Lee Edwards – „Rewolucja konserwatywna. Rzecz o ruchu, który odmienił Amerykę” – recenzja i ocena

opublikowano: 2021-07-02 15:53
wolna licencja
poleć artykuł:
Ronald Reagan jest jednym z najbardziej znanych, a w naszym kraju także popularnych prezydentów Stanów Zjednoczonych. Newt Gingrich i Barry Goldwater nie są z pewnością tak rozpoznawalni, ale zainteresowanym amerykańską polityką ich nazwiska mówią wiele. Nieco mniej znany jest chyba Robert Taft. Na przykładzie tych czterech ikonicznych postaci i przekazywania sobie przez nich pałeczki w konserwatywnym skrzydle Partii Republikańskiej, Lee Edwards ukazuje pół wieki historii amerykańskiej prawicy.
REKLAMA

Lee Edwards – „Rewolucja konserwatywna. Rzecz o ruchu, który odmienił Amerykę” – recenzja i ocena

Lee Edwards
„Rewolucja konserwatywna. Rzecz o ruchu, który odmienił Amerykę”
nasza ocena:
7.5/10
cena:
59,99 zł
Wydawca:
Ursines i Ośrodek Analiz Cegielskiego
Rok wydania:
2021
Okładka:
twarda
Liczba stron:
412
ISBN:
9788395337819

Autora książki „Rewolucja konserwatywna. Rzecz o ruchu, który odmienił Amerykę” w przedmowie do polskiego wydania przedstawia czytelnikom Marek J. Chodakiewicz. Lee Edwards to pochodzący z rodziny o antykomunistycznych tradycjach działacz polityczny, dziennikarz i redaktor prawicowych periodyków, a także wykładowca akademicki. Praca pisana jest (czego nikt nawet przez chwilę nie kryje) z konkretnych pozycji ideowo-politycznych, ale rzetelnie i bez obrazy dla warsztatu historyka, o czym świadczą liczne przypisy, mające na ogół charakter bibliograficzny. Fakt posiadania aparatu naukowego nie oznacza, że książka będzie nudna dla wszystkich z wyjątkiem pasjonatów i specjalistów od danego tematu. Przeciwnie, „Rewolucja konserwatywna” to lektura naprawdę zajmująca i wciągająca, niekiedy wręcz jak powieść.

Edwards rozpoczyna narrację w momencie znaczącym dla społecznej i politycznej historii USA – w czasie powrotu do domu uczestników II wojny światowej. Cezurą końcową są zaś lata ‘90 i prezydentura Billa Clintona. Osią narracji jest działalność czterech już wymienionych postaci – Roberta Tafta, Barry’ego Goldwatera, Ronalda Reagana i Newta Gingricha. Autor widzi w nich czołowych reprezentantów konserwatywnego nurtu Partii Republikańskiej. Podkreślenie tego, że chodzi o wewnątrzpartyjny nurt jest nie bez znaczenia, bowiem Edwards podkreśla, że wśród republikanów oprócz skrzydła wyraziście prawicowego istnieje także to bardziej establishmentowe. Obserwacja ta wydaje się trafna, o czym przekonać mogliśmy się za prezydentury Donalda Trumpa, kiedy to deklarujący antyestablishmentowe nastawienie polityk miał przeciwko sobie także establishment własnej partii. Mimo opowiadania o czterech postaciach, książka nie jest podzielona na cztery części. Tok narracji jest ciągły, co ma swoje uzasadnienie, lepiej odzwierciedla bowiem ciągłość życia politycznego.

Pierwszym z bohaterów książki jest Robert A. Taft. Syn prezydenta Williama Tafta uznawany był za „wzorcowego republikanina” i nazywany „Mr. Republican”. Taft był (czego ramy czasowe książki nie obejmują) niestrudzonym krytykiem polityki New Dealu, nie popierał też prohibicji. Taft był też izolacjonistą, a logiczną konsekwencją tego poglądu był także powojenny sprzeciw wobec przystąpienia do NATO. Co prawda zdaniem Edwardsa, postawa ta uległa zmianie wskutek dostrzeżenia komunistycznego zagrożenia, a spór z prezydentem Trumanem dotyczył jedynie sposobu prowadzenia wojny koreańskiej, można się jednak zastanawiać, czy autor nie bagatelizuje trochę izolacjonistycznych inklinacji Roberta A. Tafta.

Taft kilkukrotnie ubiegał się o nominację prezydencką z ramienia swojej partii, jednak zabiegi te pozostały bezskuteczne. W 1948 kandydatem został reprezentant bardziej liberalnego nurtu Partii Republikańskiej, Thomas Dewey, zaś w 1952 nominację otrzymał niekwestionowany autorytet – gen. Eisenhower, którego republikanom udało się przyciągnąć do siebie (demokraci też zabiegali o względy wojskowego). Walka Taft-Eisenhower była bardzo zajadła, pojawiły się w jej toku alternatywne konwencje stanowe (jedną z głównych aren starcia był dysponujący znaczną liczbą głosów elektorskich Teksas), oskarżenia o kradzież głosów, czy też próby wykorzystania kruczków proceduralnych, by pozbawić prawa głosu zwolenników rywala. Warto zaznaczyć, że kampanie prawyborcze opisane są w książce dość szczegółowo i mogą być cennym źródłem informacji dla zainteresowanych procesem wyborczym. Mimo zaciekłości starcia i dotkliwej porażki, Robert Taft lojalnie wobec swojej partii i prezydenta popierał administrację Eisenhowera, choć nie był wolny od zastrzeżeń wobec niej.

REKLAMA

Praca Lee Edwarda w ciekawy sposób ukazuje klimat zimnej wojny. Bardzo ciekawe są passusy poświęcone „makkartyzmowi”, który wciąż bywa uznawany za motywowane histerią „polowanie na czarownice”, co Edwards neguje, nie dokonując jednocześnie apoteozy antykomunistycznego polityka. Tymczasem okazuje się, że choć senator Joseph McCarthy często rzeczywiście nazbyt zapędzał się w swoich oskarżeniach, to sam zamiar tropienia sowieckiej agentury w strukturach amerykańskiej państwowości nie był pozbawiony racji, a McCarthy częściej celnie typował komunistów. Wszystko to wiadomo zresztą z odtajnionych akt projektu Venona. Można oskarżać McCarthy’ego o problemy natury osobowościowej (odwiedzony w szpitalu przez kolegów z senatu, w tym Barry’ego Goldwatera, proszących go o wycofanie niesłusznych oskarżeń pod adresem cenionego przez prezydenta Eisenhowera dowódcy, co mogło uratować karierę McCarthy’ego, gotów był uznać i ich za agentów Moskwy), ale nie o to że zupełnie nie miał racji.

Opisując poszczególne konserwatywne inicjatywy, nie wszystkie darzy Edwards jednakową estymą. Wyraźnie największe znaczenie przyznaje magazynowi „National Review” pod redakcją Williama F. Buckleya. Antykomunistyczne stowarzyszenie John Birch Society uznaje z kolei za enfant terrible amerykańskiej prawicy, zresztą było ono za takie uważane przez wielu spośród koryfeuszy tej prawicy, z Buckleyem na czele. W latach sześćdziesiątych ucieleśnieniem ideowej czystości w łonie Partii Republikańskiej stał się bez wątpienia senator z Arizony, Barry Goldwater, co znajduje odzwierciedlenie w toku narracji książki. Autor kreśli interesujący, wbrew pozorom nie cukierkowy portret tego polityka. Wyjaśnia np. motywy sprzeciwu Goldwatera względem Civil Rights Act. Goldwater nie żywił żadnych uprzedzeń rasowych (nie miał problemów z czarnoskórymi klientami, kontrahentami czy pracownikami zdecydowanie „zanim było to modne”), a jednak obawa przed przyznaniem państwu prawa do zbyt wielkiej ingerencji państwa w życie społeczne skłoniła go do głosowania ramię w ramię z zaledwie kilkoma innymi senatorami, w tym autentycznymi rasistami. Edwards opisuje sromotnie przegraną kampanię prezydencką Goldwatera (który do ubiegania się o nominację wcale się nie palił, ale zgodził się na start w imię promowania swoich idei). Do porażki przyczyniła się kampania negatywna Partii Demokratycznej, niektóre z ówczesnych spotów której to faktycznie arcydzieła czarnego PR. Notabene czarny obraz Barry’ego Goldwatera obowiązywał i po naszej stronie żelaznej kurtyny – pamiętam przeglądane kiedyś książki politologiczne wydane w PRL, w których „goldwateryzm” funkcjonował jako niemalże amerykański faszyzm. Lee Edwards obala też popularną narrację, zgodnie z którą Barry Goldwater był „Janem Chrzcicielem”, który utorował drogę dla politycznego „Mesjasza” - Ronalda Reagana. W istocie Goldwater nie był szczególnym zwolennikiem gubernatora Kalifornii, a choć sam był politykiem ideowym, to jedność Partii Republikańskiej liczyła się dla niego bardziej niż czystość ideowa. Dlatego wolał popierać raczej umiarkowanego Nixona niż czystego ideowo Reagana.

REKLAMA

Lata siedemdziesiąte nie wydawały się dobrym czasem dla amerykańskich konserwatystów. Prezydentura Richarda Nixona okazała się dla nich rozczarowaniem, tak w sprawach wewnętrznych (prezydent kontynuował rozbudowę państwa opiekuńczego), jak i zagranicznych (symboliczne tutaj jest uznanie komunistycznych Chin, na które amerykańska prawica cały czas patrzyła jako na wroga z czasów wojny koreańskiej). Ton Partii Republikańskiej nadawali działacze liberalnego, establishmentowego skrzydła, tacy jak Nelson Rockefeller. Edwards zwraca uwagę na krystalizację ruchu neokonserwatywnego, który potem będzie miał stać się intelektualnym zapleczem administracji Reagana. Tworzyła się wówczas także baza społeczna dla przyszłego prezydenta w postaci ruchu Moralnej Większości, wśród liderów którego znajdowało się wielu pastorów ewangelikalnych. Swoją drogą powstanie takiego ruchu społecznego na rzecz republikanów stało się możliwe wskutek zawiedzenia się religijnego elektoratu prezydenturą gorliwego baptysty, demokraty Jimmy’ego Cartera. Z chrześcijańską prawicą w pewnym napięciu pozostawali reprezentanci bardziej filozoficznego, areligijnego konserwatyzmu, odwołujący się raczej do Aten niż do Jerozolimy.

Prezydenturę Ronalda Reagana, w aspekcie wewnętrznym i zagranicznym autor omawia w zakresie nie odbiegającym od zawartości innych opracowań. Warto zaznaczyć, że mimo pozytywnego nastawienia do prezydenta nie pomija np. afery Iran-Contras. Edwards zwraca także uwagę, że Reagan nie był wcale takim czempionem niczym nieskrępowanego liberalizmu gospodarczego, za jakiego zwykł uchodzić. Niektóre środowiska i to niekoniecznie ściśle libertariańskie, uznawały go wręcz za nie dość wolnorynkowego.

REKLAMA

Czwartym z bohaterów książki jest Newt Gingrich, ostatnio małżonek pani ambasador Stanów Zjednoczonych przy Stolicy Apostolskiej, a w przeszłości speaker Izby Reprezentantów, główny architekt odzyskania kontroli nad tą izbą przez republikanów za prezydentury Billa Clintona. Co zaskakujące, przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych również okazał się „chudymi latami” dla konserwatystów z Partii Republikańskiej i to mimo będącego owocem prezydentury Reagana i sfinalizowanego przez jego wiceprezydenta i następcę George’a Busha zwycięstwa w zimnej wojnie. Bush, mimo sprawnie i we współpracy ze społecznością międzynarodową przeprowadzonej operacji Pustynna Burza, okazał się rozczarowaniem w polityce wewnętrznej, wbrew obietnicom podnosząc podatki. Demokrata Clinton potrafił wiarygodnie atakować go… z prawej strony, odwołując się do bliskich republikańskim wyborcom wartości takich jak wolność gospodarcza i indywidualizm (Clinton nie był też jak na demokratę przesadnie progresywny światopoglądowo, popierał np. karę śmierci). Zasługą Gingricha jest to, że przekonał wyborców do swojego „Kontraktu z Ameryką” i mimo popularności Clintona odwojował dla republikanów Kongres. Swoją drogą Lee Edwards mało uwagi poświęca życiu prywatnemu bohaterów książki, a w przypadku Gingricha jest ono dość problematyczne jak na piewcę wartości konserwatywnych (trzy małżeństwa i liczne romanse).

Ponieważ narracja dobiega końca w latach dziewięćdziesiątych, nie dowiadujemy się, co Lee Edwards sądzi o kolejnych republikańskich prezydentach – George’u W. Bushu (ciekawe, jak ocenia rolę neokonserwatystów w jego administracji) i Donaldzie Trumpa (intuicja każe przypuszczać, że raczej doszukiwałby się u niego pozytywów niż chwalił establishmentowych „nevertrumpersów”). Może jednak to lepiej, że praca nie skupia się zbytnio na sprawach bieżących.

Książka wydana jest w twardej oprawie, zdobią ją czarno-białe ilustracje. Jedynym, do czego można się przyczepić, jest jakość tłumaczenia. Sprawia ono wrażenie nie tyle może niechlujnego, co powstającego pod presją czasu. W pewnym miejscu pada stwierdzenie o jakiejś gazecie, że była najbardziej wpływowa w państwie, podczas gdy kontekst wskazuje, że chodzi o stan. Nie chcę już narzekać na tradycyjne już wręcz tłumaczenie w Polsce evangelicals na ewangelików zamiast protestantów ewangelikalnych, może czytelnicy nie orientujący się w zagadnieniach religijnych będą mieli dzięki niemu pojęcie o co chodzi. Zdarzają się też zupełnie niepotrzebne kalki z angielskiego – np. „naukowcy polityczni” zamiast politologów. Doskwiera też brak indeksu osobowego.

„Rewolucja konserwatywna” to lektura obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych amerykańską polityką, w szczególności jej prawą flanką. Osoby niesprzyjające prawicy może drażnić wyraziste stanowisko autora, jednak jak starałem się wykazać nie prezentuje on ślepego uwielbienia dla bohaterów książki, więc nawet osoby niebędące ich sympatykami zachęcam do lektury.

Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Lee Edwardsa „Rewolucja konserwatywna. Rzecz o ruchu, który odmienił Amerykę”!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Michał Gadziński
Absolwent Instytutu Historycznego oraz Instytutu Nauk Politycznych UW. Interesuje się historią XIX i pierwszej połowy XX wieku. Pasjonat historii, kultury i polityki krajów anglosaskich.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone