„Mała Moskwa”, rok 1956 – stan podwyższonego ryzyka

opublikowano: 2017-09-20 17:05
wolna licencja
poleć artykuł:
Na mapie powojennej Polski Legnica tylko z pozoru była zwyczajnym, średniej wielkości miastem. Stała obecność kilkudziesięciotysięcznego radzieckiego garnizonu sprawiała, że życie tutaj wyglądało całkowicie inaczej, niż w innych podobnych do niej ośrodkach miejskich. Można by rzecz, iż czas nad Kaczawą płynął wedle dwóch różnych zegarów – polskiego i radzieckiego, lecz pod wyraźne dyktando tego drugiego.
REKLAMA

„Mała Moskwa” – zobacz też: Legnica 1956: październikowe wrzenie miasta

Obecność radziecka w mieście była aż nazbyt widoczna. Armia od samego początku swego pobytu zajmowała szereg zabudowań, zarówno mieszkalnych, jak i użyteczności publicznej (szkoły, teatry, szpitale), a także wiele obiektów przemysłowych. W części użytkowanej przez Rosjan znajdowały się tzw. kwadraty, czyli sektory zajmowane tylko i wyłącznie przez obywateli ZSRR. Zazwyczaj tworzyły one pewnego rodzaju skupiska budynków, odgrodzone od „polskiej” Legnicy murem lub drewnianym płotem – jak mawiał Bronisław Freidenberg (legnicki dziennikarz i mieszkaniec miasta od 1945 roku) miasto „stało się kwadratowe”. Największy z nich został zlokalizowany na Tarninowie, gdzie w jednej z willi swoją siedzibę miał dowódca Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej. Do samych „kwadratów” Polacy wstępu nie mieli (przynajmniej oficjalnie), więc stanowiły one pewnego rodzaju miasto w mieście – żyjące po swojemu, we własnym rytmie.

Plac Stalina (obecnie Plac Słowiański) ze słynnym Pomnikiem Wdzięczności.

Obecność „Wielkiego Brata” budziła wśród mieszkańców wiele emocji. Radzieccy żołnierze i ich rodziny korzystali z gościnności Legnicy nie bacząc na Polaków i ich potrzeby – regularnie zalegając z opłatami za wodę, energię elektryczną czy gaz. Cały ciężar finansowy spadał na i tak już napięty do granic możliwości budżet miasta. Widoczna była także wyraźna dysproporcja w codziennym zaopatrzeniu sklepów. W polskich brakowało już wtedy wszystkiego, natomiast w radzieckich placówkach handlowych można było przebierać w towarach. Niektórzy z legniczan, znanymi tylko sobie sposobami, przedostawali się na drugą stronę muru, gdzie na własne oczy mogli przekonać się o panującym tam dobrobycie. Szybko przekazywali takie informacje swoim sąsiadom i krewnym. W mieście nie brakowało więc plotek i opowieści o świetnie zaopatrzonych radzieckich sklepach, kiedy w tym samym czasie na ulicach miasta wyczekiwano w długich kolejkach po chleb marnej jakości. Jak wspominał Franciszek Girsa, najbardziej bolało w tym wszystkim to, że towary sprzedawane w radzieckich sklepach pochodziły z Polski i niejednokrotnie były tańsze.

Poważnym problemem, rozgrzewającym legnickie ulice, była kwestia mieszkań, których wyraźnie brakowało, a jednocześnie ich znaczący odsetek znajdował się w rękach wojskowych władz radzieckich. Problem mieszkaniowy był więc regularnie poruszany przez lokalne czynniki partyjne na forum władz wojewódzkich. Polacy mieli poniekąd słuszne wrażenie, że obecność radziecka w mieście odebrała im mieszkania.

REKLAMA

Legnica anno domini 1956

U progu 1956 roku nadkaczawskie miasto napawało człowieka szczerym przygnębieniem: liczne pustostany, często grożące zawaleniem, coraz bardziej pogarszający się stan pozostałej części zabudowy, wypalony Zamek Piastowski w samym sercu miasta, nieuprzątnięte gruzowiska, których likwidacja była prowadzona „żółwim krokiem” oraz zaniedbane ulice i bramy kamienic, niedrożne kanały i zanieczyszczona rzeczka Młynówka. Brakowało wody pitnej. Wyraźnie wyeksploatowany był tabor komunikacji miejskiej, który znajdował się w tak wysokim stopniu zużycia, iż sprawiał trudności w codziennej obsłudze. Zresztą innych problemów na terenie miasta nie brakowało i można byłoby je tutaj wymieniać jeszcze długo...

Ostatnie lata legnickiej starówki. Na dalszym planie wieża zniszczonego Zamku Piastowskiego.

Chyba najbardziej zaniedbaną dzielnicą była legnicka starówka. Teren ten powoli, acz regularnie, zamieniał się w krainę zrujnowanych pustostanów. Brak odpowiedniego zabezpieczenia budynków sprawił, że już w 1956 roku bardzo wiele z nich nie nadawało się do zamieszkania. Stan sanitarny większości mieszkań był wręcz zatrważający, a wiele z nich nie posiadało własnych łazienek. Na zebraniu legnickiej Miejskiej Rady Narodowej we wrześniu 1956 roku jedna z radnych otwarcie i wprost skrytykowała politykę władz miasta w tej kwestii mówiąc, że „w większości wypadków remont zaczynamy wtedy, jeżeli budynek jest już zagrzybiony i w ogóle wymaga większego remontu. Taka polityka doprowadziła do tego, że budynki, które teraz są rozbierane, cztery lata temu nadawały się do remontu”. I choć zdawano sobie sprawę z powagi tego problemu, to przeszkodę stanowiły przede wszystkim kwestie finansowe. Władz Legnicy nie było stać na ratunek swojego Starego Miasta, chylącego się coraz bardziej ku ostatecznemu upadkowi, który nastąpił w kolejnej dekadzie – wówczas bezpowrotnie z mapy miasta zniknął ten fragment dawnej Legnicy.

Ówczesną Legnicę trudno uznać za poważny ośrodek przemysłowy, a raczej za znaczący w regionie ośrodek spółdzielczo-usługowy. W owym czasie jedynym zakładem przemysłu ciężkiego były Legnickie Zakłady Metalurgiczne (dzisiejsza Huta Miedzi), które wówczas znajdowały się jeszcze w stadium dalszej rozbudowy. Poważną rolę w życiu gospodarczym odgrywały, działające od 1945 roku, zakłady przemysłu dziewiarsko-odzieżowego. Całkiem dobrze miało się także lokalne rzemiosło.

REKLAMA

Bardzo słabo miała się za to legnicka kultura. W tej kwestii panowała wyraźna stagnacja, którą starały się ratować takie jednostki jak Henryk Karliński (m. in. twórca słynnego legnickiego chóru „Madrygał”), Jerzy Kustosik (animator teatralny) czy Bronisław Chyła (malarz, a zarazem pedagog młodych adeptów pędzla i sztalugi). Pomimo starań, miasto nie posiadało swojego teatru – ten poniemiecki użytkowało wojsko radzieckie. Nie było też muzeum, bo to przedwojenne zostało doszczętnie zniszczone, a jego zbiory rozgrabione. Jedynymi instytucjami kultury działającymi w Legnicy były: Archiwum Państwowe, Miejska Biblioteka Publiczna i Powiatowa Biblioteka Pedagogiczna. Wyraźnie brakowało ludzi z wykształceniem artystycznym. Sytuację ratowały dwa czynne kina, gdzie mieszkańcy mogli rozerwać się po pracy, a dzieci obejrzeć w sobotę filmowy poranek. Tylko niektórzy posiadali radioodbiornik.

Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką” – Tom drugi!

Maciej Bernhardt
„Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego t.2”
cena:
Wydawca:
Histmag.org
Okładka:
miękka
Liczba stron:
240
Format:
140x195 mm
ISBN:
978-83-930226-9-4

Egzystencja Polaków w mieście była więc bardzo trudna. Perspektyw na poprawę tego stanu rzeczy w ówczesnym układzie polityczno-gospodarczym raczej nie było, więc niezadowolenie społeczne było coraz większe. Jego eskalacja nastąpiła w 1956 roku, w czasie pierwszego poważnego kryzysu władzy ludowej.

Pierwsze symptomy

Pierwsza połowa 1956 roku zaowocowała kilkoma znaczącymi wydarzeniami: XX Zjazdem Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego (KPZR) i słynnym referatem Nikity Chruszczowa, niespodziewaną śmiercią Bolesława Bieruta i VI oraz VII Plenum Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR), przede wszystkim zaś wydarzeniami Poznańskiego Czerwca. O wszystkim tym dyskutowano też w Legnicy.

Lata 50. Tzw. Mały Rynek w Legnicy (źródło: liegnitz.pl)

Otwarta krytyka Stalina przez Chruszczowa wprowadziła lokalnych członków PZPR w konsternację, a nawet w strach. Jak donosił partyjny aktyw, w legnickich zakładach odnotowywano coraz częstsze szerzenie się „wrogich plotek”, czego powodem miały być „rewelacje” z XX Zjazdu KPZR. Wiele mówiono też o zgonie Bieruta – Tadeusz Gumiński w swoim dzienniku odnotował:

REKLAMA
Jadąc tramwajem w godzinach popołudniowych dowiedziałem się przypadkowo o śmierci Bolesława (…). Wiadomość, że umarł w Moskwie wywołuje różne komentarze w rodzaju: chcesz śmierci, jedź do przyjaciół! Poruszenia wśród ludzi nie ma, raczej ciekawość, kto będzie następcą.

Niektórzy nie ukrywali wręcz radości z nagłego odejścia I sekretarza z tego świata. Po mieście krążyły na ten temat dowcipy polityczne.

Prawdziwym wstrząsem było jednak to, co miało miejsce w stolicy Wielkopolski. Brutalne stłumienie robotniczego strajku wywołało falę nieprzychylnych władzy komentarzy. Z oskarżeniami wobec władz centralnych występowali nawet niektórzy funkcjonariusze milicji – jeden z nich na zebraniu partyjnym pytał:

(…) dlaczego nasza partia nie oceniła dotychczas wypadków poznańskich, a widzi tylko winę w milicjantach, których będzie się prawdopodobnie stawiało pod sąd?

Reakcje ludzi były skrupulatnie rejestrowane i przekazywane do władz centralnych. W jednym z takich dokumentów podawano: „W mieście Legnicy dwie kobiety stojące w kolejce za mięsem wyraziły się w ten sposób: »dobrze im tak, niech dadzą robotnikowi to, co mu trzeba«”. Informowano też o zatrzymaniu maszynisty z pobliskich Miłkowic, który miał powiedzieć „u nas nie ma wolności, dopiero w Poznaniu pokazali jaka ma być ta wolność”. Inny legnicki kolejarz na zebraniu partyjnym zadał pytanie: „Czy manifestacja taka była przestępstwem?”, a wtórował mu jeden z kolegów po fachu, stwierdzając „Poznań był oderwaniem się partii i związków zawodowych od klasy robotniczej, gdyż nie żyli zagadnieniem robotników”. Z kolei członek jednej ze spółdzielni pracy podsumował wydarzenia poznańskie słowami: „nic dziwnego, kiedy ludzie nie mieli co jeść i do pracy trzeba było iść na głodnego”. Równocześnie ludzie coraz śmielej występowali przeciwko ciężkim warunkom pracy, niskim uposażeniom, marnemu zaopatrzeniu, a nawet wobec sytuacji politycznej w kraju.

Rok 1954. Legnicki rynek.

Z wydarzeniami czerwcowymi w Poznaniu wiązano również bardziej przyziemne nadzieje, jak chociażby tak bardzo oczekiwaną poprawę warunków bytowych. Przykładem takiego nastawienia mogą być wypowiedzi pracowników Legnickich Zakładów Przemysłu Owocowo-Warzywnego, którzy mówili, że „może u nas coś potanieje po tym wszystkim, ponieważ jak były wypadki takie w Berlinie [w 1953 roku], to 50% wszystko było tańsze”. Z Poznaniem łączono też poprawę zaopatrzenia w podstawowe produkty żywnościowe: „na mieście mówią, że po wypadkach w Poznaniu to w sklepach znalazło się zaraz więcej masła, mięsa itp.”.

REKLAMA

Dochodziło też do pewnego rodzaju spontanicznych „incydentów”. Choć niekiedy miały one swój początek w zbyt dużej ilości wypitego alkoholu i miały wręcz humorystyczny charakter, przez ówczesne władze i organy bezpieczeństwa były traktowane bardzo poważnie. W jednym z meldunków z terenu miasta odnotowano:

W dniu 9.07.56 r. przez PK MO w Legnicy zatrzymani zostali: konduktor PKP Legnica, pracownik fizyczny miejskiej rzeźni w Legnicy oraz strażnik przemysłowy. Wymienieni podczas pobytu w piwiarni, w trakcie dyskusji na temat wydarzeń poznańskich, w obecności pracownika powiatowego urzędu [tj. Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego], który wstąpił na piwo, pochwalali prowokacje poznańskie, wznosili okrzyki „niech żyje Poznań”, „niech żyje Piłsudski” i śpiewali „My Pierwsza Brygada”, a następnie usiłowali sprowokować wspomnianego pracownika, potrącając go o ścianę.

Polecamy e-book Tomasza Leszkowicza – „Oblicza propagandy PRL”:

Tomasz Leszkowicz
„Oblicza propagandy PRL”
cena:
Wydawca:
Michał Świgoń PROMOHISTORIA (Histmag.org)
Liczba stron:
116
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-05-1

Z kolei w innym raporcie informowano o wiele groźniejszym incydencie. 16 lipca 1956 roku legnicki oddział milicji zatrzymał pracownika sezonowego z PGR-u w Przybkowie, który wywołał bójkę w jednej z legnickich restauracji, o egzotycznej nazwie „Riwiera”. W momencie, gdy skutego mężczyznę prowadzono pieszo na komisariat, w zaszumionej alkoholem głowie awanturnika narodził się pewien pomysł. Jak odnotował w swoim raporcie lokalny Urząd Bezpieczeństwa:

(…) wykorzystał moment wychodzenia większej ilości ludzi z kina (…) i zaczął krzyczeć, że milicja niewinnie go zatrzymała i podburzał ludzi, by bili milicjantów, przewracali tramwaje, zrobili demonstracje jak w Poznaniu. W wyniku tego zrobiło się duże zbiegowisko, część ludzi rzuciła się na pomoc (…) i chciała go odbić, druga część stanęło po stronie milicji i pomogła w przejeżdżający samochód wsadzić chuligana i dowieźć do komisariatu.
Lata 50. Widok na północną pierzeję legnickiego rynku. Na dalszym planie barokowy kościół pw. św. Jana (ze zbiorów Archiwum Państwowego we Wrocławiu Oddział w Legnicy).

Uczestników ulicznej awantury nie spotkała żadna kara, gdyż nie chciano niepotrzebnie podwyższać temperatury emocji w mieście. O całej sprawie szybko zapomniano.

REKLAMA

Stan wrzenia

Jesień 1956 roku przyniosła nad Kaczawę jeszcze większą radykalizację nastrojów społecznych. Świadkowie ówczesnych wydarzeń wspominali, że w Legnicy było wręcz czuć, że to już „sytuacja podbramkowa”. Do władz zaczęły dochodzić coraz częstsze sygnały o niepokojących zdarzeniach. Do takich należałoby zaliczyć pojawienie się na terenie miasta ulotek o treści antyradzieckiej. Z informacji zebranych przez Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego wynikało, że były one coraz liczniej kolportowane na ulicach miasta. Jedną z nich zauważył, a następnie zerwał 22 października radziecki oficer, który znalazł ją na słupie telefonicznym. W tym samym czasie przechwycono trzy listy z innymi ulotkami wymierzonymi w ZSRR. Nerwowa atmosfera panowała w legnickich zakładach pracy, gdzie regularnie dochodziło do masówek. Informowano o coraz większych problemach z dyscypliną wśród kadry robotniczej.

Legnickie władze chcąc poprawić nastroje wśród robotników postulowały, aby na spotkaniach organizowanych w fabrykach „wytworzyć atmosferę pełnej swobody wymiany zdań”. Z kolei lokalne władze partyjne, świadome delikatności całej sytuacji, zalecały swoim członkom przywiązywać szczególną uwagę do kwestii personalnych, gdzie „czujność nasza winna być napięta do ostatnich granic”. Zwracano uwagę przede wszystkim na błędy w polityce kadrowej, gdzie rządził nepotyzm i kolesiostwo. Królowały niegospodarność i spekulacja oraz centralizm w sferze gospodarczej. Domagano się więc zaprzestania tych niekorzystnych dla gospodarki praktyk, źle wpływających na ogólny wizerunek Partii.

Emocje dorosłych udzielały się także dzieciom i młodzieży. W tamtym czasie w legnickich szkołach dochodziło do regularnego kolportażu ulotek „antypaństwowych” oraz zdejmowania, a nawet niszczenia portretów Konstantego Rokossowskiego i Bolesława Bieruta. Zdzisław Rychlewski, wówczas uczeń jednej z legnickich szkół, wspominał, że na jednej z przerw ktoś rzucił w obraz radzieckiego marszałka kałamarzem. Uczniowie z jego szkoły obrzucali też kamieniami radzieckich wartowników z okolicznych budynków, zajmowanych przez wojska „Wielkiego Brata”, a mieszczących się w pobliżu szkoły.

Ówczesna ulica Rosenbergów (obecnie ulica Najświętszej Marii Panny (źródło: fotoszok.pl).

Zmiany polityczne, zachodzące w Warszawie, wzbudzały ogromne zainteresowanie legniczan, którzy z gazetami w rękach prowadzili na ten temat intensywnie dyskusje uliczne. Domagano się wręcz publikacji treści rozmów politycznych ze stolicy – postulat ten popierali nawet niektórzy działacze partyjni. Jeden z nich, na zebraniu powiatowej komórki PZPR pytał: „jeżeli uchwały są słuszne i ludzie w zasadzie przyjęli je z dużym zadowoleniem i pełnym zrozumieniem, dlaczego nie możemy wiedzieć o dyskusji na której bazie powstały właśnie te uchwały?”.

Przeczytaj drugą część artykułu

Ilustracje do materiału zostały udostępnione przez autorów artykułu.

Bibliografia:

Archiwalia:

  • Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie:
  • Komenda Główna Milicji Obywatelskiej w Warszawie 1944–1990.
  • Komitet do spraw Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie 1954–1956.
  • Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu:
  • Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych we Wrocławiu [1945] 1983–1990.
  • Archiwum Państwowe we Wrocławiu:
  • Komitet Powiatowy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Legnicy z lat 1948–1975.
  • Komitet Wojewódzki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej we Wrocławiu z lat 1949–1990.
  • Archiwum Państwowe we Wrocławiu. Oddział w Legnicy:
  • Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Legnicy [1948] 1950–1971

Pamiętniki, wspomnienia i relacje:

  • Freidenberg Bronisław, Od kiedy miasto stało się kwadratowe!, „Gazeta Legnicka”, 1993, nr 74.
  • Girsa Franciszek, Były dobre momenty, były przykre. Wspomnienia z Małej Moskwy, „Szkice Legnickie”, t. 34, 2013.
  • Gumiński Tadeusz, Dziennik 1956 (zbiory Legnickiej Biblioteki Publicznej).
  • Relacja ustna Zdzisława Rychlewskiego (w zbiorach prywatnych autorów).

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

Polecamy e-book Pawła Sztamy pt. „Inteligenci w bezpiece: Brystygier, Humer, Różański”:

Paweł Sztama
„Inteligenci w bezpiece: Brystygier, Humer, Różański”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
127
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-14-3
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Marek Żak
Historyk, doktorant w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Wrocławskiego oraz członek zarządu stowarzyszenia Pamięć i Dialog. Współpracownik tygodnika „Nowiny Jeleniogórskie”. Autor artykułów naukowych i tekstów popularnonaukowych oraz współautor wydanej w tym roku książki „Legnica w 1956 roku” (razem z M. Kubasik). Swoje zainteresowania badawcze kieruje przede wszystkim w stronę powojennej ziemi legnickiej oraz dziejów dolnośląskiej Milicji Obywatelskiej.

Wszystkie teksty autora
Maria Kubasik
Historyk, wieloletnia pracownica Urzędu Miasta w Legnicy, gdzie przez ponad dwadzieścia lat zajmowała się popularyzacją działań legnickiego samorządu, będąc, m. in. rzecznikiem prasowym Prezydenta Legnicy oraz opracowując kadencyjne „Raporty o stanie miasta Legnicy”. Autorka licznych artykułów oraz dwóch książek: „Legniccy Sybiracy” (2015) oraz „Legnica w 1956 roku” (2017). Obecnie emerytka oraz wiceprezes stowarzyszenia legnickiego Pamięć i Dialog. W swoich badaniach koncentruje się na współczesnych dziejach Legnicy i Dolnego Śląska.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone