Mirosław Krzyszkowski, Bogdan Wasztyl – „Nas nie złamią. Jak Polacy uciekali z Auschwitz” – recenzja i ocena

opublikowano: 2022-03-01 08:27
wolna licencja
poleć artykuł:
Za drutami Auschwitz znalazło się ponad milion trzysta tysięcy osób, z czego dziewięćset tysięcy Żydów trafiło bezpośrednio z rampy kolejowej do komór gazowych. Patrząc na tak przerażającą liczbę, trudno uwierzyć, że można było uciec z tego piekła urządzonego przez Niemców. A jednak blisko tysiąc osób zdecydowało się dokonać niemożliwego. O tym opowiada najnowsza książka Mirosława Krzyszkowskiego i Bogdana Wasztyla.
REKLAMA

Mirosław Krzyszkowski, Bogdan Wasztyl – „Nas nie złamią. Jak Polacy uciekali z Auschwitz” – recenzja i ocena

Mirosław Krzyszkowski, Bogdan Wasztyl
„Nas nie złamią”
nasza ocena:
9/10
cena:
46,99 zł
Wydawca:
Znak Horyzont
Rok wydania:
2022 r.
Okładka:
twarda
Liczba stron:
320
Premiera:
26.01.2022
Format:
135 x 208 [mm]
ISBN:
978-83-240-4202-9
EAN:
9788324042029

Na wstępie warto przypomnieć, że pierwszy transport więźniów, który przybył do KL Auschwitz w czerwcu 1940 roku, został „powitany” w obozie przez pełniącego obowiązki zastępcy komendanta Karla Fritzsacha, następującymi słowami: Pamiętajcie, że to obóz koncentracyjny, a nie sanatorium. Porządnie pracujący więzień może tu przeżyć trzy miesiące, kombinator lub złodziej może nawet dłużej, ale odradzam podobne praktyki. Jeśli są tu księża i Żydzi, daję im trzy tygodnie. Znajdziecie tu na każdym kroku dobrą i troskliwą opiekę. Ale droga na wolność prowadzi stąd tylko przez komin. A jak się to komuś nie podoba, może od razu iść na druty.

Przetrwanie trzech miesięcy w tym piekle na ziemi nie były czczą pogróżką. Muzeum Auschwitz na jednym ze swoich kont społecznościach codziennie publikuje krótkie notki o więźniach zamordowanych w obozie. Natychmiast zauważymy, że średni czas od momentu umieszczenia w obozie do śmierci, najczęściej wynosił trzy, cztery miesiące. Dlatego nie można się co dziwić, że niekiedy jedyną możliwością uniknięcia śmierci było zaplanowanie ucieczki.

Strach jako najlepsza broń

Lektura jest poprowadzona chronologicznie – od powstawania obozu, jego rozrastania, a skończywszy na opisaniu jednej z ostatnich ucieczek przed wkroczeniem Armii Czerwonej. Narracja w książce wydanej przez Znak Horyzont jest w pewien sposób dwuwarstwowa i pokazana z perspektywy problemów komendantury KL Auschwitz-Birkenau oraz gehenny więźniów. Wszelkiego rodzaju ciekawostki dotyczące Rudolfa Hössa oraz znanych obozowych sadystów jak przywołany Karl Fritzsch czy słynący z „anielskiej urody” oraz z zamordowania pod Ścianą Śmierci kilku tysięcy ludzi ze swojego małokalibrowego pistoletu Gerhard Palitzsch – wielokrotnie byli opisywani w innych publikacjach poświęconych II wojnie światowej.

Ponadto w książce nie brakuje licznych przykładów znęcania się nad więźniami, jak wykańczająca od bladego świtu gimnastyka obozowa. Zresztą pobudka w Auschwitz rozpoczynała się zimą już o 3:20, natomiast w okresie letnim sen trwał godzinę dłużej. Za źle umytą po jedzeniu miskę czy brak guzika w pasiaku – groziły surowe kary. Także za zbyt brudne stopy – można było na dzień dobry otrzymać od dziesięciu do dwudziestu uderzeń kijem. Wynikało to z faktu, że najlepszą bronią przeciwko osadzonym było nieustannie wywoływanie strachu – aby więźniowie byli zdolni tylko do myślenia o tym, jak przeżyć kolejną godzinę, kolejny dzień, a nie o tym, jak uciec. Dodatkowym sposobem na całkowite wybicie więźniom z głów myśli o ucieczce, było karanie za nią śmiercią, wybranych losowo kolegów z komanda czy bloku. Po prostu chodziło o wymuszenie odpowiedzialności zbiorowej, gdyż to sami więźniowie mieli się pilnować i w obawie o własne życie, udaremniać starania tych, którzy planowali samowolkę obozową. Kiedy inny osadzony staje się rywalem w walce o życie, wspólnota losu ludzi uwięzionych w obozie i ich solidarność w nieszczęściu przestają istnieć – przypominają autorzy „Nas nie złamią”.

Cały ten obozowy system miał na celu wyplenienie jakichkolwiek ludzkich odruchów. Żadna najgorsza samowola, żadne najgorsze traktowanie przez strażników nie dotyka więźniów tak boleśnie, nie działa tak na psychikę, jak tego rodzaju postępowanie ze strony współwięźniów – pisał we wspomnieniach komendant KL Auschwitz Rudolf Höss.

Ucieczka nie gwarantowała wolności

Z osób, które próbowały wydostać się obozu, Polacy stanowili połowę. Mirosław Krzyszkowski i Bogdan Wasztyl uzmysławiają czytelnikom, że ucieczka z tego „piekła” możliwa była przez stworzenie wewnętrznych struktur konspiracyjnych. Bez pomocy materialnej, mentalnej i całej tej logistyki, żadna ucieczka nie mogłaby dojść do skutku. Nie znaczy to jednak, że każda zaplanowana forma wydostania się z Auschwitz o własnych siłach, kończyła się sukcesem. Według przeprowadzonych badań – zbiec oraz przeżyć wojnę udało się na pewno stu dziewięćdziesięciu sześciu osobom. Około czterystu zostało złapanych przez Niemców w czasie ucieczki, a los dwustu kolejnych jest nieznany.

REKLAMA

Podane liczby jasno wskazują, że przechytrzenie esesmanów w bramie nie gwarantowało natychmiastowej wolności. Auschwitz stanowiło prawdziwą twierdzę. Przy wszystkich prowadzących do obozu ulicach i drogach rozstawieni byli wartownicy, aby nikt niepowołany nie podszedł zbyt blisko drutów fabryki śmierci. Do wysiedlonych wsi sprowadzano Niemców z Ukrainy, północnej Bukowiny i Besarabii. Więźniowie podczas ucieczki musieli uważać, aby nie natknąć się na wszelkiej maści konfidentów z okolicznych miejscowości. Ze względu na zbyt małą ilość kompleksów leśnych wokół Auschwitz, więźniowie najczęściej pokonywali bagniste tereny Soły, aby bezpiecznie oddalić się od obozu i dotrzeć w rejony zamieszkiwane przez polską ludność. Schronienie się u polskich chłopów było kolejnym etapem w przedostaniu się do Generalnego Gubernatorstwa lub przejścia przez granicę słowacką.

Bohaterstwo uciekinierów

Na ucieczkę decydowali się często więźniowie ze sporym stażem obozowym, którzy zdawali sobie sprawę, że wcześniej czy później, zostaną „zagazowani”. Żyjąc w poczuciu ciągłemu zagrożenia i nieuchronnej śmierci – zwianie z kacetu było najrozsądniejszą decyzją. W „Nas nie złamią” mamy wiele chwytających za serce opisów ucieczek. Wśród nich nie mogło zabraknąć historii Witolda Pileckiego, który jako ochotnik pod zmienionym nazwiskiem trafił do Auschwitz-Birkenau. Było to niezwykle rozsądnym posunięciem, gdyż każdy, kto zdecydował się uciec – musiał liczyć się z tym, iż jego najbliższym wizytę złoży gestapo. Do filmowych ucieczek należy historia Kazimierza Piechowskiego, który z trójką współtowarzyszy przebrał się w esesmańskie mundury i tworząc Rollwagenkommando – opuścili obozową bramę w niemieckim kabriolecie. Swoją drogą nie oni jedni próbowali wydostać się z obozu w nazistowskich uniformach.

Poruszającym epizodem jest miłość Jerzego Bieleckiego do polskiej Żydówki Cyli Cybulskiej. Razem postanowili opuścić obóz. Bielecki odgrywał rolę esesmana, a jego ukochana miała udawać więźniarkę, którą trzeba było przetransportować na przesłuchanie do jednej z okolicznych mieścin. Zapewne niejednego czytelnika zaskoczą losy mało znanego partyzanckiego oddziału Armii Krajowej o nazwie „Sosienki” – bodaj najskuteczniejszej formacji podziemnej pomagającej więźniom oraz uciekinierom z Auschwitz. Grupie przewodził przedwojenny oficer Wojska Polskiego, porucznik Jan Wawrzyczek. W jego oddziale służyli nie tylko Polacy, ale również Rosjanie, Żydzi czy Jugosłowianie. Dzięki staraniom Wawrzyczka udało się zorganizować dwadzieścia pomyślnych ucieczek. W książce pada również pytanie na temat ewentualnego przeprowadzenia operacji wyzwolenia obozu przez Armię Krajową. Nie trzeba się domyślać, że taka akcja nie miałaby większego sensu, bo i tak przyniosłaby śmierć tysięcy więźniów. To tylko kilka opowieści obozowych, które zachęcają do sięgnięcia po książkę o polskich ucieczkach.

Każdego roku ukazuje się ogromna liczba publikacji opisujących w najróżniejszy sposób historię Auschwitz. To dobrze, że pamięć o pomordowanych w niemieckich obozie zagłady jest nadal żywa. Oczywiście odrębna kwestia, ile z tych wszystkich książek jest godna przeczytania. Na tym tle wyróżnia się książka „Nas nie złamią. Jak Polacy uciekali z Auschwitz” i moim zdaniem należy do pozycji obowiązkowych. Mirosław Krzyszkowski i Bogdan Wasztyl wykonali świetną pracę, przypominając bohaterstwo więźniów zasługujących na wieczną chwałę.

Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Mirosława Krzyszkowskiego i Bogdana Wasztyla „Nas nie złamią. Jak Polacy uciekali z Auschwitz” bezpośrednio pod tym linkiem, dzięki czemu w największym stopniu wesprzesz działalność wydawcy lub w wybranych księgarniach internetowych:

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Maciej Gach
Politolog, współpracownik Radia Gdańsk. Jego zainteresowania koncentrują się wokół funkcjonowania systemów politycznych i partyjnych w Europie oraz zagadnień związanych z najnowszą historią Polski po 1945 roku. Zapalony miłośnik biegania.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone