Shana Penn – „Sekret Solidarności” – recenzja i ocena
Przeczytaj fragment tej książki
Na temat „Solidarności” i opozycji lat osiemdziesiątych napisano już wiele. Żadne opracowanie tego tematu nie może się obyć bez sztandarowych postaci, urastających do symbolicznej rangi – Wałęsy, Frasyniuka, Bujaka czy Michnika. Na hasło „Solidarność” mimowolnie przychodzą na myśl mężczyźni – czy to protestujący robotnicy, czy też przywódcy związkowi i polityczni. Tymczasem aktywna opozycjonistka z rejonu dolnośląskiego, Barbara Labuda, stwierdza: Wszyscy w Polsce wiedzą, że kobiety zapoczątkowały podziemie lat osiemdziesiątych, ale nikt nie chce o tym mówić (s. 136). Ten fragment wypowiedzi, zanotowany przez amerykańską badaczkę Shanę Penn na początku lat dziewięćdziesiątych, stanowi tytułowy „sekret”, który autorka stopniowo odsłania przed czytelnikami na kartach książki.
„Sekret Solidarności” to druga po „Podziemiu kobiet” praca Penn na temat działalności opozycyjnej kobiet, która ukazuje się w Polsce. Swoją amerykańską premierę „Solidarity's Secret” miał blisko dziesięć lat temu, w 2005 roku, i spotkał się z dużym zainteresowaniem w środowisku naukowym oraz otrzymał liczne wyróżnienia akademickie. Praca z pewnością nie należy do neutralnych światopoglądowo, lecz wpisuje się w nurt literatury zaangażowanej. Autorka nie ukrywa, że jest feministką i często korzysta z feministycznych kategorii analizy. Dzięki temu proponuje całkiem nowe spojrzenie na opozycję demokratyczną w PRL – perspektywę genderową. Interesuje ją przede wszystkim, w jaki sposób kształtował się podział zadań i obowiązków w podziemiu solidarnościowym i gdzie przebiegały granice wyznaczone przez tradycyjnie pojmowane role płciowe.
Przeczytaj:
- Remigiusz Grzela – „Wolne”
- Inne nasze recenzja książek patrzących na historię z perspektywy gender studies
Bohaterkami książki są „kobiety, które pokonały komunizm w Polsce”, jak je określa podtytuł pracy. Sformułowanie nie jest przesadą, ponieważ – przyglądając się bliżej strukturze wewnętrznej podziemia – z całą pewnością można stwierdzić, że rola opozycjonistek nie była marginalna. Od początku istnienia niezależnego ruchu prasowego w PRL kobiety pełniły liczne funkcje związane z procesem wydawniczym, począwszy od pisania i redakcji tekstów, a skończywszy na kolportażu. W utworzonej w 1980 roku Agencji Prasowej „Solidarności” również odgrywały kluczową rolę. Dziennikarka Agnieszka Maciejewska w rozmowie z Penn wspominała ich pełną poświęcenia pracę:
Kobiety z zespołu redakcyjnego Agencji nazywaliśmy „ciemnymi kręgami”, ponieważ pracowały dzień i noc, nigdy nie spały i miały podkrążone oczy. (…) Początkowo myśleliśmy, że cienie pod ich oczami to jakaś nowa moda, celowo nałożony makijaż (s. 148).
Po ogłoszeniu stanu wojennego i delegalizacji „Solidarności”, gdy większość przywódców została aresztowana, wydawało się, że struktury ruchu zostały rozbite. Jednak już w połowie grudnia w Warszawie zdołała zebrać się i zorganizować grupa siedmiu osób gotowych dalej działać i odbudowywać związek. Tak powstała DGO – Damska Grupa Operacyjna – owymi siedmioma osobami były bowiem kobiety skupione wokół charyzmatycznej dziennikarki Heleny Łuczywo. Warto poznać ich nazwiska: Joanna Szczęsna, Anna Dodziuk, Anna Bikont, Zofia Bydlińska, Małgorzata Pawlicka i Ewa Kulik, ponieważ to one odpowiadają za powstanie i wydawanie najpopularniejszego podziemnego czasopisma lat 80. – „Tygodnika Mazowsze”.
To nie przypadek, że akurat kobiety zajęły się działalnością konspiracyjną w czasie stanu wojennego. Mężczyźni, ze względu na swoje reprezentacyjne funkcje w „Solidarności”, stanowili większość aresztowanych 13 grudnia. Wśród kobiet zaś zdecydowanie mniejszy był odsetek osadzonych w więzieniach i również później w czasie stanu wojennego mniej były one narażone na obserwację ze strony Służby Bezpieczeństwa. Płeć okazała się ich atutem. W swojej codziennej podziemnej pracy wykorzystywały pewne atrybuty kobiecości jako przykrywkę i kamuflaż. Często adaptowały „przestrzenie kobiece”, aby ułatwić sobie pracę – ukrywały nielegalne bibuły w stercie pieluch, pod lodówką, a nowy numer pisma „dogadywały” w kuchni. Młoda kobieta w ciąży lub z wózkiem albo starsza pani z siatkami pełnymi zakupów na ogół nie budziły podejrzeń. Tymczasem niejednokrotnie torby zamiast sprawunkami wypchane były nielegalnymi drukami, wózek dziecięcy służył za pojazd transportowy, a ukryta pod grubym płaszczem ciąża okazywał się mieć rozmiar A4.
Stereotypy na temat ról płciowych przesłoniły władzy rzeczywisty wkład kobiet w działalność opozycyjną i w tym sensie miały pozytywny wymiar. Dziennikarki zdawały sobie jednak sprawę, że w oczach działaczy i sympatyków „Solidarności” oraz czytelników Tygodnika fakt, że były kobietami, mógł deprecjonować przedsięwzięcie. Aby uwiarygodnić się w oczach czytelników, potrzebowały mężczyzn, którzy swoimi osobami legitymizowaliby ich działalność. Same usunęły się w cień i do tego stopnia opracowały sztukę konspiracji, że SB do końca nie udało się ich rozpracować. Tożsamość dziennikarek Tygodnika Mazowsze była „sekretem” i pozostała nim także po '89 roku.
Praca kobiet w podziemiu była niedoceniana, czasem określana jako niewidzialna. One same często relatywizują i umniejszają swoją rolę – stwierdza Shana Penn – mówiąc, że nie robiły nic nadzwyczajnego, i nie dopominając się o uznanie. Według autorki wynika to z odmiennych oczekiwań kulturowych wobec kobiet i mężczyzn. Te pierwsze utożsamiano ze sferą prywatną i ukrytą, gdzie wykonywały szereg mało znaczących, a jednak niezbędnych zadań związanych z funkcjonowaniem społeczeństwa. Rola mężczyzn z kolei polegała na aktywności zewnętrznej. Tymczasem istotą skutecznej działalności w podziemiu była „niewidzialność” i codzienna „prawdziwa praca”, do której trzeba zakasać rękawy. Tego rodzaju zadania nie pociągały mężczyzn. Władysław Frasyniuk w wywiadzie udzielonym podziemnemu wydawnictwu zwrócił uwagę na tą zależność:
Mężczyźni lubią robić rzeczy spektakularne, decydować, być ważni. (…) Mieliśmy wielu takich gości, którzy deklarowali gotowość współpracy na każde skinienie, ale tylko i wyłącznie wtedy, gdy będą mieli bezpośredni kontakt z szefem. Mogę więc stwierdzić, że podziemie w dużej mierze opierało się na cichej, ofiarnej działalności kobiet... (s. 284).
Do zrekonstruowania i przede wszystkim zrozumienia mechanizmów, które warunkowały sposób działalności kobiet w podziemiu, Shana Penn zagłębia się w kulturową historię Polski i dokonuje analizy dyskursów niepodległościowych od XIX wieku do II wojny światowej i sposobu, w jaki konstruowały one tożsamość Polek. Autorka zauważa zbieżność pomiędzy okresem zaborów i II wojną światową a stanem wojennym, kiedy to nieobecność mężczyzn aktywizowała ich żony, córki czy siostry. Wzmacniany symbolicznym mitem Matki Polki wizerunek kobiety dzielnej i wspierającej walczących mężczyzn ulegał pogłębieniu w trudnych okresach historii. Wówczas to kobiety musiały stawać na wysokości zadania i swoją postawą świadczyć o sile narodu – nigdy jednak nie wychodząc poza swoją rolę pomocnicy, często znikając z kart historii. Książka „Sekret Solidarności” dokonuje reinterpretacji znanych faktów i dzięki temu przywraca pamięć o zapomnianym i rzadko eksponowanym epizodzie z dziejów historii najnowszej.
Zobacz też:
- Ireneusz Krzemiński – „Solidarność. Niespełniony projekt polskiej demokracji”
- Basil Kerski: Jesteśmy po to, żeby współpracować
Za źródła posłużyły autorce przede wszystkim wywiady, które przeprowadziła w latach dziewięćdziesiątych z działaczkami i sympatyczkami „Solidarności”. I tu wyszedł na jaw dziwny paradoks. Zachodni feminizm reprezentowany przez Shanę Penn spotkał się z niezrozumieniem, a czasem wręcz z niechęcią ze strony polskich aktywistek. Większość z nich już na początku rozmów deklarowało, że nie utożsamiają się z feminizmem, a w czasie PRL robiły po prostu to, co należało robić. Nie walczyły z patriarchalizmem, lecz z komunizmem. Nie czuły się dyskryminowane, nie zastanawiały się, czy w ruchu panuje seksizm – po prostu działały i na tego typu refleksje nie było czasu. Podobnie jak w okresie zaborów, kiedy kwestię wyzwolenia narodowego przedkładano nad emancypację kobiet, tak w czasie stanu wojennego ważniejsza niż „kwestia kobieca” była sprawa ogólnospołeczna. Dodatkowo równouprawnienie dla większości bohaterek książki miało negatywne konotacje i kojarzyło się z „emancypacją” narzucaną po wojnie przez komunistów, która miała na celu aktywizację zawodową kobiet i w rzeczywistości nie przyniosła niezależności, a jedynie obciążyła je dodatkowymi obowiązkami. Niekiedy tylko w wypowiedziach dawnych aktywistek daje się wyczuć gorycz i poczucie niesprawiedliwości. Jedna z najbardziej znanych działaczek, o której nie można powiedzieć, że została zapomniana przez historię, ani tym bardziej podejrzewać o sympatie feministyczne, Anna Walentynowicz, stwierdza:
Ja zaczęłam „Solidarność”, ale zwycięzcą był Leszek. To nie w porządku, ale takie są realia, w których żyjemy. Mężczyźni przemawiają publicznie, mają autorytet i władzę. Poczucie, że są pierwsi, stanowi część ich wizerunku i nie zamierzają się tym dzielić (s. 95).
Shana Penn nakreśliła interesujący i zniuansowany obraz opozycji solidarnościowej. Zaproponowana przez nią narracja rzuca nowe światło na przeobrażenia społeczno-polityczne przełomu lat 80. i 90. i pozwala zrozumieć ewolucję, jaką przeszła „Solidarność”. Podobnie jak wcześniejsze „Podziemie kobiet”, również „Sekret” porusza problem nierównego podziału władzy, zmarginalizowania kobiecej części opozycji i pozbawienie jej wpływu na politykę po zwycięstwie „Solidarności”. Najnowsza książka Penn jest jednak w dużej mierze powtórzeniem najważniejszych fragmentów i tez „Podziemia” i jego rozszerzeniem, dlatego osoby znające poprzednią pracę mogą poczuć pewien niedosyt. Książka została wzbogacona o dodatek w postaci najważniejszych artykułów z lat końca lat 90., kształtujących współczesny polski dyskurs feministyczny.
Pewne fragmenty, opisujące dość obszernie znane fakty z historii Polski, dla polskich czytelników mogą być nużące. Nie można jednak zapomnieć, że książka została napisana dla czytelników amerykańskich, nie znających skomplikowanych niuansów historii PRL, a zatem nie można traktować tego jako zarzutu. Penn jest historyczką „z zewnątrz”, dlatego patrzy na pewne sprawy z odpowiednim dla historyka dystansem. „Sekret Solidarności” to pasjonująca i wciągająca lektura, obowiązkowa na półce każdego zainteresowanego najnowszą historią społeczną.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska