Kopalnią w Gołowinówce, stalownią, kilkoma firmami produkującymi cement, a także największymi dziennikami: „Nowoje Wremia”, „Birżewyje Wiedomosti”, „Dień”. Nie jest to jednak pełna lista należących do Jaroszyńskiego przedsiębiorstw. W przyszłej ukraińskiej stolicy Polak prowadził także działalność charytatywną. Wspomagał przytułki, towarzystwa dobroczynne, zakony katolickie (na przykład zapewniał utrzymanie 35 dziewczętom i 20 staruszkom mieszkającym w zakładach dobroczynnych sióstr sercanek). W Petersburgu na ul. Mojka nabył gmach z przeznaczeniem dla młodzieży studenckiej. Były tam pokoje mieszkalne, sale gimnastyczne, pływalnia, czytelnia i nawet korty tenisowe.

REKLAMA

Polacy z Wołynia, Podola i Kijowszczyzny przenosili się do Kijowa na stałe lub czasowo w celu edukacji swoich dzieci. Młode szlachcianki przebywały na renomowanych pensjach. W 1907 roku powstało prywatne gimnazjum dla dziewcząt Wacławy Peretiatkowiczowej. Jego uczennice potocznie nazywano „peretiatkami”. W 1914 roku gimnazjum otrzymało uprawnienia szkoły rządowej, a rok później właścicielka otworzyła drugie gimnazjum i polskie przedszkole, w którym swoje obserwacje pedagogicznie prowadził Janusz Korczak. Polak nazwiskiem Wołodkiewicz prowadził polskie gimnazjum męskie. Do najbardziej prestiżowych placówek należały gimnazja państwowe, absolwenci których mieli prawo wstępu na uczelnie wyższe. W II Gimnazjum Rządowym (ob. ul. T. Szewczenki 18) uczył się Bolesław Leśmian, zaś w IV Gimnazjum – Jarosław Iwaszkiewicz).

Na Uniwersytecie św. Włodzimiera studiowało w latach 1910–1911 od siedmiuset dziewięćdziesięciu do ośmiuset studentów wyznania rzymskokatolickiego na ogólną liczbę ponad pięciu tysięcy słuchaczy. Polacy pobierali nauki na innych lokalnych uczelniach: m.in. w Szkole Malarstwa, Rzeźby i Architektury (jednym z jego absolwentów był Kazimierz Malewicz), Kijowskim Instytucie Politechnicznym, Wyższym Instytucie Handlowym, na Wyższych Kursach Żeńskich przekształconych później w Uniwersytet Żeński św. Olgi, a także Wyższych Żeńskich Kursach Lekarskich. Na tych samych uczelniach wykładali także nasi rodacy.

Uniwersytet św. Włodzimiera w Kijowie na pocztówce z początków XX wieku

Polska szlachta osiedlała się w centrum miasta. W 1874 roku ponad połowa naszych rodaków mieszkała w prestiżowych Lipkach (obecnie mieści się tutaj siedziba prezydenta Ukrainy) i na Starym Mieście. Oczywiście wśród Polaków byli nie tylko przedstawiciele elit, ale też robotnicy i służące. Ludzie ci mieszkali na peryferiach. Wielu naszych rodaków pracowało m.in. w fabryce Gretnera. W centrum znajdowały się też polskie organizacje kulturalne i społeczne. „Warto było się przejść główną ulicą Kijowa Kreszczatykiem, żeby dostrzec znaczenie żywiołu polskiego – pisze Marian Kałuski. – Pod numerem 1 znajdował się elitarny klub polski «Ogniwo», a pod 25 – księgarnia Henryka Łopieńskiego. Parę numerów dalej […] firma wydawnicza «Leon Idzikowski» z księgarnią, biblioteką i salonem artystycznym”. Na tej samej ulicy mieściły się m.in. Polskie Towarzystwo Gimnastyczne, redakcja „Słowa Polskiego”, tania biblioteka, drukarnia Piotra Barskiego.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Violetty Wiernickiej „Polacy w Ukrainie. Czasy carskie” bezpośrednio pod tym linkiem!

Violetta Wiernicka
„Polacy w Ukrainie. Czasy carskie”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2024
Okładka:
miękka
Liczba stron:
288
Premiera:
15.05.2024
Format:
13.5x21.5 [cm]
ISBN:
978-83-11-17348-4
EAN:
9788311173484
REKLAMA

Jak pamiętamy, w 1842 roku w mieście konsekrowano kościół św. Aleksandra. Z biegiem czasu stało się jasne, że świątynia nie jest w stanie pomieścić zwiększającej się katolickiej społeczności. Okres po powstaniu styczniowym był niesprzyjający dla budowy kolejnego kościoła. Starania o to podjęto dopiero w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku. W 1894 roku, tj. w chwili wstąpienia na tron Mikołaja II, w mieście mieszkało do 40 tys. Polaków. W 1898 roku podczas wizyty cesarza w Kijowie uzyskano monarszą zgodę na wzniesienie kościoła pod wezwaniem św. Mikołaja. Świątynia miała stanąć na ul. Wielkiej Wasylkowskiej (w czasach radzieckich zmieniono jej nazwę na Armii Czerwonej, w 1997 roku powrócono do oryginalnej nazwy). Powołano komitet budowy. Na jego czele stanął fabrykant Leonard Jankowski, a wśród jego członków byli m.in. producenta majoliki Józefat Andrzejowski, hrabia Władysław Branicki ze Stawiszcz, hrabia Józef Potocki z Antonin, właściciel cukrowni Ludwik Gutschon, adwokat Ignacy Szczeniowski. Wzniesienie obiektu kosztowało 600 tys. rubli. Finansowano go tylko z dobrowolnych składek wiernych z Kijowa i Ukrainy Prawobrzeżnej. Szef komitetu wpłacił na ten cel 100 tys. rubli.

Autorem projektu i kierownikiem budowy był polski architekt Władysław Horodecki. Jako że kościół budowano na terenie, gdzie grunty były ruchome, wymagało to wielu nowatorskich rozwiązań inżynieryjnych. Horodecki znalazł wyjście – po raz pierwszy w Europie fundamenty gmachu założono na palach betonowych (był to wynalazek kijowskiego inżyniera A. Straussa). Wykorzystano także nowy dla owych czasów materiał budowlany – żelbeton. Cegłę sprowadzono z Kolonii, dachówkę – z Marsylii. Gmach został wzniesiony „na kształt wydłużonego krzyża gregoriańskiego, podzielonego na trzy nawy podłużne i czwartą poprzeczną. Budowla od strony frontalnej posiada dwie strzeliste wieże (każda o wysokości 62 metry) i jedną wieżę niższą”. Utrzymano ją „w stylizowanym gotyku”93. Konsekracja odbyła się 6 grudnia 1909 roku, w dniu św. Mikołaja.

Oprócz dwóch kościołów – św. Aleksandra i św. Mikołaja – w Kijowie istniało też wiele kaplic. Jedna znajdowała się w gmachu I Gimnazjum Męskiego, kolejne – w budynku Korpusu Kadetów, Instytucie Szlachetnie Urodzonych Panien, szpitalu na Łukjanowce wybudowanym przez rodziny Podhorskich i Syroczyńskich, na cmentarzu na Bajkowej Górze. Hrabiostwo Jaroszyńscy posiadali własną kaplicę w swoim domu na ul. Kreszczatyk 12. Na odprawianych tam mszach często gromadzili się przedstawiciele lokalnej szlachty, by omówić sprawy związane z pracą społeczną.

REKLAMA

W 1913 roku rozpoczęto wznoszenie kolejnego kościoła, tym razem pod wezwaniem Józefa Oblubieńca Ufundowała go hrabina Karolina z Drzewickich Jaroszyńska. Miała to być dwunawowa świątynia o wieży wysokością 40 m. Ale w dokończeniu budowy przeszkodziły przejęcie władzy przez bolszewików i wojna domowa.

Dom z Chimerami, widok współczesny (fot. Nick Grapsy; CC BY-SA 4.0)

W krótkiej opowieści o powstaniu kościoła św. Mikołaja wspomniano wybitnego polskiego architekta Władysława Horodeckiego (Leszek Dezydery Władysław Horodecki, 1863– 1930). Wpływ Polaka na oblicze miasta był tak duży, że nazywają go „kijowskim Gaudim”.

Horodecki przyjechał do Kijowa jako świeżo upieczony absolwent prestiżowej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu. W przyszłej ukraińskiej stolicy spędził 30 lat, potem pracował w niepodległej Polsce oraz Iranie, a więc wszystkie te kraje mogą być dumne z jego osiągnięć. Polak był rozchwytywanym specjalistą. Na zlecenie Potockich z guberni podolskiej projektował ich rodzinne grobowce oraz budynek ufundowanego przez nich gimnazjum w Humaniu. Budował także na zlecenie potomków Elżbiety Woroncow z domu Branickiej, a ponadto wille na Krymie dla zamożnych klientów. Rodzina Bałaszowów zleciła mu zaprojektowanie całego kompleksu budynków w swoim majątku, m.in. cukrownię, fabrykę, budynek zarządcy. W samym Kijowie jego dziełem były m.in. obecne Narodowe Muzeum Sztuk Pięknych, kościół św. Mikołaja („z dwoma wieżami zwieńczonymi iglicowymi hełmami, okrągłymi oknami”), karaimską kenesę i kamienicę przy ul. Gogolewskiej 23. Brał udział w planowaniu kolejnych kwartałów w mieście. Zaprojektował też własną willę na ul. Bankowej 10 zwaną Domem z Chimerami: „Prawdziwe zoo zdobiło fasady budynku […]: głowy słoni i nosorożców, jaszczurów i żab, pytonów i krokodyli, panter i orłów, wreszcie olbrzymie kwiaty grzebienia, bajeczne ryby, sarny i dziewczęta połączone w rzetelnych i sprytnie wymyślonych i mistrzowsko wykonanych kompozycjach, które stworzyły niezapomniany, fantastyczny kształt bajecznego budynku”.

Ten obiekt, wzniesiony w latach 1901–1902, jest prawdziwym dziełem sztuki, „najoryginalniejszym budynkiem Kijowa”. W 2007 roku Dom z Chimerami stał się oficjalną rezydencją prezydentów Ukrainy. 25 lutego 2022 roku stojąc przed tą budowlą prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zwrócił się do rodaków. Obok głowy państwa stali wówczas najbliżsi współpracownicy, m.in. premier Denys Szmygal, szef Kancelarii Prezydenta Andrij Jermak, doradca szefa Kancelarii Mychajło Podolak. Widok prezydenta i jego zaufanych urzędników miał pokazać Ukraińcom, że lider państwa i pozostałe osoby decyzyjne są na swoich posterunkach. Zełenski nieprzypadkowo wybrał Dom z Chimerami jako tło dla swojego orędzia. Jako że jest to najbardziej charakterystyczny budynek Kijowa, jego widok za plecami prezydenta zadał kłam rosyjskiej propagandzie, że Zełenski sromotnie opuścił kraj i ukrył się poza jego granicami (często wymieniano Polskę jako kierunek jego ucieczki).

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Violetty Wiernickiej „Polacy w Ukrainie. Czasy carskie” bezpośrednio pod tym linkiem!

Violetta Wiernicka
„Polacy w Ukrainie. Czasy carskie”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2024
Okładka:
miękka
Liczba stron:
288
Premiera:
15.05.2024
Format:
13.5x21.5 [cm]
ISBN:
978-83-11-17348-4
EAN:
9788311173484
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Violetta Wiernicka
Doktor nauk humanistycznych, autorka wielu książek poświęconych historii Rosji, stosunków polsko-rosyjskich oraz historii prawosławia na ziemiach polskich.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone