„Wszystko co kocham” (reż. Jacek Borcuch) – recenzja i ocena filmu

opublikowano: 2010-02-10 19:26
wolna licencja
poleć artykuł:
Obserwując ostatnie osiągnięcia kinematografii polskiej zastanawiałem się czy potrafi ona jeszcze mówić ciekawie o historii naszego kraju, bez patetyzmu, kiczu i nadmiernego heroizmu. Odpowiedzi na to frapujące pytanie postanowiłem poszukać w najnowszym filmie Jacka Borcucha pt. „Wszystko co kocham”.
REKLAMA
„Wszystko co kocham”
Czas:
100 minut

W latach 80-tych nastąpił w Polsce dynamiczny rozwój sceny rockowej. Festiwal w Jarocinie, działalność Radiowej Trójki, nurty przychodzące z Zachodu, pozwoliły na powstawanie wielu nowych zespołów muzycznych, które na trwałe wpisały się do annałów polskiej muzyki rozrywkowej. Nie bez znaczenia było również ciche przyzwolenie władz na rozwój rocka, traktowanego jako swoisty wentyl bezpieczeństwa, przez który uchodzić miały młodzieńcze emocje i potrzeba buntu. Nie do końca zrozumiany i traktowany z przymrużeniem oka ruch, stał się zaś wkrótce jedną z sił integrujących młodzież i areną głoszenia wolnych poglądów.

Życie poza historią

Do tego świata chce nas zabrać Jacek Borcuch w swojej najnowszej produkcji. Przenosimy się wraz z nim do początku lat 80-tych i poznajemy grupę młodych – 17/18-letnich – chłopaków, którzy w nieużywanym taborze kolejowym zakładają zespół punkowy o wdzięcznej nazwie WCK – Wszystko Co Kocham (wzorowany na istniejącym w latach 80-tych zespole WC). Muzyka pozwala im żyć poza otaczającą ich rzeczywistością, w której coraz mocniej odczuwa się atmosferę zbliżającego się stanu wojennego. Młodych ludzi wielka polityka mało jednak interesuje. Dużo bardziej intryguje ich wino marki „Wino” i kobiece wdzięki.

Bohaterowie filmu nie są więc herosami walczącymi z systemem za pomocy gitary i bębna. Są zwyczajnymi młodymi ludźmi, dla których hasło „tańczcie, aż się porzygacie” wydaje się być o wiele ważniejsze, niż problemy otaczającego ich świata, którego do końca nie rozumieją, i o którym niewiele wiedzą. PRL w filmie jest zresztą pokazany obojętnie. Ludzie żyją z dnia na dzień, traktując to co się wokół nich dzieje z dystansem, który pozwala na to, aby w jednej rodzinie zupełnie spokojnie żyli działaczka Solidarności i członek Partii, na dodatek wojskowy wysokiego szczebla. Wydawać się więc może, że każdy z bohaterów filmu żyje jakby poza historią. Jest ona gdzieś zupełnie daleko, w innej rzeczywistości.

Kreacja i bunt

Dopiero wybuch Stanu Wojennego niszczy owa beztroską sielankę. Nagle historia, która funkcjonowała obok głównych postaci filmowych zaczyna ich dotykać. Niezrozumiałe dla młodzieży „polityczne zabawy” niszczą miłość, przyjaźń, dotychczasowe życie. Stają się marionetkami nie wiedząc do końca dlaczego tak się dzieje. Coraz bardziej zauważają, że nie mają wpływu na otaczający ich świat. Historia decyduje kogo mogą kochać, z kim wiązać przyszłość, gdzie mieszkać. Bunt młodzieży przedstawiony więc jest nie jako protest przeciwko systemowi, patriotyczny zryw w celu odzyskania upragnionej wolności, lecz raczej jako chęć kierowania swoim życiem i decydowania o własnym losie. Młodzi ludzie nie chcą żyć zamożniej (na wino im wystarcza), nie chcą mieć głosu w polityce, chcą po prostu móc robić to co lubią i kochać tych, których chcą kochać.

REKLAMA

Wszystko co kocham, jest więc filmem o tym, że historia potrafi kreować człowieka i zmieniać jego życie, niezależnie od niego samego. W takim świecie koncert punkowy, wbrew intencjom młodych muzyków, zaczyna uchodzić za największą manifestację polityczną w powiecie, a ojciec jednej z bohaterek – Basi – ocenia potencjalnych kandydatów na zięcia z perspektywy tego czy ich rodzice związani są z Partią, czy też nie. Ludzie posiadają więc dwie osobowości – domową oraz wykreowaną przez historię. Tak postrzegany jest chociażby ojciec głównego bohatera – Janka – który jest postacią wrażliwą, wyrozumiałą, inteligentną, choć przez świat widziany jest głównie przez pryzmat swojej wojskowej funkcji.

Reżyser filmu bawi się więc sprzecznościami, mnożąc je i uwypuklając istotę filmu, jaką jest konflikt pomiędzy wolnym życiem, a kreacją. Tu dostrzega on istotę buntu, jaki w latach 80. ogarnął polską młodzież, i był fundamentem rozwoju polskiej sceny rockowej.

Pomysł i prostota

Zaletą filmu jest więc jego scenariusz i pomysł. Historia choć wydaje się być tłem, staje się główną instytucją sprawczą. Nie dotyka jednak nieugiętych herosów, lecz ludzi zwyczajnych, żyjących daleko od wielkiego politykowania. Jacek Borcuch pokazuje, że mówienie o historii Polski nie zmusza do poszukiwań w hagiografiach bohaterów narodowych. Spogląda na rzeczywistość historyczną z perspektywy normalnego człowieka, który PRL przyjmował z obojętnością i bez emocji.

Wskazuje jednocześnie, że nasze patrzenie na historię nafaszerowane jest mitami, które sami zresztą chętnie tworzymy, otaczając się kreacjami i własnymi oczekiwaniami. PRL-owski świat ukazuje jako zakłamany, w którym ludzie żyją na dwóch płaszczyznach, a historia zmusza ich do bycia tym, kim nie chcą być. Nie ma dobrych opozycjonistów i złych przedstawicieli Partii i organów siłowych. Poszczególne role są przypisane przez system i nie są wyznacznikiem empatii czy kondycji moralnej. Żołnierze, którzy stoją na warcie są normalnymi młodymi chłopakami, których ktoś powołał do wojska i zmusił do wykonywania patrolu, nie zaś bezwzględnymi funkcjonariuszami komunistycznymi. Takich przykładów jest zresztą w filmie więcej.

Na wielką uwagę zasługują również zdjęcia Michała Englerta, z którymi świetnie współgra scenografia. Na ekranie dominują więc opuszczone, rozsypujące się i stare budynki, będące jakby symbolem degrengolady systemu. Kontrastują z nimi ujęcia wzburzonych fal morskich symbolizujących nadzieję i chęć ucieczki z szarej rzeczywistości. Film zrealizowany jest w sposób klasyczny, bez zbędnych efektów specjalnych i ekstrawaganckich pomysłów realizatorskich. Mimo to nie brakuje w nim ciekawych zdjęć i efektownych ujęć, które urzekają prostotą. Dowodzi to, że film historyczny nie musi być wcale wypełniony efektami, aby być dla widza smaczną pożywką wizualną.

REKLAMA

Warta podkreślenia jest również gra aktorska. Szczególnie do gustu przypadły mi kreacje Andrzeja Chyry i Anny Radwan grających rodziców Janka. Są typowymi obywatelami PRL-u, żyjącymi pomiędzy domem, a oficjalnymi obowiązkami. W życiu przyjmują postawę kompromisową, chcąc znaleźć dla siebie własna niszę. Ojciec głównego bohatera jest wysokim oficerem marynarki wojennej – członkiem Partii – matka zaś pielęgniarką i członkinią Solidarności. Z życzliwością patrzą na karierę muzyczną swoich synów, uznając ją za jeden z elementów młodzieżowego buntu. Tworzą nad nimi swoisty kokon ochronny pozwalający na wesołe przeżycie trudnych czasów. Ciekawa jest również rola Katarzyny Herman, grającej atrakcyjną kobietę w średnim wieku, będącą obiektem westchnień młodych chłopaków. Wyzywający sposób ubierania się, i podkreślana makijażem oraz głębokim dekoltem atrakcyjność, kamuflować mają jednak jej prawdziwe oblicze, kobiety nieszczęśliwej, osaczonej przez apodyktycznego męża – oficera wojska polskiego – i szukającej czułości i miłości.

Punk bez punku

O ile doświadczeni aktorzy na ogół wypadli świetnie, o tyle mieszane uczucia można mieć w stosunku do aktorów młodego pokolenia. Najlepsza z nich okazała się z pewnością Olga Frycz, wcielająca się w rolę Basi. Urzeka na ekranie swoją nienachalną urodą wzbudzającą zachwyt u męskiej części widowni (przynajmniej u mnie). Gra bez emocji, co wspaniale oddaje charakter spokojnej, stojącej nieco z boku świata, dziewczyny. Mimo to brakuje jej ekspresyjności, a z czasem jej rola zaczyna być zbyt statyczna i nużąca.

Ciekawą choć nie do końca zadowalającą kreację przedstawia również Mateusz Kościukiewicz wcielający się w rolę Janka. Sama postać, którą gra potrafi zaintrygować. Z jednej strony jest liderem punkowego zespołu, który chętnie pija wódkę z tanią oranżadą, w wszystko według sloganu, iż „punk nie może być romantyczny”. Z drugiej, to człowiek wrażliwy, romantyk, który swój zespół i uprawianą muzykę traktuję bardziej jako zabawę. Nie jest buntownikiem z krwi i kości, w domu raczej potulny, wsłuchany w głos matki i autorytet ojca. Ta dwoistość charakteru jest przez Kościukiewicza przedstawiona w sposób ciekawy i dość wiarygodny. Jego wygląd zewnętrzny łączy w sobie zarówno elementy grzeczności, jak i buntu. Co więc może być problemem dla widza? Od początku filmu zastanawiałem się czy charakterystyczna wada wymowy jest elementem kreacji aktorskiej, czy autentycznego problemu aktora. Wiele kwestii wypowiadanych jest jakby na szczękościsku, co staje się z czasem irytujące.

Nie powalają pozostałem role młodych aktorów. Bezbarwni są Jakub Gierszał, Mateusz Banasiuk, czy Igor Obłoza (Kazik, Staszek i Diabeł). Być może po części to wina scenariusza, który potraktował ich raczej jako tło, wałęsające się wokół głównego bohatera. Tym niemniej wydaje się, że chociażby postać Kazika (najbardziej zbuntowanego z całej „załogi”) wymagałaby pogłębienia, jakby w kontraście wobec Janka.

REKLAMA

Największą wada filmu jest jednak to, że mimo, iż reklamowany jest jako film o muzyce i buncie, to tej muzyki jest tam mało. Film o zespole punkowym zawiera zaledwie trzy utwory w tym stylu. Przesycony jest natomiast klasyczną muzyką filmowa, co uważam za błąd. Dużo bardziej ceniłbym sobie ciekawy gitarowy riff, niż soudtrackową klasykę bardziej pasującą do dramatu obyczajowego, niż filmu o buncie. Sami członkowie zespołu wyglądają na zbyt ugrzecznionych. Gdzieniegdzie przewija się butelka wina i przypomina to czasem raczej nieśmiałe pierwsze próby spijania bezalkoholowego piwa na sześć osób, niż punkowską gimelę. Fatalnie zrealizowane są sceny muzyczne (może z wyjątkiem koncertu na Festiwalu Nowa Fala). Co prawda może wynikać to, z tego, że aktorzy nie są profesjonalnymi muzykami, tym niemniej od filmu o muzyce wymagałbym więcej. Wychodząc z kina zadawać więc można sobie pytanie, czy punk jest w tym filmie jedynie dodatkiem czy główną kanwą produkcji. Jak to w polskim kinie bywa, zawodzi również tło. Kamera skupiona jest wyłącznie na aktorach, którzy żyją w pustym świecie. Ta wada dotyczy jednak większości polskich produkcji, którym z trudem przychodzi budowanie tła.

Wszystko co warto obejrzeć

Film Jacka Borcucha wart jest polecenia. Jego główną zaletą jest to, że będąc filmem o historii, proponuje zupełnie inne na nią spojrzenie. Nie ma tu heroicznych bohaterów, nie ma jasnego podziału na dobro i zło. PRL przedstawiony jest jako zbiorowisko osób nastawionych na przeżywanie kolejnego dnia jak najlepiej. Można powiedzieć, że system komunistyczny żyje swoim życiem, ludzie zaś swoim, a bohaterstwo jest gdzieś daleko, poza ich codziennością. Być może takie spojrzenie na minioną epokę jest o wiele uczciwsze niż mniej lub bardziej sztuczne kreowanie bohaterów. Nie oznacza to jednak, że komunizm w wydaniu Borcucha jest pokazany pozytywnie. Wręcz przeciwnie, system przytłacza indywidualność ludzi, ich marzenia, ambicje, prawdziwe ja. Bunt zarówno młodzieży jak i ich rodziców bierze się braku akceptacji dla takiego stanu rzeczy. W ostatniej scenie Janek wyskakuje w górę, a w jego tle widnieje wielki napis WOLNOŚĆ. Była ona celem ludzi, którym narzucone było życie, na które nie mieli żadnego wpływu... i może to było istotniejsze, niż swobodny polityczne, pluralizm czy wolność gospodarcza.

Bez cienia wątpliwości mogę stwierdzić, iż jest jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat, otwierający – mam nadzieję – nowy rozdział polskiego kina historycznego, w którym cenić będzie się odważne i autorskie podejście do dziejów, a nie jedynie sztampowy narodowy frazes ocierający się o mit.

Zobacz też

Zredagował: Kamil Janicki

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone