Ewa Matuszewska – „Uciec jak najwyżej. Niedokończone życie Wandy Rutkiewicz” – recenzja i ocena
– Książka miała kilka wydań, z czego jestem bardzo zadowolona, bo znaczy to, że ludzie potrzebują takich wzorców, jakimi była, jest i będzie, mam nadzieję, Wanda – mówi sama Ewa Matuszewska. Książka powstała tuż po zaginięciu Wandy Rutkiewicz na stokach Kanczendzongi, w 1992 roku. Te kolejne wydania początkowo zrodziły moje podejrzenie, że autorka chce „wylansować” się na nazwisku sławnej przyjaciółki, jednak – jak się wydaje – nie taki cel jej przyświecał. Wbrew pozorom nie jest to również – jak twierdzi sama autorka – pożegnanie z Wandą Rutkiewicz.
Na oś konstrukcyjną książki składa się wiersz Tadeusza Różewicza Gawęda o spóźnionej miłości, obraz autorstwa Henryka Wańka Kołysanka dla Wandy Rutkiewicz oraz siedem wywiadów, które w latach 1978-1992 Ewa Matuszewska, jako dziennikarka, przeprowadziła z Wandą Rutkiewicz. Między wywiady wplecione zostały prywatne wspomnienia autorki oraz rodziny i przyjaciół himalaistki oraz relacje innych członków wypraw na ośmiotysięczniki. I muszę przyznać, że właśnie ten aspekt książki poświęcony relacjom z wypraw himalajskich wzbudza ogromną ciekawość.
Dorobek Wandy Rutkiewicz w dziedzinie wspinaczki górskiej wciąż jest godny podziwu: była bowiem pierwszą Polką – a równocześnie Europejką – oraz trzecią kobietą w historii na najwyższym szczycie świata. Warto podkreślić, że było to pierwsze polskie wejście na Mount Everest w ogóle; być może ten fakt spowodował, że kariera Wandy Rutkiewicz spotykała się z tak ogromnym podziwem środowiska i zawiścią jednocześnie. Szczyt Everestu zdobywa 16 października 1978 roku – w momencie gdy na tron stolicy Piotrowej wstępuje Karol Wojtyła. Kiedy po wielu latach ta dwójka wybitnych Polaków spotka się, Jan Paweł II powie: Dobry Bóg tak chciał, abyśmy tego samego dnia zaszli tak wysoko.
Ale nie było to jedyne osiągnięcie Wandy Rutkiewicz. Dała się ona poznać jako pionierka kobiecego alpinizmu i himalaizmu w Polsce. W Alpach dokonała pierwszych przejść w zespołach kobiecych północnym filarem Eigeru i Matterhornu; w 1975 roku została kierowniczką kobiecej wyprawy na Gaszerbrum II, w 1986 roku jako pierwsza kobieta na świecie stanęła na najtrudniejszej górze świata – K2. Ten feministyczny, wręcz emancypacyjny rys kariery Wandy Rutkiewicz jest w książce często podkreślany. Warto bowiem uświadomić sobie, że wspinaczka górska przez długie lata znajdowała się pod męską egidą i w gruncie rzeczy służyła afirmowaniu męskiej „woli mocy” i dominacji – wystarczy poczytać klasyki powieści górskiej spod znaku Heinricha Harrera, by się o tym przekonać. Wanda Rutkiewicz zrobiła prawdziwy wyłom w tym męskim wyobrażeniu o alpinizmie i himalaizmie jako domenie mężczyzn: udowodniła, że w dziedzinie wymagającej siły i sprawności fizycznej, odwagi, chłodnej kalkulacji i swoistej charyzmy, kobieta może dorównać mężczyźnie, a nawet go przewyższyć. Wandzie Rutkiewicz nie chodziło jednak o udowodnienie, że kobiety są lepsze od mężczyzn we wspinaczce, ale o pokazanie, że w górach wspina się nie mężczyzna czy kobieta, a po prostu – człowiek.
Wanda Rutkiewicz niewątpliwie zapisała się w ludzkiej pamięci przede wszystkim jako wybitna himalaistka, której osiągniecia budziły podziw i uznanie na całym świecie. Z resztą nie bez powodu: była i jest najbardziej znaną polską himalaistką, która miała do tej pory największą liczbę zdobytych ośmiotysięczników (ostatnio zdetronizowała ją Kinga Baranowska, zdobywając dziewiąty szczyt w swojej karierze). Marzyła o „Koronie Himalajów”. Z drugiej strony już za życia przypięto jej łatkę „trudnej”, „upartej”, „chorobliwie ambitnej”, „konfliktowej”, „nieustępliwej”, „egoistycznej” osoby, zwłaszcza w środowisku alpinistów i himalaistów, którzy mieli okazję ją znać i z nią się wspinać. Dziś trudno już powiedzieć na ile była to prawda, a na ile zwykła ludzka zawiść. Z resztą z podobnymi zarzutami wybitni, polscy himalaiści muszą borykać się po dziś dzień – wystarczy przypomnieć osobę Adama Bieleckiego, który po śmierci dwójki kolegów na stokach Broad Peaku spotkał się z zarzutem, że dąży po trupach do celu. Tak już chyba jest, że osoby wybitne, charyzmatyczne, prędzej czy później spotykają się z ostrą krytyką. Sama Wanda Rutkiewicz mówiła o sobie z przekąsem, że jest „tak zwaną osobą kontrowersyjną” i godziła się z osądem środowiska.
