Mariusz Urbanek – „Kisielewscy” – recenzja i ocena
Mariusz Urbanek swoje życie zawodowe związał z dziennikarstwem i historią. Piastuje stanowisko kierownika Gabinetów Świadków Historii w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich. Publikował m.in. na łamach „Gazety Wyborczej”, „Polityki” oraz wrocławskiego miesięcznika „Odra”. Popularność zawdzięcza jednak przede wszystkim swoim książkom. Na półkach księgarń zagościły m.in. biografie gen. Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, Leopolda Tyrmanda, czy Juliana Tuwima. Równie ciekawa jest biografia zbiorowa pt. „Genialni. Lwowska szkoła matematyczna”.
Książka o Kisielewskich to kolejna biografia zbiorowa w dorobku Urbanka. Autor oparł ją zarówno na publikacjach Kisielewskich, jak i osób z nimi związanych. Oprócz tego skorzystał z szeregu opracowań, w tym wcześniej opublikowanych biografii Stefana Kisielewskiego. Na pewno cenną wartością książki jest to, że bibliografia wyszczególnia również maszynopisy, które nie doczekały się dotąd publikacji. Jak na książkę o ambicjach popularyzatorskich, Mariusz Urbanek zebrał zatem całkiem imponującą literaturę.
Dzięki temu powstała książka, plastycznie opowiadająca losy niezwykłych ludzi. Zaczynamy od poznania rozczarowanego swoim losem Daniela, oraz Augusta – apodyktycznego ojca dwóch synów. Wreszcie przechodzimy do właściwej części książki, czyli życia czterech głównych bohaterów. Mało kto pamięta chyba Jana Augusta, młodopolskiego dramaturga i współtwórcę kabaretu „Zielony Balonik”, który nie mógł poradzić sobie ze zbyt dużą sławą i w końcu zwariował. Jego brat, Zygmunt, także wykazywał uzdolnienia artystyczne. Wciąż jednak był porównywany z Janem Augustem i musiało minąć wiele czasu by wyszedł z jego cienia i zyskał uznanie. Paradoksalnie, przyczyniła się do tego książka, na kartach której w zbeletryzowanej formie opisał swoje życie.
Najbardziej znanym reprezentantem rody bez wątpienia był Stefan Kisielewski. Choć z zawodu był muzykiem, do historii przeszedł przede wszystkim jako śmiały komentator otaczającej go rzeczywistości i jednocześnie niepokorny poseł na sejm PRL. Jego syn Wacław, także został utalentowanym muzykiem i chciał nawet iść w ślady ojca, lecz przedwcześnie zginął w tragicznym wypadku. Książkę wieńczy wywiad z wciąż żyjącym rodzeństwem Wacława-Krystyną i Jerzym.
Czytelnik nie dostaje do rąk „suchego” tekstu, lecz niebanalną historyczną gawędę. Jest to dokładne przeciwieństwo wypisu encyklopedycznych notatek. Autor opisuje historię rodu publicystycznym, językiem tworząc zbeletryzowaną opowieść, o bardzo szerokim i zróżnicowanym kontekście historycznym.
Pomija przy tym fakty, które czytelnikowi mogłyby się wydać po prostu nudne. Urbanek w umiejętny sposób stara się pokazać wiążące Kisielewskich więzi oraz ich temperament. Ppozwala nam podejść do bohaterów bliżej i ze strony innej niż ta powszechnie znana. Ukazuje swoich bohaterów z jednej strony jako osoby genialne, ale też bardzo „ludzkie”, targane tragicznymi – a niekiedy groteskowymi – sprzecznościami. Jan Augusta jest więc odmalowany jako genialny szaleniec. Z drugiej strony, dostało się też Zygmuntowi, który z iście hamletowskim zacięciem próbował uporać się z opinią tego młodszego i mniej sławnego. Podobnie jest ze Stefanem Kisielewskim. Na kartach powieści znajdziemy np. informacje głębokim braku zrozumienia Stefana dla postępowania swojego syna. Zdecydowanie nie jest to więc książka hagiograficzna. Urbanek zdaje się co prawda „kibicować” raz jednemu, raz drugiemu ze swoich bohaterów, ale w pisarskiej żonglerce w zdumiewająco umiejętny sposób udaje mu się mimo to zachować dystans do swoich bohaterów.
Biografia Kisielewskich wymaga specyficznego podejścia. Trzeba się przyzwyczaić do krótkich rozdziałów kończących się na zawieszeniem opowieści o danej postaci w kulminacyjnym momencie. Następne Urbanek prezentuje opowieść o innym członku (lub członkach) rodziny, aby po paru chwilach powrócić do tego pierwszego. Te zabiegi z pogranicza literatury i dziennikarstwa dobrze się sprawdzają. Krótsze, spoiście napisane rozdziały czynią książkę bardziej „żywą”. Przemyślana kompozycja i znakomite pióro autora sprawiają, że książkę doskonale się czyta.
Z drugiej jednak strony, czytając rozdziały poświęcone Stefanowi i Wackowi, daje się odczuć, że to ich losy pasjonowały Urbanka najbardziej. Autor pisząc o nich dołożył większych starań, niż w przypadku poprzednich bohaterów. Można to oczywiście częściowo zrzucić na karb braku dostępnych źródeł. Ale faktem jest, że rozdziały poświęcone „Kisielowi” i jego synowi są szczególnej dopracowane. Nie ma zatem co kryć – książka jest nierówna. Choć w całościowym rozrachunku nie umniejsza to jej wartości.
Pewnym irytującym drobiazgiem publikacji jest sprawa podpisów pod zdjęciami. Co jakiś czas między kartami zamieszczonych zostało kilka fotografii. Za każdym razem zawarto przy nich jakąś adnotację, czasem nawet humorystyczną, ale pomimo to nie zawsze jest jasne, którego zdjęcia ona dotyczy. Oczywiście niektóre postacie można skojarzyć, ale czytelnik nie dość dostatecznie zaznajomiony z historią Polski może mieć pewne problemy z odgadnięciem kogo przedstawia zdjęcie.
„Kisielewscy” Mariusza Urbanka to znakomita popularna publikacja, którą świetnie się czyta. Warto po nią sięgnąć, nie tylko latem.