Andrzej Nowak – „Dzieje Polski. Tom 6. Potop i Ogień 1632–1673” – recenzja i ocena

opublikowano: 2024-08-15 11:49
wolna licencja
poleć artykuł:
W poprzednich tomach „Dziejów Polski” Andrzej Nowak opisywał czasy świetności Rzeczypospolitej. W najnowszym pochylił się nad początkiem procesu jego upadku…
REKLAMA

Andrzej Nowak – „Dzieje Polski. Tom 6. Potop i Ogień 1632–1673” – recenzja i ocena

Andrzej Nowak
„Dzieje Polski. Tom 6. Potop i Ogień 1632–1673”
nasza ocena:
10/10
cena:
99 zł
Wydawca:
Biały Kruk
Rok wydania:
2024
Okładka:
twarda
Liczba stron:
496
ISBN:
978-83-7553-394-1
EAN:
9788375533941

Od ukazania się pierwszego tomu „Dziejów Polski” pióra prof. Andrzeja Nowaka minęło już 10 lat. Według pierwotnych zamierzeń autora całość cyklu miała liczyć sześć tomów doprowadzonych do 2019 roku. Autor jednak z upływem czasu zdecydował się na jej znaczne rozszerzenie i ostatecznie, według jego zapowiedzi ze wstępu do recenzowanego tomu, cała seria ma liczyć 12 tomów, czyli dwukrotnie więcej niż początkowo zakładał. Ostatni ma rozpoczynać się od 1956 roku, ale na chwilę obecną autor nie podaje jaka ma być jego data końcowa. Obiecuje poza tym „przyspieszenie” w realizacji kolejnych tomów. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy, gdyż po publikacji tomu 2 w 2015 roku, kolejne 4 ukazywały się już co dwa lata (2017, 2019, 2021, 2023).

Recenzowany przeze mnie tom VI obejmuje okres 1632–1673, czyli od momentu elekcji Władysława IV Wazy na tron Polski do 1673 roku, kiedy to miała miejsce druga bitwa pod Chocimiem i śmierć króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego. To właśnie w tym okresie, a konkretnie od wybuchu powstania Chmielnickiego na Ukrainie (1648) i pierwszego liberum veto (1652) rozpoczyna się ostry kryzys polityczny państwa polsko-litewskiego, który doprowadzi ostatecznie do jego upadku w końcu XVIII wieku (1795). Profesor Nowak opisując te wydarzenia nie idzie popularnym w naszej historiografii od XIX wieku torem „dobrzy monarchowie dbający o byt państwa kontra zła, kierująca się prywatą i skłonna do anarchii szlachta”. Ze wszystkich polskich władców tego okresu szczególnie mocno krytykuje on Władysława IV, którego obwinia o sprowokowanie wybuchu powstania Chmielnickiego. Za jego panowania rozpoczęto przygotowania do wojny z Turcją bez zgody Sejmu, a także wydano podniesiono rejestr kozacki do 12 tysięcy ludzi oraz ich mobilizację do zbrojnej wyprawy na Morze Czarne przeciwko Chanatowi Krymskiemu i Turcji. Listy owe otrzymał pułkownik Iwan Barabasz, któremu wykradł je potem Bohdan Chmielnicki i wykorzystał do wywołania swojego powstania.

Opisując dalej przebieg samego powstania Chmielnickiego i sytuację na Ukrainie po śmierci tego kozackiego hetmana (6 sierpnia 1657) konsekwentnie twierdzi, że Chmielnicki nigdy w rzeczywistości nie dążył do żadnego porozumienia z państwem polsko-litewskim, a konsekwentnie je zwalczał. Autor idzie wbrew opiniom niektórych polskich historyków i publicystów, którzy także i w tym przypadku lubią tworzyć schemat „biedni pokrzywdzeni Kozacy kontra zła polska szlachta”. Przejawem tego było chociażby, poza oddaniem Ukrainy Rosji w Perejasławiu (1654), czy też udziałem w traktacie w Radnot (1656), zakładającym rozbiór Rzeczypospolitej pomiędzy Szwecję, Brandenburgię, Siedmiogród, Bogusława Radziwiłła i Chmielnickiego. Wreszcie – wymordowanie polskich jeńców z rozkazu kozackiego hetmana po bitwie pod Batohem (1652), które to wydarzenie zasługuje słusznie na nazwę „sarmackiego Katynia”. Silna nieufność Kozaków do Polski utrzymała się także i po śmierci Chmielnickiego, w rezultacie czego zarówno zawarta z nimi w 1658 roku tzw. ugoda hadziacka oraz wszystkie późniejsze próby porozumienia spełzły ostatecznie na niczym.

REKLAMA

Nieco lepiej w optyce autora wypada kolejny władca, Jan Kazimierz, którego docenia za talent militarny, osobistą odwagę (wykazaną chociażby w 1649 roku w bitwie z Kozakami pod Zborowem) oraz za wytrwałość z jaką walczył z „potopem szwedzkim” w latach 1655–1660 i „moskiewskim (1654–1667). Krytykuje go jednak za upór w kwestii forsowania polityki elekcji „vivente rege” w latach sześćdziesiątych XVII wieku, wbrew Sejmowi i zgodę w tej kwestii de facto na rolę narzędzia w ręku francuskiego dworu przy jednoczesnym zaniechaniu prób reformowania polskiego parlamentaryzmu poprzez walkę ze zgubną dla niego zasadą „liberum veto”.

Najbardziej wyrozumiały jest dla ostatniego opisywanego przez siebie w tym tomie monarchy, czyli Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Wskazuje, że władca ten w niedługim okresie swoich rządów (1669–1673) od samego początku natrafił na skierowaną przeciwko sobie „opozycję totalną”, złożoną z członków stronnictwa profrancuskiego, która zaczęła szczegółowo projektować jego detronizację już pięć tygodni po jego koronacji (!). Wystarczy także wspomnieć, że jeden z głównych przywódców tej opozycji, czyli hetman Jan Sobieski (przyszły król) nie podpisał aktu elekcji nowego króla i wyjechał z Warszawy nie złożywszy mu przysięgi wierności… Ostatecznie, w wyniku działań tej opozycji, Rzeczpospolita popadła w tych latach w tak silny zamęt wewnętrzny, że nie była ani w stanie wyegzekwować zwrotu Kijowa przez Moskwę (na mocy traktatu andruszowskiego z 1667 roku miał on pozostać w jej ręku nie na stałe, a tylko na dwa lata), ani też przygotować się należycie do odparcia tureckiego najazdu w 1672 roku. W wyniku tego Turcy zdobyli wówczas Kamieniec Podolski i na mocy traktatu w Buczaczu zmusili Rzeczpospolitą do oddania dużej części Ukrainy i płacenia haraczu w wysokości 22 tysięcy talarów rocznie. Dopiero ta klęska doprowadziła do zaniechania katastrofalnej walki opozycji z królem i wystawienia przez Polskę dużej armii, która 11 listopada 1673 roku pokonała armię turecką w bitwie pod Chocimiem. Warto także wspomnieć o traktatach welawsko-bydgoskich z 1657 roku, na mocy których Polska utraciła zwierzchność lenną nad należącymi do Brandenburgii Prusami Książęcymi. Autor podchodzi do tej kwestii ze zrozumieniem, zauważając, że zawarcie ich w tym momencie, czyli w roku 1657, który był rokiem walki Rzeczypospolitej zarówno ze Szwecją, Siedmiogrodem, jak i z wciąż nie rozwiązaną kwestią „potopu moskiewskiego” nie było błędem. Uważa jednak, że obowiązkiem polskiej polityki było ich przekreślenie w następnych dekadach, czego niestety państwo polsko-litewskie nie zrobiło.

REKLAMA

W kwestiach społecznych autor po raz kolejny polemizuje z poglądami publicystów i historyków „spod znaku ludowej historii Polski”, jak ich sam nazywa, i wskazuje, że ruchów chłopskich z 1651 roku, czyli z okresu bitwy z Kozakami pod Beresteczkiem nie należy uważać za zakrojone na szeroką skalę powstanie antyszlacheckie. Powołuje się w tym celu na opinię Adama Kerstena, który w swojej pracy z 1970 roku „Na tropach Napierskiego. W kręgu faktów i mitów” stwierdził: „nie było na Podhalu w 1651 roku powstania antyfeudalnego, do którego chłop nie dojrzał, a antyszlachecki program zawarty w agitacji Kostki przerastał świadomość wsi polskiej”. Przywołuje także na masowy udział chłopów polskich w walce z najazdem szwedzkim w latach 1655–1660, kiedy to tysiące chłopów wystąpiło do walki z najeźdźcą ze Skandynawii, w tym znowu na ustalenia Adama Kerstena w jego publikacji „Chłopi polscy w walce z najazdem szwedzkim 1655–1656” z 1958 roku.

W tej epoce uległa niestety zmianie na gorsze sytuacja innowierców na terenie Rzeczypospolitej, czego przejawem jest chociażby konstytucja Sejmu z 1658 roku o wygnaniu arian z naszego kraju. Autor ocenia ją negatywnie, pisząc że „zasada zbiorowej odpowiedzialności nigdy jednak nie może być sprawiedliwa”. Co prawda w tym okresie byli arianie, którzy dopuścili się zdrady Rzeczypospolitej, jednak byli tacy, którzy wiernie jej służyli, których dwa przykłady przytacza. Pierwszym z nich był Stefan Niemirycz, dzielnie walczący z Rosją, a drugim wybitny poeta Wacław Potocki (1621–1696) – żeby uniknąć wygnania z kraju obydwaj zmienili w tym celu wyznanie na katolickie.

Bardzo mocno rzuciło mi się w oczy spostrzeżenie autora, że w następstwie tragicznych wydarzeń z lat 1648–1667 duża część obywateli Rzeczypospolitej zwątpiła we własne państwo i zaczęło je uważać za „gorszą, wschodnią peryferię, która musi się nauczyć jak właściwie funkcjonować od lepszej i znacznie bardziej cywilizowanej Europy Zachodniej, która ma być dla niego wzorem we wszystkich dziedzinach życia”.

REKLAMA

Jaskrawym przejawem takiej mentalności jest chociażby list starosty radomskiego Piotra Kochanowskiego do posła francuskiego w Rzeczypospolitej z 1672 roku w którym znajdujemy takie słowa: „my decydujemy się nie tylko na przymierze z Francyą, ale na (…) wcielenie (incorporationem) Królestwa Polskiego do Królestwa Francuskiego; niech tylko Jego Najjaśn. Arcychrześciańska Mość [czyli Ludwik XIV] raczy przyjąć rządy tak rozległego królestwa, albo sam bezpośrednio (per Se), albo przez vice-króla. Przeklinamy niepotrzebne (superfluas) prawa nasze, znosimy szkodliwe zwyczaje. Chcemy żyć w ojczyźnie naszej podług wolności francuskiej. Oto cośmy z przyjaciółmi zbadali, pomiędzy sobą ułożyli i postanowili i za dobre uznali”.

Autor uważa, że to właśnie wtedy zaczął się w naszym kraju, trwający niestety do dziś konflikt „swojskości” z „cudzoziemszczyzną”, który uważa za „fatalny”. Moim zdaniem jest to określenie słuszne, gdyż przeciwstawianie rodzimych tradycji nowym trendom płynącym z zagranicy nie powinno nigdy się dokonywać. Należało bowiem dążyć w tej kwestii do „złotego środka”, czyli przyjęcia z zagranicy tego, co jest dobre dla dalszego rozwoju kraju przy jednoczesnym zachowaniu własnych, rodzimych tradycji a nie ich jednoznacznego przekreślenia jako „zacofanych, ograniczonych i ciemnych”. Profesor Nowak idąc tym tokiem rozumowania stwierdza także, że to właśnie w XVII wieku powstał intelektualny grunt do narodzin pojęcia „Europa Wschodnia”, które to pojęcie, jak wskazuje przywołany przez niego amerykański intelektualista Larry Wolff, narodziło się ostatecznie w XVIII wieku za sprawą Monteskiusza, francuskich encyklopedystów, Woltera i Rousseau. To właśnie za nimi zaczęto określać nasz region jako obszar cywilizacyjnie niższy w stosunku do „zaawansowanego” Zachodu.

Ostatnim aspektem książki Andrzeja Nowaka na który chciałbym zwrócić uwagę jest ukazanie przez niego dorobku polskiej kultury tego okresu. Niezwykle zajmująco opisuje on spuściznę najważniejszych twórców „polskiego baroku”, czyli Wacława Potockiego (1621–1696), Wespazjana Kochowskiego (1633–1700), Jana Andrzeja Morsztyna (1621–1693), Samuela ze Skrzypny Twardowskiego (1600–1661), nie zabrakło oczywiście także wzmianek o Janie Chryzostomie Pasku (ok. 1636–1701).

Podobnie jak poprzednie tomy, także i VI tom „Dziejów Polski” Andrzeja Nowaka jest książką na bardzo wysokim poziomie i jest prawdziwą ucztą intelektualną. Autor jest wierny swojemu zwyczajowi przytaczania w trakcie narracji ustaleń czołowych specjalistów badających opisywaną przez niego epokę, dzięki czemu osoby zainteresowane bliżej poszczególnymi aspektami opisywanych wydarzeń wiedzą, gdzie szukać ich szczegółowego i wyczerpującego opisu. Mi osobiście najbardziej utkwiło w pamięci wspomniane wcześniej zwątpienie dużej części obywateli Rzeczypospolitej we własne państwo, które doprowadziło ich do wniosku, że powinno stać się ono swego rodzaju „uczniem”, który od „stojącego na wyższym poziomie Zachodu” powinien czerpać wzorce. Uczyć się, jak należy funkcjonować we wszelakich aspektach życia społecznego, kulturalnego i politycznego, zaś taka postawa występuje także i dzisiaj wśród części komentatorów… Gorąco zachęcam do lektury!

Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Andrzeja Nowaka „Dzieje Polski. Tom 6. Potop i Ogień 1632–1673”!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Konrad Ruzik
Urodzony w 1988 roku, absolwent historii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim oraz historii i politologii na Uniwersytecie Warszawskim. Interesuje się historią Polski oraz historią powszechną wieków XX, XIX i XVI-XVIII. Miłośnik twórczości Williama Szekspira, poezji śpiewanej oraz filmów historycznych.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone