Nina Siegal – „Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków” – recenzja i ocena

opublikowano: 2024-04-28 09:54
wolna licencja
poleć artykuł:
Zapiski te mają w sobie silny ładunek emocjonalny. „Pamiętnikarze” Niny Siegal to bez wątpienia książka dająca do myślenia.
REKLAMA

Nina Siegal – „Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków” – recenzja i ocena

Nina Siegal
„Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków”
nasza ocena:
8/10
cena:
59,99 zł
Tytuł oryginalny:
The Diary Keepers
Wydawca:
HarperCollins Polska
Tłumaczenie:
Dagmara Budzbon-Szymańska
Rok wydania:
2024
Liczba stron:
464
Premiera:
28.02.2024
Format:
215x145 [mm]
ISBN:
978-83-276-9367-9
EAN:
9788327693679

To szczególnie wartościowe dla pamięci wśród Holendrów, choć perspektywa i doświadczenia osób dzielących się wspomnieniami poszerza naszą wiedzę o społecznych aspektach II wojny światowej. W polskiej rzeczywistości tego typu pamiętnikarstwo było obecne praktycznie od zakończenia wojny – wspomnienia służyły nie tylko zachowaniu pamięci, ale stanowiło wielki akt oskarżenia oprawców. Było przestrogą przed nienawiścią. Obroną prześladowanych. Krzykiem w imieniu pomordowanych.

Nina Siegal w prologu do książki wspomina swojego dziadka, Emericha, który często opowiadał o swoich przeżyciach jako więźnia niemieckich obozów koncentracyjnych. Lekcją, którą zaszczepił swoim wnukom był szacunek do jedzenia. Tysiące, jeśli nie miliony polskich czytelników będą mieć przed oczami obraz własnych dziadków, którzy zapewne niejednokrotnie ze łzami w oczach wspominali ten tragiczny czas. Autorka, urodzona w 1969 roku, wspomina Emmericha, który zabierał wnuczęta do Mcdonald’s lub do Friendly’s na Long Island. To również zmienia odbiór wspomnień „tych, którzy przeżyli”, a jednocześnie ukazuje być może zupełnie inną perspektywę autorki. Zauważa ona, że „cokolwiek przeżyli, zdefiniowało to ich charaktery”. Zrozumienie prawdy o Holokauście musiało być też momentem przełomowym dla Siegal, która rozpoczęła także odkrywanie swojej żydowskiej tożsamości i europejskich korzeni. Dało to asumpt do poznania żydowskiej kultury i tradycji wraz z jej bogactwem oraz tragedią jej unicestwienia na kontynencie europejskim. Poszukiwania te zaprowadziły ją do Holandii – wydawać by się mogło miejsca nie tak oczywistego (choć można to pewnie tłumaczyć powszechną wiedzą o losach Anny Frank).

Praca nie jest wolna od błędów, przykładowo, gdy autorka podaje, że na terenie Czech „niektóre z nagrobków datowane były na rok 1439, mniej więcej na czasy Ryszarda III” – należało raczej powiedzieć, że były to mniej więcej czasy panowania Albrechta II Habsburga i Władysława Pogrobowca (coż miał Ryszard III do Pragi?). Inna sprawa, że ostatniego Plantageneta nie było jeszcze wtedy na świecie... Aczkolwiek nie ma się co łudzić, amerykański czytelnik, do którego przede wszystkim skierowana jest recenzowana pozycja, może jeszcze Ryszarda III kojarzyć z dramatów Szekspira. W każdym razie na świecie nie było również Krzysztofa Kolumba, który do Ameryki dopłynął w 1942 roku. Kilkukrotnie wspomina się też miasto o nazwie Wołowe – oczywiście chodzi o osiedle typu miejskiego o nazwie Wołowiec (ale ten na Zakarpaciu, który obecnie znajduje się na Ukrainie). Jan Karski jest nazywany Janem Karskim-Kozielskim (zamiast Kozielewskim, choć nie używał dwuczłonowego nazwiska). Generalnie jednak autorka dość sprawnie omawia zamieszczone w zbiorze wspomnienia.

Ale nie wprowadzenie autorki i jej komentarze są tutaj najważniejsze. Siegal dzieli się z czytelnikami swoimi wrażeniami ze swoich poszukiwań. Próbuje składać przeszłość ze strzępów (to akurat niepotrzebne, wiedza na temat tragedii Żydów jest, lub raczej powinna być powszechna), a strzępy te są raczej próbą ukazania realiów – również w nich przyszło żyć Emerichowi, nawet jeśli nie miał pojęcia o wszystkim, co się wówczas działo.

REKLAMA

Wybór pamiętników zamieszczonych w książce pochodzi z zasobów Instytutu Studiów nad Wojną, Holokaustem i Ludobójstwem NIOD w Amsterdamie. Zebrano tam około 2100 wspomnień. Według jednego z badaczy z NIOD-u, Instytut... dopiero niedawno przystąpił do prac na rzecz udostępnienia materiałów opinii publicznej. Wolontariusze opracowują teksty, a niebawem będą je digitalizować. Polski czytelnik w tym miejscu będzie zdumiony: przecież w naszym kraju publikuje się tysiące dokumentów i wspomnień z czasów II wojny światowej, wydaje się edycje krytyczne w wersjach drukowanej i cyfrowej, a projekty te od lat realizuje szereg instytucji. Ów badacz, jak relacjonuje Siegal, stwierdził: „Badacze są bardzo zainteresowani, gdy czytają te pamiętniki”, wyjaśnił. „Ale widzisz, po godzinie” – tu zrobił gest, jakby opadały mu powieki – „i po kolejnej…” – teraz udał, że jego głowa pochyla się i opada na biurko. – „Odczytywanie czyjegoś pisma jest bardzo męczące”.

Dobrze, nie to jest najważniejsze, lecz edycja dwudziestu ośmiu krótszych lub dłuższych pamiętników. To historia ludzi, którzy doświadczyli piekła niemieckich represji. I niezależnie, kiedy się dla nich rozpoczęło, czy los obszedł się z nimi bardziej łaskawie niż z innymi. Aczkolwiek zdziwić może niekiedy dość duża – w porównaniu z warunkami na naszych ziemiach – autonomia i charakter niemieckiej okupacji. To także historia wstydliwa dla samych Holendrów.

Polskiego czytelnika niejednokrotnie zaboli, gdy przeczyta wspomnienia pamiętnikarzy o transportach do Polski, lub obozach w Polsce. Polski wydawca – i słusznie – tę kwestię stara się wyjaśnić w przypisie. Inaczej rozumieli to piszący owe słowa, a inaczej można to czytać współcześnie. Weźmy na przykład ten ustęp: „Teraz zmuszają osoby pozo stające w mieszanych małżeństwach i z dziećmi do poddania się sterylizacji, jeśli chcą uniknąć piekła w Polsce. Ci, którzy się rozstali, aby ocalić swoje rodziny, nie powinni już tego żałować, chyba że woleliby sterylizację niż wyjazd do Polski”. Oczywiście nie musiało być intencją autorów obarczanie okupowanego państwa odpowiedzialnością za zbrodnie III Rzeszy. Zachodni, ale również coraz częściej polski czytelnik winien pamiętać o tym, że przyjęcie najbardziej dojmującej i emocjonalnej perspektywy świadków i ocalałych nie może sprowadzać się do bezkrytycznego powtarzania treści, a powinno się odbywać z głębokim poszanowaniem dla wiedzy i kontekstu historycznego. Uproszczenia ranią bardziej niż ewidentne kłamstwa. A błędne wrażenia tworzą niesprawiedliwe stereotypy, zdejmując odpowiedzialność ze zbrodniarzy.

Warto do „Pamiętnikarzy” Niny Siegal zajrzeć. Warto przyjrzeć się losom zwykłych ludzi, wsłuchać się w ich głos z zaświatów. Zachęcam do lektury zwłaszcza, że autentyczne historie niosą za sobą inny ciężar gatunkowy aniżeli romantyczne opowieści o wojnie.

Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Niny Siegal „Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków” bezpośrednio pod tym linkiem, dzięki czemu w największym stopniu wesprzesz działalność wydawcy!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Marek Chrzanowski
Z wykształcenia historyk, z pasji politolog. Miłośnik książek i kultury francuskiej.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone