Różowe poliki, czernione brwi. Jak dawniej dbano o urodę?

opublikowano: 2024-01-29 18:02
wolna licencja
poleć artykuł:
Bielidła z łoju weneckiego czy maść miodowa z żółcią zajęczą – to tylko niektóre specyfiki stosowane, by wyglądać pięknie w czasach staropolskich. Dowiedz się, jak Polacy dbali o swoją urodę!
REKLAMA
Jak dawniej dbano o urodę? Fragment obrazu przedstawiającego Marię Kazimierę d'Arquien

W dawnej Polsce, zwłaszcza w XVII i XVIIII wieku, moda miała znaczny wpływ na dobór odpowiedniego stroju czy fryzury, ale też sposób mówienia i poruszania się. Stało się to głównie za sprawą królowej Ludwiki Marii Gonzagi i jej dworu, który spopularyzował chęć upiększania swojego wyglądu.

Kosmetyki czyniące cuda

Moda na używanie kosmetyków przybyła do Polski z Europy Zachodniej, przede wszystkim z Włoch i Francji. Początkowo staropolskie społeczeństwo postrzegało ingerowanie w urodę negatywnie. Uważano bowiem, że dodawanie sobie wdzięku, stosując sztuczne sposoby, jest zwykłą hańbą. Zmiana sposobu postrzegania kosmetyków nastąpiła w drugiej połowie XVI wieku, kiedy to eleganckie, zamożne damy dworu, szlachcianki i bogate mieszczanki coraz powszechniej stosowały je do pielęgnacji i poprawy swojej urody.

Najpopularniejszym ówcześnie kosmetykiem była barwiczka, a więc współczesny róż. Barwiczka, wyrabiana z saletry zaprawionej kozim mlekiem i miodem, pełniła jedną istotną funkcję – podnosiła intensywność rumieńców. Co ciekawe kosmetyk stosowano bardzo obficie, przez co policzki były mocno różowe, co dawało nienaturalny efekt. Taka jednak była wówczas moda – rumieńce miały być bardzo widoczne. Warto również dodać, że wśród możnych popularnością cieszyło się delikatne barwienie twarzy kolorem niebieskim, zabieg ten miał subtelnie podkreślić żyłki twarzy.

Maria Kazimiera d'Arquien z córką

Chętnie barwiono także usta, szczególnie w wieku XVIII. Podobnie jak w przypadku barwiczki, zabarwienie szminką zdecydowanie nie należało do subtelnych. Ówczesna moda nakazywała jednak, by pomalowane usta damy było widać już z dużej odległości. Szminka miała podkreślać urodę i piękne zęby. W dawnej Polsce nie zapominano bowiem o ich pielęgnacji. Powszechne było stosowanie różnych past, zapobiegających próchnicy i żółknięciu zębów.    

Po intensywnie różowych licach przyszła moda na bladość cery. Trend ten panował nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. Bladość i białość cery były oznaką wyższości stanowej, dostojności, piękna i wspaniałości. Wielką zaletą stanowiła naturalnie blada cera. Damy, które tej pożądanej cechy nie posiadały, rozjaśniały swoją twarz za pomocą bielidła, które wyrabiano z łoju weneckiego i migdałowego olejku lub z korzenia żmijowca i bieli ołowiowej. Upragniona bladość dotyczyła nie tylko twarzy, dłonie również nie mogły być śniade ani opalone. Ukrywano je więc przed słońcem poprzez zakładanie rękawiczek. Ponadto stosowano kremy chroniące przed ciemną cerą, budzącą wstręt wśród wyższych warstw społecznych.

Stosowanie bielidła i barwiczek nie było jedynie domeną kobiet. Mężczyźni również korzystali z tych kosmetyków. Co ciekawe, w czasach staropolskich mężczyźni znacznie częściej i chętniej korzystali z kosmetyków do twarzy, niż ma to miejsce dzisiaj. Popularne było wówczas powiększanie brwi poprzez ich czernienie (czernidło wyrabiano z migdałów palonych). Pod koniec XVII wieku nastała moda na przyczepianie do twarzy tzw. muszek, które, kontrastując z bieloną cerą, miały dodawać uroku. Czarne „muszki” umieszczano w różnych miejscach twarzy, przy czym każde miejsce miało swoje ścisłe znaczenie. W ten sposób: „muszka” umiejscowiona na końcu oka oznaczała, że kobieta jest w kimś zakochana, przyczepiona na policzku sławiła uprzejmą naturę damy, a noszona na nosie symbolizowała śmiałość charakteru.

Portret Izabeli Lubomirskiej

Jak możemy zauważyć, w czasach staropolskich stosowano różne kosmetyki dodające wdzięku. Uzupełnieniem szczególnej troski o swoje piękno były perfumy rozsławione przez kraje arabskie.

Jak pachniały kobiety, a jak mężczyźni?

Mówiąc o perfumach, należy odnotować, że nigdy nie zyskały takiej popularności jak kosmetyki przeznaczone do twarzy. Pachnidła były bowiem bardzo drogie. Dlatego też najczęściej kupowały je tylko koła dworskie i zamożna szlachta, przy czym upodobali je sobie przede wszystkim mężczyźni. W używaniu perfum przodowali medycy i dostojnicy kościelni.

REKLAMA

Z wielości dostępnych zapachów sprowadzanych głównie z odległych krajów, największą popularnością cieszyła się woda różana, a nieco później woda lawendowa. By nieprzeciętnie pachnieć, perfumowano dłonie, ubranie i rękawiczki. Dodatkowo noszono klejnoty z perfumami, popularne było zakładanie łańcuszka z perłami, pomiędzy którymi znajdowały się małe flakoniki z pachnidłem. Naszyjniki te noszono z wielką dumą, gdyż mogły sobie na to pozwolić tylko najznakomitsze damy i wielcy, możni panowie. Wśród królów popularne było nie tylko perfumowanie ubrań i ciała, ale także listów. Król Jan III Sobieski aromatyzował zapachem listy, które wysyłał do swej małżonki, Marii Kazimiery de La Grange d'Arquien.

Król Jan III Sobieski

Fryzura idealna

Upiększano nie tylko twarz i woń swego ciała. Uwagę przywiązywano też do wyglądu całej głowy. Włosy dokładnie myto, czesano, strzyżono i barwiono. Rozmaitość staropolskich fryzur jest wręcz imponująca. Oprócz różnorodnego upinania włosów, z czasem w modę zaczęły wchodzić peruki. Niejedna dama i niejeden szlachcic czy magnat posiadał kufer pełen różnych peruk. Rozmaitość fryzur i wielość posiadanych peruk wskazywały na stan społeczny, zawód, przynależność ideologiczną, czy nawet związki z zagranicą. Dlatego też szczególnie uważano na to, jaką fryzurę należało mieć.

W ten sposób Sarmaci, by podkreślić swą przynależność do grupy i braterskość, podgalali włosy, magnaci znani byli z noszenia peruk, a zamożne elegantki wyrywały sobie włosy nad czołem, gdyż wysokie czoło było oznaką wyższości stanowej i świetności. Przez dłuższy czas obowiązywał zwyczaj noszenia długich włosów przez panny i krótkich przez mężatki; w dniu ślubu włosy zaplatano w warkocz, który rytualnie obcinano, a na głowę młodej mężatki wkładano czepek. Pod koniec XVII wieku zwyczaj ten zmieniono, a długość włosów nie oznaczała już stanu cywilnego.

Warto dodać, że poprawianie urody poprzez stosowanie kosmetyków i wszelkich barwników było dość mocno krytykowane przez tradycjonalistów, mentorów, pisarzy i satyryków, którzy szydzili z pomalowanych kobiet i mężczyzn. Ich zdaniem malowanie twarzy w rzeczywistości szpeciło urodę. Uważali, że naturalne piękno było zakrywane przez malarski tynk. Krytykowano również stosowanie perfum, których zapach porównywano do odoru zwierzęcego moczu, ptasiego gnoju i szczurzego łajna. Przed krytyką nie uchroniło się także barwienie włosów i noszenie peruk.    

Osoby, które upodobały sobie stosowanie kosmetyków, wbrew krytyce, coraz odważniej używały barwników i rozjaśniaczy. Damy listownie wymieniały się kosmetycznymi poradami i starannie prowadziły dzienniczki z sekretami upiększania swej urody. Według jednego z zapisków, by mieć wspaniałą jasną cerę, należało nakładać na twarz maść miodową z żółcią zajęczą, kokoszą lub węgorzową. Według innej porady dobrym sposobem na bladą cerę było nacieranie twarzy wywarem z ziół mających właściwości rozjaśniające.

Kobieta w toalecie, niderlandzki obraz nieznanego autora

Każda wykwintna dama i możny pan pielęgnujący swoją urodę posiadali lustro, obok którego stał cały rząd puzderek, flaszek i flakoników z perfumami oraz srebrne lub porcelanowe talerzyki z rozmaitymi farbiczkami i mazidłami. Szuflady zaś były pełne pędzelków, nożyczek i słoiczków z maściami, pomadami i barwiczkami. Wszystko oczywiście kupowano w najmodniejszych sklepach u słynnych kupców.

Warto również dodać, że kobiety pochodzące z niższych warstw społecznych również ingerowały w swoją urodę. Niemniej ograniczenia majątkowe powodowały, że chłopki poszukiwały tańszych substytutów, pozwalających uzyskać pożądany efekt. Przykładowo bladość cery próbowały osiągnąć poprzez osłanianie twarzy płócienną chustą, a różowe policzki poprzez… szczypanie się. Wierzyły też, że środkiem na piękną cerę jest kąpiel w wodzie zebranej podczas burzy, a wszelkie niedoskonałości urody miały zwalczać wywary z ziół, które rosły na pobliskich łąkach i w lasach.

Jak widać, im większe posiadało się fundusze, tym bardziej można było upiększać swoją urodę.

Polecamy e-book Anny Wójciuk – „Jedz, pij i popuszczaj pasa. Staropolskie obyczaje i rozrywki”

Anna Wójciuk
Jedz, pij i popuszczaj pasa. Staropolskie obyczaje i rozrywki
cena:
11,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
115
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-41-9
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Anna Wójciuk
Doktor nauk humanistycznych, absolwentka Instytutu Języka Polskiego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, członkini Stowarzyszenia Przyjaciół Instytutu Języka Polskiego UŚ „Via Linguae”. Zainteresowania naukowe: grzeczność językowa, perswazyjna funkcja języka, reklama.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone