Stefan Dąmbski – „Egzekutor” – recenzja i ocena

opublikowano: 2011-02-25 22:31
wolna licencja
poleć artykuł:
Zabić na wojnie przeciwnika to nic złego. To czyn godny pochwały, często bohaterski. O najlepszych w wojennym rzemiośle uczy się w szkołach, kręci się filmy i pisze książki. Stawia się im pomniki. Stefan Dąmbski był w eliminowaniu wrogów świetny, ale nie oczekiwał poklasku.
REKLAMA
Stefan Dąmbski
Egzekutor
cena:
22 zł
Wydawca:
Ośrodek KARTA
Okładka:
miękka
Liczba stron:
121
ISBN:
978-83-61283-35-5

Gdy Stefan Dąmbski wstępował w 1942 roku do AK, miał 16 lat. Swoją karierę w partyzantce zaczął od zastrzelenia kolegi („chłopak do tańca i do różańca”), który okazał się konfidentem Gestapo. Przyszły „egzekutor” znudzony był noszeniem meldunków i sam zgłosił się na ochotnika do wykonania wyroku, widząc w tym szansę na przejście do działającej w lesie dywersji. Zadanie wykonał z zimną krwią, bez chwili zawahania. „Nie przyszło mi jakoś do głowy, że za parę godzin mam zastrzelić człowieka, że muszę pozbawić życia nie dość, że istotę ludzką, to w dodatku swojego kolegę, z którym niejedną flaszkę samogonu się wypiło”.

Nie inaczej było później: „Wyjmuję zza pasa parabelkę […] i strzelam mu z odległości pięciu centymetrów w tył głowy. Wspaniała broń, jak cudownie leży w ręce – myślę, patrząc na lecącego na ziemię jak wór piasku Niemca” – tak Dąmbski opisał drugą wykonaną przez siebie egzekucję. Z czasem robota taka coraz bardziej mu się podobała: „Strzelałem do ludzi jak do tarczy na ćwiczeniach, bez żadnych emocji. Lubiłem patrzeć na przerażone twarze przed likwidacją, lubiłem patrzeć na krew tryskającą z rozwalonej głowy”. Granice tego, co usprawiedliwione, stopniowo się poszerzały. Zginęła siostra skazanej, bo mogłaby zdemaskować jednego z partyzantów. Zginął śpiący w rowie przypadkowy radziecki żołnierz – zabity gwoździem w ramach zemsty za „zarekwirowane” wcześniej przez kogoś innego zegarki, broń i samochód. Zginął obrabowany przez polskich chłopów Niemiec, by nie mógł opowiedzieć, że to Polacy go okradli. Zginęła niewinna rodzina (ojciec, matka, mała dziewczynka), bo w jej ostrzelanym na ślepo domu schronił się uzbrojony bandyta.

(Anty)bohater?

Dąmbski nie uważał się za bohatera. Nie starał się też za wszelką cenę usprawiedliwić swoich czynów, lecz z przygniatającą szczerością opisał swój moralny upadek. Przyznał się już na początku: „Spełniły się moja marzenia; byłem człowiekiem bez skrupułów… Byłem gorszy od najpodlejszego zwierzęcia. Byłem na samym dnie bagna ludzkiego”.

Na szczęście autor tego wyznania na nim nie poprzestał, lecz próbował też wyjaśnić, jak doszło do tego, że młody chłopak z dobrego domu stał się w krótkim czasie zimnym mordercą. Niewątpliwą przyczyną wydaje się być wiek Dąmbskiego. Nie ukrywał, że życie partyzanta mu odpowiadało: nie musiał martwić się o obiad i miejsce do spania (tym zajmowało się dowództwo), podobnie jak nie musiał chodzić do szkoły i pracować fizycznie, a dywersyjna działalność wykluczała jakąkolwiek monotonię, której nie cierpiał. Nie to jednak, rzecz oczywista, uczyniło zeń człowieka niemal zupełnie pozbawionego skrupułów. Kluczowa była natomiast obojętność na własną – jak sobie wmówił nieuniknioną – śmierć. Ponieważ nie dbał o własne życie, z równym lekceważeniem odnosił się do losu pozostałych ludzi. Taką postawę najłatwiej sobie wyrobić ludziom młodym, dzieciom („Im człowiek starszy, tym mądrzejszy i tym bardziej ma ochotę do życia.”), o czym doskonale wiedzą afrykańscy watażkowie rekrutujący rzesze małych „żołnierzy”.

REKLAMA

W tym świetle autor „Egzekutora” jawi się nie jako bohater, lecz jako kolejna ofiara wojny, która nieuchronnie prowadzi do wynaturzeń, zmuszając zwykłych ludzi, często dzieci, do zabijania. Jest to wytłumaczenie prawdziwe, ale niewystarczające i Dąmbski się do niego nie ogranicza. Jego wspomnienia pełne są podszytej cynizmem goryczy, która prowadzi wręcz do swoistego oskarżenia, sygnalizowanego już przy okazji pierwszego zabójstwa: „Uważałem to widocznie za rzecz zupełnie normalną, za rzecz, która musi być zrobiona, za spełnienie zwykłego patriotycznego obowiązku”. Podobne uwagi pojawiają się jeszcze kilkakrotnie, na koniec zaś pada wprost wyrażone ostrzeżenie: „Gdy dziecku wpaja się od kolebki, jak ważna jest Ojczyzna i że trzeba za nią walczyć z nieprzyjacielem aż do śmierci lub zwycięstwa, to to dziecko, gdy dorośnie, będzie walczyć na rozkaz i strzelać do każdego, kto ma inne poglądy lub jest innej narodowości”.

Liczne badania socjologów i psychologów pokazują, że w określonych sytuacjach każdy może zostać mordercą i wziąć udział nawet w masowych zbrodniach. Na przykład wykonawcami holocaustu nie byli w większości ludzie marginesu czy osoby zastraszone. Kluczowa okazuje się w takich sytuacjach społeczna akceptacja dla dokonywanych czynów i ich najbardziej nawet absurdalna racjonalizacja, która pozwala zabójcom żyć bez wyrzutów sumienia jeszcze wiele lat po dokonanych czynach (zainteresowanych tematem zachęcam do przeczytania chociażby wydanej niedawno pracy Haralda Welzera [Sprawcy. Dlaczego zwykli ludzie dokonują masowych mordów]).

Nie ma, rzecz oczywista, żadnej równości między nazistowskimi zbrodniami a wyrokami wykonywanymi na okupantach i kolaborantach przez AK. Dąmbski przypomina jednak, że patriotyczne wychowanie i związane z nim poczucie obowiązku może w warunkach wojny ułatwiać oraz uzasadniać degenerację i wynaturzenie, które często niełatwo odróżnić od bohaterstwa – trudno dostrzec moment, w którym żołnierz przekracza pewną granicę i zaczyna czerpać przyjemność z zabijania, obojętniejąc na cudzą śmierć. „A jednak byłem typowym żołnierzem AK. Byłem bohaterem, na którego piersi po wojnie spoczął Krzyż Walecznych” – zauważa Dąmbski tuż po tym, jak opisał swoje zezwierzęcenie.

Nie chciał on jednak, by jego wspomnienia były wykorzystywane do dyskredytowania AK i stwierdził również wyraźnie: „Zapewne można odnieść wrażenie, że u nas w AK nie było dyscypliny, że idąc na robotę, można było zabić niewinnych ludzi, nieplanowanych w danej akcji. Nie było tak. Musieliśmy się podporządkować specjalnemu prawu wojennemu, za którego przekroczenie czekały nas różne kary dyscyplinarne. Tak jak w regularnym wojsku: raporty karne, a nawet sąd polowy”.

REKLAMA

Zarzuty i wątpliwości

Publikacja „Egzekutora” (początkowo we fragmentach w 47. numerze „Karty”) wywołała liczne kontrowersje, niekiedy zupełnie zaskakujące. Pojawił się na przykład zarzut przypisania sobie przez Dąmbskiego cudzych bohaterskich czynów – w świetle wymowy całości wspomnień jest to oskarżenie wręcz kuriozalne. Podobnie pojawiły się głosy oburzone szkalowaniem dobrego imienia AK. Rację ma jednak profesor Dariusz Stola, który zauważył, że „historia Dąmbskiego […] potwierdza olbrzymie zdyscyplinowanie podziemnego wojska. Zdecydowana większość popełnionych przez niego zabójstw była wykonywaniem rozkazu, zapewne z wyroku podziemnego sądu. Samowola była wyjątkowa. […] Jeżeli inni podziemni egzekutorzy byli równie surowej dyscypliny, to z AK możemy być dumni”.

Niewątpliwie jednak nie sposób nie zadać sobie pytania o wiarygodność wspomnień Dąmbskiego. Tym bardziej, że poddają ją w wątpliwość zamieszczone na końcu książki listy przesłane do redakcji „Karty” po publikacji fragmentów „Egzekutora”. Mieczysław Skotnicki, członek Światowego Związku Żołnierzy AK oraz Irena Filipowicz, córka dwojga członków AK – oboje pochodzący i mieszkający w czasie wojny w okolicach, w których działał Dąmbski – zarzucili mu szereg przypadków mijania się z prawdą (między innymi przypisywanie sobie cudzych dokonań) i zakwestionowali wartość całości jego wspomnień. W odpowiedzi dr hab. Grzegorz Ostasz zauważył jednak, że i oskarżający popełniali w swych listach błędy wynikające bądź to z niedostatków pamięci, bądź to z cząstkowej tylko wiedzy. Jako historyk specjalizujący się w tematyce polskiego ruchu oporu na Rzeszowszczyźnie, bronił on wiarygodności relacji Dąmbskiego.

Choć trudno rozwiać wszelkie wątpliwości, wydaje się, że należałoby zadać sobie dwa pytania. Po pierwsze, czy Dąmbski miał powody, by konfabulować? Jak sam deklarował, nie spodziewał się publikacji swojego pamiętnika. Zastrzelił się zresztą w 1993 roku tuż przed jego ukończeniem – trudno rozstrzygnąć, czy zadręczyły go wyrzuty sumienia i poczucie życiowej porażki (jego powojenne losy nie ułożyły się pomyślnie), czy też powodem była nieuleczalna choroba nowotworowa. Z pewnością odrzucić można, o czym wspominałem, chęć przedstawienia siebie w roli bohatera, trudno też wskazać jakikolwiek inny motyw, który mógłby nim kierować.

REKLAMA

Wydaje się jednak, że ważniejsze jest drugie pytanie: czy wiarygodny jest sam portret psychologiczny nakreślony przez Dąmbskiego? Wyjątkowość i znaczenie jego wspomnień nie polega wszak na zawartej w nich faktografii, więc ewentualne nieścisłości czy nawet informacje nieprawdziwe nie powinny zakłócać odbioru tego, co najistotniejsze. I tu trzeba powiedzieć, że w tym kluczowym aspekcie niełatwo znaleźć słaby punkt „Egzekutora” – całość jest spójna, motywy postępowania w konkretnych przypadkach są racjonalnie objaśnione, a fragmentów nieprawdopodobnych z punktu widzenia psychologii brak. Oczywiście przedstawione wyżej refleksje na temat patriotycznego wychowania mogą budzić sprzeciw, warto się jednak zastanowić, czy słuszny – tym bardziej, że Dąmbski nie sugeruje nigdzie w najmniejszym stopniu, że umiłowanie Ojczyzny należy zastąpić obojętnością na jej los.

Styl i wydanie

Jest jeszcze jedna wyjątkowa cecha recenzowanej przeze mnie książki. Można by rzec, że jej autor pisał tak, jak zabijał: sprawnie, bez zbędnych słów, w razie potrzeby waląc prosto w oczy. Jego język jest nadzwyczaj oszczędny, lakoniczny, a przy tym jasny i precyzyjny. Nie ma tu ciągłej i męczącej pogoni za akcją, ale nie ma też najmniejszej dłużyzny, ani jednego przestoju (być może jest to częściową zasługą redakcji, o czym za chwilę). Autor nie rozwodzi się bardzo obszernie nad sobą, swoim postępowaniem i jego moralną oceną, ale ostatnią rzeczą, jaką można by mu zarzucić, jest bezrefleksyjność. „Egzekutor” to nie jest jeszcze wielka literatura, ale na pewno jest to znakomity pamiętnik – jakże różny od setek wspomnień dostępnych na rynku wydawniczym, których autorzy mieli może ciekawe życie (o co nietrudno, jeśli przeżyło się pierwszych kilkadziesiąt lat XX wieku między Bałtykiem a Morzem Czarnym), ale nie posiedli nawet odrobiny pisarskiego talentu.

Na koniec muszę napisać kilka słów o sposobie wydania relacji Dąmbskiego. Niewątpliwie cieszy niewysoka cena książki, ale nieco rozczarowująca jest jej dość kiepska, miękka oprawa – mój egzemplarz bardzo źle zniósł przesyłkę za pośrednictwem Poczty Polskiej i już teraz muszę się zastanowić nad oddaniem go do introligatora. Istotniejszy zarzut dotyczy jednak opracowania redakcyjnego wspomnień. O ile wygładzenie ponoć chropawego i pospiesznego tekstu wydaje się być uzasadnione (choć może wywołać sprzeciw purystów), o tyle z punktu widzenia historyka wątpliwości budzi opuszczenie niektórych (podobno nielicznych) fragmentów pamiętnika – tych niedotyczących opisywanych działań, będących powtórzeniami i mających „charakter zbyt odległych dygresji”. Jakkolwiek skróty te każdorazowo zaznaczono, dla badacza korzystającego z relacji Dąmbskiego mogą one oznaczać konieczność dotarcia do maszynopisu i sprawdzenia, czy nic istotnego nie zostało pominięte. Kryteria takie, jak zastosowane przez redaktorów publikacji, zawsze są czysto subiektywne i nigdy nie ma pewności, że w wydaniu nie zabraknie informacji ważnej z jakiegoś punktu widzenia. Właśnie te zastrzeżenia dotyczące edycji zadecydowały, że „Egzekutor” nie otrzymał ode mnie maksymalnej oceny.

Korekta: Justyna Piątek

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Roman Sidorski
Historyk, redaktor, popularyzator historii. Absolwent Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Przez wiele lat związany z „Histmagiem” jako jego współzałożyciel i członek redakcji. Jest współautorem książki „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych” (2009). Współpracował jako redaktor i recenzent z oficynami takimi jak Bellona, Replika, Wydawnictwo Poznańskie oraz Wydawnictwo Znak. Poza „Histmagiem”, publikował między innymi w „Uważam Rze Historia”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone