Linda Stratmann – „Stulecie trucicieli” – recenzja i ocena

opublikowano: 2019-12-26 15:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Trucizna jako środek do odbierania życia sobie lub innym ludziom towarzyszy nam już od czasów starożytnych. W XIX wieku stała się niezwykle popularnym narzędziem do załatwiania własnych porachunków...
REKLAMA

Linda Stratmann – „Stulecie trucicieli” – recenzja i ocena

Linda Stratmann
„Stulecie trucicieli”
nasza ocena:
7/10
cena:
39,99 zł
Wydawca:
RM
Rok wydania:
2019
Okładka:
miękka
Liczba stron:
312
ISBN:
9788381512817

Samo określenie trucizny jest nie do końca oczywiste i jednoznaczne, gdyż mianem tym określa się substancję, która w określonej dawce wywołuje w organizmie niekorzystne zmiany lub śmierć. Niektóre środki trujące podane w mniejszych dawkach mogą mieć wartości lecznicze, inne z kolei występują naturalnie w żywym organizmie. Również rozpoznanie trucizny w ciele ofiary nastręczać mogło wiele trudności. Przykładowo, objawy po zażyciu niektórych substancji bywają zbliżone do chorób, co niekiedy utrudnia, a nawet uniemożliwia jej wykrycie. Także wiedza (a właściwie jej brak) na temat właściwości trujących poszczególnych środków wpłynąć mogła na zidentyfikowanie właściwej przyczyny śmierci zmarłego.

Nad niektórymi z tych problemów pochyla się Linda Stratmann, autorka książki „Stulecie trucicieli”. Rzuca ona światło na problematykę trucizn w XIX-wiecznej Anglii (oraz niekiedy Francji), przedstawiając przy tym liczne przypadki ich stosowania. Stratmann na zachodnim rynku wydawniczym zadebiutowała publikacją na temat chloroformu oraz jego wykorzystaniu w zbrodni. Jest ona nie tylko autorką książek popularnonaukowych z zakresu kryminologii, ale również cyklu powieści detektywistycznych osadzonych w wiktoriańskiej Anglii. Polscy czytelnicy już po raz drugi mają okazję zapoznać się ze „Stuleciem trucicieli” – pierwsze wydanie ukazało się w 2016 roku.

Stratmann w recenzowanej książce analizuje kolejne sprawy i śledztwa, w których pada podejrzenie otrucia. Autorka rekonstruuje przestępstwa popełniane na przestrzeni XIX wieku, dostarczając czytelnikom masę szczegółów na temat poszczególnych etapów zbrodni, śledztwa i rozpraw sądowych. Nie opuszcza przy tym drastycznych opisów wpływu poszczególnych trucizn na ciała ofiar. Niestety, zastosowany przez autorkę schemat staje się z biegiem lektury coraz bardziej nużący. Przeskakujemy od sprawy do sprawy, pochylając się od czasu do czasu nad szerszym wpływem na ówczesne wydarzenia. Czytelnik jest wręcz zasypywany kolejnymi nazwiskami, podejrzeniami, motywami zbrodni i całość, z uwagi na właśnie nadmierną szczegółowość, prędzej czy później zaczyna się zlewać i wzbudza uczucie monotonii.

REKLAMA

Nie zmienia to faktu, że jest to obraz niewątpliwie intrygującej epoki, początków rodzącej się nowej nauki – toksykologii. Konieczność postępów medycyny na tym polu siłą rzeczy wymagała ofiar i poświęcenia – lekarze badający właściwości poszczególnych trucizn wykorzystywali do tego celu żywe zwierzęta, na których przeprowadzano eksperymenty. Nieocenione zasługi położył tutaj niewątpliwie Mathieu Joseph Bonawentura Orfila, uważany za ojca toksykologii i medycyny sądowej. Jego działalność, osiągnięcia oraz wpływ na rozwój nauki stanowią istotny element recenzowanej publikacji.

Przedstawione przez Stratmann przykłady śledztw obrazują, w jaki sposób wykorzystywano braki w prawodawstwie, wiedzy medycznej, a także ludzkiej świadomości w celu popełnienia zbrodni. Autorka zwraca uwagę na swoistą współzależność – wzrost wiedzy na temat działania poszczególnych środków trujących mógł niekiedy przyczynić się do sięgnięcia po ten środek przez potencjalnych morderców. Coraz bardziej wyszukane morderstwa z wykorzystaniem trucizn z kolei wymuszały rozwój kryminologii i toksykologii, a także prawodawstwa mającego na celu ograniczenie zbrodniczego procederu. Zdarzało się, że celowo nie podawano do wiadomości opinii publicznej szczegółów śledztwa, aby uniknąć wykorzystania tej wiedzy przez potencjalnych morderców.

Recenzowana pozycja stanowić może niejako obraz mentalności i świadomości XIX-wiecznego człowieka wobec niebezpieczeństwa otrucia. Trucizna wzbudzała olbrzymi strach pośród ludzi z uwagi na potencjalne ryzyko jej zażycia. Służba była w stanie podać arszenik swoim mocodawcom, a żona doprawić kolację męża tojadem (jak pokazują przykłady podane na kartach książki sytuacja mogła być również zupełnie odwrotna). Co gorsza, niewłaściwa diagnoza medyczna mogła stanowić prawdziwy gwóźdź do trumny otrutego. Świadomość bezsilności wobec groźby otrucia niejednokrotnie przyczyniała się z kolei na stosunek opinii publicznej oraz decyzje sądu.

Pomimo pewnych wad „Stulecie trucicieli” może być warte uwagi dla osób zainteresowanych rozwojem XIX-wiecznej kryminologii oraz początkami współczesnej medycyny sądowej, szczególnie jeżeli książkę przyjmować się będzie w odpowiednich dawkach.

Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Lindy Stratmann – „Stulecie trucicieli”!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Rafał Narwojsz
Absolwent historii i anglistyki. Sopocianin. Interesuje się historią prasy i drugiego obiegu w PRL. Miłośnik komiksów i rzemieślniczego piwa.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone