„Krzyżacy” – reż. A. Ford – recenzja i ocena filmu

opublikowano: 2019-04-11 09:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Ani plastikowe zbroje, ani gumowe topory, ani lata jakie minęły od premiery filmu nie zmniejszają przyjemności w jego oglądaniu. „Krzyżacy” Aleksandra Forda na trwale zapisali się w historii polskiej kinematografii.
REKLAMA

„Krzyżacy” Aleksandra Forda i polityka

„Niemieccy militaryści, rewizjoniści, odwetowcy [...] nie pogodzą się nawet wówczas, gdyby zmuszeni byli przez sytuację granice te formalnie uznać. Nikt na świecie nie bierze przecież na serio oszukańczo-naiwnych tricków politycznych pana Adenauera, który twierdzi, że pragnie obciągnąć skórę z polskiego barana bez używania noża do tej operacji i w dodatku w porozumieniu z samym baranem” – mówił w swoim przydługim jak zwykle monologu na III Zjeździe PZPR w 1959 roku Władysław Gomułka.

Aleksander Ford, reżyser filmu Krzyżacy z 1960 roku

W tym samym czasie Aleksander Ford przygotowywał się do zdjęć próbnych filmu „Krzyżacy”. W obsadzie Zbyszka z Bogdańca miał jeszcze grać Bogusz Bilewski (późniejszy Kwicoł z „Janosika”), a Danusię Barbara Kwiatkowska znana z roli Ewy w filmie „Ewa chce spać”. Gdzieś w Łodzi powstawały potężne dekoracje, szyto 18 tysięcy strojów i kilkadziesiąt flag, z których część zaginęła później w niewyjaśnionych okolicznościach.

Pozornie fakty te z trudem można połączyć, jednak na przełomie lat 50-tych i 60-tych nic nie działo się przypadkiem. Film, którego budżet do dzisiejszego dnia trudny jest do ustalenia, którego twórcy pozwolić sobie mogli na rozmontowanie trakcji elektrycznej tylko po to, aby nie przeszkadzała w kręceniu scen batalistycznych, oraz który ostatecznie obejrzeć miało w kinie ponad 30 mln widzów, nie mógł powstać bez flirtu z ówczesną polityką. Adaptacja wielkiej literatury Sienkiewicza była bowiem de facto zamówieniem politycznym wypływającym z kontekstu PRL-owskiej polityki międzynarodowej oraz fragmentem oficjalnej narracji historycznej. Była wielkim marzeniem o polskiej superprodukcji w hollywoodzkim stylu, będącą odpowiedzią na „Ben Hura”, który na światowe ekrany wszedł w 1959 oraz „Spartakusa”, który zadebiutował w 1960. Dodatkowo ambicje te splatały się z 550. rocznicą bitwy grunwaldzkiej, do której legendy komuniści chętnie się odwoływali.

Nie da się do końca zrozumieć „Krzyżaków” bez propagandowego szkła, przez które lepiej widać dlaczego produkcja przybrała taką, a nie inną formę, a za jej stworzenie wziął się trzęsący despotycznie ówczesnym rodzimym kinem Aleksander Ford. Polska znajdowała się wówczas w sytuacji kryzysu w stosunkach z Republiką Federalną Niemiec, a dodatkowo podsycanie nastrojów antyniemieckich wpisywało się w politykę Władysława Gomułki, który poparcie dla swojej formacji budować chciał na strachu przed rewizjonistyczną polityką niemiecką. „Krzyżacy” – jako materiał propagandowy – byli idealni. Z jednej strony był to kanon polskiej literatury patriotycznej, powieść osadzona na wielkim micie historycznym, z drugiej zaś materiał wprost odwołujący się do interpretacji sporów polsko-krzyżackich jako elementu konfliktu z naszych zachodnim sąsiadem. Jeśli w to wszystko wmieszamy jeszcze rycerski epos nawiązujący do wyobrażeń o legendarnym średniowieczu, to wychodzi nam gotowy produkt do podboju serc i umysłów.

Pierwsza strona rękopisu powieści „Krzyżacy” Henryka Sienkiewicza

Jak kręcono „Krzyżaków”?

Wiele jest oczywiście w kinematografii przykładów filmów z potężnym – wręcz nieograniczonym – budżetem, z niemal gotowym scenariuszem, z ogromnym potencjałem inscenizacyjnym, które ostatecznie pozostają klapą. Dzieła Forda to jednak nie dotyczy. Jeśli do dzisiejszego dnia nikt nie zmierzył się ponownie z tą prozą Sienkiewicza, to tylko dlatego, że przy obecnych możliwościach budżetowych film współcześnie produkowany mógłby nie wytrzymać z tym wykonanym przed blisko 60 laty. Wielka zasługa w tym wybitnego operatora Mieczysława Jahody, twórcy scenografii Romana Manna, czy muzyki Kazimierza Serockiego, który sienkiewiczowską powieść muzycznie zilustrował raz jeszcze współpracując przy „Potopie”. Wspólnie z reżyserem i plejadą doskonałych aktorów stworzyli oni spójny i monumentalny film, który choć dziś trącić może już archaicznością to w wielu wymiarach dorównywać może obecnym produkcjom.

REKLAMA
Jan Matejko, „Bitwa pod Grunwaldem”

Pomagały w tym rozwiązania scenariuszowe, nad którymi obok Forda i Jerzego Stefana Stawińskiego (znanego z „Eroiki”) pracować miał także Leon Kruczkowski. Do historii kinematografii przeszedł wstęp do bitwy pod Grunwaldem skonstruowany w formie dialogu pomiędzy Władysławem Jagiełłą, a Wielkim Mistrzem Krzyżackim. O kunszcie operatorskim świadczyć zaś może scena wyjazdu rycerstwa krzyżackiego na pola grunwaldzkie. Sama zresztą blisko 15-minutowa scena batalistyczna należy do dziś zachwycać może swoją realizacją.

„Krzyżacy” to film bazując na skojarzeniach, które dla współczesnego widza mogą być już trudne do odczytania, ale dla tych którzy oglądali jego premierę odgadywane były z łatwością. Maszerująca kolumna wojsk krzyżackich i wspomagająca się śpiewem do złudzenia przypominała kolumnę niemieckich wojsk z 1939 roku. Nawet wygląd hełmów przypominać miał ochronne nakrycie głowy żołnierzy Wehrmachtu zaś dowódcy krzyżaccy krzyczący w namiocie na cześć Wielkiego Mistrza „Heil! Heil!” mogli już tylko budzić jednoznaczne skojarzenie. Tytułowi Krzyżacy przedstawieni są zresztą jak zło wcielone – degeneraci, dewianci, ludzie pozbawieni skrupułów. Jeśli polski horror jako gatunek w zasadzie nie istnieje, to przecież małym wycinkiem rzeczywistości z filmów grozy jest zamek w Szczytnie i przedziwne, pokraczne wręcz postacie torturujące Juranda ze Spychowa. Na tym tle jedynie umierający mistrz Zakonu wydaje się być ostatnią oazą rozsądku w narastającym szaleństwie. Jedna z legend mówi zresztą, że właśnie na obrazie Krzyżaków z dzieła Forda oparta była postać i strój Dartha Vadera z Gwiezdnych Wojen. Cóż, lepszego wzorca znaleźć nie można było.

Polska artyleria ostrzeliwuje zamek krzyżacki w Malborku w czasie oblężenia w 1410 roku (niemiecka grafika z XIX w.)

„Krzyżacy” – dzieło kompletne

Sceny ukazujące spór polsko-krzyżacki, są najlepiej przygotowane, a sam wątek najpełniej poprowadzony. Nie można ich oczywiście oglądać jak kroniki wydarzeń, ale raczej patrząc przez pryzmat celów, w jakich film powstał. W tym wymiarze film stanowi niewątpliwe arcydzieło rodzimego kina. Być może dlatego wątek miłosny potraktowany jest po macoszemu. Niby to główna nić splatająca oś fabuły, ale mdła i dość sztuczna. Na problem z ukazaniem relacji i papierowość postaci zwracali uwagę zresztą recenzenci oglądający film zaraz po premierze. „Postaci Sienkiewiczowskiego eposu ożyły wprawdzie na ekranie, ale nie są one pełnowymiarowe, brak im indywidualności, tego jakiegoś trudnego do nazwania wymiaru uczuciowego, który sprawia, że nawet legendarnych bohaterów przyjmujemy jako kogoś bardzo bliskiego” – pisał recenzent „Życia i myśli”. Doskonale poprowadzony wątek Juranda ze Spychowa, kontrastuje tu ckliwym wątkiem miłosnym, któremu wyraźnie brakuje energii. Jest on wręcz przytłoczony przez chęć wyłuszczenia politycznych kontekstów. Być może nie jest to wyłącznie wina twórców, ale także materiału jakim jest proza Sienkiewicza. W niej wątki miłosne nie należą do najciekawszych, a postacie kobiece na ogół pozostają mocno papierowe. Współczesny widz może się też zastanawiać nad motywami głównych bohaterów, bo w ostateczności Jagienka wydaje się być dużo ciekawszą dziewczyną od cukierkowatej Danusi. Tak jednak narysował to Sienkiewicz, a autorzy scenariusza dość mocno jego wyobrażenia starali się trzymać.

„Krzyżacy” pomimo pewnych wad nadal pozostają dziełem, które należy zaliczyć do kanonu polskiej kinematografii. Jeszcze dziś zadowalać mogą bystrością formy i rozwiązaniami, którymi poszczycić się mogłoby współczesne kino. Nie rażą plastikowe zbroje, czy gumowe topory, ani nawet dramaturgia bitwy opierana na przewracanych koniach. Pomimo upływu lat „Krzyżaków” można oglądać z wypiekami na twarzy i może z ubolewaniem, że pewnie dzisiejsze polskie kino mogłoby sobie z tematem nie poradzić, nie tyle ze względu na talenty czy umiejętności, ale zwyczajny brak niewysychającego źródełka gotówki. Bez niej do nowej adaptacji „Krzyżaków” nie ma co podchodzić, choć pytanie jak mogłaby wyglądać dzisiejsza interpretacja sienkiewiczowskiej prozy jest kuszące. Oparcie jej wyłącznie na odgrzaniu motywu konfliktu polsko-niemieckiego byłoby chyba pójściem na skróty. Lepiej od Forda ten wątek trudno byłoby poprowadzić.

Kup e-booka „Kobiety króla Kazimierza III Wielkiego” :

Marek Teler
„Kobiety króla Kazimierza III Wielkiego”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA (Histmag.org)
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-22-8
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone