Kiedy przyszli Sowieci...

opublikowano: 2017-04-13 10:46
wolna licencja
poleć artykuł:
„Dawaj czasy! Czyli wyzwolenie po sowiecku ” to tytuł dosyć przewrotny dla książki. Nie odnosi się bowiem do ciężkich czasów końca II wojny światowej, a do okrzyku, po którym z reguły żołnierz radziecki kradł... zegarek. O książce i jej tematyce opowiada autor, Stanisław M. Jankowski.
REKLAMA

Paweł Czechowski: Wkraczanie wojsk radzieckich na tereny Polski w latach 1944-45 wzbudza wiele kontrowersji, w książce sam umieszcza Pan termin „wyzwolenie ” w cudzysłowie. W dyskusjach na ten temat często mawia się, że wejście Armii Czerwonej było dużo lepsze niż okupacja niemiecka. Zgadza się Pan z tą tezą?

Stanisław M. Jankowski (ur.1945) - historyk, pisarz i publicysta, wieloletni redaktor „Biuletynu Katyńskiego”, współzałożyciel Niezależnego Komitetu Historycznego Badania Zbrodni Katyńskiej, odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski

Stanisław M. Jankowski: Z całą pewnością wkroczenie wojsk radzieckich było lepsze od niemieckiej okupacji, ponieważ Niemcy byli nastawieni na politykę eksterminacyjną. Ja jednak przedstawiam także ciemne karty wyzwalania Polski przez Sowietów. Szokuje np. fakt, że obóz Auschwitz po wyzwoleniu działał jeszcze w swojej części przez rok pod zarządem radzieckim, a przetrzymywano tam m.in. polskich górników.

P. Cz.: Jak sprawa wyglądała, jeśli chodzi o ludność niemiecką?

S.M.J.: Co do Niemców, cel Armii Czerwonej był prosty: dojść do Berlina, po drodze pokonując wroga. Wszelkie regulaminy i działalność politruków mówiły jasno, że należy dążyć do unicestwienia Niemców. W drukach i ulotkach pisano "jeśli nie zabiłeś dziś żadnego Niemca, to uważaj dzień za stracony". Zezwalano na mordowanie ludności, gwałty, egzekucje odwetowe. Dobrym przykładem są tu Gliwice, gdzie wybito ponad 1500 osób jednego dnia. To przejaw polityki ludobójczej.

P. Cz.: Czy żołnierze Armii Czerwonej, którzy popełnili przestępstwo, pozostawali całkowicie bezkarni wobec swych działań?

S.M.J.: I tak i nie. Historycy ogolnie nie mają pełnego dostępu do dokumentacji sądów wojennych, które przecież funkcjonowały w Armii Czerwonej. Dostępna jest np. dokumentacja takich sądów z 1939 roku, gdzie opisywane są różne przestępstwa. Za kradzież z włamaniem lub zastrzelenie polskiej rodziny trafiało się pod proces, a kary były różne, z karą śmierci włącznie.

Co do roku 1945, to wielokrotnie natrafiałem jednak na informacje, że za zabicie polskiego czy niemieckiego cywila żołnierze radzieccy sami mogli zostać zastrzeleni przez komendanta swojego oddziału, tak zdarzyło się np. w Boguszycach na Śląsku Opolskim. Podjudzano jednocześnie do zabijania Niemców, a wtedy zginąć mogli także Ślązacy i Polacy.

P. Cz.: Czy wobec tego istniała różnica między zachowaniem Sowietów na terenach RP, a na terenach Niemiec?

REKLAMA

S.M.J.: Problem polegał na tym, że czerwonoarmiści często nie zdawali sobie sprawy, gdzie się w ogóle znajdują. W Przyszowicach, miejscowości przygranicznej, wybili połowę ludności, bo myśleli, że to Niemcy, a byli to Polacy.

Tablica na zbiorowej mogile pomordowanych przez żołnierzy sowieckich w Przyszowicach (fot. Tomasz Górny, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe

P. Cz.: Dlaczego Armia Krajowa uwierzyła w możliwie bezproblemowy sojusz z Rosjanami i współpracę wymierzoną w Niemców na zasadzie sojuszniczej? Historia pokazała, że takie zaufanie często obracało się przeciwko Polakom.

S.M.J.: Rząd polski w Londynie, musiał nastawić się na współpracę za wszelką cenę, na co naciskali sojusznicy. Na tej zasadzie właśnie chciano witać Sowietów w roli gospodarza i podejmować z nimi wspólną walkę.. Dyskusje o stosunku wobec wkraczających Rosjan trwały długo, ale nie pozostawało nic innego jak ich powitać i wierzyć, że uszanują porozumienia i polskiego żołnierza.

P. Cz.: Podjęcie ewentualnej walki nie wchodziło Pana zdaniem w grę?

S.M.J.: Reakcja agresywna mogła po prostu oznaczać oskarżenie o współpracę z Niemcami. Dyrektywy Rosjan były przy tym jasne, oficerów AK aresztować, jeśli protestują to rozstrzelać. Żołnierzy z kolei wcielać do swoich wojsk. Tak było w Wilnie i Lwowie, a ludzi z AK, NSZ, delegatury internowano i wysyłano na wschód, gdzie mogli siedzieć miesiącami, choć w 1946 roku, po weryfikacji, następowały już powoli zwolnienia.

P. Cz.: W książce cytuje Pan wspomnienia Konstantego Rokossowskiego, który pisał że żołnierze radzieccy zachowali się wielkodusznie i humanitarnie. To cynizm, czy kadra oficerska faktycznie miała prawo nie wiedzieć o niektórych zachowaniach zwykłych żołnierzy?

S.M.J.: Kadra oficerska zdawała sobie świetnie sprawę ze wszystkiego, była zresztą regularnie informowana przez NKWD i kontrwywiad, a szeregowi żołnierze byli jak najbardziej pod ich kontrolą. Z 1939 r. zachowały się np. rejestry skradzionych przedmiotów, w tym nawet stołów dentystycznych czy kul bilardowych. W 1945 roku takich spisów nie prowadzono, żołnierz wkraczający do Niemiec mógł nakraść wedle siły i uznania, po czym nadać zdobyczne dobra paczką do Moskwy albo w rodzinne strony. Istnieje wręcz dokument, który w książce cytuję, mówiący o tym co poleca się zrabować dowódcom batalionów. Tolerowano wiele, choć oczywiście zdarzało się, że sądzono i karano sołdata za przestępstwa.

REKLAMA

Polecamy książkę Stanisława M. Jankowskiego pt. „„Dawaj czasy! Czyli wyzwolenie po sowiecku”

Stanisław Jankowski
Dawaj czasy! Czyli wyzwolenie po sowiecku
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Dom Wydawniczy Rebis
Rok wydania:
2017
Liczba stron:
392
Seria:
Historia
Premiera:
2017-04-11
Format:
150x225
Język oryginalny:
polski
ISBN:
978-83-8062-033-9
Regulaminowe umundurowanie żołnierza Armii Czerwonej z okresu II wojny światowej (opublikowano na licencji Crative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported

P. Cz.: Jak można było zamanifestować, że żołnierze łamią prawo?

S.M.J.: W Nowym Sączu zginął w 1945 r. Bolesław Koszałka, polski żołnierz który w trakcie patrolu próbował postawić się rabującym Rosjanom. Został zastrzelony, a jego pogrzeb zebrał w zasadzie wszystkich mieszkańców miasta. Rokossowski dostał też list od prezydenta Częstochowy w którym ten błaga o interwencję, bo żołnierze kradli na skalę masową.

P. Cz.: Opisuje Pan też podobny do sprawy Koszałki przypadek Szymona Piekarczyka, dorożkarza z Krakowa, który został zastrzelony przez Sowietów, a jego pogrzeb ponownie stał się swoistą manifestacją. A czy ludność cywilna mogła w ogóle bronić się przed bezprawiem?

S.M.J.: Oczywiście starano się temu opierać, ale co człowiek uzbrojony np. siekierę może zdziałać przeciwko żołnierzowi wyposażonemu w pepeszę? Ludność cywilna czy działacze terenowi byli w zasadzie bezradni, co więcej zdarzało się np. na Górnym Śląsku, że Sowieci dogadywali się z lokalnymi Niemcami by działać przeciwko Polakom.

P. Cz.: Skoro wspomniał Pan o Górnym Śląsku... Czy sytuacja tam była wyjątkowo skomplikowana?

S.M.J.: Tak, można tak powiedzieć, podobnie jak w Gdańsku i ogólnie na Pomorzu, gdzie bardzo łatwo można było zostać wziętym za Niemca. Ciężko jednak określić, czy skala przestępstw była tu większa, bo nikt takich statystyk przecież nie prowadził. Dlatego w mojej książce skupiam się nie tylko na tych, szczególnie skomplikowanych etnicznie terenach.

Ale warto zwrócić uwagę na ciekawy fakt: Sowieci swego czasu spalili na Opolszczyźnie całą miejscowość, która nazywa się Pokój.

P. Cz.: A czy tzw. Ludowe Wojsko Polskie miało jakiekolwiek pole manewru?

S.M.J.: Zdarzały się przypadki działania siłą, w których np. Sowieci wszczynali awanturę, a przeciwko nim występowało wspólnie polskie wojsko, milicja, UB czy nawet Straż Ochrony Kolei. Problem polegał na tym, że po takim starciu to Polacy odpowiadali za to karnie, wieść się roznosiła i inni dowódcy woleli już odpuścić Sowietom, aby tylko uniknąć aresztowań.

REKLAMA

P. Cz.: W swojej publikacji opisuje Pan też sprawę katedry gnieźnieńskiej, ostrzelanej z czołgów przez Rosjan, mimo, że nie było ku temu wyraźnych przesłanek. Czy to było celowe działanie?

S.M.J.: Jak najbardziej, w Armii Czerwonej nastawienie do Kościoła było negatywne, co znalazło też swój wyraz właśnie m.in. w Gnieźnie. Żołnierze też dopuszczali się mordów na księżach, a na zakonnice polowali szczególnie i dopuszczali się gwałtów.

Oddziały radzieckie wkraczają do Lwowa w 1944 r. (domena publiczna)

P. Cz.: Będąc już bezpośrednio przy temacie książki: w swojej pracy wykorzystuje Pan różne źródła: wspomnienia, dokumenty, archiwa muzealne, materiały IPN. Jak wyglądał proces zbierania tych informacji, czy dostępność do opisywanej przez Pana tematyki jest trudna?

S.M.J.: Na pewno nieoceniona jest tu pomoc kolegów z IPN i Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, dzięki którym mogłem pracować na różnych źródłach. To jeśli chodzi o materiały krajowe, z kolei archiwa rosyjskie niestety w pierwszej połowie lat.90 zamknęły się i choć niektórzy historycy rosyjscy mają do nich dostęp, to ich pole działania np. dotyczące wydawania materiałów też jest ograniczone.

P. Cz.: Główną siłą walczącą z Niemcami na Zachodzie byli Amerykanie, u nas byli to Sowieci. A gdyby tak w alternatywnej wersji historii wyzwalali nas właśnie Amerykanie?

S.M.J.: Należy jasno powiedzieć, że w armii USA też oczywiście byli gwałciciele czy rabusie, ale dyscyplina była dużo większa niż w siłach ZSRR i przestępstwa zdarzały się rzadziej. W Armii Czerwonej przede wszystkim nie wykorzystywano możliwości nacisku na żołnierza, bo inaczej sprawy by się miały, gdyby za gwałty surowo karano. Jeśli jednak w gwałcie chciał wziąć udział sam komisarz ludowy, to nie ma o czym mówić...

P. Cz.: Czy przy tych wszystkich zbrodniach i przestępstwach mogła nastąpić jakaś refleksja?

S.M.J.: Tak. Warto nadmienić to, co opisał w swoich wspomnieniach Nikołaj Nikulin, powołany do wojska tuż po maturze. Gdy wkraczał razem z Armią Czerwoną na teren Rzeszy, agitatorzy żądali od nich „krwi za krew”. Nikulin napisał, że wtedy stali się tacy sami jak naziści, z tymże naziści działali planowo, a oni żywiołowo. Dał do zrozumienia coś bardzo ważnego: że oni poszli jak zawsze i jak zawsze ucierpieli niewinni.

P. Cz.: Dziękuję za rozmowę!

Polecamy książkę Stanisława M. Jankowskiego pt. „„Dawaj czasy! Czyli wyzwolenie po sowiecku”

Stanisław Jankowski
Dawaj czasy! Czyli wyzwolenie po sowiecku
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Dom Wydawniczy Rebis
Rok wydania:
2017
Liczba stron:
392
Seria:
Historia
Premiera:
2017-04-11
Format:
150x225
Język oryginalny:
polski
ISBN:
978-83-8062-033-9
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Paweł Czechowski
Ukończył studia dziennikarskie na Uniwersytecie Śląskim. W historii najbardziej pasjonuje go wiek XX, poza historią - piłka nożna.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone