Sławomir Koper, Mariusz Mucha – „PRL od kuchni” – recenzja i ocena
Sławomir Koper, Mariusz Mucha – „PRL od kuchni” – recenzja i ocena
Konstrukcja książki jest przemyślana i podzielona de facto na trzy zasadnicze części. W pierwszej z nich dowiadujemy się, jakie były polityczne realia zarządzania przemysłem spożywczym. Autorzy wyjaśniają, czym było wszechobecne „Społem”, jak wyglądało omijanie niewydolnego systemu i o co tak naprawdę chodziło ze słynną aferą mięsną z 1964 roku. Moim zdaniem to dobre posunięcie, że poświęcono kilka stron właśnie na takie wprowadzenie. Dzięki niemu możemy już od początku zanurzyć się w codzienności słusznie minionego ustroju, a czytelnik niezaznajomiony z realiami historycznymi będzie miał znacznie ułatwione zrozumienie kolejnych części książki.
Kolejnym segmentem pracy jest część poświęcona punktom zbiorowego żywienia i w mojej ocenie jest to najciekawsza część całej lektury. Odnajdziemy tutaj odpowiedź na pytania: gdzie powstał pierwszy bar mleczny, jak wyglądał typowy posiłek robotnika Nowej Huty, czemu tak popularny był gdański klub „Maxim”, czy wreszcie w jakiej warszawskiej kawiarni narodził się pomysł na słynny List 34. Autorzy przyjrzeli się również narodzinom „polskiego fast foodu”. Śledzimy drogę od zapiekanki (tu szczególnie doceniam, że autorzy wspomnieli o zapiekance biłgorajskiej – jako recenzent w pełni potwierdzam: lepszej nie ma!) czy gorącej kiełbasy sprzedawanej na wynos. Dowiadujemy się także, jak wyglądało żywienie w pociągach WARS-u oraz przeczytamy o wejściu na polski rynek mrożonek firmy Hortex.
Trzecia część książki skupia się na sferze domowego przygotowywania posiłków, problemach z zaopatrzeniem i okolicznościach towarzyskich, które sprzyjały gotowaniu. Autorzy przybliżają nam nie tylko codzienne menu, ale również to, jak wyglądało przygotowywanie świąt czy popularnych „prywatek”. Dowiadujemy się, skąd wziął się szał na karpia czy zwyczaj dawania cytrusów na Boże Narodzenie. Autorzy pod koniec książki skupiają się na słodyczach, od batonu „Danusia”, przez problem z zakupem czekolady (która nie byłaby jedynie „wyrobem czekoladopodobnym”), aż po fenomen gum do żucia.
Książka zaskoczyła mnie swoją lekkością. Ten luźny, przyjemny styl utrzymuje się przez całą lekturę, a całość ubarwiają osobiste anegdoty autorów. I co ważne – nie są to żadne zapychacze, lecz historie, które naprawdę dodają książce autentyczności.
Dużym plusem jest przywoływanie dzieł kultury, które niemal wszyscy znają, jak film „Miś”, teksty piosenek Lady Pank czy autobiografia Marka Hłaski „Piękni dwudziestoletni”. Jest to o tyle istotne, że dla młodszego odbiorcy może stanowić punkt zaczepienia, który zaciekawi i zachęci do głębszego zapoznania się z kulturą minionego ustroju. Warto też odnotować kwestie techniczne: autorzy zastosowali przypisy anglosaskie (umieszczone na końcu książki). Przy tego typu literaturze jest to według mnie bardzo dobry wybór, nie zaburza płynności czytania, a książka ma być przede wszystkim przyjemna w odbiorze.
Na duży plus zasługuje również warstwa graficzna: umieszczenie plakatów reklamowych z epoki oraz wielu zdjęć archiwalnych, co znacznie przybliża czytelnika do klimatu treści. Zwracam przy tym uwagę na wyklejkę imitującą charakterystyczny dla tamtych lat obrus, co jest świetnym smaczkiem edytorskim.
W moim odczuciu jest to dobra książka popularyzująca wiedzę, poruszająca ważne zagadnienie z życia codziennego, jakim jest gastronomia. Uważam, że bez problemu nada się na prezent dla nastolatka, który chce zrozumieć, o czym „starzy” rozmawiają przy stole na spotkaniach rodzinnych, wspominając dawne czasy.
