[Historia Lokalna] Dzieci Zamojszczyzny – zapomniany ratunek dla wysiedlonych
Historia Dzieci Zamojszczyzny jest jednym z najważniejszych wątków z wojennych dziejów Siedlec. Próby ratowania polskich dzieci wysiedlonych z terenów Zamojszczyzny zapisały piękną kartę zarówno w przeszłości miasta, jak i innych miejscowości na Mazowszu. Co dziwne, temat ten nie jest szeroko znany poza tymi terenami. Popularyzuje go dr Beata Kozaczyńska – siedlczanka, autorka trzech książek dotyczących tego wątku: monografii naukowej „Losy dzieci z Zamojszczyzny wysiedlonych do powiatu siedleckiego w latach 1943-1945”, albumu „Ocalone z transportów Dzieci Zamojszczyzny” i opracowania „Nie było kiedy płakać. Losy rodzin polskich wysiedlonych z Zamojszczyzny 1942-1943” (dwa tomy wspomnień i relacji). Historyczka jest autorką scenariusza i kuratorem objazdowej wystawy historycznej, która od ponad dwóch lat gości w różnych placówkach i popularyzuje wiedzę o wysiedleniach na Zamojszczyźnie oraz losach dzieci z transportów, skierowanych zimą 1942 i 1943 r. do dystryktu warszawskiego. Do tej pory prezentowano ją 15 razy. Badaczka prowadzi także cykliczne spotkania historyczne, m.in. w szkołach gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych w województwach mazowieckim i lubelskim.
Zobacz także:
- [Historia lokalna] Genius Loci – duch Górnego Śląska
- [Historia lokalna] Przeszłość ukryta w małym pokoju...
Z dr Kozaczyńską spotkałam się w murach Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach, gdzie pracuje. Badaczka jako jedna z nielicznych historyków zdecydowała się na podjęcie tego tematu. Dlaczego wybrała upamiętnienie właśnie tych dziejów? Odpowiedź jest prosta – ten temat zainteresował ją do tego stopnia, że nie tylko stał się podstawą jej pracy zawodowej, lecz także jej pasją. – Siedlce i okolice wniosły znaczący wkład w tę akcję pomocową, mieszkańcy zaopiekowali się dziećmi wysiedlonymi z Zamojszczyzny i przez wiele okupacyjnych miesięcy zastępowali im rodziców. Warto to popularyzować – mówi. Historyczka nie ma korzeni na Zamojszczyźnie, nie łączą jej z bohaterami tamtych wydarzeń także więzy krwi. Historia ta zaciekawiła ją jako część dziedzictwa jej rodzinnego miasta. – Kiedy w 2004 roku obroniłam pracę doktorską, musiałam podjąć nowy temat badawczy – mówi. – Zainteresowała mnie historia Dzieci z Zamojszczyzny, które w jednym z transportów trafiły podczas II wojny światowej do mojego miasta. Pamięć o nich jest wciąż żywa, o czym świadczą setki zniczy zapalanych na zbiorowych grobach Dzieci Zamojszczyzny na siedleckich cmentarzach. Postanowiłam zainteresować się tą problematyką, a jak się okazało, nie było publikacji dotyczących tego tematu – opowiada. W rodzinnym mieście uzyskała jedynie broszurę ze zjazdu Dzieci Zamojszczyzny „Spotkanie pokoleń” z 1983 roku, zorganizowanego z okazji czterdziestej rocznicy przybycia transportu do Siedlec, które miało miejsce w styczniu 1943 roku. Zawarto w niej jedynie ogólnikowe informacje, a nawet przekłamania. Dr Kozaczyńska postanowiła odszukać osoby uczestniczące w wydarzeniach z 1942 i 1943 roku. – Wysiedlono prawie trzysta wiosek na Zamojszczyźnie. W transportach skierowanych do dystryktu warszawskiego znalazło się ok. 4 tys. dzieci. Poszukiwania zaczęłam od powiatu zamojskiego, który wysiedlono jako pierwszy – od miejscowości Skierbieszów i okolicznych wiosek.
W lokalnym czasopiśmie dr Kozaczyńska znalazła artykuł z wypowiedziami świadków wydarzeń – Dzieci Zamojszczyzny. Napisała do nich z prośbą o kontakt – znała jedynie ich nazwiska i nazwę miejscowości, jednak wszystkie dotarły do adresatów. Każda z tych osób odpisała lub oddzwoniła. – Zaczęłam potem chodzić od domu do domu. Informowano mnie o kolejnych wysiedlonych, podawano mi ich namiary. Byłam dla nich obcą osobą. W czasie poszukiwania kolejnych świadków dotarła do miejscowości Sitaniec. – W Sitańcu przez przypadek spotkałam mężczyznę, który stał się dla mnie doskonałym przewodnikiem. Jak się okazało, był Dzieckiem Zamojszczyzny, miał wielu znajomych, którzy jako dzieci przeżyli wysiedlenie. Dzięki niemu było mi dużo łatwiej dotrzeć do tych osób – mówi.
Badaczka twierdzi, że ten temat cieszy się dużym zainteresowaniem – nie tylko na terenie Mazowsza, lecz także w zachodniej Polsce, a nawet za granicą. – Dzwonią do mnie osoby z całego kraju, często w sprawie ustalenia, czy dana osoba była w transporcie – opowiada.
Pytana o problemy w badaniu tego tematu i popularyzowaniu historii lokalnej, mówi przede wszystkim o barierach: czasowej, odległościowej i finansowej. Opowiada, że bardzo ważne w jej pracy jest wsparcie instytucji zewnętrznych. – Małe ośrodki naukowe mają niewielką siłę przebicia, chociażby w pozyskiwaniu grantów na badania. Jak dotąd zawsze mogłam liczyć na pomoc ze strony władz samorządowych Zamościa i Siedlec. Natomiast nie były tą problematyką zainteresowane władze stolicy, a przecież mieszkańcy Warszawy zapisali niezwykle chlubną kartę w akcji ratowania dzieci z Zamojszczyzny (częściowo była to pomoc konspiracyjna). Historia dzieci z Zamojszczyzny jest nieco zapomniana, to się powinno zmienić – mówi. Na przeszkodzie stoją też roczne plany wystawiennicze – trzeba bardzo długo czekać na możliwość zaprezentowania wystawy.
Choć dr Kozaczyńska ma na koncie wiele sukcesów w zakresie popularyzacji dziejów Dzieci Zamojszczyzny, nie zamierza spocząć na laurach. Twierdzi, że istnieją jeszcze luki w tej historii, wątki, które ma zamiar zbadać. – Bardzo się cieszę, że zajęłam się tym tematem, udało mi się dotrzeć do kilkudziesięciu żyjących jeszcze osób. Żałuję tylko tego, że miałam pięcioletnią przerwę w badaniach. Trudno jest teraz znaleźć osoby, mające wówczas chociażby 13-14 lat, które mogłyby udzielić mi miarodajnych wywiadów. Cały czas staram się dokumentować bezpośrednie relacje ostatnich żyjących świadków. Dodaje, że badanie tego tematu zapewniło jej bezcenne doświadczenie i rozwój – Trzeba patrzeć jednostkowo na tragedię Zamojszczyzny, los każdego dziecka był inny. W transporcie skierowanym do Siedlec znajdowało się ok. 550 dzieci do lat 14. Mogłam poznać z perspektywy ponad 70 lat indywidualne losy kilkudziesięciu z nich – mówi badaczka.
Powyższy artykuł powstał w ramach akcji „Historia lokalna podlega ochronie”:
Zajmujesz się badaniem lub popularyzowaniem historii lokalnej? Jesteś zaangażowany w poświęconą tej tematyce inicjatywę? Wypełnij naszą ankietę i dołącz do przygotowanej przez nas bazy danych.
Właściwa część akcji „Historia lokalna podlega ochronie” trwała na łamach portalu Histmag.org od 16 marca do 30 kwietnia 2016 roku. Choć zakończyliśmy jej główny trzon, to wciąż interesujemy się historią lokalną i ludźmi, którzy się nią zajmują