Stalinowskie miasta

opublikowano: 2013-04-09 13:15
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Związek Radziecki, lata trzydzieste. W prasie szaleje partyjna propaganda, w opętańczym tempie buduje się nowe fabryki i nowe miasta. No właśnie, jak żyje się w miastach epoki industrializacji i terroru?
REKLAMA
Józef Stalin

Życie w miastach Związku Radzieckiego w latach trzydziestych było udręką. W starych miastach z powodu nagłego wzrostu liczby ludności, zwiększonego zapotrzebowania przemysłu i skąpego budżetu doszło do niewydolności infrastruktury w zakresie transportu publicznego, połączeń drogowych, dostaw energii i wody. W nowych miastach przemysłowych wyglądało to jeszcze gorzej, ponieważ usługi dla ludności zaczynano od zera. „Fizyczny aspekt życia w mieście jest przerażający – pisał amerykański inżynier pracujący w Związku Radzieckim na początku lat trzydziestych. – Smród, brud i zaniedbanie drażnią człowieka na każdym kroku”.

Moskwa była pokazowym miastem Związku Radzieckiego. Budowa pierwszych linii moskiewskiego metra z ruchomymi schodami i malowidłami na ścianach okazałych podziemnych stacji, wzbudzała dumę jako jedno z największych osiągnięć państwa. Nawet Stalin z przyjaciółmi odbył nocną przejażdżkę po uruchomieniu metra na początku lat trzydziestych42. W Moskwie kursowały tramwaje, trolejbusy i autobusy. Ponad dwie trzecie mieszkańców miało kanalizację i bieżącą wodę już na początku dekady, pod koniec dziesięciolecia udogodnienia te obejmowały blisko trzy czwarte mieszkańców. Należy dodać, że większość mieszkała jednak w domach bez łazienek i kąpała się co kilka dni w łaźniach publicznych, ale przynajmniej tych było w Moskwie dość dużo, w przeciwieństwie do wielu innych miast.

Poza Moskwą życie wkrótce stało się bardzo ponure. Już nawet w okolicach stolicy podstawowa infrastruktura przedstawiała się żałośnie. W Liubercach, mieście rejonowym w obwodzie moskiewskim, nie było ani jednej łaźni na 65 000 mieszkańców, Oriechowo-Zujewo, modelowe osiedle robotnicze ze żłobkami dla dzieci, klubem robotniczym i ambulatorium, nadal nie miało oświetlenia ulic i bieżącej wody. Podobnie w Woroneżu nowe domy dla robotników jeszcze w 1937 roku budowano bez instalacji wodociągowej i kanalizacyjnej. Większość mieszkańców miast syberyjskich nie posiadała bieżącej wody, kanalizacji i centralnego ogrzewania. Prawie półmilionowy Stalingrad był nieskanalizowany aż do 1938 roku. Nowosybirsk w 1929 roku dysponował tylko ograniczonym dostępem do wodociągów i kanalizacji, a na 150 000 mieszkańców musiały wystarczyć zaledwie trzy łaźnie.

Dniepropietrowsk, rozwijające się i dobrze prosperujące miasto przemysłowe na Ukrainie liczące blisko 400 000 mieszkańców, położone w centrum żyznego obszaru rolniczego, obywało się bez kanalizacji do 1933 roku; w dzielnicach robotniczych nie było utwardzonych ulic, transportu publicznego, elektrycznego oświetlenia i bieżącej wody. Wodę racjonowano i sprzedawano w barakach po rublu za wiadro. W całym mieście brakowało energii – zimą na głównych ulicach wyłączano prawie całe oświetlenie, mimo że tuż obok znajdowała się wielka elektrownia wodna na Dnieprze. W 1933 roku sekretarz partii skierował rozpaczliwy apel do centrum, prosząc o środki na poprawę infrastruktury miejskiej i wskazując na poważne pogorszenie stanu zdrowia ludności: szalała malaria – latem odnotowano 26 000 przypadków w porównaniu do 10 000 sprzed roku.

REKLAMA

W nowych miastach przemysłowych było jeszcze mniej udogodnień. Zarząd rady miejskiej syberyjskiego Lenińska odmalował ponury obraz swojego miasta w petycji do naczelnych władz Syberii:

Przy liczbie ludności wynoszącej 80 000 […] Lenińsk-Kuźnieck jest skrajnie zacofany w dziedzinie kultury i udogodnień miejskich […], z 80 kilometrów ulic tylko jedna ma twardą nawierzchnię, i to nie w całości. Ze względu na brak odpowiednich dróg, skrzyżowań, chodników itp. wiosną powstaje tak ogromne błoto, że robotnicy z trudem dostają się do pracy i wracają do domu, odwołuje się też lekcje w szkołach. Również oświetlenie ulic pozostawia wiele do życzenia. Tylko centrum jest oświetlone na odcinku trzech kilometrów, inne dzielnice, nie wspominając już o przedmieściach, toną w ciemności.
Budowa infrastruktury przemysłowej w Magnitogorsku

Magnitogorsk, symbol nowego przemysłu, pod wieloma względami miasto pokazowe, miał tylko jedną utwardzoną drogę o długości 15 kilometrów i słabe oświetlenie ulic. „W większej części miasta na zewnątrz domów znajdowały się doły kloaczne (jamy), których zawartość wypróżniano do cystern ciągniętych przez ciężarówki”, nawet w stosunkowo uprzywilejowanym rejonie kijowskim przez wiele lat nie było porządnej kanalizacji. Do wodociągów miejskich przedostawały się ścieki przemysłowe. Większość robotników Magnitogorska mieszkała na peryferyjnych osiedlach, składających się z „prowizorycznych domów wzdłuż jednej brudnej drogi, […] z ogromnymi kałużami cuchnącej wody, stertami śmieci i otwartymi ustępami na zewnątrz”.

Mieszkańcy i goście Moskwy i Leningradu pozostawili żywe opisy miejskich tramwajów z ich niewiarygodnym tłokiem. Obowiązywała nienaruszalna zasada wchodzenia tylnymi i wychodzenia przednimi drzwiami, co wymagało od pasażerów nieustannego przepychania się do przodu. Czasami nie udawało się z tego powodu wysiąść na właściwym przystanku. Nie przestrzegano rozkładów jazdy: czasami tramwaje po prostu przestawały jeździć; w Leningradzie spotykało się „dzikie tramwaje”, krążące po mieście poza rozkładem, które nielegalnie przewoziły pasażerów za opłatą, chowaną do kieszeni nieuprawnionych motorniczych i konduktorów.

REKLAMA

W miastach prowincjonalnych, gdzie utwardzone drogi pod koniec dekady należały raczej do rzadkości, publiczny transport jakiegokolwiek rodzaju był ograniczony do minimum. W 1938 roku w Stalingradzie linie tramwajowe miały 67 kilometrów, ale nie kursowały autobusy. W sześćdziesięciotysięcznym Pskowie nie było tramwajów i twardych nawierzchni jeszcze w 1939 roku, cały transport miejski obsługiwały dwa autobusy. Także Penza przed II wojną światową nie miała komunikacji tramwajowej, choć planowano ją już w 1912 roku; transport miejski Penzy w 1940 roku składał się z dwudziestu jeden autobusów. W Magnitogorsku uruchomiono w 1935 roku krótką trasę tramwajową, a pod koniec dekady było w tym mieście tylko osiem autobusów przeznaczonych na użytek największych przedsiębiorstw do „zbierania pracowników z całego miasta i rozwożenia ich po domach”.

W latach trzydziestych spacerowanie po ulicach radzieckich miast bywało niebezpieczne. Zwłaszcza w dzielnicach robotniczych i w nowych miastach przemysłowych trzeba było mieć się na baczności. Pijaństwo, skupiska skłonnych do zwady samotnych mężczyzn, niewydolność milicji, fatalne warunki mieszkaniowe oraz niebrukowane i nieoświetlone ulice tworzyły atmosferę bezprawia. Rabunki, zabójstwa, bijatyki po pijanemu i przypadkowe napady na przechodniów były na porządku dziennym. W miejscach pracy i w barakach wybuchały konflikty na tle etnicznym wśród robotników różnego pochodzenia. Władze obwiniały o to przybyszów ze wsi „często z ciemną przeszłością lub elementy zdeklasowane”.

Budowa moskiewskiego metra, lata trzydzieste

W radzieckiej nomenklaturze szkodliwe i antyspołeczne zachowania publiczne nazywano „chuligaństwem”. Określenie to miało złożoną historię i zmienną definicję; w latach dwudziestych i na początku lat trzydziestych kojarzono je z destrukcyjnym, aroganckim, antyspołecznym zachowaniem, w szczególności młodych mężczyzn. To znaczenie utrwaliło się w wykazie aktów „chuligaństwa”, wymienionych w ustawie z 1934 roku, a należały do nich: znieważanie, bójki, wybijanie szyb, strzelanie z broni na ulicach, zaczepianie przechodniów, zakłócanie imprez kulturalnych w klubie i tłuczenie talerzy w stołówce, zakłócanie ciszy nocnej przez bójki i hałasy”.

REKLAMA

Szerzenie się chuligaństwa w pierwszej połowie lat trzydziestych wywoływało niepokój społeczeństwa. W Orle chuligani sterroryzowali ludność do tego stopnia, że robotnicy przestali chodzić do pracy; w Omsku „pracownicy z popołudniowej zmiany musieli pozostawać w zakładzie na noc, aby nie narażać się na pobicie i rabunek”. W Nadieżdińsku na Uralu obywatele

byli dosłownie terroryzowani przez chuligaństwo, nie tylko nocą, ale nawet za dnia. Chuligaństwo przybrało postać bezpodstawnych zaczepek, strzelania na ulicach, obrażania, bójek na pięści, tłuczenia szyb itd. Chuligani wchodzą całą bandą do klubu, przerywają imprezę, idą do stołówki, tłuką kelnerom talerze i tak dalej. Idą do hotelu robotniczego, bez powodu urządzają hałasy, czasami bijatyki, nie dają spać robotnikom.

Miejscami chuligańskich wybryków były często parki. W osadzie fabrycznej nad górną Wołgą liczącej 7000 mieszkańców chuligani urządzali awantury w parku i w klubie.

Przy wejściu i w samym parku można kupić wino wszelkiego rodzaju i w każdej ilości. Nic dziwnego, że pijaństwo i chuligaństwo nabrało w osadzie ogromnych rozmiarów. Chuligani najczęściej nie ponoszą żadnej kary i stają się coraz bezczelniejsi. Niedawno poranili nożem towarzysza Dawidowa, kierownika produkcji w fabryce chemicznej, zabili szofera Suworewa i innych obywateli.

Chuligani zakłócili uroczyste otwarcie Chabarowskiego Parku Kultury i Wypoczynku. Park był słabo oświetlony i gdy tylko zrobiło się ciemno, „chuligani «ruszyli w kurs». […] bezceremonialnie popychali kobiety, zrzucali im z głów kapelusze, używali ordynarnych słów i wszczynali bójki na parkiecie i w alejach”.

Przestępczość szerzyła się też w pociągach i na dworcach. W obwodzie leningradzkim bandy rabusiów napadały na pasażerów pociągów podmiejskich i dalekobieżnych; nazywano ich „bandytami” – co było określeniem mocniejszym niż „chuligan” – i wymierzano im karę śmierci. Dworce kolejowe zawsze były pełne ludzi: przybyszów, którzy nie mieli się gdzie podziać, wybierających się w podróż, którzy usiłowali kupić bilet, czarnorynkowych handlarzy, kieszonkowców itp. O jednym z dworców w obwodzie leningradzkim w połowie lat trzydziestych pisano, że „bardziej przypomina przytułek dla bezdomnych niż porządną stację”; podejrzani ludzie przesiadywali po kilka dni w poczekalni, często leżeli tutaj pijani, spekulanci handlowali papierosami, kręciły się różne typy spod ciemnej gwiazdy. Na dworcu w Nowosybirsku bilet można było kupić tylko na czarnym rynku od bandy, której przywódcą był „profesor”: „średniego wzrostu, o pseudonimie «Iwan Iwanowicz», w białym słomkowym kapeluszu i z fajką w zębach”.

Tekst jest fragmentem książki Sheili Fitzpatrick pt. „Życie codzienne pod rządami Stalina — Rosja radziecka w latach trzydziestych XX wieku”:

Sheila Fitzpatrick
„Życie codzienne pod rządami Stalina — Rosja radziecka w latach trzydziestych XX wieku”
cena:
Tłumaczenie:
Joanna Gilewicz
Okładka:
miękka
Seria:
Historiai
Format:
A5
ISBN:
978-83-233-3321-0
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Sheila Fitzpatrick
Australijska uczona, jeden z najwybitniejszych znawców historii Związku Radzieckiego, w szczególności czasów stalinizmu. W czasie swojej kariery naukowej była związana z University of Melbourne, St Antony's College, Oxford oraz London School of Slavonic

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone