Zanim przyszła Niepodległość
Stanisław Dzikowski, literat i dziennikarz
w: Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, oprac. K. Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971, s. 57
Ulicami maszeruje wojsko o twarzach sczerniałych, zmęczonych i szarych, a w drugą stronę ciągnie korowód rannych w podartych szynelach, poszarpanych mundurach. Są głodni, zmęczeni, utykają co chwila, ale nie ma dla nich nigdzie miejsca, nie ma łyżki ciepłej strawy. Muszą iść etapem, bo na dworcu czeka już kilkanaście pociągów kalek, którzy nawet z pościeli dźwignąć się nie mogą.
Nocami przekradają się po cichu przez miasto rozbite pułki. Nieraz stu ludzi zaledwie, a pomiędzy nimi strzępy sztandaru pułkowego.
Warszawa słucha opowieści żołnierskich. Warszawa patrzy na rannych i milczy.
Aleksander de Rosset, polityk i publicysta
w: Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, oprac. K. Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971, s. 110–111
Ludzie, którym wojna odebrała zwykłe zajęcia, wypełniali czas służbą w instytucjach społecznych. Rzadko kto, bez różnicy płci, stanu i zawodu, nie nosił czy to opaski Czerwonego Krzyża, czy też milicyjnej, czy wreszcie kokard służby w instytucjach Komitetu Obywatelskiego.
Franciszek Herbst, działacz samorządowy i dziennikarz
w: Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, oprac. K. Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971, s. 287–288
Komitet Obywatelski m. Warszawy od chwili swego powstania rozwinął szeroką akcję pomocy dla ludności, gdyż do Warszawy stale napływała fala uchodźców z terenu objętego działaniami wojennymi. Do stolicy kraju garnęli się ziemianie, opuszczając swe dwory, zjechało niemało chłopów, a licznie też uchodzili ze swych siedzib przedstawiciele inteligencji z pomniejszych miasteczek. Nie brak było też drobnych rzemieślników i kupców, głównie żydowskich. […] działania wojenne, pożary, ostrzeliwanie, rabunki pozbawiły wielu z tych zbiegów środków do życia i dachu nad głową.
Już w połowie sierpnia 1914 r. pojawiło się w Warszawie tysiące uchodźców. Część z nich ulokowała się u rodzin lub przyjaciół czy znajomych. Dla reszty Komitet Obywatelski musiał utworzyć schroniska. Pierwsze takie schronisko otwarto w lokalu Warszawskiego Towarzystwa Łyżwiarskiego w Dolinie Szwajcarskiej. W miarę posuwania się armii niemieckiej w głąb kraju ilość uchodźców zwiększała się i wskutek tego trzeba było otwierać następne schroniska. Ogółem w ciągu pierwszego roku wojny Komitet uruchomił w Warszawie 52 schroniska, w których znajdowało się przejściowo 60 000 osób. Oprócz dachu nad głową otrzymywały one ciepłą strawę, a często – w miarę potrzeby – również bieliznę i odzież.
Aleksander Tomaszewski, robotnik, działacz polityczny
w: Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, oprac. K. Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971, s. 271–272
Po dłuższej walce uzyskaliśmy na prowadzenie kuchen 5 tysięcy rubli miesięcznie, co nie odpowiadało potrzebom, gdyż głodnych bezrobotnych robotników mieliśmy dużo. Sumę tę jednak przyjęliśmy. W miarę napływu robotników wystawialiśmy coraz większe żądania, ponieważ budżet nasz się zwiększał w miarę otwierania nowych kuchen.
Dzięki ciągłej walce z Komitetem Obywatelskim budżet zwiększyliśmy do 18 tysięcy rubli miesięcznie.
Kuchnie rozpoczęły swą działalność jeszcze za caratu w Polsce, ich działalność rozwijała się w dalszym ciągu za czasów okupacji Królestwa Polskiego przez wojska niemieckie.
Zostały one zlikwidowane 16 lipca 1916 r.
Aleksander de Rosset, polityk i publicysta
w: Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, oprac. K. Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971, s. 89–90
O godz. 6 rano silny huk od strony Wisły oznajmił wysadzenie trzeciego mostu; wysadzono trzy filary, dwa łączące je przęsła osunęły się pomiędzy filary. O godzinie 6 m[inut] 15 nastąpił wybuch mostu Kierbedziowskiego. W tym przypadku przęsła pomiędzy trzema filarami runęły w Wisłę, słupy zaś mostowe pozostały. Potem wysadzono mosty kolejowe.
Aleksander de Rosset, polityk i publicysta
w: Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, oprac. K. Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971, s. 89
Za chwilę zadrgała w aparatach telefonicznych innych ludzi inna mowa. To sprawną komendą wzywano milicję, w opaskach na ramieniu, na osierocone posterunki.
Jednocześnie prezes KO m. Warszawy, Zdzisław ks. Lubomirski, objął w sąsiednim gmachu władzą p. Müllera, prezydenta miasta.
I oto zapanowała nad miastem Chwila Historyczna: Warszawa, uosabiająca jako stolica Polskę całą, była oddaną sama sobie, wolną.
Franciszek Herbst, działacz samorządowy i dziennikarz
w: Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, oprac. K. Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971, s. 313
W gorących dniach lipca 1915 r., gdy w Warszawie odbywała się pospieszna ewakuacja urzędów rosyjskich i gdy było już oczywiste, że Rosjanie oddają Warszawę Niemcom, Komitet Obywatelski zaapelował do mieszkańców Warszawy o zgłaszanie się do szeregów służby porządkowej, którą nazwano Strażą Obywatelską.
Spośród kilku tysięcy zgłaszających się przyjęto około 2000. Straż Obywatelska, której komendantem został adw[okat] Stanisław Popowski, objęła służbę na ulicach miasta rankiem 5 sierpnia, gdy huk wysadzanych mostów zwiastował odejście wojsk rosyjskich.
Funkcjonariusze Straży Obywatelskiej, pełniący służbę swą honorowo, nie byli umundurowani, lecz jedynie posiadali opaskę biało-czerwoną na lewym rękawie. Straż Obywatelska istniała do 1 lutego 1916 r., kiedy to na jej miejsce utworzono mundurową (i płatną już) Milicję Miejską.
Ten tekst jest fragmentem książki Stefana Artymowskiego i Pawła Bezaka, „Ku jedności. Listopad 1918 roku”:
Mieczysław Jankowski, działacz społeczny i samorządowy, ekonomista
w: Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, oprac. K. Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971, s. 139
Jako uniform Straży Obywatelskiej służyły nam czapki granatowe, tzw. „maciejówki”, ze sznureczkiem czerwonym zamiast rzemiennego paska, i opaska biało-czerwona na lewej ręce, z metalową syrenką, przypiętą do opaski. […] Ponieważ pełniliśmy służbę honorowo i każdy z nas miał poza tym swoje zajęcia, nie mogliśmy więc tej służbie poświęcać całego naszego czasu i mieliśmy tylko dyżury parogodzinne w ciągu dnia, zarówno szarże, jak i posterunkowi.
Władysław Nekrasz
w: Harcerze w bojach w latach 1914–1921, Warszawa 1930, s. 24
Po okupacji Warszawy przez Niemców w r. 1915 i utworzeniu przez miejscowe społeczeństwo Straży Obywatelskiej harcerze zgłosili się w Straży do służby łączności i podjęli się rozwożenia listów po mieście. Akcja harcerzy była bardzo na czasie, gdyż wszystkie urzędy pocztowe w Warszawie z powodu działań wojennych przestały na jakiś czas funkcjonować. Niemożliwość wymiany korespondencji stawała się więc bardzo dotkliwa.
Harcerze otrzymywali listy ze swej centrali pocztowej przy ul. Niecałej, poczem roznosili je pieszo lub rozwozili rowerami po mieście, zastępując listonoszów. Kierownictwo poczty sprawował druh St. Rudnicki. Roznosicieli listów i pocztowców-kolarzy było przeszło 100. Za czynności swoje nie pobierali żadnych opłat.
Stanisław Thugutt, publicysta, polityk
w: Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, oprac. K. Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971, s. 78
Niemcy w Warszawie. Nie wiem, co by nastąpiło, gdyby weszli do Warszawy z proklamacją przywrócenia niepodległości Polsce, ale weszli oni tylko z listą długiego szeregu przestępstw, za które grozi kara śmierci, i z rekwizycjami artykułów żywności.
Mieczysław Jankowski, działacz społeczny i samorządowy, ekonomista
w: Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, oprac. K. Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971, s. 135
Przypatrywałem się z ciekawością tym żołnierzom, ubranym w zielonkawoszare mundury i w „pikelhauby” osłonięte takimiż pokrowcami, dobrze wyekwipowanym i porządnie ubranym, i ich sprzętowi utrzymanemu, pomimo długich walk, we wzorowym porządku.
Franciszek Herbst, działacz samorządowy i dziennikarz
w: Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, oprac. K. Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971, s. 312
Poczta niemiecka, która zaczęła już funkcjonować w Warszawie w drugiej połowie września 1915 r., nie podjęła się dostarczania korespondencji do domów. Na skutek tego Komitet Obywatelski polecił Sekcji Pracy zorganizowanie instytucji, która by zaspokoiła tę potrzebę. W tym celu powstałą Poczta Miejska, która miała lokal przy ul. Mazowieckiej nr 7, w tym samym domu co i poczta niemiecka.
Aleksander Kraushar, adwokat, historyk, działacz i publicysta
w: Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, oprac. K. Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971, s. 247–248
Chlubiła się przedtem Warszawa sprawnie działającymi, o estetycznym wyglądzie tramwajami. Po kilku miesiącach administracji niemieckiej część wagonów zabrano na użytek wojska, część na rozwożenie towarów, resztę zaś pozostawiono mieszkańcom. Ale i w tej reszcie nie obyło się bez ograniczeń czasowych, mianowicie odjęto możność korzystania z platformy przedniej, wolne wewnątrz miejsca z pierwszeństwem przed „cywilami” warując dla żołnierzy. […] Przystanki, dawniej dość praktycznie wyznaczone, skasowano w wielu punktach z dotkliwą dla publiczności krzywdą.
Aleksander de Rosset, polityk i publicysta
w: Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, oprac. K. Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971, s. 102–103
Warszawa przeżywała i przeżywa po części cały szereg niedostatków. Powstała bezprzykładna drożyzna, podtrzymywana w dodatku przez niecną spekulację. Na ulicach przed składami i sklepami widziano godzinami całymi wyczekujące szeregi ludzi na chleb, na naftę, spirytus denaturowany, na węgiel. Wyczekiwano kolejki i doczekawszy się, często wracano bez niczego. […]
Ostatnio przez zaprowadzenie kartek na chleb i ograniczenie spożycia chleba do pół funta na osobę udało się sprowadzaną z Niemiec mąką „wojenną” załagodzić „głód chlebowy”. Sprawa opału i nafty stoi nadal w martwym punkcie z powodu zbyt małego dowozu.
Franciszek Herbst, działacz samorządowy i dziennikarz
w: Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, oprac. K. Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971, s. 307
Na kartki chlebowe początkowo wydawano chleb i mąkę, następnie doszło jeszcze mydło, cukier, mięso, potem wprowadzono kartki na ziemniaki, a w okresach świąt żydowskich ludności tej wydawano na kartki macę (chleb przaśny).