„Wampir” z Zagłębia: 18 września 1974 roku i początek procesu
Każde pojawienie się seryjnego mordercy napędza społeczny strach. Gdy seryjny morderca atakuje kobiety, te boją się wychodzić z domu po zmroku, a mężowie drżą o ich bezpieczeństwo. Publiczny strach mobilizuje media, a media napędzają strach. Na organy ścigania wywierana jest presja, by szybko ujęto mordercę. Lecz im dłużej trwa bezowocne śledztwo, tym większa frustracja ogarnia śledczych. I gdy wreszcie seryjny morderca atakuje krewną osoby wpływowej, i gdy tą osobą jest I Sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR, emocje sięgają zenitu.
Wampir z Zagłębia pierwszy raz zaatakował w 1964 roku. A ponieważ jego pierwsza ofiara miała na imię Anna, całe śledztwo w jego sprawie otrzymuje kryptonim „Anna”. Ostatnia ofiara w tej sprawie zginęła w 1970 roku, Wampir grasował więc sześć długich lat. Schemat jego zbrodni wyglądał następująco: szedł za wybraną ofiarą, ogłuszał ją uderzając tępym narzędziem w tył głowy, a następnie zadawał kolejne ciosy w głowę (niejednokrotnie śmiertelne) i zabawiał się obnażonymi narządami płciowymi ofiary. Niektórym ofiarom zabierał zegarki i pieniądze.
Sprawa nabrała znaczenia politycznego, gdy ofiarą „Wampira” została Jolanta Gierek, bratanica Edwarda Gierka. Na milicję wywierane były jeszcze większe naciski, by sprawa została rozwiązana. Milicja używała różnych sposobów, by schwytać mordercę. Korzystała z pomocy amerykańskiego specjalisty dr Jamesa A. Brussela, a nawet wyznaczyła nagrodę, za informację o tożsamości mordercy w astronomicznej wysokości miliona złotych. Wiele kobiet przysyłało informację, że wampirem jest ich mąż... Milicjanci przebierali się za kobiety i wystawiali się na atak, potem robiły to wyszkolone w judo milicjantki. Ustalono listę 250 podejrzanych, zgodnych z modelem hipotetycznych cech mordercy.
Zdzisław Marchwicki był na tej liście, aresztowano go jednak dopiero w 1972 roku (od dwóch lat nie było żadnych ofiar), a „wsypała” go żona. Nie od razu zostają mu postawione zarzuty, śledztwo trwa nadal przez kolejne dwa lata. Aresztowane zostaje kolejnych pięć osób z otoczenia Marchwickiego (dwaj jego bracia, siostra z synem i przyjaciel jednego z braci). Już trzy dni po aresztowaniu Zdzisława (żona oprócz wskazania go jako „Wampira”, oskarżyła go również o znęcanie się nad nią i nad dziećmi), do mediów przedostaje się informacja o zatrzymaniu „podejrzanego”. Społeczeństwo odbiera to jako ogromny sukces, a wyrok tak naprawdę zapada na długo przed rozpoczęciem rozprawy.
Proces zakończył się 28 lipca 1975 roku, wyrokiem skazującym Zdzisława Marchwickiego na śmierć. Wyrok wykonano. Sam proces odbywał się w Klubie Fabrycznym Zakładów Cynkowych „Silesia” w Katowicach, a rozprawom towarzyszyło ogromne zainteresowanie publiczności.
„Wampir” z Zagłębia – zobacz też:
Tylko czy Zdzisław Marchwicki na pewno był Wampirem z Zagłębia? Wątpliwości jest wiele. Przede wszystkim milicja miała pierwszego podejrzanego, Piotra Olszowego. Znęcał się nad rodziną, był chory psychicznie, wreszcie przyznał się do winy. Milicja jednak nie miała dowodów, więc Olszowy został zwolniony, następnie zamordował żonę dzieci i podpalił dom, uprzednio polawszy się benzyną. W czasie przesłuchiwania Olszowego i po jego samobójczej śmierci do milicji przyszły dwa listy, których adresat przyznawał się do bycia Wampirem zapowiadał zabicie siebie i całej swojej rodziny. Listów tych nie napisał Olszowy, ani Marchwicki.
Koleją wątpliwością w tej sprawie jest fakt, że sama milicja wątpiła w winę Marchwickiego. Zespół pracujący nad tą sprawą podzielił się na dwie grupy, jednak ta „wątpiąca” została odsunięta od śledztwa. Milicja stosowała naciski na Marchwickiego i innych aresztowanych, zmuszając go do podpisywania różnych zeznań. Jednak nawet podpisując się pod zeznaniami, Marchwicki miał dodawać: „ale to nie prawda”. Nie potrafił też opisać szczegółów popełnionych zbrodni. Zaś napisany już po wyroku pamiętnik, miał być szansą na dłuższe życie, oraz krótszy wyrok dla kolegi z celi (który namawiał go do pisania). Problem w tym, że język owego pamiętnika do złudzenia przypomina milicyjny styl narracji.
Na pytanie sądu czy jest mordercą Marchwicki odpowiedział: „No z tego co słyszałem, co się dowiedziałem no to chyba tak”. Zdzisława Marchwickiego stracono 26 kwietnia 1977 w Katowicach.
źródła: gazeta.pl ; zbrodnia.of.pl