Leszek Długosz – „Ta chwila, ten blask lata cały” – recenzja i ocena

opublikowano: 2016-10-10 08:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Leszek Długosz – bard Piwnicy Pod Baranami, poeta, kompozytor, pianista, jednym słowem człowiek wielu talentów – w czerwcu tego roku skończył 75 lat. Z tej okazji Wydawnictwo Literackie wydało tomik poezji, na który składają się wiersze dawne i nowe jubilata. Ich liczba nie jest przypadkowa – wynosi dokładnie tyle, ile wiek autora. Czy można lepiej uczcić rocznicę urodzin poety?
REKLAMA
Leszek Długosz
„Ta chwila, ten blask lata cały”
cena:
34,90 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Literackie
Okładka:
broszurowa ze skrzydłami
Liczba stron:
198
Premiera:
czerwiec 2016
Format:
145x207 mm
ISBN:
978-83-08-06154-1

Leszek Długosz – nazywany czasem poetą z Krakowa – urodził się w 1941 roku w Zaklikowie, uroczej mieścinie położonej nad rzeką Sanną, na skraju Lasów Janowskich. Rodzinne strony, wspomnienia z dzieciństwa są stałym motywem jego wierszy.

Warto przypomnieć, że Wydawnictwo Literackie jest edytorem większości tomików poetyckich Leszka Długosza, łącznie z debiutanckimi Lekcjami rytmiki z 1973 roku. W tym czasie poeta od dawna współtworzył legendę Piwnicy Pod Baranami, a charakterystyczny tembr jego głosu na trwale wpisał się w dorobek krakowskiego kabaretu. Powstają wtedy najsłynniejsze jego utwory: Berlin 1913, Ja chciałbym być poetą czy Dzień w kolorze śliwkowym.

Abstrahując od politycznego uwikłania Leszka Długosza, ostracyzmu piwnicznego środowiska, które nie poparło zaangażowania kolegi w kampanię wyborczą w 2007 roku, po lekturze najnowszego tomiku Ta chwila, ten blask lata cały… możemy pocieszyć się myślą, że jest to wciąż ten sam poeta – czuły, wrażliwy na piękno przyrody i pełen „nieposkromionych nadziei”, którymi zaraża czytelników. Zaskakujące jest to, że niemal od pół wieku nie zmieniła się jego poetyka: trudno odróżnić wiersze z poprzednich lat od tych najmłodszych. Ta konsekwencja formalna utworów może być zarówno zaletą, jak i wadą poety – wszak wiemy, że ci najlepsi eksperymentowali z formą, poszukując wciąż nowych rozwiązań. Ale Leszek Długosz zdaje się nie pretendować do miana poety wybitnego, dobrze czuje się w raz wypracowanym języku poetyckim, czerpiąc jednocześnie z mowy polskiej – na której piękno jest szczególnie wrażliwy – wszystko to, co najlepsze. W tym wypadku owa niezmienność sprawia, że twórczość poety nie starzeje się, jest uniwersalna i ponadczasowa.

Charakterystyczną cechą fraz Długosza są dialogi wewnętrzne i liczne pytania, mające więcej wspólnego z chwytami retorycznymi, niż z liryką, a które stanowią jedynie przyczynek do tworzenia poetyckich obrazów ([Piosenka szpitalniana]). Typowe dla twórczości krakowskiego barda jest operowanie językiem konkretu, przez co jego metaforyka staje się bardziej przystępna i zrozumiała nawet dla tych, którzy nie obcują z poezją na co dzień ([Lubię ten czas grudniowy]). Czytając najnowszy tomik wierszy Długosza, trudno zapomnieć o tym, że mamy do czynienia z twórczością pieśniarza, bowiem istotną rolę odgrywa w nich rytm. Niektóre z nich przyjmują strukturę ronda, inne ody czy kantaty ([Pochwała zdrowego rozsądku], Piosenka na Boże Narodzenie, [Muzyka poranna]).

Jeśli chodzi o tematykę wierszy, oscyluje ona wokół kilku zagadnień. Jednym z nich jest przemijanie – i choć sam Leszek Długosz sprzeciwia się nazywaniu go „poetą przemijania i jesieni”, motywy te są obecne również w jubileuszowym tomiku. Już pierwszy utwór Wyjechałem i mnie nie ma dotyka trudnego motywu śmierci, ale robi z charakterystycznym dla siebie wdziękiem i żartobliwą przekorą, ukazując przy okazji lokalny koloryt krakowskiego świata:

Ale kiedyś dokładnie – już tu więcej nie zajrzę?

Na Gołębią, na Bracką?

W świat nie ruszę gdzieś dalej

REKLAMA

Na Sławkowską, na Sienną nie skoczę?

Cień w „Prowincji” mój za szybą

Nie pochyli się naprawdę?

Ów ton pogodnej starości i pogodzenia się z upływającym czasem pobrzmiewa zwłaszcza w dwóch wierszach, w których poeta wspomina rodziców: Po latach, po czasie… i Rodzice.

Jednak nie bez powodu Leszek Długosz nazywany jest poetą pogodnej eschatologii, mimo nokturnowej nuty, obecnej zwłaszcza w bardziej publicystycznych utworach: Na grzebyk z grobu pod Bykownią i Ogarniam myślą ich – o tematyce katyńskiej, czy poświęcony ofiarom katastrofy smoleńskiej – Modlitwa za nich, które są bardziej aktem czysto ludzkiej solidarności wobec ofiar, niż pustą martyrologią. W pierwszych dwóch utworach pojawia się również motyw słowa: niemożność mówienia wobec grozy zbrodni ([Gdy słowa moje też przed tobą / do mowy dojść nie umieją]) i identyfikacji bratniego języka, który okazuje się mową zbrodniarza ([Pomyśleć… / Oprawcy mówili językiem bratnim / W mowie Tołstoja i Puszkina]). Język – jako narzędzie poety – jest z resztą przedmiotem rozważań w wielu wierszach Długosza, w których chwali piękno polskiej mowy ([Tłumaczowi]) i przypomina o jej korzeniach ([Oda do mowy kresowej]).

Liczną grupę stanowią wiersze odwołujące się do twórczości innych, ważnych dla samego Długosza poetów: Norwida ([Norwidowi – piosenka]) Kochanowskiego ([W Czarnolesie]) czy Wyspiańskiego ([Ballada o sojuszu róży z chochołem], [Kieliszek Racheli]). Równie często wspomina swoich przyjaciół: Piotra Skrzyneckiego – dobrego ducha Piwnicy Pod Baranami, Jacka Kaczmarskiego czy muzykologa Bohdana Pocieja.

Najważniejszą grupę stanowią utwory afirmacyjne, w których zachowany jest duch franciszkański i horacjańska filozofia życia. Najistotniejszą rolę zaś pełni platońska triada: to właśnie piękno, dobro i prawda – zdaje się mówić poeta – mają największy sens w życiu człowieka, a wiara w te wartości pozwala zachować optymizm i nadzieję – nawet w obliczu przemijania i śmierci ([Końcowa kropka]). W wielu utworach ujawnia się wrażliwość plastyczna Długosza, który z wdziękiem wyraża swój zachwyt nad pięknem polskiego krajobrazu, na który składają się dworki i pałace ([W Kuncewiczówce], [Wspomnienie Jabłonny]) i małe miasteczka ([W Kazimierzu, czyli o kolejności westchnień]). Osobny nurt tworzą wiersze, w których poeta kreśli pejzaż włoski ([Na Capri, Grób Strawińskiego]). Apoteoza pór roku – zwłaszcza pełni lata i wczesnej jesieni – i przyrody łagodzi egzystencjalny ból, pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość i wierzyć, że to wszystko, co dzieje się na świecie, ma jeszcze jakiś sens. A nam pozostaje uczyć się od Leszka Długosza tej nadziei i pogody ducha.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Justyna Skalska
Studentka filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Interesuje się historią i teorią literatury, kulturą i obyczajami II RP, historią kobiet, a także dziejami swojego rodzinnego miasta – Krakowa. Prywatnie miłośniczka książek i jazzu. Publikuje również w czasopiśmie i portalu studenckim „Drugi Obieg”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone