Ludwik Fleck: człowiek, który pokonał tyfus
Ten tekst jest fragmentem książki Anny Wacławik i Marii Ciesielskiej „Fleck. Ocalony przez naukę”.
Profesor Weigl w swoim instytucie ukrywał Żydów. Chronił ich tak jak pozostałych pracowników: dawał pracę i cenne dokumenty. Ale z instytutu Weigla do dzielnicy żydowskiej i żydowskiego szpitala przy Kuszewicza 5 prowadziło więcej tropów. Doktor Henryk Mosing i inni pracownicy regularnie bywali w getcie, organizując tam, za zgodą nazistów, wykłady o higienie i przeciwdziałaniu tyfusowi.
Te wykłady nie były mieszkańcom potrzebne, ale stanowiły doskonały pretekst do wizytowania szpitali i przemycania do żydowskiej dzielnicy szczepionki przeciwtyfusowej. Zawiesinę, która wyglądała jak herbata albo zbożowa kawa, wynosili z instytutu w termosach lub butelkach.
„Oficjalnie w getcie opiekę nad chorymi sprawował doktor Finkiel [właśc. Adam Finkel] – wspominał Wiktor Weigl, syn Rudolfa. – Z nim Ojciec utrzymywał kontakt, dostarczając oszczędzoną, a w zasadzie ukradzioną szczepionkę w postaci zawiesiny, niby herbaty. Trzeba było ją jakoś przemycić lekarzowi Finkielowi, który potrafił serum odpowiednio dozować”.
Doktor Adam Finkel był pracownikiem żydowskiego szpitala. Przemycona wakcyna Weigla ratowała mieszkańców getta, trafiała nawet do więźniów zamkniętego i silnie strzeżonego obozu janowskiego. Ludwik Fleck również z niej korzystał. W jednym z powojennych artykułów pisał, że to właśnie od Weigla dostał zawiesinę z bezcennymi Rickettsia Prowazekii, której używał do badań nad swoją szczepionką prowadzonych w szpitalu na terenie getta.
W dzielnicy żydowskiej epidemia rozprzestrzeniała się błyskawicznie. Ludwik Fleck notował, że zarażały się już całe rodziny. Jego syn Ryszard wspominał rozpaczliwe próby opanowania sytuacji:
„Władze getta, mimo dużych trudności, starały się różnymi sposobami walczyć z epidemią.
Chorych zabierano do szpitala, gdzie golono im głowy i przeprowadzano dezynfekcję. Dezynfekowano również mieszkania, w którym to celu stawiano wielkie zamykane hermetycznie banie, do których wrzucano ubrania i pościel chorych. Za pomocą wysokiej temperatury i pary likwidowano wszy. Wysiłki te jednak nie zapewniały sukcesu, ponieważ członkowie rodziny chorego chowali jego pościel u sąsiadów z obawy, że zostanie on ujawniony, przez co przyczyniali się do dalszego rozwoju choroby”.
Komunikaty Judenratu we Lwowie zawierały szczegółowe instrukcje dla mieszkańców dzielnicy – co robić z wszami na ciele, w bieliźnie, w ubraniach wierzchnich. Jak je zabijać. Zalecano kąpiele z mydłem lub ługiem. Rozpowszechniano instrukcje przyrządzania ługu. Radom towarzyszyły szczegółowe opisy tego, jak i gdzie zagnieżdżają się wszy, jak przechodzą z ubrań na człowieka. Odradzano siadanie na odzieży. Bieliznę dzienną polecano rozkładać w nocy w zimnym pomieszczeniu. Czystość, czystość, czystość – i nafta.
*
Wydarzeniem bez precedensu była konferencja naukowa, którą zorganizował w żydowskim szpitalu jego dyrektor, doktor Maksymilian Kurzrock. To jedyny przypadek w okupowanej Polsce, by żydowscy i aryjscy lekarze spotkali się na sympozjum w getcie. Temat: tyfus plamisty. Wśród prelegentów oczywiście Ludwik Fleck. I kolejne tropy prowadzące z instytutu Rudolfa Weigla do lwowskiego getta.
„Dnia 31 stycznia br. [1942] z inicjatywy kierownictwa żydowskiego Szpitala Powszechnego i w porozumieniu z władzami zwołana została konferencja lekarzy żydowskich, jaka zajęła się problemem tyfusu plamistego – informował mieszkańców dzielnicy Judenrat. – Program objął następujące referaty 1) Biologia wszy ludzkiej i jej znaczenie dla problemu tyfusu plamistego – referent, Mgr. Zbigniew Stuchły, asystent Instytutu badania tyfusu plamistego 2) Klinika tyfusu plamistego – referent Prof. Dr. Witold Lipiński 3) Profilaktyka tyfusu plamistego – referent Dr. Albert Damm 4) Epidemiologia tyfusu plamistego – referent Dr. Samuel Meisels 5) Bakteriologia i Serologia tyfusu plamistego – referent Doc. Dr. Ludwik Fleck.
Referaty te dały wyczerpujący obraz wiedzy o tyfusie plamistym czasów ostatnich i w pierwszym rzędzie wskazywały na zagadnienia praktyczne, przedewszystkiem na zwalczanie wszy, jako roznosiciela tyfusu plamistego. Referent Mgr. Stuchły, jako przedstawiciel Instytutu Prof. Weigla, jednego z najwybitniejszych instytutów naukowych, jakie zajmują się badaniem i wiedzą o tyfusie plamistym, omówił na podstawie własnych badań i spostrzeżeń biologię wszy ludzkiej, wskazując szczególnie na ekskrementy wszy i ich rolę przy przenoszeniu tyfusu plamistego. Prof. Lipiński jako kierownik oddziału epidemicznego we Lwowie, oparł się w odczycie swym na długoletnim doświadczeniu własnem i ujął syntetycznie obraz kliniczny diagnozy i terapii tyfusu plamistego. Dr. Damm wieloletni kierownik stacji miejskiej dla zwalczania chorób zakaźnych mówił o zarządzeniach władz sanitarnych w celu zapobieżenia tyfusowi plamistemu. Wyczerpujący praktyczny i teoretyczny materiał z zakresu epidemiologii tyfusu plamistego przyniósł odczyt Dr. Meiselsa. Opierając się na wynikach własnych, interesujących badań, mówił Doc. Dr. Fleck o problemie bakteriologii i serologii tyfusu plamistego” – czytamy w gazetce wydawanej przez Judenrat w lwowskim getcie.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Anny Wacławik i Marii Ciesielskiej „Fleck. Ocalony przez naukę” bezpośrednio pod tym linkiem!
Z pięciu mówców dwóch to Aryjczycy. Ich status i afiliacja pod- niosły rangę konferencji, która i bez tego była wydarzeniem niezwykłym. Obowiązywał przecież zakaz organizowania jakichkolwiek publicznych zgromadzeń. Do tego jeden z uczestników, Zbigniew Stuchły, to pracownik instytutu Weigla podlegającego niemieckiej armii. Judenrat starał się o zorganizowanie tej konferencji już w grudniu 1941 roku. Można przypuszczać, że bez rekomendacji instytutu Weigla nie mogłaby się odbyć. Wydarzenie to opisała później koncesjonowana przez nazistów „Gazeta Żydowska”, ukazująca się w gettach okupowanej Polski. Korespondent gazety donosił, że w konferencji wzięło udział ponad stu uczestników. Podczas ożywionej dyskusji wypowiadali się doktora Paula Meislowa i doktor Adam Finkel – konspiratorzy związani z Weiglowskim instytutem.
Konferencja stanowiła element gry z Niemcami, której celem było przekonanie nazistów, że sytuacja jest pod kontrolą, problemy rozpoznane i nazwane, strategia i sposób postępowania ustalony i konsekwentnie egzekwowany. W tym samym czasie ta sama gazeta podawała do publicznej wiadomości: „Nadzór sanitarny (fizykat) przez swoich »lekarzy blokowych« wykonuje nadzór sanitarny w mieszkaniach, domach, ulicach, placach Dzielnicy Żydowskiej w celu zwalczania i przeciwdziałania chorobom zakaźnym. Dzięki tej opiece wydziału zdrowia stwierdzono aż do dnia dzisiejszego zaledwie dwa wypadki podejrzenia tyfusu plamistego i jeden wypadek czerwonki wśród ludności żydowskiej”.
Kuriozalna informacja o „zaledwie dwóch” przypadkach podejrzenia tyfusu sąsiadowała z innym tekstem, w którym autor o inicjałach H.S. pisał o legendarnym wśród Żydów kulcie pracy dowiedzionym „we wszystkich prawie żydowskich źródłach historycznych, ze wszystkich epok”.
Ta rozpaczliwa polemika z „argumentami” nazistowskiej propagandy, opisującej Żydów jako bezproduktywnych roznosicieli śmiertelnego tyfusu, trafiała w próżnię. Dwa tygodnie wcześniej w willi w podberlińskim Wannsee naziści zadekretowali „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej”. W Bełżcu stawiali pierwszą komorę gazową. Na razie był to drewniany barak. Za półtora miesiąca zagazują tam pierwszą grupę Żydów wywiezionych ze Lwowa i Lublina.
*
W szpitalnej pracowni Ludwika Flecka cuchnęło. Zapach zjełczałego rosołu, bulionu do hodowania bakterii mieszał się ze smrodem mocznika i wygotowanym agarem. W dwóch niewielkich pomieszczeniach uwijała się grupka najbliższych współpracowników uczonego. Trzon zespołu Flecka stanowili: jego wieloletnia współpracownica i przyjaciółka Olga Elster, biochemik Bernard Umschweif, doktor Aleksander Anhalt i mikrobiolog doktor Landesman z Łodzi. Jesienią 1942 roku do zespołu dołączyli laborant Owsiej Abramowicz i chemiczka Anna Seeman, która pracowała przed wojną z siostrami Ludwika w szkole dla żydowskich dziewcząt. Część zatrudnionych to fachowcy. Reszta – podszkoleni do tej pracy członkowie rodzin, jak Ernestyna i Ryszard Fleckowie czy mąż Anny Seeman, Jakub, były oficer polskiego wojska, doktor filozofii, który z nauczyciela zamienił się w wykwalifikowanego laboranta.
Opierając się na przedwojennych doświadczeniach, Fleck prowadził badania dwiema ścieżkami. Pierwsza to szybkie diagnozowanie chorujących na tyfus: „(…) podczas badań nad występowaniem X19 w moczu, stwierdziłem, że bardzo często pojawia się w moczu chorych substancja dająca odczyn swoisty z surowicą chorych. Postanowiłem wyzyskać to zjawisko do wypracowania wczesnej próby diagnostycznej”.
Ze wszystkich znanych wówczas metod diagnostycznych Fleckowska pozwala wykryć chorobę najwcześniej, jeszcze przed wystąpieniem jakichkolwiek objawów u zarażonego człowieka. Im wcześniejsza diagnoza, tym szybsza reakcja i większa szansa na zahamowanie epidemii. Odwszawiony chory trafiałby na kwarantannę, najlepiej na szpitalnym oddziale. Gdy nie ma wszy, tyfus nie „wędruje” dalej, a chory ma zapewnioną opiekę.
Ważniejsza była jednak druga ścieżka, czyli nowa szczepionka. „Mieliśmy na celu, obok próby diagnostycznej, przede wszystkim wykorzystanie moczu jako źródła swoistego antygenu do wyrobu szczepionki zapobiegawczej, której brak odczuwaliśmy bardzo silnie” – pisał Fleck. Przemycanej z instytutu szczepionki Weigla było zwyczajnie za mało, by zaspokoić ogromne potrzeby: wystarczało jej na ledwie kil kaset zastrzyków wobec stu tysięcy lwowskich Żydów. Fleck notował, że cennej zawiesiny było w getcie tak mało, że pojawiły się falsyfikaty. Drogie – i pół biedy jeśli neutralne, a nie szkodliwe dla potencjalnego pacjenta. Fleck i jego zespół ścigali się z czasem.
*
Ludwik Fleck był przekonany, że przy odpowiedniej technologii da się wytrącić z moczu antygen, zagęścić go, oczyścić i zacząć nim szczepić: „Opracowaliśmy metodę zagęszczania antygenu w moczu i oczystki z substancji balastowych. Metoda polegała na dziesięciokrotnym zagęszczeniu w próżni w temperaturze 40°C i dializie koncentratu”.
Praca w laboratorium żydowskiego szpitala była karykaturą normalnej pracy badawczej. Aparatura doświadczalna, którą dysponował uczony, miała pojemność zaledwie jednego litra. Wszystko odbywało się w bardziej niż spartańskich warunkach. „W normalnie wyposażonej pracowni jest to technika prosta, w improwizowanej pracowni getta nie było to łatwe. Pompę olejową zdobyliśmy prawie cudem w »mieście«, dializator był czystą improwizacją, kręciło go laubzegowe »koło młyńskie« pędzone wodociągiem. Ale funkcjonował dobrze (…)” – wspominał Fleck.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Anny Wacławik i Marii Ciesielskiej „Fleck. Ocalony przez naukę” bezpośrednio pod tym linkiem!
Brakowało nie tylko podstawowych narzędzi pracy, ale i szklanych pojemników na mocz. 31 stycznia w „Komunikatach” lwowskiego Judenratu znalazł się apel skierowany do ludności getta o przynoszenie do głównej siedziby Wydziału Zdrowia, szpitala przy ulicy Alembeków, „pustych flaszek do 1 litra”. Być może miało to związek z szybko postępującymi badaniami Ludwika: „Rozdaliśmy jałowe flaszki osobom z otoczenia chorych i przechowywaliśmy codzienne porcje ich moczu w lodowni (…). Mocz zbieraliśmy w obu szpitalach zakaźnych dzielnicy żydowskiej. Sporządzono odpowiednie lejki blaszane, łatwe do sterylizacji, przez które chorzy oddawali mocz do jałowych flaszek, dwa razy dziennie zmienianych”.
Szpitalem zakaźnym w dzielnicy żydowskiej kierował Edward Elster. Wieloletni przyjaciele, Fleckowie i Elsterowie, ściśle ze sobą współpracowali przy szczepionce: „Szpital Zakaźny dostarczał mocz chorych niezbędny do badań, tym samym zyskując status placówki chronionej”. Ten system był dobrze przemyślany i miał szanse powodzenia, gdyby nie narastający z dnia na dzień terror. „Osobna trudność wynikała z ciągłych »akcji« Niemców, którzy napastowali mieszkania, przechodniów na ulicach, a także szpital – wspominał Ludwik Fleck. – W wyniku tych akcji znikali pacjenci, których wywożono i likwidowano. Współpracownicy często nie mogli przez kilka dni przyjść do pracy, czasem znikali na zawsze. Praca rwała się”.
*
A jednak badania postępowały. Fleck odkrył, że antygen w moczu wydziela się od samego początku choroby – tym więcej, im cięższy przypadek tyfusu. Udało mu się go wysublimować i stworzyć nowy preparat. By sprawdzić jego działanie, musiał wykonać testy na zwierzętach. Nie wiadomo, czy w szpitalu żydowskim była zwierzętarnia ani skąd miałyby się znaleźć w zagłodzonym getcie zwierzęta laboratoryjne. Może Fleck korzystał z zasobów instytutu Weigla? Może to właśnie tam sprawdzał skuteczność swojej szczepionki?
Pewne jest, że prototyp wakcyny Fleck podawał świnkom morskim i królikom. Podzielił zwierzęta na dwie grupy. Jedną najpierw szczepił swoim preparatem, a później zarażał krwią chorego człowieka. Drugą grupę zwierząt kontrolnych zarażał tyfusową krwią, bez żadnej ochrony.
Okazało się, że gorączkowały tylko niezaszczepione króliki. Wakcyna zadziałała!
Ale to nie wszystko. Gdyby udało się uruchomić produkcję, można by w szybkim czasie wytwarzać duże ilości szczepionki. Fleck wyliczał: „Chory dostarcza średnio pół litra moczu dziennie – t.j. około trzech litrów podczas choroby w szpitalu”. Z jego szacunków wynikało, że z moczu jednej chorej osoby można wyprodukować aż 40 porcji szczepionki. W innych okolicznościach Ludwik Fleck zyskałby międzynarodową sławę. Szczepionki przeciwtyfusowe były przedmiotem pożądania wszystkich państw zaangażowanych w wojnę. Teraz nowa wakcyna wpadnie w ręce Niemców, ale jej twórcy, tak jak pracownicy instytutu Weigla, zyskają na jakiś czas ochronę. Znajdą też sposoby na to, by sabotować plany oprawców lwowskich Żydów.
*
Swoim odkryciem Fleck podzielił się z kolegami na szpitalnym zebraniu lekarzy, poinformował też o nim profesora Franciszka Groëra i Ludwika Hirszfelda w Warszawie. Szczepionka Flecka potrzebowała rozgłosu.
Tę rozgrywkę wziął na siebie Maksymilian Kurzrock. Gdy tylko badania nad szczepionką przyniosły pożądane rezultaty, skorzystał z rozległych kontaktów, by „sprzedać” odkrycie Niemcom. Do wygrania było życie i ochrona pracowników i pacjentów szpitali, ich rodzin oraz setek mieszkańców dzielnicy żydowskiej i obozu janowskiego.
27 maja 1942 roku „Gazeta Żydowska” na pierwszej stronie umieściła wybijającą się z tła tłustym drukiem informację: „Ważne doświadczenia w walce z tyfusem plamistym w Laboratorium Bakteriologicznym Szpitala Żyd. we Lwowie. (…) antigen tyfusowy znalazł kierownik laboratorium Dr. Fleck już w pierwszych dniach gorączki (…) można zjawiska tego użyć do wczesnej swoistej diagnostyki tyfusowej (…) a także do otrzymywania w sposób prosty i tani szczepionki ochronnej z moczu chorych (…). Dotychczasowe próby dały wyniki zachęcające. Autor pomysłu, Dr Fleck, zajmuje się obecnie z Doktorem chem. Umschweifem i innymi współpracownikami laboratoryjnymi wypracowaniem praktycznej metody stosowania znalezionego faktu”.
Metoda Flecka w przeciwieństwie do Weiglowskiej była prosta i tania. Wynaleziony przez niego preparat był wprawdzie słabszy od Weiglowskiego, ale chronił przed ciężkim przebiegiem choroby, upodabniając tyfus do grypy. „Wobec tych wyników – wspominał Ludwik Fleck – postanowiliśmy rozpocząć produkcję szczepionki zapobiegawczej z moczu. Były do przezwyciężenia trudności organizacyjne i techniczne”.
Ocalone notatki z wynikami badań prowadzonych w szpitalu przy Kuszewicza Fleck opublikował w polskiej prasie zaraz po wojnie, w 1946 roku.