Chrzest bojowy młodego konspiratora

opublikowano: 2024-05-26 12:47
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
„Niemcy czuli się coraz pewniej we Lwowie, natomiast my z radością mieszaliśmy im szyki”.
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Barbary Gawryluk „Janek, pseudonim Żegota”.

Ulica Sykstuska we Lwowie w latach trzydziestych (fot. NAC)

Przed wojną zaliczyłem wszystkie stopnie harcerskie go wtajemniczenia. Uwielbiałem chodzić na harcerskie zbiórki, brałem udział w zlotach, zdobywałem sprawności, w czasie wakacji jeździłem na obozy. Ostatni taki obóz mieliśmy w lesie, przez miesiąc mieszkaliśmy pod namiotami. Andrzej wziął ze sobą aparat fotograficzny, nauczył mnie robić zdjęcia. Kilka z nich miałem przypiętych szpilkami do maty wiszącej nad łóżkiem stojącym we wnęce małego mieszkania. Tęskniłem za harcerskim mundurem, za smakiem zupy z kociołka, za zapachem igliwia, nawet za nocnymi pobudkami i podchodami rozgrywanymi przy świetle latarek.

Ale to była zabawa! Teraz nasze umiejętności przy dawały się w prawdziwym życiu, w naszym mieście. Niemcy czuli się coraz pewniej we Lwowie, natomiast my z radością mieszaliśmy im szyki.

Przebiegłem przez podwórko, minąłem dzieci sąsiada bawiące się pod wielką rozłożystą lipą i wpadłem do 14 mieszkania kolegi w sąsiednim domu. Mieszkaliśmy blisko siebie i już jako mali chłopcy bawiliśmy się razem na wspólnym podwórku. Takich podobnych do siebie podwórek otoczonych kamienicami z gankami było we Lwowie mnóstwo. Mama śmiała się, że na Sykstuskiej łatwo się pomylić i wejść do sąsiadów.

Przed wojną nasze podwórko często odwiedzali kataryniarze. Najbardziej lubiliśmy takiego, co na ramieniu miał kolorową, wielką papugę. Próbowaliśmy zmuszać ją do mówienia, ale tylko wpatrywała się w nas wielkimi ślepiami i kręciła czerwonym łebkiem. Czasem wpadało też kilku batiarów, lwowskich łobuziaków. Nasze potyczki zwykle kończyły się kilkoma siniakami i rozerwanymi portkami.

Andrzej już czekał, z podniecenia nie mógł usiedzieć w miejscu i krążył po niewielkim pokoju. Zadanie, jakie przekazał nam dowódca, było niebezpieczne i wyjątkowe.

– Mamy zniszczyć drogowskazy niemieckie na kilku ulicach – powiedział, kiedy wreszcie usiadłem na chybotliwym krześle.

Ulica Sykstuska na pocztówce z początku XX wieku

Mieszkanie rodziców Andrzeja było jeszcze mniejsze niż nasze, tylko pokój z kuchnią. Ale teraz mieszkał w nim jedynie z mamą. Tato Andrzeja, oficer wojska polskiego, poszedł na front w 1939 roku i przepadł gdzieś w czasie walk. Mama Andrzeja wierzyła głęboko, że jej mąż żyje, że wróci, kiedy wojna się skończy.

REKLAMA

– Musimy to zrobić jeszcze przed godziną policyjną, ale jak już będzie ciemno – dodał Andrzej. – Najlepiej zacznijmy od razu dzisiaj.

Takich drewnianych drogowskazów Niemcy ustawili we Lwowie bardzo dużo. Napisy: „Krankenhaus”, „Ortskommandantur” czy „Wermachtübernachtungsheim” skierowane były do okupantów, nowych niemieckich mieszkańców miasta. Ich niszczenie miało im utrudnić życie, dla nas było to jedno z pierwszych zadań, które dostaliśmy od zastępowego drużyny.

Kiedy zrobiło się ciemno, wymknęliśmy się z domu. W mieście było prawie całkiem pusto, świeciły tylko nieliczne latarnie. Już na sąsiedniej ulicy udało się nam zdemontować dużą drewnianą tablicę – niemieckiego napisu nawet nie rozumieliśmy. Potem zdjęliśmy tablicę przy szpitalu i jeszcze jedną, kierującą na dworzec kolejowy. Tu udało się nam też wymontować słupek, który razem z deskami powiązaliśmy sznurkiem. Niosąc je pod pachą, wracaliśmy do domu.

– Więcej i tak nie damy rady. Trzeba by może jakiś wózek skombinować – zastanawiał się Andrzej.

– E nie, wózek to będzie hałasować i zaraz zwróci czyjąś uwagę – cały czas się rozglądałem, czy gdzieś nie ma niemieckiego patrolu. Niewiele czasu zostało do godziny policyjnej. A wtedy już nikt nie mógł chodzić po ulicach miasta.

A jednak, zaskoczyli nas.

Halt! Stój! – usłyszeliśmy nagle za plecami.

„Halt! Stój! – usłyszeliśmy nagle za plecami” (il. Joanna Rusinek; prawa zastrzeżone)

To koniec – pomyślałem. Pierwsza taka akcja i od razu wpadka.

Dwaj żołnierze oświecili latarką nasze twarze.

– Co tu robicie na ulicy, Kinder? – jeden z nich mieszał polskie i niemieckie słowa. – Raus nach Hause! Do domu! Zaraz będzie godzina polizei! No schnell do domu!

Nawet się nie odezwaliśmy i szybko pobiegliśmy w kierunku Sykstuskiej.

– Tylko ani słowa rodzicom o żandarmach! Mówimy, że poszło nam jak z płatka. Nie było żadnej kontroli – zastrzegł Andrzej.

Wpadliśmy do mieszkania.

– Mamo, dzisiaj nie musisz martwić się o opał! – zawołałem, rozwiązując sznurek. – Patrz, ile drewna przynieśliśmy. Musimy się tylko podzielić z Andrzejem.

– Jezus Maria! – wykrzyknęła mama, widząc niemieckie napisy. – Zobaczycie, że to się źle skończy!

Ale tym razem wszystko skończyło się dobrze. Opału wystarczyło nam do końca tygodnia i nikt nie domyślił się, że mieliśmy coś wspólnego ze zniknięciem ważnych tablic. Nowe Niemcy przykręcili mocnymi śrubami.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Barbary Gawryluk „Janek, pseudonim Żegota” bezpośrednio pod tym linkiem!

Barbara Gawryluk
„Janek, pseudonim ”Żegota””
cena:
29,90 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Literatura
Liczba stron:
56
Ilustracje:
Joanna Rusinek
ISBN:
978-83-8208-264-7
EAN:
9788382082647
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Barbara Gawryluk
Dziennikarka radiowa, tłumaczka z języka szwedzkiego, autorka książek dla dzieci i młodzieży, propagatorka kultury, wyróżniona nagrodą IBBY za upowszechnianie czytelnictwa. W Radiu Kraków prowadzi autorski program o literaturze dla dzieci Alfabet. Jej książki zostały wpisane na Złotą Listę Fundacji ABCXXI, nominowane i wyróżniane , m.in. Nagrodą Literacką im. Kornela Makuszyńskiego. Absolwentka filologii szwedzkiej na UJ. Mieszka w Krakowie.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone