Klimat w średniowiecznej Polsce na podstawie rodzimych źródeł historycznych

opublikowano: 2013-01-18 13:55
wolna licencja
poleć artykuł:
W średniowiecznych kronikach i rocznikach znajduje się wiele wzmianek o anomaliach klimatycznych. Jakie wnioski można z nich wyciągnąć? Jak wyglądał klimat w średniowiecznej Polsce?
REKLAMA

Klimat w średniowiecznej Polsce – zobacz też: Mała epoka lodowcowa w Rzeczpospolitej Obojga Narodów

Przedstawiony artykuł jest skompilowanym i zmodyfikowanym fragmentem szerszego opracowania pt. „Człowiek a zjawiska na niebie i ziemi w Europie środkowowschodniej w latach 950–1450”.

Jest rzeczą dziwną, że w czasach tak znacznej niezależności człowieka od przyrody, nasze zachowania nadal są często reakcją na przejawy aktywności otaczającego nas środowiska naturalnego. Spośród nich prym wiodą zjawiska pogodowe, które w przemożnym stopniu wpływają na podjęcie lub zaniechanie przez ludzi konkretnego działania. Niech każdy odpowie sobie sam, ileż to razy dobra aura zmobilizowała go do zrobienia czegoś pożytecznego na świeżym powietrzu oraz jakąż to konsternację wywołało u nas odwołanie planowanego grilla z powodu nagłego załamania się pogody. Jednakże współczesne problemy klimatyczne – w tym także anomalie pogodowe – wydają się niczym w porównaniu z zagrożeniami, jakie czyhały z tej strony na człowieka średniowiecza, dla którego klimat był „panem życia i śmierci”.

Tematem opracowania są głównie ekstremalne zjawiska hydrometeorologiczne, których najważniejszym beneficjentem lub ofiarą była z reguły bezbronna wobec nich jednostka ludzka, dla której długo oczekiwany i wymodlony deszcz niejednokrotnie stawał się w niedługim czasie przyczyną pochłaniającej rzeszę istnień powodzi. Wnikliwy czytelnik przedstawionego niżej tekstu może dojść do wniosku, że anormalne zjawiska klimatyczne nie są domeną ostatnich lat i zdarzały się w wiekach średnich nawet co kilka lat.

I Relacje klimat–człowiek

Historię tworzą zdarzenia będące wynikiem działalności człowieka i sił natury oraz upływ czasu. Każdy historyczny (tj. umiejscowiony w czasie i przestrzeni) przejaw aktywności ludzkiej bądź naturalnej jest zdarzeniem, podczas gdy wydarzeniem może być tylko to, co zmieniło lub znacząco wpłynęło na bieg historii. Historia jest w tym ujęciu procesem, w którym człowiek i przyroda oddziałują na siebie nawzajem, a który zmierza w kierunku uniezależniania się ludzi od warunków naturalnych. Pamiętajmy, że hydrotermiczna jakość powietrza atmosferycznego odgrywała nieocenioną rolę od początku istnienia życia na Ziemi. Jeszcze w okresie przedpaństwowym to warunki geograficzne, w tym klimat, był podstawowym czynnikiem wpływającym na ruchy osadnicze. Tym samym, decydując o rozmieszczeniu ludności (ludów), był on spiritus movens wytworzenia się z tych ludów, narodów, a później państw. Spoglądając na historię Europy możemy dostrzec, że pogoda w konkretnym miejscu i czasie nieraz decydowała na przykład o wynikach bitew i kampanii, a w konsekwencji wpływała na losy państw. Mało tego, przyjmując deterministyczny punkt widzenia, który jest sprawdzalny w stosunku do społeczności będących na niskim etapie rozwoju społecznego i żyjących w wielowiekowej ścisłej symbiozie z przyrodą, możemy rzec, że środowisko geograficzne kształtuje nie tylko krajobraz polityczny, ale także poszczególne jednostki. Wpływ ten jest widoczny zarówno w sferze psychicznej (wewnętrznej) danego człowieka i dotyczy jego mentalności, w tym społecznego zachowania, jak i w przestrzeni fizycznej (zewnętrznej), przejawiając się w jego wyglądzie.

REKLAMA

Według dość skrajnych i dla wielu przesadnych opinii Leona Rogalskiego (1806–1878), to właśnie klimat jest najważniejszym czynnikiem wpływającym na życie człowieka, gdyż: „[…] kolor, kształty zewnętrzne, rysy twarzy, głównie od niego zależą, i on wyciska ostatecznie, po długiej kolei licznych pokoleń, odróżniające na zawsze znamię, które częstokroć nawet po najdłuższym zamieszkaniu w innym klimacie pozostaje niezatarte”. Ponadto zdaniem tego niebanalnego polskiego historyka-literata „Nie tylko ciało człowieka, lecz nawet i dusza jego oraz religia, uczucia, rozkosze, cierpienia, aż do panowania nad sobą samym i wszystek on w ogólności, ulegają przez większą część czasu wpływowi klimatu”. Uczony wskazywał także, że klimat umiarkowanych szerokości geograficznych sprzyja najwłaściwszemu rozwojowi człowieka, i zgadzał się z opinią Augusta Ludwika von Schlözera (1735–1809) jakoby „[…] nie było jeszcze przykładu ażeby człowiek moralnie wielki urodził się pomiędzy dwoma zwrotnikami, ani też w pobliżu biegunów”.

Podobnie Hugo Kołłątaj (1750–1812) widział w środowisku przyrodniczym czynnik kształtujący „charakter moralny” społeczeństwa. Z kolei zdaniem Juliusza Niemirycza (1822–1909) w klimacie gorącym siły człowieka opadają na tyle, iż staje się on do pewnego stopnia niezdolny do czynnej pracy, którą chętnie by wykonywał w klimacie łagodnym. Zauważmy, że poglądy historyków polskich zostały przedstawione jeszcze przed ukazaniem się fundamentalnych w tej materii prac Fryderyka Ratzla (1844–1904), uznawanego powszechnie za ojca teorii determinizmu geograficznego.

REKLAMA

Z kolei na przekór XIX-wiecznym trendom pośród polskich uczonych nieco inne zapatrywanie na to zagadnienie miał między innymi Adam Mickiewicz (1798–1855), wedle którego „Nie należy idąc za mniemaniem filozofów nowożytnych, zbyt wiele przypisywać wpływowi klimatu na człowieka. Rodu ludzkiego niepodobna kłaść na równi z królestwem zwierząt i roślin, to pewne wszakże, że człowiek wiecznie szukał ziemi i powietrza, które najlepiej odpowiadałoby jego skłonnościom wrodzonym i usposobieniom fizycznym […]”. Umiarkowane (posybilistyczne) spojrzenie na te kwestie miał także Franciszek Bujak (1875–1953), który pisał „Wpływ warunków przyrodniczych nie jest bezwzględny, ale jest zależny od charakteru i postępu kulturalnego ludzi, od historii, od tego, co współżycie z ludzi uczyniło”.

Tak czy inaczej, rzeczą pewną jest, że średniowieczna społeczność feudalna, składająca się w głównej mierze z rolników, przez cały okres wegetacyjny, jak również poza nim, była zależna od łaskawości warunków pogodowych panujących na obszarze gospodarowania. Przykładowo długotrwała zima, gradobicie czy też posuszne bądź nazbyt dżdżyste lato oznaczały z reguły gorsze zbiory, a w ślad za tym pogorszenie warunków bytowych ludności, skutkiem czego pojawiały się nowe zjawiska w postaci klęsk głodu, chorób i epidemii. Jest rzeczą oczywistą że mniejsze plony oznaczały ich mniejszą podaż na rynku, a w konsekwencji – jak to bywa w przypadku niezbędnych do życia artykułów pochodzenia roślinnego – następował zwykle wzrost popytu i co za tym idzie cen.

Polecamy e-book Marcina Sałańskiego „Elita władzy w Królestwie Jerozolimskim (1174–1185)”:

Marcin Sałański
„Elita władzy w Królestwie Jerozolimskim (1174–1185)”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
85
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-8-4

Ta swoista reakcja łańcuchowa dawała się we znaki całemu społeczeństwu, którego zasadniczy trzon stanowili rolnicy, czyli ludzie zależni od własnych płodów rolnych. To przede wszystkim oni stawali się ofiarami opisanego procesu, gdyż kaprysy pogody warunkowały w największym stopniu właśnie ich poziom egzystencji. Jak łatwo sobie wyobrazić, niedostatek żywności był główną przyczyną osłabienia organizmu i zwiększenia jego podatności na różne choroby, toteż nic dziwnego, że lata nieurodzajów przeplatały się z latami epidemii i epizootii. Jednakże stosunek ówczesnych ludzi do fenomenu „Matki Natury” był ambiwalentny. Z jednej strony uważano ją za emanację dobroci, piękną i jedyną żywicielkę swych „dzieci”, z drugiej zaś odczuwano wobec niej respekt, uznając naturę za surową dawczynię życia, która poprzez swe żywioły karała ludzi za ich przewinienia. Tym samym wszelakie klęski żywiołowe traktowane były jako zapewne sprawiedliwy dopust boży. Pamiętajmy, że w przeciągu omawianego okresu – szczególnie na ziemiach wschodnich i północnych – wciąż żywe były deifikacyjne wierzenia pogańskie, gdzie celem pozyskania łaskawości sił przyrody czczono jej przejawy (na przykład drzewa) oraz antropomorficzne wcielenia (na przykład Perun).

REKLAMA

II Charakter opracowania

Celem opracowania nie jest rekonstrukcja klimatu ziem polskich panującego w wiekach średnich, lecz jedynie ukazanie czytelnikowi najuciążliwszych zjawisk pogodowych, jakie z różną częstotliwością i nasileniem trapiły ówczesnego mieszkańca tych terenów. Pracy tej nie należy również traktować jako pełnego rejestru fluktuacji klimatycznych zaistniałych na przestrzeni lat, gdyż jej treść ujmuje tą problematykę jedynie przez pryzmat źródłowych badań historycznych prowadzonych w ramach geografii historycznej. Tak więc w celu całościowego i rzetelnego przedstawienia tego zagadnienia konieczne jest jeszcze zastosowanie metodologii interdyscyplinarnej, czyli współdziałanie na tym polu innych dyscyplin naukowych, w szczególności zaś astrometeorologii, dendroklimatologii, fenologii, geologii czy hydrologii i klimatologii historycznej, których wyniki spełniałyby bardzo użyteczną rolę komplementarno-weryfikującą.

Zakres chronologiczny pracy zamyka się w okresie od X do końca XIII wieku (dokładnie lata 940–1281), a terytorialny obejmuje ziemie należące obecnie do Polski. Podstawą opracowania są źródła polskie, czyli te, które na swych kartach wspominają przede wszystkim o zdarzeniach dotyczących ziem polskich, mimo iż ich autorami rzadko byli Polacy. Wybrane źródła obce – głównie niemieckie i czeskie – zostały przywołane tylko w przypisach i to jedynie dla potwierdzenia bądź zaprzeczenia występowania danego zjawiska w innych krajach.

Autor rad byłby, gdyby jego praca mogła stanowić choćby cegiełkę fundamentu pod realizację ambitnego zamierzenia, jakim byłoby opracowanie syntetycznego dzieła rozważającego problem relacji między średniowiecznym człowiekiem a zjawiskami klimatycznymi oraz ich wpływem na jego życie.

REKLAMA

III Katalog zjawisk klimatycznych zachodzących na ziemiach polskich między X a XIII wiekiem

Mimo rozwoju nauk przyrodniczych, średniowieczne źródła pisane wciąż są kluczowym materiałem, dzięki któremu możemy czerpać wiadomości o występowaniu w tym okresie osobliwych zjawisk atmosferycznych. Wyniki badań z zakresu historii klimatu dowodzą, że temperatury i sumy opadów w X wieku były porównywalne z tymi, z jakimi mieliśmy do czynienia w ostatnich latach. Nie rozważając nazbyt tematu proweniencji źródeł, można stwierdzić, że pierwsze – choć bardzo lakoniczne – informacje meteo-hydrologiczne zawarte w Roczniku kapitulnym krakowskim (940 rok) oraz w Roczniku wielkopolskim (941 rok), pochodzą ze źródeł niemieckich (między innymi Fulda, Kolonia, Moguncja) i tylko pośrednio mogą dotyczyć obszarów dzisiejszej Polski. Dowiadujemy się z nich o gwałtownej zimie, ukazaniu się komety i związanym z tym padaniu bydła roboczego, nie mamy jednak pewności, czy owa kometa rzeczywiście była widzialna dla – w cudzysłowie jeszcze – „polskiego” obserwatora, a tym bardziej, czy masowe ginięcie zwierząt było spowodowane surowością zimy, czy też przypisywane było złowróżbnej mocy komety, co wskazywałoby na zarazę. Przyjmuje się jednak, że surowa zima w Europie Zachodniej oznacza na ogół równie surową – a nawet jeszcze sroższą – zimę na jej północnych, centralnych i wschodnich krańcach.

REKLAMA

Za najwcześniejsze wzmianki o zjawiskach pogodowym, które miały być w sposób bezpośredni obserwowane na terytorium piastowskiej Polski, należy uznać te zawarte w Długoszowskich rocznikach. Tak oto według jednego z zapisków zima w roku 974 była „[…] ciężka, nadzwyczaj obfitym śniegiem brzemienna, pościnawszy morza wszystkie, stawy, jeziora i błota, trwała od pierwszego listopada, aż do wiosennego zrównania dnia z nocą [21 marca], wywołując podziw i cudowność wielką u wszystkich, jako w owym wieku bezprzykładna”. Kolejny taki opis dotyczy roku 988, w którym to miały miejsce „[…] liczne i długo trwające wód wylewy, po których nastąpiło lato skwarne i dla wielu płodów przyrodzonych szkodliwe; skąd urodzaje nie wszędy jednakie, w znacznej części chybiły. Nadto susza z wiosny zbyteczna przeszkodziła zasiewom jarzyn [zbóż jarych], a na domiar złego spadł śnieg obfity, po którym ciągłe znowu nastały deszcze, nie dopuszczające siewów ozimych; co wszystko głód sprawiło”.

Ze zrozumiałych przyczyn polskie źródła historyczne są ubogie w wiadomości o anormalnych zjawiskach pogodowych zaistniałych na początku pierwszego tysiąclecia po Chrystusie. Pierwsza taka wzmianka dotyczy dopiero roku 1057, kiedy to „Doznały w tamtym czasie kraje Niemieckie wielorakich nieszczęść, mianowicie moru i głodu; w wielu miejscach padały z gradem zmieszane kamienie ogromnej wielkości; wiele też ludzi zginęło od piorunów”. Kolejna notatka mówi o wysokim poziomie Sanu na wiosnę 1071 roku, prawdopodobnie wywołanym przez gwałtowne ulewy na obszarze dzisiejszych Czech i Słowacji. Utrudniało to Bolesławowi II przeprawę przez rzekę w okolicach Przemyśla celem zaatakowania broniących miasta Rusinów. Natomiast rok 1081, prócz wielu kłopotów trapiących Królestwo Polskie, wyróżnił się także „[…] nadzwyczajnymi upałami, wskutek których wiele pozapalało się lasów i miejsc bagnistych żarem słońca wysuszonych”. Z kolei 4 października 1097 roku miała ukazać się kometa, a w konsekwencji „Nadzwyczajne powodzie przeszkodziły zasiewom jesiennym, skąd powszechny nastąpił nieurodzaj”.

REKLAMA

Polecamy e-book Antoniego Olbrychskiego – „Pojedynki, biesiady, modlitwy. Świat średniowiecznych rycerzy”:

Antoni Olbrychski
„Pojedynki, biesiady, modlitwy. Świat średniowiecznych rycerzy”
cena:
Wydawca:
Michał Świgoń PROMOHISTORIA (Histmag.org)
Liczba stron:
71
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-07-5

Zapiski z wieku XII – podobnie jak i z następnych stuleci – dostarczają nam głównie wiadomości o hydrologicznych klęskach żywiołowych. Już pod rokiem 1118 Małopolski rocznik Traski zawiera lakoniczną notkę o wrześniowej powodzi, jaka miała objąć cały ówcześnie znany świat. Szerzej opisuje to zdarzenie Długosz:

REKLAMA
Bolesław książę Polski gotował nową wyprawę przeciw Pomorzanom, […] ale stanęły mu na przeszkodzie ustawiczne deszcze i słoty, które począwszy się z wiosną przez całe lato nie ustawały. Te ciągłe ulewy i powodzie nie tylko w Polsce ale i w okolicznych krajach wielkie poczyniły szkody, zatopiwszy całą niemal ziemię, a stąd przeszkodziwszy zasiewom i zbiorom. Najwięcej jednak ucierpiały okolice leżące nad większymi rzekami, które nadzwyczaj powzbierały i z brzegów powystępowały. Tego także roku zdarzyło się, że całe niebo przez trzy godziny krwawą czerwieniało łuną, tak iż zdawało się, jakby ogniem i płomieniem gorzało: które to zjawisko, u wielu za cud poczytane, miało być wróżbą jakiegoś wielkiego wydarzenia. Wkrótce potem takie spadły ulewy i nawałnice, a z nich tak gwałtownie powstały wód wylewy, że niektórzy lękać się zaczęli powtórnego potopu.

Podobnie Franciszkański rocznik krakowski zawiera wzmiankę o ogólnoświatowej (czyt. europejskiej) powodzi, która miała miejsce w 1125 roku. Następnie zima z przełomu tegoż roku „[…] nadzwyczaj ostra była i ciężka. Wiele z przeziębienia upadło bydła i wyginęło ludzi. Wymarzły zasiewy, skąd potem nastąpił głód w krajach polskich”. Wcześniej jednak, bo w 1119 roku, „[…] mimo burz gwałtownych, które i tego lata [analogicznie jak i w roku ubiegłym] wichrzyć poczęły”, odbyła się wyprawa księcia polskiego Bolesława na Pomorzan. Wspomniane burze były na tyle silne, że „[…] w wielu miejscach zrywały i wywracały domy”, jednak nieprzejęty tym książę brnął ku Pomorzu, „[…] gdzie rozkazał zburzyć albo zniszczyć pożogą cokolwiek jeszcze ocalało, lub co było naprawione”.

Książę polski ruszył następnie na Świętopełka, a „Obległszy twierdzę i miasto Nakło, w którym zamknął [księcia], dobywał go począwszy od święta Narodzenia N. Maryi [8 września], aż do świąt Narodzenia Pańskiego [25 grudnia], mimo dokuczających wojsku mrozów i śniegów”. Dwa lata później, to jest w roku 1121, według Długoszowskiej Chorografii „Nadzwyczajne susze i upały przez trzy miesiące, to jest marzec, kwiecień i maj trwające, tak spiekły ziemię, że nie tylko jare zasiewy ale i oziminy przypalone zniszczały; przeto ciężki był ten rok dla Polaków z przyczyny nieurodzaju i drożyzny. Sąsiedzkie także ziemie i okolice podobną posuchą i nieurodzajem dotknięte cierpiały przez czas niejaki głód i niedostatek”. Pośród zapisek dotyczących XII wieku wspomniane zostało jeszcze wezbranie wody na Odrze w 1149 roku, natomiast druga połowa tego wieku najwyraźniej upłynęła bez większych ekstremów pogodowych, skoro źródła polskie nie odnotowują tego typu zdarzeń.

REKLAMA

Średniowieczne optimum klimatyczne charakteryzowało się nie tyle wyższymi niż obecnie temperaturami, co przede wszystkim większą wilgotnością powietrza związaną ze znaczniejszym wpływem cyrkulacji atlantyckiej. Tym samym klimat ziem polskich w XIII wieku – szczególnie w miesiącach letnich – był bardzo zbliżony do tego, jaki panował w Europie Zachodniej. Innymi słowy amplitudy temperatur w skrajnych miesiącach były mniejsze, aniżeli notowane obecnie, co za tym idzie pogoda była stabilniejsza, a letnie upały oraz zimowe tęgie mrozy należały do rzadkości. Dlatego tylko wyjątkowo odnajdujemy opisy letnich posuch, jak na przykład z roku 1205, kiedy książę ruski Roman Halicki łatwo przeprawił się przez Wisłę pod Zawichostem, gdyż rzeka ta była możliwa do przejścia w bród „[…] bowiem w czasie posuszy letniej [jej] wody znacznie opadły”.

Częściej panowały wówczas zgoła odmienne warunki atmosferyczne, związane z napływającymi z zachodu atlantyckimi masami powietrza. W szczególności wzrosła częstotliwość i ilość opadów atmosferycznych. Najlepszym potwierdzeniem tego faktu są lata 1221–1223. Zgodnie z zapiskami roczników polskich okresy letnie były wówczas wyjątkowo słotne i stały pod znakiem ciągłych ulew i wylewów powodziowych. Następstwem tego były trzy lata powszechnego głodu w Polsce, który przyprawił o śmierć rzesze istnień. Tak oto przedstawił ten czas Jan Długosz:

REKLAMA
Po uspokojeniu zewnętrznych wojen i zaburzeń, nowa na Polskę spadła klęska, czy to z dopuszczenia gniewu Bożego, czy z ślepego losów zrządzenia. Od świąt bowiem Wielkanocnych, aż do jesieni ciągle panujące deszcze i słoty takie sprawiły rzek wylewy, że od nadzwyczajnego wód wezbrania lękano się w kraju powszechnego prawie potopu. Ta straszliwa i niezwykła powódź wiele wsi w nizinach leżących całkiem niemal zniszczyła i zalała, przeszkodziła siewom wiosennym, a co w jesieni posiano, to zniweczyła do szczętu; nie wiele tylko miejsc, kędy pola na wzgórkach i znacznych wyżynach były położone, od tej plagi ocalało. Zniszczone przeto takimi zalewami zboża wielką klęską dotknęły nie tylko Polskę, ale i wszystkie kraje okoliczne, gdzie podobne panowały powodzie. Bo gdy bydlętom domowym zabrakło paszy, upadły naprzód obory, a potem nastał głód ciężki, który przez trzy lata nie ustając, siłę ludzi, a zwłaszcza wieśniaków, wskutek braku żywności wymorzył, i tak dalece wytępił, że wiele wsi i miasteczek z ludności ogołoconych stało się prawie pustkami. Klęskę tę, sprawioną zbytecznymi słotami, powiększyła jeszcze sroga i niezwykłej ostrości zima, która po tych deszczach nastąpiła. Był nadto ciężki pomór na bydło i trzody.

Polecamy e-book Marcina Sałańskiego pt. „Wielcy polskiego średniowiecza”:

Marcin Sałański
„Wielcy polskiego średniowiecza”
cena:
Wydawca:
Michał Świgoń PROMOHISTORIA (Histmag.org)
Liczba stron:
71
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-09-9

Ten sam autor potwierdza inne zapiski rocznikarskie o wielomiesięcznej klęsce głodowej, stwierdzając, że w 1223 roku głód „[…] już drugi rok trapił Polskę, po zniszczeniu zasiewów przez ulewy deszczowe i powodzie”. Niepotwierdzone przez Długosza informacje o srogiej zimie trwającej od 1 listopada 1230 roku do paschy [23 marca] roku następnego na pomorskich Prusach podaje cysterski rocznik kołbacki .

Ciężko było Polakom przetrwać lata nieurodzajów, głodów i epidemii, gdyż co rusz nawiedzały ich ziemie kolejne klęski żywiołowe przeplatane z trudną sytuacją wewnętrzną kraju. Tak było i w roku 1235 „Gdy bowiem zasiewy tak wiosenne jak i jesienne, już to z przyczyny zbyt tęgiej zimy, już słot ustawicznych i zalewów poprzepadały, nastał głód wielki, który całej Polsce przez czas długi dokuczał, a nie łatwo było zaradzić takiej klęsce przy wichrzącej w kraju wojnie domowej”.

Z opisu inwazji tatarskiej na Polskę z 1241 roku dowiadujemy się, że chan tatarski złupił miasto Sandomierz „[…] dokąd mu rzeki Bug i Wisła wtedy zamarzłe nie broniły po lodzie wstępu”. Za sprawą nadmiaru ilości opadów rok 1253 zapisał się w historii polski nie tylko kanonizacją św. Stanisława Męczennika, ale również wielkimi ulewami, które wywołały straszną powódź „[…] jakiej nigdy jeszcze w Polsce nie widziano”. Dziejopisy informują, że „[…] od świąt Wielkiejnocy [20 kwietnia], aż do dnia dwudziestego piątego lipca we wszystkich krajach Polski ciągle dniem i nocą deszcz padał; z tej więc ustawicznej słoty takie powstały wód wylewy, że po wszystkich płaszczyznach i nizinach, albo gdzie w bliskości były strugi, powódź poznosiła zboża, a po polach i niwach pływać można było statkami jakby po rzekach; szukano miejsc wzgórzystych do składania zebranego zboża. Przez tę także powódź i napaści Litwinów ziemia Wizka zamieniona została w step dziki i pustynię”.

Nie trzeba było długo czekać, aby obok silnego trzęsienia ziemi na przełomie stycznia i lutego 1257 roku, południowe skrawki ziem polskich, choć głównie Morawy, ponownie nawiedziła niemała powódź, która w nocy na św. Małgorzatę Dziewicę [20 lipca] pochłonęła wiele ofiar. Podobnie jak w zimie 1241 roku, tak też i w roku 1259 „Tatarska dzicz po wodzą Nogaja i Telebuga wraz z Rusinami i Litwinami zaraz po uroczystości św. Jędrzeja [30 listopada] twardą zimową porą po skutych lodem rzekach, a w tym i Wiśle wdzierają się do Sandomierza”. Z innego Długoszowskiego opisu dowiadujemy się, że w święto Oczyszczenia św. Maryi [2 lutego] 1261 roku pruskie rzeki, jeziora i bagniska były skute lodem, co uczyniło łatwiejszym wejście rycerzy chrześcijańskich na te pogańskie tereny.

Według powszechnych podówczas przekonań, przypisujących zjawiskom astronomicznym złowróżbną moc, to właśnie zaćmienie słońca zaobserwowane w dzień św. Dominika [5 sierpnia] 1263 roku „[…] wiele smutnych sprowadziło w niektórych krajach następstw, a zwłaszcza w Czechach, gdzie z przyczyny gradobicia i posuszy taki był niedostatek zboża, że wiele ludzi obojga płci z głodu wymarło”.

W lecie 1270 roku zdarzyła się powódź, która zebrała straszliwie żniwo ofiar i na wiele lat odcisnęła piętno na życiu jej świadków. Roczniki polskie dość obszernie opisują ten rok, który zgodnie ze stwierdzeniem Długosza „[…] z niepogód nadzwyczajnych i powodzi stał się pamiętny u Polaków”. Od początku lata [22 czerwca] aż do połowy sierpnia nieprzerwanie dniem i nocą padały deszcze, tak że wezbrane rzeki powystępowały ze swych brzegów i tak niezwykle wylały, „[…] że nie tylko zboża, łąki, niwy i polne obszary, ale nawet wsie z domostwami pozatapiały”. W Krakowie poziom Wisły wzrósł do takiej wysokości „[…] że cała przestrzeń między Górą Lasotą a kościołem Św. Stanisława na Skałce została zalana, [rzeka] swym porywistym prądem bardzo wiele ludzi i domów, bydła, trzody, koni i drobnego dobytku porwała, pozrywała młyny, zaś pola i lasy zamieniła w pustynie”. Rocznik małopolski dodaje, że „[…] około święta Marii Magdaleny [21 lipca] przez zbytnią powódź na Wiśle, miasta, pola i łąki oraz młyny zostały zalane wraz z całą przestrzenią od mostu św. Stanisława, aż do mostu św. Benedykta, topiąc mnóstwo ludzi”. Powódź ta „[…] jakiej nigdy wcześniej nie zaobserwowano”, trwała przez 15 dni i wystąpiła we wszystkich prowincjach kraju, podobnie było też na Rabie i Dunajcu. Z kolei trzydniowy wylew powodziowy na Odrze we Wrocławiu spowodował, że woda nabrała jasnozielonej barwy, by po kolejnych trzech dniach przybrać kolor czerwony. Fakt niezwyczajnej powodzi na wymienionych rzekach zdaje się potwierdzać również Rocznik kapitulny krakowski, wskazując, iż wskutek tegoż nieszczęścia po obydwu stronach rzek zniknęły pola i wioski, zaś ludzie i zwierzęta pociągowe w znacznej części utonęli.

O roku 1276 na ziemiach polskich Długosz powiada, iż: „W końcu września w okolicy krakowskiej nastało niesłychane i bezprzykładne zimno, a potem dnia szóstego października spadły śniegi w takiej obfitości na Alpach Sarmackich, które Polskę przedzielają od Węgier, tudzież innych Tatrami zwanych, a około Kiesmarku położonych, że sprawiwszy zimno niezwykłe, ziemię w całej okolicy grubą warstwą pokryły, i zamiast jesieni mroźną sprawiły zimę”. Ów incydent pogodowy i wczesne nadejście zimy potwierdzone jest także przez Rocznik Traski, który informuje o wielkiej ilości śniegu jaki spadł na Kraków podczas oktawy św. Michała [6 października]. Niemalże identycznie wzmiankuje o tym zdarzeniu Rocznik małopolski , który jako sroższą niż zwykle wyróżnia też zimę 1278 roku. Podobnie nasz największy dziejopis zanotował, że „[…] w tym roku zima nieco była twardszą […]”. Przynajmniej w pewnej części mroźna musiała być też zima z roku 1280, w czasie której „Lew książę Ruski, wkracza po skutej lodem Wiśle do ziemi Sandomierskiej”. W wielu źródłach zachodnioeuropejskich – a po części również w źródłach polskich – rok 1281 zapisał się klęską powodziową i głodową. Zgodnie z treścią Rocznika Traski były wówczas „[…] wylewy wód prawie na całym świecie”. Jest to zarazem ostatnia XIII-wieczna polska zapiska pogodowa wywodząca się z krajowego źródła.

POLECAMY

Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!

Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!

Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/

III Zwięzłe wnioski

Pamiętajmy, że do źródeł historycznych należy podchodzić krytycznie i z dużą dozą ostrożności ze względu na ich subiektywny charakter, dorywczość w sporządzaniu oraz niepewny zasięg terytorialny opisywanych w nich zdarzeń. Szczególnie należy baczyć na wzmianki wtórne, które podczas wieloletniego procesu odwzorowywania przy przepisywaniu, ekscerpowaniu i kompilowaniu nierzadko ulegały niewielkim, acz niekiedy bardzo istotnym zmianom. Co więcej, niektórzy dziejopisarze – jak na przykład cytowany po wielokroć Jan Długosz – przejawiali skłonności do wyolbrzymiania drastyczności danego zjawiska, a także stosowania amplifikacji, analogii i uogólnień. Te typowe tendencje średniowiecznego dziejopisarstwa, a zwłaszcza kronikarstwa, w dużej mierze wynikały z braku dostępu do odpowiedniej ilości rzetelnego materiału porównawczego, a jeśli już się taki trafił, służył on jako baza do własnych interpretacji, a niestety często tez nadinterpretacji.

Po lekturze wykorzystanych wyżej tekstów można stwierdzić, iż w zakresie historii klimatu zapiski pochodzące ze średniowiecznych roczników i kronik polskich dotyczą głównie klęsk powodziowych. Biorąc pod uwagę ówczesną szatę roślinną (to jest dużą ilość lasów), znacznie mniejsza liczba wyimków traktujących o suszach może świadczyć o wysokiej wilgotności powietrza trwającej podczas średniowiecznego optimum klimatycznego. Jednakże by uzyskać w miarę rzetelny obraz warunków klimatycznych panujących na obszarze Europy Centralnej, potrzebna jest głębsza kwerenda w źródłach historycznych państw ościennych i to w wielopłaszczyznowym ujęciu. Dopiero skorelowanie prac nad tym zagadnieniem różnych dyscyplin naukowych oraz skonfrontowanie ich wyników badań pozwoliłoby na zobrazowanie zasięgu występowania (masowości) i nasilenia (uciążliwości) poszczególnych zjawisk pogodowych.

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

Redakcja: Roman Sidorski

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Oktawian Muszkat
Prawnik, historyk gospodarczy. Jego zainteresowania historyczne dotyczą w szczególności klimatycznych i sanitarnych aspektów biohistorii oraz historii środowiskowej.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone