Karolina Janowska: Starałam się ukazać konflikt pod Troją z bardziej ludzkiej perspektywy
Rafał Gumiński: „Iliada” to jedno z najbardziej znanych starożytnych dzieł literackich, a przedstawiona w niej wojna trojańska doczekała się wielu współczesnych adaptacji. Dlaczego zdecydowała się Pani sięgnąć akurat po tę historię?
Karolina Janowska: „Iliada” wyłania się z pomroku dziejów europejskich jako dzieło doskonałe. Przed nią tak naprawdę nic nie było, po niej nastało wszystko. Rzecz jasna, odnosząc się stricte do kręgu kultury europejskiej, nie wspominam starożytnych dzieł Bliskiego Wschodu czy Indii. Z „Iliadą” zetknęłam się po raz pierwszy w liceum na lekcji języka polskiego, a więc niemal trzy dekady temu, i do dziś pamiętam dreszcz, który mnie przebiegł, gdy czytałam inwokację do Muz: Gniew opiewaj, bogini, Achilla. Chociaż nie była to obowiązkowa lektura, przeczytałam ją wtedy i wielokrotnie później.
Głęboko zanurzyłam się w jej treść podczas studiów filologii klasycznej na Uniwersytecie Gdańskim. Mało tego. Poznałam ją wówczas w rodzimym języku Homera, w starożytnej grece, i przepadłam. Iliada to jedno z moich ukochanych dzieł. Co prawda nie śpię z nią pod poduszką jak pewien król macedoński, ale zapadła mi w duszę. Trzy lata temu miałam okazję zwiedzać ruiny Troi w Çanakkale i to był powiew historii. Dla mnie wszystkie postacie homeryckie są jak żywe i stojąc tam na wzgórzu Hirsalik, miałam nieodparte wrażenie, jakby zaledwie wczoraj armia achajska obozowała pod murami Troi. Po powrocie do domu usiadłam przy laptopie i zaczęłam pisać.
Jak wyglądał Pani proces przygotowań do pisania od strony merytorycznej? Jak dobierała Pani materiały?
W moim przypadku materiały leżały od dwóch dekad w szufladzie. Mam jeszcze notatki z wykładów z literatury greckiej, a w ślad za nimi bibliografię, z którą musieliśmy się zapoznać jako studenci. Rzecz jasna w pierwszej kolejności była to „Iliada”. Dalej „Mitologia” Jana Parandowskiego, a także opracowania autorów polskich i zagranicznych, choćby Stanisława Stabryły, znanego mi ze studiów (pozycja już trochę leciwa, ale wciąż aktualna), Nicolasa Hammonda, Ewy Wipszyckiej-Bravo, a także artykuły popularnonaukowe, choćby z Histmaga. Czytałam również beletrystykę współczesnych autorów i autorek, choćby znakomitą trylogię Davida Gemmela pt. „Troja”, wspaniałą „Pieśń o Troi” Colleen McCullough, „Pieśń o Achillesie” autorstwa Madeline Miller. Jednak najważniejsze wiadomości pochodziły ze studiów.
Co było dla Pani najtrudniejsze do „przetłumaczenia” na język współczesnej powieści?
Z pewnością należało uwspółcześnić język bohaterów. Obecnie przekładów „Iliady” jest całkiem sporo, choćby najnowszy przekład Romana Chodkowskiego, ale ja „wychowałam się” na przekładzie z 1791 roku autorstwa Franciszka Ksawerego Dmochowskiego, który, moim zdaniem, jest najbardziej poetycki i zbliżony do oryginału. Oczywiście nie bez znaczenia pozostaje fakt czytania „Iliady” w języku greckim. Trudność sprawiała mi konieczność zachowania równowagi między starożytnym stylem a współczesną polszczyzną, która przemówi do młodych czytelników. Kusiło mnie, żeby zostać przy epickim, górnolotnym sposobie wypowiedzi. Niestety (a może słusznie), w latach 20. XXI wieku poetyckość i epickość nie cieszą się popularnością i wielu tłumaczy, w tym moi koledzy po fachu, odchodzą już od epickości w stronę uwspółcześnionego języka.
Ważne elementy narracji odnoszą się do rekonstruowanych obyczajów epoki: praktyk kapłańskich, rytuałów ofiarnych, reguł gościnności, hierarchii społecznych. Jakich źródeł historycznych i literackich używała Pani przy pisaniu „Troi”? Czy była to przede wszystkim literatura antyczna czy współczesne opracowania?
To wszystko jest opisane w „Iliadzie” i „Odysei”, dwóch najważniejszych źródłach, z których korzystałam. Jeśli chodzi o religię, kulturę i obyczaje, dużą pomocą służyło mi dość już leciwe opracowania Lidii Winniczuk i Oktawiusza Jurewicza, np. „Ludzie, zwyczaje i obyczaje starożytnej Grecji i Rzymu”, „Religijność starożytnych Greków” Włodzimierza Lengauera i inne opracowania współczesne. Korzystałam też z notatek ze studiów, przede wszystkim zajęć z historii sztuki greckiej oraz kultury Grecji i Rzymu. To była nieoceniona wiedza przekazana przez wspaniałych wykładowców. Na trzecim roku mieliśmy wersyfikację grecką, a co za tym idzie, rozkładanie na czynniki pierwsze Homera; dotyczyło to nie tylko gramatyki i aorystów, ale również obyczajów, religii i kultury.
W badaniach nad egejską i anatolijską epoką brązu podkreśla się wielokulturowość regionu. Czy ten aspekt był dla Pani istotny dla przedstawienia ówczesnego świata?
Tak, był istotny. Cały ówczesny śródziemnomorski świat stanowił jeden wielki wielokulturowy tygiel. Warto wspomnieć, że nie tylko na równinie Anatolii, ale również w Helladzie występowała różnorodność. Wojsko achajskie składa się z wielu odmiennych nacji, chociaż wszystkich określa się jednym mianem: Grecy. Należy wszakże pamiętać, że Homer tworzący co najmniej cztery wieki po opisywanych wydarzeniach, żył już w innej epoce i innych okolicznościach; w XII wieku p.n.e. trudno mówić jeszcze o jednolitej greckiej kulturze (która i tak nigdy nie była całkowicie jednolita). Mamy więc Achajów, Mykeńczyków, Kreteńczyków, Licyjczyków, Traków, Frygijczyków, a także prawdopodobnie Hetytów, których wasalem według niektórych źródeł byli mieszkańcy historycznej Troi.
Pozostaje jednak faktem, że dużo większą rolę w książce odgrywają sami Trojanie i ich przeciwnicy, szeroko rozumiani Achajowie lub Argiwowie, i to te dwie kultury stanowią oś wydarzeń. Wspomina się też o ludności podbitej, z której rekrutowali się niewolnicy: kapłan Chryzes, jego córka Chryzeida i przede wszystkim branka Achillesa, Bryzeida. Wszystkie te ludy składały się na fascynującą, wielobarwną mozaikę. Co ciekawe, trojańskie i greckie dziedzictwo jest dzisiaj chętnie „pożyczane” przez współczesnych Turków, choćby w aspekcie kulturowym.
Początek powieści zawiera intensywny, realistyczny opis zarazy w obozie Achajów oraz konfliktu Achillesa z Agamemnonem. Czy dążyła Pani do „odmitologizowania” „Iliady” i pokazania wojny trojańskiej jako brutalnego, ludzkiego doświadczenia?
Nie wiem, czy można całkowcie odmitologizować „Iliadę”, ale tak, starałam się ukazać konflikt pod Troją z bardziej ludzkiej perspektywy. Tendencje współczesnych autorów są różne: od sięgania po motywy mitologiczne i włączanie do wojny bogów, do całkowitego ich pomijania. W moim odczuciu wojna trojańska – o ile rzeczywiście miała miejsce, a z pewnością jakiś poważny konflikt zbrojny w tamtym czasie i miejscu się odbył – miała podłoże tylko i wyłącznie ludzkie. Jakkolwiek starożytni bardzo lubili do swoich spraw mieszać mieszkańców Olimpu i niejako im przypisywać odpowiedzialność za swoje czyny. Chciałam położyć większy nacisk na aspekty psychologiczne, kulturowe, społeczne. Troja była miastem położonym w strategicznym punkcie, nad cieśniną Dardanele; kto kontrolował Troję, kontrolował również handel, był panem trzech mórz. Więc tak, było to doświadczenie i brutalne, i bardzo ludzkie zarazem. I tak to chciałam ująć. Mam nadzieję, że się udało.
W książce mocno wybrzmiewa kobieca perspektywa: od bogiń, przez kapłanki i królowe, aż po kobiety żyjące w cieniu wielkiej polityki. Czy zależało Pani na tym, by pokazać wojnę trojańską bardziej z żeńskiego punktu widzenia?
Chciałam odmalować tę wojnę z obu perspektyw. Homer w swym dziele koncentruje się przede wszystkim na perspektywie męskiej, co nie powinno dziwić. Po pierwsze, wojna to rzecz męska, po drugie, trudno wymagać od poety z VIII wieku przed naszą erą o ukazywanie żeńskiej perspektywy. Kobiecych postaci w Iliadzie i Odysei jest całkiem sporo. Mamy Hekabe, Andromachę, Kasandrę, Tetydę, cały zastęp olimpijskich bogiń i przede wszystkim sprawczynię całego zła – Helenę. Nikt ich wszakże nie pyta o zdanie. Podobnie jest u innych poetów greckich. Kobiety są ukazane jako złe lub dobre, szlachetne lub niecne, wierne lub wiarołomne. Mogą też być doskonałe, o ile to boginie, chociaż i te mają swoje przywary. Nikt, oprócz może Eurypidesa, nie próbuje zagłębić się w ich psychikę, ani zademonstrować ich punktu widzenia.
Chciałam pokazać, że Helena wcale nie musiała być niewierna, Klitajmestra miała bardzo istotny powód, żeby nienawidzić Agamemnona, że Tetyda, wielka nieobecna w życiu Achillesa, mogła prawdziwie kochać swego syna i cierpieć po jego śmierci, że branka mogła wykazać się dumą i odwagą, być niezależną osobą. Przez historię wojny trojańskiej przewija się kobiet bez liku, ale prawie wszystkie są statyczne lub milczą. Pragnęłam oddać im głos, powalczyć trochę o ich „równouprawnienie” w achajskim świecie, gdzie nie miały za dużo do powiedzenia. Choć paradoksalnie wtedy miały więcej praw niż w epoce klasycznej. W historii wojny mężczyźni i kobiety są jednakowo istotni, ich losy splatają się w nierozerwalną całość.
W Iliadzie Homera bogowie nieustannie ingerowali w życie bohaterów wojny trojańskiej. W jaki sposób podeszła Pani do zagadnienia „boskiej ingerencji”, fatum oraz roli bogów w ludzkim życiu?
Jak już wspomniałam, chciałam ograniczyć rolę bogów w mojej książce i skupić się bardziej na czynnikach ludzkich. Niemniej roli fatum, przeznaczenia, nie dało się całkowicie uniknąć. Bohaterowie nie mogą uniknąć swego losu. Gdyby mogli, Achilles nie zginąłby pod Troją. Losu nie mogli odwrócić nawet bogowie. W „Iliadzie” znamienna jest scena, w której Zeus kładzie na wadze losy Hektora i Achillesa; los Hektora ciąży w dół i spada z wagi, przesądzając o śmierci bohatera. Wyroki Tyche, rzymskiej Fortuny, były nieodwołalne i nie do uniknięcia. Zatem: Helena zostanie uprowadzona wbrew swej woli, Tetyda nie może uciec od roli kapłanki, Achilles musi zginąć, jeśli zabije Hektora, Hektor umrze, jeśli pokona w walce człowieka w pożyczonej zbroi. Hekabe śni o pochodni, a Priam usiłuje oszukać przeznaczenie, ale nie może, bo nad Troją wyrok zapadł dawno temu.
Starożytne podejście do przeznaczenia było nieco inne niż nasze współczesne. Człowiek rodził się „obciążony” konkretnym losem, tego rodzaju odniesienia możemy znaleźć w mitologii, w dramacie antycznym, w eposach. Sięgał po ten motyw również Wergiliusz w swej Eneidzie; jego bohater, tytułowy Eneasz, posłusznie wypełnia przykazanie bogów i nie ucieka przed swym przeznaczeniem. Podczas wojny trojańskiej istotną rolę pełnili wróżbici, którzy oznajmiali wolę boską. O ile więc bogów jako takich można było fizycznie wyeliminować, to jednak ich woli i przeznaczenia już nie. Osobiście mam ambiwalentny stosunek do roli fatum, trochę wierzę i trochę nie wierzę. Czasem trzeba zdać się na los, niekiedy nie sposób jakichś wydarzeń uniknąć. Jeśli chodzi o Troję, poszłam za głosem Homera. Nie można uniknąć swego przeznaczenia.
Czy w trakcie pracy nad książką zmienił się Pani stosunek do mitu trojańskiego: jego bohaterów, motywów czy przesłania?
Nie, nie zmienił się. Czytając wielokrotnie „Iliadę”, a potem pracując nad własną książką, zastanawiałam się nad przesłaniem eposu. Myślę, że znalazłoby się tam kilka elementów, które dzieło Homera porusza. Przede wszystkim pragnienie nieśmiertelności, czyli to, czego człowiek od zarania dziejów pożądał. Czym jednak jest owa nieśmiertelność, skoro wszyscy i tak musimy umrzeć. Czy to fakt bycia opiewanym za swój heroizm i czyny przez potomnych? Chyba tak. Wszak Achillesa opiewamy nieprzerwanie od niemal trzech tysiącleci. Nieśmiertelność oznacza wieczną chwałę, sławę, jak byśmy współcześnie powiedzieli.
Czy to takie odległe od dzisiejszych pragnień i dążeń? Chyba nie. Inne aspekty poruszane w eposie to honor, odwaga, szlachetność; poeta ukazuje nam, jacy powinniśmy być, a jacy często nie jesteśmy. Jego bohaterowie w większości odznaczają się takimi właśnie cechami. Zatem przesłanie Iliady jest proste: bądź odważny, bądź szlachetny, wykazuj się honorem, żyj tak, by potomni cię zapamiętali, a twoje imię przejdzie do historii.
Czy planuje Pani napisać kontynuację „Troi” i sięgnąć np. po wątek znany z „Odysei”?
Nie wydaje mi się dobrym pomysłem tworzenie kontynuacji Troi. Trochę to zakrawa na niezbyt udane kontynuacje filmów animowanych pewnej amerykańskiej wytwórni z dopiskiem „2”, „3”, „dalsze dzieje”. Iliada tak naprawdę kończy się wraz z igrzyskami na cześć Patroklosa, więc pisząc swoją powieść poszłam nieco dalej, wykorzystując mity. Natomiast jeśli chodzi o „Odyseję”, to musiałabym mocno skręcić w stronę fantasy, ponieważ w historii Odysa nie sposób już wymigać się od obecności bogów, półbogów, różnego rodzaju potworów i innych stworzeń. W przeciwnym razie nie byłaby to już historia Odysa, a dość nudne dzieje żeglarza – tułacza, który nie może trafić z Sycylii na Itakę. Nie wiem, czy podołałabym takiej książce. Wolę trzymać się ziemi niż Olimpu. Chciałabym wrócić do powieści o Rzymie, choć to będzie wymagało dużo większego nakładu pracy i czasu niż w przypadku Troi.
Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych skucesów pisarskich!
Materiał powstał dzięki współpracy z Wydawnictwem Novae Res.