Ewa Matuszewska w swej książce – i chwała jej za to – wiele miejsca poświęca również osiągnięciom polskiego himalaizmu i kondycji himalaizmu w ogóle. Wanda Rutkiewicz wielokrotnie w swych wywiadach porusza bowiem aspekt etyczny wypraw, poddaje krytyce zmiany, które dokonały się na przestrzeni lat, gdzie idea jednej liny zdewaluowała się, a jej miejsce zajęła indywidualna pogoń za sukcesem i przekraczaniem kolejnych granic. Dzięki temu książka _Uciec jak najwyżej…) pozostaje wciąż jak najbardziej aktualna.
Kolejnym aspektem wydanej przez Iskry książki są wspomnienia prywatne – zarówno samej autorki, jak i bliskich. Jak zapisała się w ich pamięci Wanda Rutkiewicz? Przede wszystkim jako osoba pełna pasji, miłości do gór, wyjątkowa, charyzmatyczna oraz – co nie jest powiedziane wprost – trudna. Ale znajdziemy również fragmenty, gdzie ukazane jest bardziej „ludzkie” oblicze himalaistki, która prywatnie była ogromną miłośniczką psów, kotów i pięknych ubrań. Uderza również niezwykły talent logistyczny Wandy Rutkiewicz, przedsiębiorczość i skuteczność w działaniu. Podczas planowania kolejnych wypraw na ośmiotysięczniki w Wandzie Rutkiewicz objawiała się wytrawna bizneswoman, bo po prawdzie taki charakter miały i mają ekspedycje w Karakorum czy Himalaje, przedsięwzięcia wymagające ogromnych nakładów finansowych. Z kolei jej skłonność do rywalizacji ukazuje wspomnienie Ewy Matuszewskiej o wspólnym pobycie nad morzem: podczas, kiedy to przyjaciółka przyłącza się do mężczyzn grających w siatkówkę; pod wpływem jej gry zwykła rozgrywka na plaży zamienia się w pełen zacięcia męcz i ostrą rywalizację. Taka już była Wanda Rutkiewicz – czegokolwiek się nie podjęła, zawsze chciała być w tym najlepsza. Z drugiej strony poznajemy ją samotną, naznaczoną wielką tragedią oraz, zwłaszcza pod koniec życia, oddalającą się od ludzi, medialnego zgiełku wokół siebie. Podczas gdy większość jej kolegów i koleżanek z górskich wpraw miała rodzinę i dzieci, Wanda Rutkiewicz zdecydowała się całkowicie poświęcić pasji:
Jeśli kobieta chce się realizować, wszystko jedno w jakiej dziedzinie, wcześniej czy później stanie przed wyborem między dążeniami a związkiem uczuciowym. Bo nawet jeśli partnerzy patrzą w jednym kierunku, widzą najczęściej coś innego. (s. 56)
Czy oznacza to, że całkiem zrezygnowała z miłości? W tym miejscu odsyłam już do książki.
Czy w Uciec jak najwyżej… czytelnik poznaje Wandę Rutkiewicz faktycznie w stu procentach prywatnie, „bez cenzury”? Choć Ewa Matuszewska w swych wspomnieniach nie ucieka od trudnych i bolesnych momentów ich „babskiej” przyjaźni, trudno nie odnieść wrażenia jest w tym dosyć sporo autocenzury i rzeczy powiedzianych nie wprost. To jedna strona medalu. Drugą jest nostalgia, pewna doza egzaltacji i sentymentu, tak charakterystycznych dla literatury wspomnieniowej, od których autorce nie udało się uciec. Być może właśnie te emocje i poczucie straty – wciąż wyczuwalne w narracji – sprawiły, że książka o życiu słynnej polskiej himalaistki, z którą zetknięcie dla niektórych oznaczało „temperaturę wrzenia”, jest pod tym względem nieco letnia.
Uciec jak najwyżej. Niedokończone życie Wandy Rutkiewicz to kompilacja wywiadów, relacji, wspomnień poezji, malarstwa – chciałoby się rzec swoisty synkretyzm sztuk – które sprawiają, że czytelnik otrzymuje wielowymiarowy obraz Wandy Rutkiewicz: osobowości intrygującej, niejednoznacznej, której losy momentami naznaczone są tajemnicą i mistycyzmem. Może właśnie dzięki temu jest książka wyjątkowa i chce się do niej wracać.