Marian Zembala: Ambicja jest cnotą

opublikowano: 2025-10-15, 15:45
wszelkie prawa zastrzeżone
Zbifniew Religa ostrzegał Mariana Zembalę: „Marian, ta ambicja cię kiedyś wykończy”. Zembala o ambicji, że „jest cnotą i bardzo potrzebnym narzędziem do działania. Jeśli służy człowiekowi, by stawał się coraz doskonalszy w swoim fachu, to nic w tym złego”.
reklama

Ten tekst jest fragmentem książki Dariusza Kortki i Judyty Watoły „Zembala. Szpital to ja. Historia słynnego kardiochirurga”.

Marian Zembala (fot. Tomasz Leśniowski)

Płachta na byka

Polska Jaruzelskiego to kraj pustych półek. Brakuje wszystkiego: dewiz, mięsa, cukru, butów. Jednorazowe strzykawki to ekstrawagancja. Wszystko trzeba wystać, wyprosić, wychodzić. Kombinować. – Przez trzy miesiące byłem na stażu w Deborah Center w USA – wspomina doktor Przybylski. – Prosiłem pielęgniarki, żeby odkładały dla nas zużyte strzykawki i cewniki. Przepłukiwały je i wrzucały do pudła. Przywoziliśmy to do Zabrza i sterylizowaliśmy.

Oczywiście nie wszystko dało się dokładnie odkazić, mieliśmy lawinę zakażeń. Wielu pacjentów miało doskonale zrobione bajpasy, ale musieli się potem leczyć na żółtaczkę. Kiedyś poszedłem do spółdzielni mieszkaniowej załatwiać wymianę okien. Dowiedziałem się, że dyrektor, od którego wszystko zależało, jest po bajpasach, które mu robiłem. Wszedłem do jego gabinetu z zadowoloną miną. „Panie dyrektorze, chyba sobie nawet pana przypominam, to u nas był pan operowany”, mówię. „No tak – odpowiedział – i zakaził mnie pan żółtaczką”. Zrobiło mi się łyso, ale sprawę załatwiłem, bo ta jego żółtaczka łagodnie przebiegała.

Profesor Bochenek: – Zbieraliśmy wszystko, czego u nas brakowało. Pomagała nam także amerykańska Polonia, więc sporo rzeczy było też nowych. Przyjeżdżamy kiedyś z Marianem Zembalą na lotnisko Kennedy’ego w Nowym Jorku, pakujemy się do samo lotu, pasażerowie się śmieją, bo obok nas stoi ze 40 pudeł. Balony wewnątrzaortalne, strzykawki, cewniki. Nagle podjeżdża facet z wózkiem i dostawia jeszcze skrzynię wielką jak biurko, w której się coś przelewa. Co to jest?! Homary dla profesora Religi, odpowiedział, „bo profesor lubi”. Polonia amerykańska złożyła się na homary i mamy je zabrać do Polski. Przedstawiciel LOT łapie się za głowę. „Czy panowie powariowali? Przecież można zabrać po dwa bagaże na osobę, a wy macie 46, w tym jeszcze cztery maszyny faksujące!” Ale w końcu załadowali to do samolotu. Nazwisko Religa na wielu działało jak magia.

A na niektórych jak płachta na byka.

Przy wódce rozwiązują się języki

Lekarze opowiadają o drobnych złośliwościach profesora Pasyka wobec zespołu Religi.

„W starym budynku na drugim piętrze była malutka stołówka, w której pracowała pani Małgosia – opowiadał nam kiedyś profesor Zembala. – Uwielbiała chirurgów i często nas żałowała, bo siedzieliśmy dzień i noc w szpitalu i jedliśmy głównie kaszę. Uznała, że musi nas dokarmić. Wieczorami robiła obchód po oddziale kardiologii u Pasyka. Przyjeżdżali tam rolnicy z różnych stron kraju. »Cewnikowanie jutro? – pytała Małgosia pacjentów. – Przed i po cewnikowaniu nie wolno jeść«, stwierdzała. Zabierała im z szafek trudno dostępne w sklepach wędliny, jajka, pomidory, ogórki i robiła dla nas dwa–trzy talerze z kopcami kanapek. Niestety, Małgosia przedobrzyła. Pewnego dnia zabrała kiełbasę księdzu, który – jak się potem wydało – był bratem dyrektora Pasyka. Wściekł się i wyrzucił Małgosię z pracy”.

reklama

Pasyk nie mógł znieść Religi. Wypytywał lekarzy, kiedy Religa pije, albo sam z nim pił, bo przy wódce – wiadomo – rozwiązują się języki i sporo się można dowiedzieć. Albo serwował drobne złośliwości, jak zamknięcie na kłódkę przejścia między kardiochirurgią a kardiologią. Powodem miały być chodaki chirurgów, którzy za głośno nimi stukali.

Dla Religi to drobiazgi niewarte uwagi. Były ważniejsze sprawy, jak na przykład nici chirurgiczne.

Latem 1991 roku Zbigniew Religa staje przed kamerami telewizji i informuje Polskę, że ma pieniądze na jeszcze jedną, może dwie operacje serca. Gdy wygłasza oświadczenie, przedstawiciele amerykańskiej firmy Johnson&Johnson wynoszą z kliniki nici chirurgiczne, za które szpital nie zapłacił.

W sali pooperacyjnej leży tylko dwóch pacjentów. Janusz Buch ma wtedy 43 lata, jest po zabiegu wszczepienia bajpasów. Skarży się dziennikarzom: „To jest draństwo, żeby w Polsce nie było pieniędzy na ratowanie życia”.

Lekarz przygotowujący się do zabiegu kardiochirurgicznego (fot. NIH History Office from Bethesda)

„Dary, jeszcze raz dary ratują życie naszych pacjentów”, rozkłada ręce doktor Bogusław Ryfiński. Przypomina, że jeszcze miesiąc wcześniej w klinice przeprowadzano po pięć zabiegów dziennie. Teraz zdradza, że nie ma już planu operacji, a zabiegi wykonywane są z marszu, na ostatnich niciach i w ostatnich rękawiczkach, choć zabrzańska klinika to jedyne w Polsce „całodobowe pogotowie kardiochirurgiczne”, które „wyrywa pacjentów z objęć śmierci”.

Gazety piszą, że dwóch chirurgów zamiast stać przy stole operacyjnym, pojechało do Warszawy, żeby w studio telewizyjnym na oczach całej Polski odebrać pieniądze z naprędce zorganizowanej zrzutki. Ktoś prosi o wsparcie w krakowskiej kurii, inni lekarze w Poznaniu przeszukują magazyn darów w poszukiwaniu potrzebnych leków.

Mariana Zembali nie ma wtedy w Zabrzu.

Górnośląski Ośrodek Kardiologii w Ochojcu, oczko w głowie generała Jerzego Ziętka, budowane za pieniądze ze śląskich kopalń, zaczyna przyjmować pacjentów w 1988 roku, ale nawet najlepiej wyposażona placówka nikomu się na nic nie przyda, jeśli nie będzie miała dobrych lekarzy. Religa obiecuje pomoc, wysyła do Ochojca Andrzeja Bochenka – ma tam stworzyć oddział kardiochirurgii.

Zembala też zostaje tam oddelegowany. – Po raz kolejny ostro pokłócił się o coś z Pasykiem. Religa chciał go usunąć sprzed oczu dyrektora WOK – mówi profesor Skalski.

Ale Zembala interesuje się swoim macierzystym szpitalem. Czyta, jak Romuald Cichoń przekonuje reporterów, że chirurdzy z Zabrza nie mają kompleksów. „Od kolegów z Zachodu różnimy się tylko tym, że oni mają więcej sprzątaczek do czyszczenia sal operacyjnych i nie muszą sami zabiegać o podstawowe rzeczy do przeprowadzania operacji”. A w Zabrzu? „Wstyd się przyznawać, że nasze prywatne samochody pełnią funkcję karetek pogotowia, a my zaopatrzeniowców. Nikt na Zachodzie by w to nie uwierzył”, mówi Cichoń.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Dariusza Kortki i Judyty Watoły „Zembala. Szpital to ja. Historia słynnego kardiochirurga” bezpośrednio pod tym linkiem!

Dariusz Kortko, Judyta Watoła
„Zembala. Szpital to ja. Historia słynnego kardiochirurga”
cena:
59,99 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Agora
Rok wydania:
2025
Okładka:
twarda
Liczba stron:
352
Premiera:
15.10.2025
Format:
155 x 235 [mm]
ISBN:
978-83-838-0394-4
EAN:
9788383803944
reklama

Pochwala to, co dziennikarzom przekazał doktor Ryfiński: „Zrzutka na klinikę to gest wzruszający, ale równocześnie żenujący, poniżający i krótkotrwały. Czy mamy żebrać przed każdą operacją?”

Wie, kiedy do Zabrza przyjeżdża wiceminister zdrowia Jerzy Kurkowski, by przypomnieć, że cała służba zdrowia w Polsce jest w trudnej sytuacji, a pieniędzy brakuje wszędzie. Wkrótce okazuje się, że za nici powinien zapłacić WOK. Nie wiadomo, dlaczego profesor Pasyk, dyrektor szpitala, nie zlecił przelewu. Jest na urlopie, jego zastępcy też. Jadwiga Prażuch, dyrektorka ekonomiczna Wydziału Zdrowia Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach przegląda dokumenty. „Szpital powinien mieć pieniądze na nici”, twierdzi, zdziwiona.

Sekretarki doprowadza do szału

Religa potrzebuje na miejscu kogoś, kto uporządkuje sprawy. Dzwoni do Zembali: „Jeśli myślisz, że już na stałe zostaniesz w Katowicach, to się mylisz. Twoje miejsce jest w Zabrzu. Wracasz”.

W Zabrzu potworny bałagan. Religa nie zwraca uwagi na jakieś tam papiery, które odciągają go tylko od pacjentów. Zembala jest w tym dobry. Po powrocie do Zabrza całymi dniami siedzi w dokumentach, stara się opanować chaos, jaki spowodował podczas jego nieobecności Religa. Przegląda kartkę po kartce, segreguje pisma, rozdziela przychodzące i wychodzące, sprawy pilne, ważne i prze terminowane. Niezwykle drobiazgowy, doprowadza sekretarki do szału.

Coraz częściej jeździ za granicę. Podpatruje, jak zorganizowane są szpitale w Niemczech, Anglii, we Francji. Pewnie dlatego nie bierze udziału w kolejnej awanturze o kasę.

Pod koniec maja 1992 roku w ośrodku „Danel” w Porąbce spotykają się pacjenci po przeszczepach serca. Jest ich już około czterdziestu. Są też z nimi krewni i lekarze. Sporo dziennikarzy. Religa wita zebranych i znowu się żali, że klinika nie ma pieniędzy, że wystarczy tylko na pięć dni, a potem nie będzie za co kupić energii, tlenu, leków, jedzenia. Mówi, że transplantacja serca została niedawno wyceniona przez ministerstwo zdrowia na cztery i pół dolara, gdy na Zachodzie taki zabieg kosztuje 140 tysięcy dolarów.

Dziennikarze podchwytują temat. „Trybuna” opisuje ze szczegółami warunki, w jakich pracują zabrzańscy kardiochirurdzy. W artykule cytaty z listów, jakie Religa i Zembala wysyłają do dyrektora WOK, profesora Pasyka.

„Po raz kolejny informuję o szczurach na oddziale kardiochirurgii. (…) W związku z zagrożeniem stwarzanym przez te gryzonie istnieje możliwość zaprzestania wykonywania zabiegów operacyjnych w klinice”.

Operacja na otwartym sercu, 1955 rok (fot. National Library of Medicine - History of Medicine)

„Proszę o czysty spirytus oraz o zamontowanie siatek przeciw muchom w oknach bloku operacyjnego”.

„Z przykrością oświadczam, że przerywam operacje kardiochirurgiczne u dzieci z powodu braku wkłuć dożylnych, rurek intubacyjnych, cewników. Ostatnie dwa miesiące pracowaliśmy, wykorzystując sprzęt pożyczony z okolicznych szpitali”.

„Zawiadamiam o dramatycznej sytuacji kadrowej na oddziale pooperacyjnym”.

reklama

Do WOK przyjeżdża z Warszawy komisja złożona z posłów i przedstawicieli ministerstwa. Co tam się znowu dzieje?! Rozmawiają z lekarzami i pielęgniarkami, przeglądają dokumenty i piszą raport. Dyrektor Pasyk na urlopie, nie da rady dojechać do szpitala. Na zarzuty odpowiada pisemnie.

Rządzi despotycznie? Skądże! Szpital ma kłopoty kadrowe, więc nie ma innego wyjścia, wszystkim musi zarządzać sam.

Nie wyrażał zgody na zakup sprzętu dla kardiochirurgii? Oczywiście, jest przecież człowiekiem oszczędnym!

Brakuje pielęgniarek? A który szpital w Polsce ma ich aż nadto?

Uważa, że zarzuty zawarte w raporcie są niesprawiedliwe. Czy Ministerstwo Zdrowia nie ma sobie nic do zarzucenia? Dyrektor WOK wiele razy prosił przecież o dofinansowanie szpitala z puli centralnej. I co? I nic!

W gazetach apele o wpłaty dla kliniki. Religa nie może przyjmować pieniędzy. Zakłada Fundację Rozwoju Kardiochirurgii.

A Pasyk swoją. Jego Fundacja Kardiologiczna „Serce” będzie płacić za leczenie w jego klinice pacjentów z Zachodu, głównie Niemiec. Po krajowych stawkach, a profesor Pasyk będzie się domagał od zachodnich kas chorych wpłat na fundację według zachodnich stawek. Fundacja się bogaci do czasu, aż procederem zainteresuje się skarbówka. Pasyk ma jednak potężne znajomości. Jest wciąż najbardziej znanym kardiologiem na Śląsku, a przecież prokuratorzy i sędziowie też chorują na serce.

Sprawa pieniędzy dla fundacji zostanie umorzona. „Nie było przestępstwa. Pytaliśmy w ministerstwie. Szpital nie mógł dostawać więcej, niż było w cenniku”, wytłumaczy „Gazecie Wyborczej” prokurator.

Ambicja jest cnotą

Zembala rzadko spotyka się prywatnie z kolegami z pracy i lekarzami z innych klinik. Jest ciągle zajęty. Szpital, pacjenci, nauka – to wszystko, czego potrzebuje.

Bochenek: – Podobno miał domek nad morzem, w którym się zaszywał.

– Dzwonił do mnie o godzinie dwudziestej trzeciej z tego domku, by zapytać, co robię – wspomina profesor Lech Poloński. – „Pracujesz?”, pytał i nie czekając na odpowiedź, dodawał: „Bo ja pracuję”.

Bochenek: – Mnie też zawstydzał. „Andrzeju, jak daleko jesteś z rozdziałem książki?”, pytał. „Kurczę, jeszcze nawet nie zacząłem”, odpowiadałem. „No bo ja już kończę”, mówił Zembala. Zostawiał mnie, ale i wielu innych, z poczuciem winy, że nie pracujemy tak ciężko jak on.

Zbigniew Religa jako senator V kadencji (fot. Sławomir Kaczorek)

– Mariana nie dało się zatrzymać. Wyrzucali go drzwiami, wchodził oknami – wspomina profesor Bochenek. – Na jednym ze zjazdów rozmawiamy niezobowiązująco z jakimś profesorem, a Zembala już ma wizję. Mówi do niego: „Bylibyśmy zaszczyceni, gdyby zechciał pan być honorowym gościem zjazdu, który zamierzamy zorganizować w Warszawie”. Ja zdziwiony, bo jaki zjazd, jaka Warszawa? Ale byłem pewien, że Marian to jakoś zorganizuje. I tak było.

Religa ostrzega Zembalę: „Marian, ta ambicja cię kiedyś wykończy”.

Zembala o ambicji, że „jest cnotą i bardzo potrzebnym narzędziem do działania. Jeśli służy człowiekowi, by stawał się coraz doskonalszy w swoim fachu, to nic w tym złego”.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Dariusza Kortki i Judyty Watoły „Zembala. Szpital to ja. Historia słynnego kardiochirurga” bezpośrednio pod tym linkiem!

Dariusz Kortko, Judyta Watoła
„Zembala. Szpital to ja. Historia słynnego kardiochirurga”
cena:
59,99 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Agora
Rok wydania:
2025
Okładka:
twarda
Liczba stron:
352
Premiera:
15.10.2025
Format:
155 x 235 [mm]
ISBN:
978-83-838-0394-4
EAN:
9788383803944
reklama
Komentarze
o autorze
Dariusz Kortko
Od 1991 roku dziennikarz "Gazety Wyborczej". Jest reporterem, laureatem wielu nagród dziennikarskich (Grand Press w 2014 roku za reportaż „Zakładanie twarzy”).
Judyta Watoła
Dziennikarka „Gazety Wyborczej” specjalizująca się w zdrowiu. W 2014 r. wraz z Dariuszem Kortko otrzymała nagrodę Grand Press w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Współautorka książek „Czerwona księżniczka” o prof. Ariadnie Gierek-Łapińskiej oraz „Religa. Biografia najsłynniejszego polskiego kardiochirurga” i „Na szczycie stromej góry. Opowieści o transplantacjach” (z Dariuszem Kortko).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2025 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone