Jak Polska chciała zaatakować III Rzeszę?

opublikowano: 2021-12-18, 15:38
wszelkie prawa zastrzeżone
Po dojściu Hitlera do władzy w Niemczech Józef Piłsudski od razu dostrzegł niebezpieczeństwo dla Polski i ładu europejskiego. I od razu podjął działania, by zahamować jego ambicje. Niestety Polska była osamotniona w swoich dążeniach...
reklama

Ten tekst jest fragmentem książki Bartosza Borkowskiego „Ku wojnie. Oblicza XX Wieku”.

Pierwszego września 1939 roku nastąpił atak Trzeciej Rzeszy na Polskę, który zapoczątkował II wojnę światową. Kraj czekała gehenna sześciu lat potwornej okupacji. A gdyby historia potoczyła się inaczej – gdyby to Polska uderzyła na Niemcy? W latach trzydziestych były przynajmniej dwie znane nam sytuacje, w których Rzeczypospolita planowała przeprowadzić takie uderzenie. Dlaczego zatem Polakom nie udało się ujarzmić Trzeciej Rzeszy, zanim zaczęła stanowić zagrożenie dla całego świata?

Józef Beck i szef francuskiego MSZ Louis Barthou na dworcu w Krakowie, 1934 rok

Do pierwszego poważnego zgrzytu pomiędzy Niemcami a Polską doszło zaraz po dojściu Hitlera do władzy. 12 lutego 1933 roku udzielił on wywiadu angielskiemu „Sunday Express”. Właścicielem gazety był Max Aitken, baron Beaverbrook, o którym już wtedy mawiano, że sprzyja Hitlerowi. Pod koniec lat trzydziestych ten brytyjski potentat finansowy będzie popierał porozumienie Anglii z Trzecią Rzeszą. W wywiadzie dla „Sunday Express” Adolf Hitler w ostrych słowach atakował Polskę za odebrane po I wojnie światowej ziemie, przez Niemców nazywane korytarzem, który dawał Polsce dostęp do Bałtyku, ale oddzielił Niemcy od Prus Wschodnich. Ton wypowiedzi nowego kanclerza wobec Polski był tak agresywny, że angielscy dziennikarze mieli nawet złagodzić jego treść, by nie doszło do kryzysu międzynarodowego. W wywiadzie Hitler wręcz zapowiadał rychłą rewizję granicy z Polską:

Niesprawiedliwością wyrządzoną Niemcom jest oczywiście korytarz Polski. Obecna sytuacja jest dla każdego Niemca nieznośna. […] Korytarz Polska musi nam zwrócić. Nie ma niczego, co by naród niemiecki odczuwał jako większą niesprawiedliwość i co byłoby dla niego bardziej nie do przyjęcia. Ta sprawa musi niedługo zostać załatwiona.

Oświadczenie Hitlera publikowały najważniejsze gazety w Polsce, słowa te wstrząsnęły opinią publiczną, wywołały niepokój. Obawiano się także, że Niemcy zechcą siłą przyłączyć do Rzeszy Gdańsk, który wówczas był Wolnym Miastem pod protektoratem Ligi Narodów. Sprawa Gdańska była napięta, gdyż 16 lutego zdominowany przez Niemców gdański senat rozwiązał polską policję portową na Westerplatte. Dobrym stosunkom sąsiedzkim w mieście między Polakami a Niemcami szkodziła też propaganda Josepha Goebbelsa, który z mównicy krzyczał o „krwawiących granicach na wschodzie”.

reklama

Groźby Hitlera i łamanie polskich praw w Gdańsku nie mogły pozostać bez odpowiedzi Rzeczypospolitej rządzonej jeszcze wtedy przez Józefa Piłsudskiego. Z powodu tej nerwowej sytuacji na początku marca Marszałek rozkazał wysłać na Westerplatte okręt „Wilia”, na którym przypłynął batalion piechoty morskiej, aby wesprzeć stacjonujący na półwyspie garnizon. To posunięcie było jawną prowokacją, która groziła eskalacją konfliktu. Sprawa trafiła na pierwsze strony gazet w Europie. Do opinii publicznej oraz do Hitlera dotarł wyraźny sygnał – Polska jest gotowa bronić swojej ziemi, nawet kosztem nowej wojny.

Józef Beck i prezydent Ignacy Mościcki w rozmowie z ministrem spraw zagranicznych Francji Pierre’em Lavalem w Warszawie, maj 1935 roku

O tym, że Piłsudski nie żartował, zaświadczał obecny przy wydawaniu rozkazów minister spraw zagranicznych Józef Beck. Po latach szczegółowo opisał to wydarzenie:

Marszałek osobiście wydał rozkaz ustny i pisemny dowódcy floty w mojej obecności. Okręt miał mieć pełne wyposażenie bojowe, a dowódca miał rozkaz, aby w razie obrazy bandery, zbombardować ogniem artylerii najbliższy gdański gmach urzędowy. Pojęcie obrazy bandery zostało w rozkazie ściśle sprecyzowane dla uproszczenia i ułatwienia decyzji dowódcy okrętu. Z mojej strony wysłałem p. Papée dokładne instrukcje, polecając mu natychmiast po wejściu okrętu ostrzec kategorycznie Senat, że wszelkie próby napaści lub obrazy okrętu spotkają się z bezwzględną reakcją.

Piłsudski miał nawet zaproponować Francji wspólne uderzenie na Niemcy, ale historycy do dziś nie mają pewności, czy taka propozycja rzeczywiście została złożona. Polska reakcja i groźba wojny w Europie Środkowo-Wschodniej wzbudziły zainteresowanie Europy, ale na kontynencie odczuwano już zmęczenie z powodu ciągłych tarć na linii Berlin–Warszawa. Wielu polityków uważało, że sprawa granicy Polski z Niemcami jest zagadnieniem nierozwiązywalnym. Atmosfera wojny była nieznośna przede wszystkim dla Niemców. 23 kwietnia niemiecki poseł w Warszawie, Hans-Adolf von Moltke, powołując się na ruchy polskich wojsk, raportował do Berlina, że wojna jest jak najbardziej realna i nawet incydent graniczny mógłby spowodować eskalację.

Sprawa umocnienia Westerplatte miała zmusić Niemców do rozmów i rzeczywiście ton Hitlera nieco złagodniał. Już 23 marca mówił on o tym, że „Niemcy są w stanie podać dłoń do zgody każdemu narodowi, który skłonny jest zamknąć smutną przeszłość”. Aluzja do Polski była oczywista, ale wciąż brakowało konkretów. Piłsudski postanowił więc wykazywać gotowość do rozmów i jednocześnie straszyć Niemców tzw. wojną prewencyjną, czyli zmobilizowaniem armii, która ma następnie podjąć działania zbrojne, aby, co miało usprawiedliwiać atak, zaniechać niemieckiej agresji. Dla raczkujących u władzy hitlerowców była to istna wojna nerwów. Nie bez znaczenia było to, że wciąż trwały dyskusje nad paktem czterech, w którego skład, oprócz Niemiec, miały wchodzić: Francja, Włochy i Wielka Brytania. Celem tego porozumienia było podzielenie Europy na strefy wpływów, co oznaczałoby dla Polski śmiertelne niebezpieczeństwo. Nic dziwnego, że Józef Piłsudski parł do prostego rozwiązania – pokój albo wojna. Pomimo sojuszu Rzeczypospolitej z Francją Piłsudski zakładał, że wsparcie Zachodu wcale nie jest pewne. Marszałek oznajmił, że jeżeli Polska zaatakuje teraz Niemcy, to będzie to wojna obronna. Hitler do wojowania z Polską nie był gotowy, ale ze strony Niemiec wciąż brakowało jasnej deklaracji, co planują w stosunku do Rzeczypospolitej. Wobec braku reakcji, Polacy coraz bardziej podgrzewali atmosferę wojny. Dla Niemców mających masę problemów wewnętrznych wojenna atmosfera stawała się coraz bardziej niepokojąca. Dopiero w maju 1933 roku Hitler zdecydował się na spotkanie z Alfredem Wysockim, polskim posłem nadzwyczajnym w Berlinie. Od tej rozmowy kontakty polsko-niemieckie przyjęły bardziej pokojowy ton.

reklama

Argument siły niewątpliwie podziałał na Hitlera, który zaczął darzyć Józefa Piłsudskiego większym uznaniem. Opinia publiczna w Polsce odetchnęła z ulgą, ale wciąż zachowywano dużą ostrożność. Sytuacja ustabilizowała się w styczniu 1934 roku, gdy Polska i Niemcy podpisały „Deklarację o niestosowaniu przemocy”.

Hans von Moltke, Józef Piłsudski, Joseph Goebbels i Józef Beck w Warszawie, 1934 rok (Bundesarchiv, Bild 183-B0527-0001-293 / CC-BY-SA 3.0)

Wciąż istnieją poważne wątpliwości, czy wojna prewencyjna była jedynie blefem Piłsudskiego, czy faktycznym planem operacyjnym. W związku z tym, że nie zachowały się żadne plany, historycy powątpiewają, by Rzeczypospolita naprawdę przygotowywała wojnę z Rzeszą. Piotr Wandycz, historyk zajmujący się tą sprawą, wysunął trzy możliwe hipotezy:

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Bartosza Borkowskiego „Ku wojnie. Oblicza XX Wieku” bezpośrednio pod tym linkiem!

Bartosz Borkowski
„Ku wojnie. Oblicza XX Wieku”
cena:
44,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia publikacji artykułu. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu naszego partnera — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Bellona
Okładka:
twarda
Liczba stron:
400
Format:
170×240 [mm]
EAN:
9788311163447

Ten tekst jest fragmentem książki Bartosza Borkowskiego „Ku wojnie. Oblicza XX Wieku”.

Wandycz uznał, że koncepcja numer 3 jest najbardziej prawdopodobna. Nieco dalej w swoich tezach posunął się naoczny świadek epoki, francuski ambasador w Berlinie, André François-Poncet, który pisał:

reklama
Wydaje się rzeczywiście, że marszałek Piłsudski dość prędko zrozumiał niebezpieczeństwo na przyszłość dojścia do władzy narodowego socjalizmu i reżimu hitlerowskiego. Przypuszczalnie zdał sobie sprawę, że należy zdusić to niebezpieczeństwo, zgnieść je w zarodku, zanim stanie się zbyt groźne, toteż, wywołując ten incydent, próbował wybadać nastawienie polityczne i gotowość działania sojuszników zachodnich. Chciał wiedzieć, czy wykorzystają okazję, jeżeli im się ona nadarzy. Tymczasem mocarstwa zachodnie ograniczały się do zasypywania rządu warszawskiego zaklęciami o konieczności ostrożnej polityki. Piłsudski wyciągnął z tego konsekwencje. Nie miał wątpliwości, iż nadejdzie dzień, w którym Trzecia Rzesza zderzy się ze Związkiem Radzieckim, a wtedy Polska będzie wzięta w dwa ognie. Wolał Niemców niż Rosjan. Zdecydował się więc na zbliżenie do nich i na zabezpieczenie swego kraju z ich strony.
Józef Beck wygłaszający przemówienie w Sejmie 5 maja 1939 roku

Nastroje wojenne wyciszyły się nieco po podpisaniu „Deklaracji o niestosowaniu przemocy” i choć marszałek Piłsudski zmarł w maju 1935 roku, to w historii był jeszcze jeden moment, w którym Polacy byli gotowi zaatakować Niemcy, pomimo dobrych relacji z hitlerowskim rządem.

Choć w latach trzydziestych kontakty Polski z Francją nie układały się tak, jak Warszawa by sobie tego życzyła, to oba państwa były związane sojuszem militarnym od 1921 roku. Układ ten po upływie kilkunastu lat wprawdzie nieco przyblakł, ale Polacy woleliby być w ścisłym sojuszu z Francją niż z nieobliczalnymi Niemcami, fanatycznie wyznającymi groźną ideologię. Kilka lat przed wojną nadarzyła się jeszcze jedna okazja, by Polacy uderzyli na Trzecią Rzeszę. Mowa o zdarzeniach z marca 1936 roku. Wówczas Adolf Hitler złamał kolejne postanowienie traktatu wersalskiego, na mocy którego Niemcy nie mieli prawa wprowadzić swoich wojsk do Nadrenii, przy granicy z Francją. W marcu Hitler uznał ten zapis za niesprawiedliwy i Niemcy remilitaryzowali Nadrenię. Francuzi nie zareagowali na ewidentne złamanie przepisów traktatu i nic nie zrobili.

reklama

Inaczej na to wydarzenie zareagowano w Polsce. Gdy hitlerowskie wojska maszerowały wzdłuż granicy z Francją, odpowiedzialny za politykę zagraniczną Józef Beck wpadł na bardzo ryzykowny pomysł. Minister wezwał do siebie ambasadora Francji Leona Noëla i zakomunikował mu, że jeżeli Francja wystąpi zbrojnie przeciwko Niemcom, to Rzeczypospolita jest gotowa dotrzymać zobowiązań sojuszniczych, co oznaczało zaatakowanie Rzeszy przez Polskę. Ambasador był zaskoczony, ale przekazał polską propozycję do Paryża. W opublikowanych później wspomnieniach pisał:

»Tym razem sprawa jest poważna« – powiedział minister, witając mnie w ciemnawym salonie, którego widok przypominał mi potem zawsze ową historyczną rozmowę. Beck zwrócił się do mnie w uroczystej formie, prosząc, abym zakomunikował swemu rządowi w jego imieniu i w imieniu najwyższych władz państwowych polskich, co następuje: wobec tego co zaszło, Polska pragnie zapewnić Francję, że w konkretnym wypadku pozostanie wierna swoim zobowiązaniom sojuszniczym. Natychmiast po powrocie do swego biura zredagowałem krótką depeszę do ministra spraw zagranicznych. Musiało być około godziny osiemnastej, gdy poleciłem ją zaszyfrować; miałem wrażenie, że stoimy u progu wielkich wydarzeń, że tym razem znaleźliśmy się na decydującym zakręcie historii.

Trzy dni później Beck napisał do placówek dyplomatycznych, że Rzeczypospolita będzie respektować zobowiązania sojusznicze wobec Francji w razie niemieckiej inwazji na jej terytorium. Niestety, propozycja Becka, choć wywarła na Francuzach wrażenie, pozostała bez odzewu. Prawdopodobnie nie została nawet przekazana do zaopiniowania Radzie Ministrów. Polski minister nie miał tak dużego autorytetu jak Piłsudski, który być może wywarłby większą presję na sojuszników. Francja wystosowała za to skargę na Niemcy w Lidze Narodów, ale niczego to już nie zmieniło.

Adolf Hitler w czasie mszy żałobnej po śmierci Józefa Piłsudskiego w Berlinie, 18 maja 1935 roku

Niemcy nie posiadali się z radości, gdy dowiedzieli się, że reakcji świata na remilitaryzację Nadrenii nie będzie. Joseph Goebbels w dziennikach pod dniem 8 marca zanotował:

reklama
Francja chce, aby sprawą zajęła się Liga Narodów. Prawidłowo! A więc nie będzie działania. To rzecz najważniejsza. Wszystko inne to pestka. Marsz z pochodniami przed kancelarią [Rzeszy]. Tłum szaleje z radości. Tego oczekiwaliśmy. […] Podsłuchane rozmowy telefoniczne wskazują, że dyplomacja jest całkiem bezradna. A Nadrenia to morze radości. Wkroczenie przebiegało planowo. Do odważnych świat należy. […] Führer promienieje. Anglia pozostaje pasywna. Francja sama nie działa. […] Wielki dzień ma się ku końcowi. Wiele nerwowości, ale również wspaniały sukces.

Czy ten sukces nazistów można było zatrzymać, a nawet unicestwić Trzecią Rzeszę? Historycy do dziś spekulują, czy wspólna polsko- -francuska akcja zbrojna w 1936 roku przeciwko Niemcom mogłaby pogrzebać ten złowrogi twór. Losy Polski, Europy i świata mogłyby potoczyć się inaczej. Jeszcze dwa lata po tych wydarzeniach, w 1938 roku, Józef Beck w rozmowie z amerykańskim ambasadorem twierdził, że Francja popełniła wtedy poważny błąd. W 1936 roku Hitler nie miał jeszcze armii, która mogłaby decydować o wojnie czy pokoju na świecie. O zaprzepaszczeniu szansy, jaka się wtedy nadarzyła, pisano jeszcze przez dziesiątki lat. Po 1945 roku wiele osób bardzo żałowało, że Francuzi nie przyjęli polskiej oferty. Jedną z nich był zastępca attaché wojskowego w Paryżu, Gustaw Łowczowski, który kilkadziesiąt lat po wojnie pisał z goryczą:

Gdyby gen. Gamelin w dniu 10 marca 1936 roku powiedział francuskiej Radzie Ministrów: »Polska gotowa jest poprzeć nas zbrojnie, jest to ostatnia okazja zadania Hitlerowi klęski i uniknięcia grożącej za parę lat wojny z potężną niemiecką machiną« – być może zapadłaby inna decyzja. Karta historii mogła być odwrócona, klauzule traktatowe obronione, zbrojenia niemieckie wstrzymane.

Biografowie Józefa Becka podkreślają, że jego deklaracja wobec Francji to był „krok odważny, przemyślany i dalekowzroczny”. Polski dyplomata i polityk Wacław Jędrzejewicz w opublikowanym w 1985 roku wywiadzie nieco się rozmarzył, mówiąc: „Nie wiadomo, co by się stało, gdyby wtedy żył Piłsudski […] może by pojechał osobiście w tej sprawie do Paryża”. Pobożne życzenia i dywagacje nie mogą jednak mierzyć się z historią.

Po odmownej decyzji Francji Józef Beck stracił nieco zaufanie do swojego sojusznika, ale z drugiej strony Polska wciąż miała dobre stosunki z Niemcami. Minister wierzył, że ani Paryż, ani tym bardziej Londyn nie będą ustępować Hitlerowi w nieskończoność. O tym, jak bardzo się mylił, miał się przekonać już wkrótce.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Bartosza Borkowskiego „Ku wojnie. Oblicza XX Wieku” bezpośrednio pod tym linkiem!

Bartosz Borkowski
„Ku wojnie. Oblicza XX Wieku”
cena:
44,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia publikacji artykułu. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu naszego partnera — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Bellona
Okładka:
twarda
Liczba stron:
400
Format:
170×240 [mm]
EAN:
9788311163447
reklama
Komentarze
o autorze
Bartosz Borkowski
Historyk, vloger, autor książki „Ku wojnie. Oblicza XX Wieku”.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone