Kacper Śledziński: Szkoda, że polscy historycy piszą tylko dla historyków

opublikowano: 2011-06-16 12:07
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Kacper Śledziński, autor książki „Czarna kawaleria. Bojowy szlak pancernych Maczka” opowiada, dlaczego warto zajmować się historią II wojny światowej, kim są jego mistrzowie i dlaczego chciałby być polskim Antonym Beevorem.
REKLAMA
Kacper Śledziński, „Czarna kawaleria. Bojowy szlak pancernych Maczka”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2011. Oprawa: twarda z obwolutą; 460 stron; cena: ok. 49,90 zł

Łukasz Grzesiczak: Od Wojów i słowiańskich grodów przez Zbaraż i Cecorę po szlak bojowy dywizji generała Maczka. Nie boi się pan docinków, że „jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do...”?

Kacper Śledziński : „…niczego”. Nie. Takie są moje zainteresowania. Początki państwa polskiego i XX wiek to okresy, w historii których jest jeszcze wiele białych plam, dlatego warto w nich grzebać i to też będę robił. Myślę, że to mnie nie dyskwalifikuje. Jest przecież wielu historyków piszących syntezy dziejów nawet całych państw i kontynentów, np. Norman Davies. Poza tym uważam, że historyk, pomimo specjalizacji, powinien orientować się w całej dziedzinie, którą reprezentuje. Jeszcze podczas studiów słyszałem anegdotę o profesorze, znawcy XX wieku, który na pytanie, „kiedy Kraków otrzymał prawa miejskie?” odpowiedział: „między XI a XIV wiekiem”. Ja nie chcę być kimś takim, dlatego odwiedzam każdy zaułek historii. To mi chyba wolno?

W swojej ostatniej książce postawił pan na wspomnienia żołnierzy, anegdoty, akcję, wręcz powieściowy styl. Co powiedziałby pan tym spośród historyków i recenzentów pańskiej książki, którzy narzekają na przykład na skromny zakres wykorzystanych przez pana obcojęzycznych źródeł historycznych?

Wykorzystałem to, do czego udało mi się dotrzeć i to, co uważałem za potrzebne. Co nie znaczy, że nie mogło być lepiej. Jestem z wykształcenia antropologiem i dziennikarzem, a w obu tych dziedzinach podstawą badań jest subiektywna relacja człowieka: wywiad, pamiętnik, zdjęcie, film. To były moje najważniejsze źródła. Archiwa zostawiłem historykom. Dlaczego? Ano dlatego, że chciałem pokazać wojnę oczami jej uczestników: żywą, pełną różnorakich przeżyć, niepozbawioną emocji, dramatów i radości.

W kilku recenzjach czytałem o popełnionych przez pana pomyłkach dotyczących kwestii technicznych. Ale chcę zapytać o coś innego. Czy nie drażni pana część środowiska historyków, którzy często oddają hołd mocno pozytywistycznemu wyobrażeniu o historii?

Raczej nie. Nie mam zamiaru narzucać komuś sposobu opowiadania historii. Spotkałem się jednak kilka razy z pytaniem: dlaczego polscy historycy nie piszą tak ciekawie jak na Zachodzie – i tu najczęściej padało nazwisko Daviesa lub Beevora. I co ja mam wtedy odpowiedzieć? Najczęściej rozkładam ręce.

Cóż, problem prawdopodobnie wziął się stąd, że polscy historycy piszą dla historyków, zapominając, że historią interesują się również ekonomiści, inżynierowie, dziennikarze, prawnicy i cała masa przedstawicieli innych zawodów, łącznie ze studentami wszelakich kierunków. I właśnie między innymi dla nich jest moja książka, stąd taka jej forma i styl.

REKLAMA

Na zakończenie jeszcze słowo o historii. Czymże ona jest? Według mnie jest nauką, bo potrzebuje narzędzi i metod badawczych dla przeanalizowania zagadnienia – to oczywiste; ale jest również sztuką, gdy trzeba o wynikach tych badań opowiedzieć. Jak sam zauważyłem, z tym drugim etapem jest problem. Ale to już temat na dłuższą rozmowę.

Kacper Śledziński – ur. w 1975 r. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po studiach rozpoczął współpracę m.in. z „Dziennikiem Polskim” i miesięcznikiem „Spotkania z Zabytkami”, na łamach których publikował teksty o tematyce historycznej. W 2004 roku ukazała się jego pierwsza książka ([ Zbaraż 1649 ]), po trzech latach kolejna ([ Cecora 1620 ]), w 2009 trzecia ([ Wojowie i grody. Słowiańskie Barbaricum ]). Niedawno Znak wydał najnowszą pracę jego autorstwa: Czarna kawaleria. Bojowy szlak pancernych Maczka . Mieszka w Krakowie (fot. archiwum rozmówcy)

Dysponujemy bogatą literaturą traktującą o generale Stanisławie Maczku i jego armii. Dlaczego warto było ją uzupełnić? Czego nowego dowie się czytelnik z pana książki?

Czy warto – o tym zadecydują Czytelnicy. Nie wolno mi narzucać interpretacji ani pisać o tym, co jest w książce, to chyba nie ma sensu. Zapewne każdy będzie odbierał moją pracę inaczej i każdy na co innego zwróci uwagę, co innego będzie dla niego nowością.

Tomasz Stańczyk w „Rzeczpospolitej” porównał pana książkę do publikowanych kolejno przez Znak batalistycznych książek Antony'ego Beevora: o Stalingradzie, Berlinie, D-Day. Cieszą takie porównania?

Oczywiście. Ale też zaznaczam, że znam swoje miejsce i wiem, że to porównanie jest trochę na wyrost. Jeżeli dotknęliśmy już tej kwestii, to dodam jeszcze parę słów na temat moich mistrzów. Panuje przekonanie, że autor pisze takie książki, jakie chciałby czytać i w moim przypadku sprawdza się to w 100%. Wychowywałem się na dziełach Pawła Jasienicy, dlatego też esej uważam za jedną z lepszych form opowiadania o historii. Ale nie jedyną, ponieważ jest jeszcze reportaż. I tu dochodzimy do drugiego z moich mistrzów, Corneliusa Ryana. Wiem, że reportaż jest formą dziennikarską, najczęściej służącą opowiadaniu o tym, co dzieje się tu i teraz, ale gdy minie kilka lat, staje się on znakomitym źródłem historycznym, opisującym nie tylko suche wydarzenia, ale również to, co o nim sądzili i jak go odbierali naoczni świadkowie, a także jaka była pogoda, czy droga była asfaltowa itd. Tym sposobem dochodzimy do kolejnych dwóch moich mistrzów, czyli Ksawerego Pruszyńskiego i Ryszarda Kapuścińskiego.

Na koniec wspomnę o mistrzu komentarza historycznego, profesorze Normanie Daviesie, a także o osobie, której zawdzięczam zainteresowanie XX wiekiem, czyli o Bogusławie Wołoszańskim. To ich sposób narracji i relacjonowania wydarzeń odpowiada mi najbardziej i im dziękuję za naukę.

Zobacz też:

Redakcja: Roman Sidorski

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Łukasz Grzesiczak
Łukasz Grzesiczak – rocznik 1981. Absolwent filozofii UJ, próbuje skończyć bohemistykę na UJ. Przygotowuje doktorat o Europie Środkowej w Instytucie Politologii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Pracował jako piarowiec kultury, asystent senatora oraz wydawca on-line w portalu społecznościowym. Czechofil, dziennikarz, recenzent kulturalny – obecnie współpracuje m.in. z tygodnikiem „Przegląd”, czeskim magazynem „Listy”, „Nową Europą Wschodnią”, „Witryną czasopism” i portalem „polis.edu.pl”. Publikował m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Newsweeku”, „GW”, „Dzienniku Zachodnim”, „Twórczości” i „Lampie”. Jego proza ukazywała się na łamach „Pograniczy”. Tłumaczy z języka czeskiego i słowackiego. Uwielbia kawę, domino, Milana Kunderę i The Clash. Bloguje na http://kostelec.blox.pl

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone