Człowiek, który chodzi ze swoim notatnikiem

opublikowano: 2024-03-13 13:43
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Philip Mechanicus był holenderskim dziennikarzem żydowskiego pochodzenia. Po zajęciu Holandii przez Niemcy stracił pracę. Ktoś doniósł, że odmawia noszenia gwiazdy Dawida. Został aresztowany. Wciąż jednak prowadził notatki.
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Niny Siegal „Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków”.

Philip Mechanicus

Dziennikarz „Algemeen Handelsblad” i redaktor działu zagranicznego Philip Mechanicus przybył do obozu Westerbork 7 listopada 1942 roku, ważąc trzydzieści siedem kilogramów i z połamanymi palcami obu rąk. Przyjechał transportem z obozu Amersfoort – Polizei Durchlager, policyjnego obozu przejściowego prowadzonego przez SS, w którym zajmowano się więźniami politycznymi, członkami ruchu oporu, świadkami Jehowy i innymi „niebezpiecznymi” osobami aresztowanymi przez Sicherheitsdienst.

Ludzie w transporcie Mechanicusa byli w strasznym stanie. Pracujący w szpitalu obozowym sanitariusz Ernest Frank zanotował, że prawie wszyscy zostali natychmiast przyjęci na leczenie urazów i niedożywienia. „Otrzymaliśmy grupę ludzkich wraków”, napisał. „Byli tak wykończeni, fizycznie i psychicznie, że prawie nie byli już ludźmi. Wszyscy bez wyjątku mieli tak zwierzęcy strach w oczach, że nikt nie śmiał zapytać, co dokładnie przeżyli… Są sparaliżowani na widok munduru i wzdrygają się na każde pytanie”.

Ta konkretna grupa internowanych była w tak opłakanym stanie, że dostała przydomek „jęczący transport”. Ernest Frank zwrócił szczególną uwagę na jednego konkretnego członka grupy. „Wśród ofiar znajduje się zagraniczny korespondent »Handelsblad«, pan Mechanicus”, napisał. „Niczym piórko podniosłem tego ważącego zaledwie trzydzieści siedem kilogramów mężczyznę i zaniosłem do osobnego łóżka w osobnym pokoju, gdzie zostanie otoczony szczególną opieką”.

Nie jest do końca jasne, co dokładnie spotkało Mechanicusa w obozie Amersfoort, gdzie spędził zaledwie dwa tygodnie, bo nie zachowało się na ten temat żadne pismo ani żadna korespondencja. W jego późniejszych pamiętnikach też nie było prawie żadnej wzmianki o pobycie w Amersfoort, z wyjątkiem sytuacji, gdy zwrócił uwagę na zły stan swoich rąk. Niemniej musiał przekazać coś na temat tego, jak go tam traktowano, córkom i byłej żonie, Annie Jonkman, bo ta wiedziała, że w Amersfoort był „poważnie maltretowany”. Jego dobra przyjaciółka, Johanna Heinsius, napisała później, że podejrzewała, iż strażnicy stali na rękach Mechanicusa, aż zmiażdżyli mu kości śródręcza. Heinsius domyśliła się, że wybrali tę metodę tortur, ponieważ był znanym dziennikarzem, a ręce były jego narzędziem pracy.

REKLAMA

W obozie Westerbork Mechanicus przez tydzień miał osobny pokój, aby się wyleczył i przebył rodzaj kwarantanny, a potem został przeniesiony do szpitalnych koszar. Spędził tam następne dziewięć miesięcy, dochodząc do siebie i próbując na różne sposoby uniknąć umieszczenia go wraz z resztą ludności w obozie, ponieważ jako pacjent szpitala był zwolniony (przynajmniej na jakiś czas) z deportacji.

Mechanicus przybył do obozu z literą „S” na dowodzie osobistym, co oznaczało, że był Strafgeval – miał sprawę karną. Status ten normalnie oznaczał, że powinien zostać w Westerbrook przez dzień lub dwa, a potem być przeniesiony do jednego z obozów śmierci. Ale Mechanicusowi udało się zaprzyjaźnić z kilkoma lekarzami, którzy choć sami byli Żydami, mieli w obozie pewną moc sprawczą i mogli odraczać deportacje. Jednemu z nich, Fritzowi Spanierowi, w końcu udało się usunąć „S” z dowodu Mechanicusa.

Tylko w ciągu listopada nazwisko Mechanicusa widniało na liście transportowej do Auschwitz przynajmniej pięciokrotnie, ale za każdym razem wkraczał ktoś, komu udawało się je z niej wykreślić. W ten sposób dziennikarz pozostał w Westerbork przez prawie niewytłumaczalnie długie siedemnaście miesięcy. W tym czasie stworzył coś, co powszechnie uznawane jest za jedną z najważniejszych relacji naocznych świadków dotyczących funkcjonowania obozu.

Jakże wdzięczni musimy być mu za to, że nie chciał być nikim więcej niż tylko człowiekiem, który chodzi ze swoim notatnikiem, notując codzienne wydarzenia – pisał po wojnie Jacques Presser. – W rzeczywistości [był] korespondentem wojennym, który spisywał swoje relacje, żyjąc w ciągłym niebezpieczeństwie, chociaż wydawał się prawie nigdy nie zdawać sobie z tego sprawy.
Główna droga Kamp Westerbork, nazywana Boulevard des Misères. Wzdłuż niej przebiegała linia kolejowa i odjeżdżały pociągi z ludźmi do obozów koncentracyjnych lub obozów zagłady

Pierwszy wpis w pamiętniku przedstawiającym życie Mechanicusa w Westerbork datowany jest na piątek, 28 maja 1943 roku, i został umieszczony w zeszycie oznaczonym numerem trzy, co wskazywałoby, że przed tą wiosną dziennikarz zapisał dwa wcześniejsze tomy, ale zostały one utracone. Trudno powiedzieć, jak długo zajęło mu doprowadzenie rąk do takiego stanu, że znów mógł pisać. W końcu jednak zaczął notować swoje spostrzeżenia w zeszytach, które zdobył ze szkoły obozowej w Westerbork.

A kiedy już zaczął, nie mógł przestać. Od pierwszego wpisu do ostatniego – wykonanego w dniu 28 lutego 1944 – nie pisał tylko przez dwadzieścia osiem dni. Czasami zapisywał nie więcej niż kilka linijek, ale przez większość czasu jego wpisy były obszerne, często na cztery strony odręcznego tekstu.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Niny Siegal „Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków” bezpośrednio pod tym linkiem!

Nina Siegal
„Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków”
cena:
59,99 zł
Tytuł oryginalny:
The Diary Keepers
Wydawca:
HarperCollins Polska
Tłumaczenie:
Dagmara Budzbon-Szymańska
Rok wydania:
2024
Liczba stron:
464
Premiera:
28.02.2024
Format:
215x145 [mm]
ISBN:
978-83-276-9367-9
EAN:
9788327693679
REKLAMA

Mechanicus traktował pisanie jako swój priorytet i obowiązek moralny; nie jak rozrywkę, lecz jak zadanie. Jak ujął to w jednym z pierwszych wpisów, czuł się „nieoficjalnym reporterem z katastrofy statku”, który nie przybył tu wbrew swojej woli, ale „podjął tę podróż dobrowolnie, aby wykonać swoją pracę”. Starał się opisać ten wrak statku jako obiektywny obserwator, tak jakby wcale nie miał utonąć wraz ze wszystkimi innymi podróżnikami. Jak ujęła to historyczka Bettine Siertsema, porzucił swój „głos” narratora i próbował „usunąć się z pola widzenia”. Ale praca ta miała wpływ na jego osobiste doświadczenia. „Pisanie działa również jak sposób na odwrócenie uwagi i środek przeciwdziałania odrętwieniu”, stwierdziła Siertsema, ponieważ wobec okropności jego sytuacji i tego, co się wokół działo, odrętwienie było ciągłym zagrożeniem.

W swoich obowiązkach dziennikarza był sumienny i podchodził do nich rygorystycznie.

Miał informatorów i źródła dokładnie tak, jak robią to dziennikarze, gdy relacjonują wydarzenia z kraju lub dany kryzys – powiedział Broersma. – Miał przeczucie, że jego pamiętniki staną się po wojnie ważne. Odnoszę wręcz wrażenie, że chciał zostać w Westerbork tak długo, jak to możliwe, aby dalej wykonywać tę pracę.

Niezwykła jest również wydajność Mechanicusa mimo tak fatalnych warunków pracy. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku Broersma przeprowadził wywiady z ocalałymi dziennikarzami, dla których skupienie się na pisaniu w więzieniu okazało się prawie niemożliwe, „ponieważ w Westerbork był tylko jeden priorytet: jeść i pozostać przy życiu”. Byli pod wrażeniem postanowienia Mechanicusa, by „pracować” bez względu na okoliczności.

Mechanicus wyprowadził się z baraków szpitalnych latem 1943 roku – był prawdopodobnie zbyt zdrowy, by dalej usprawiedliwić swoje miejsce w łóżku – ale do tego momentu wypracował już inne metody unikania transportu. Decydujący dla jego losu okazał się główny administrator obozu, niemiecki Żyd, oficer Ordedienst o nazwisku Kurt Schlesinger, który od lutego 1940 roku był internowany w Westerbork jako uchodźca i został umieszczony na stanowisku nadzorcy obozu. Innymi słowy, był „Żydem odpowiedzialnym za Żydów”, jak nazywali go niektórzy więźniowie, lub „Królem Żydów”.

REKLAMA

Nawet jeśli to właśnie przyjaźń – o ile w ogóle można ją tak nazwać – ze Schlesingerem miała chronić go przed transportem, to Mechanicus nie był do końca przekonany o swoim bezpieczeństwie. Pracował więc nad innymi metodami przetrwania. Jako że był w tak zwanym rozwiązanym małżeństwie mieszanym z nieżydowską kobietą, Annie Jonkman, i miał z tego związku formalnie „nieżydowską” córkę, Ruth, ubiegał się o status Calmeyera, co mogło potencjalnie „obniżyć” jego status żydowski. Zapłacił też za dodanie go do listy Weinreba, innego rodzaju ochrony, która okazała się opcją całkowicie fikcyjną. W końcu negocjował z różnymi urzędnikami obozowymi, by wysłali go do jednego z „lepszych” obozów, takich jak Bergen-Belsen czy Theresienstadt. Ta taktyka grania na zwłokę działała przez jakiś czas, potem przestała.

Żydzi zatrzymani przez Niemców w Amsterdamie, 22 lutego 1941 roku

Philip Mechanicus urodził się w 1889 roku w samym sercu żydowskiej dzielnicy, na Lange Houtstraat, jako syn Eliasa Mechanicusa i Sary Gobes. Był ich najstarszym dzieckiem i miał siedmiu młodszych braci, ale trzech z nich zmarło w bardzo młodym wieku. Ojciec Elias, określany czasem mianem „krawca”, był w praktyce raczej handlarzem szmatami, a matka Sarah mogła być sprzedawczynią przędzy lub wstążek. Broersma napisał, że żyli w niemalże skrajnej biedzie, na ulicy, która była „wydrążonym niczym plaster miodu zaułkiem szarych, zrujnowanych domów”. Elias był alkoholikiem i chyba zachowywał się agresywnie; Sarah wyrzuciła go z domu mniej więcej w czasie, gdy Philip skończył szkołę podstawową. Wtedy to najstarszy syn sam został „głową domu”.

[…]

W 1919 roku, kiedy wrócił z Indonezji do Holandii, dostał swoją pierwszą pracę w „Algemeen Handelsblad”, gdzie pozostał przez następne dwadzieścia jeden lat. Zwolniono go w 1941 roku wraz z innymi żydowskimi dziennikarzami w całym kraju.

„Już na początku okupacji zrozumiał, że jego obecność w redakcji nie była tolerowana przez Niemców”, napisał Presser. „Przez jakiś czas pracował z domu, pisząc anegdotyczne opowieści pod pseudonimem Père Celjénets, aż dyrekcja gazety zwolniła go w oficjalnym liście”.

Broersma wyjaśnił, że „anegdotyczne” teksty, które Mechanicus pisał dla „Handelsblad”, czasami dotyczyły zwierząt w ogrodach zoologicznych lub innych dziwacznych tematów, ale zawsze zawierały nie tak bardzo zawoalowane komunikaty polityczne i obserwacje. Również ta praca dobiegła końca w 1941 roku, po tym, jak nazistowskie represje wobec rebeliantów stały się naprawdę okrutne; gazeta zdecydowała, że nie chce podejmować jakiegokolwiek ryzyka związanego z potajemnym zatrudnianiem żydowskich pisarzy.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Niny Siegal „Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków” bezpośrednio pod tym linkiem!

Nina Siegal
„Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków”
cena:
59,99 zł
Tytuł oryginalny:
The Diary Keepers
Wydawca:
HarperCollins Polska
Tłumaczenie:
Dagmara Budzbon-Szymańska
Rok wydania:
2024
Liczba stron:
464
Premiera:
28.02.2024
Format:
215x145 [mm]
ISBN:
978-83-276-9367-9
EAN:
9788327693679
REKLAMA

W międzyczasie Mechanicus wysłał swoje dwie starsze córki, Juul i Ritę, obie już po dwudziestce, aby ukryły się u Heinsius. Dostrzegając bezpośrednie zagrożenie dla Żydów, Heinsius, sama będąc chrześcijanką, powiedziała Mechanicusowi, że jeśli kiedykolwiek będzie potrzebował pomocy, powinien dać jej znać. Była właścicielką apteki w Nijmegen, mieście położonym niedaleko niemieckiej granicy, a mieszkała piętro wyżej. Zaprosiła Juul i Ritę, aby zamieszkały u niej na strychu i zapewniła im wszystko, czego potrzebowały, aby całkowicie zniknąć. Budynek, jak się okazało, znajdował się naprzeciwko miejskiej komendy Zielonej Policji, ale dziewczętom i tak udało się przetrwać tam niepostrzeżenie wojnę.

Tymczasem Ruth, w czasie okupacji jeszcze nastolatka, była chroniona przed deportacją, ponieważ miała nieżydowską matkę i została sklasyfikowana jako Aryjka. Mogła więc bezpiecznie kontynuować swoje życie, jednak zdecydowała przyłączyć się do ruchu oporu, pracując dla podziemnej gazety „Het Parool”.

Pod koniec września 1942 roku Philip Mechanicus został aresztowany w Amsterdamie za brak gwiazdy Dawida. Presser napisał w 1964 roku, że dziennikarz jechał na tylnej platformie tramwaju i najprawdopodobniej jeden ze współpasażerów zdradził policji jego tożsamość. Broersma znalazł dowody na to, że w rzeczywistości został on zatrzymany kilka dni wcześniej, niż donosił Presser, na Van Woustraat – szerokiej alei w dzielnicy znanej jako De Pijp – prawdopodobnie w drodze do tramwaju. „Był bardzo uparty i odmawiał noszenia gwiazdy”, powiedziała mi Oets. Podejmował więc ryzyko, co mogło w każdej chwili doprowadzić do jego aresztowania, szczególnie po wejściu w życie na początku maja wymogu jej noszenia. „Taką postawą cechował się na co dzień. I akurat tak się złożyło, że to był ten jego pamiętny dzień”.

Po zatrzymaniu trafił na miesiąc do aresztu śledczego na Amstelveenseweg na południu Amsterdamu, a pod koniec października wysłano go do obozu Amersfoort.

Deportacja z Westerbork, 1942 rok (fot. Rudolf Breslauer; Nationaal Archief)

Dzienniki Mechanicusa świadczą o głębokim cierpieniu, jakiego doświadczył w obozie przejściowym Westerbork, mimo że więźniowie zwykle nie byli tam fizycznie krzywdzeni w sposób, w jaki prześladowano ich w innych obozach na terenie Holandii. Jego praca wykracza poza reportaż świadka i przenosi się na poziom analizy socjologicznej. Mechanicus daje swoim przyszłym odbiorcom – bo jest raczej jasne, że nie pisał z myślą o jednym czytelniku, ale raczej o dużej ich grupie – wgląd w podziały społeczne i klasowe w obrębie obozu. Bada różne reakcje na prześladowania wśród Żydów religijnych i świeckich – sam zalicza się do tych „niewierzących” – oraz dynamikę dzielenia władzy pomiędzy nowo przybyłymi holenderskimi Żydami i niemieckimi żydowskimi uchodźcami, którzy na ziemi Drenthe byli internowani już od dłuższego czasu. Podaje nam ich przydomek obozowy, Alte-Kamp-Insassen, który po niemiecku oznacza „starzy więźniowie obozu” i był używany jako obelga, ponieważ niemieccy Żydzi tak bardzo zintegrowali się ze strukturą rządzącą obozu, że czasami uważano ich za bliskich nazistom.

REKLAMA

Z przenikliwością opisał okrutną mieszankę nudy życia obozowego i przerażenia wywołanego zbliżającymi się transportami. Rzadko używając słowa „ja”, potrafił wciągnąć czytelników we własną psychikę i w specyficzną udrękę jego osobistego położenia.

Jesienią 1943 roku na przykład dostrzegł szansę ucieczki i omówił tę sprawę w pamiętniku; jego myśli nieuchronnie podążały ku możliwości bycia schwytanym i z przerażeniem przypominał sobie wówczas pobyt w obozie Amersfoort. „Poznałem tamtych oprawców”, napisał. „To mi wystarczy. Na więcej niż całe życie”. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw zdecydował, że lepiej będzie stawić czoło rosyjskiej ruletce, jaką były transporty z Westerbork, niż skończyć w innym holenderskim obozie.

Mniej więcej w czasie, gdy Mechanicus rozpoczął pisanie pamiętnika, nastąpiła poważna zmiana w nastrojach narodowych w związku z okupacją niemiecką. W lutym 1943 roku armia rosyjska pokonała Niemców w bitwie pod Stalingradem, co przechyliło szalę II wojny światowej na korzyść aliantów. Po raz pierwszy wielu Holendrów zaczęło zdawać sobie sprawę z tego, że Niemcy wcale nie wygrali wojny – i że przewidywania Colijna, iż Holandia pozostanie pod panowaniem Rzeszy prawdopodobnie do roku 2000, wcale się nie sprawdzą. Potem w kwietniu i maju 1943 roku holenderscy robotnicy urządzili kolejny duży przemysłowy strajk generalny, głównie we wschodniej części Holandii, a małe organizacje ruchu oporu jednoczyły się, tworząc znaczącą siłę opozycyjną.

Zaczęło się, gdy 29 kwietnia władze niemieckie ogłosiły, że wszyscy holenderscy mężczyźni, którzy w maju 1940 roku walczyli z najeźdźcami niemieckimi, zostaną wysłani do „Ojczyzny”, by pracować w tamtejszych fabrykach. Tego dnia w prowincji Geldria wybuchł protest – jako pierwsi wystąpili robotnicy z Fabryki Maszyn Stork w Hengelo, a w ślad za nimi poszły dwie odlewnie żelaza w Vaassen. Te dwie fabryki – zatrudniająca około sześciuset pracowników Industrie i około czterystu Vulcanus – dostarczały surowce do Stork i to właśnie kontakt między pracownikami zakładów wyjaśnia ich szybką synergię. W ślad za nimi poszli inni robotnicy fabryczni i rolnicy. Gospodarstwa mleczarskie w Północnym Veluwe odmówiły zaopatrywania fabryk w mleko. W sumie w strajku uczestniczyło około 200 tysięcy osób ze wschodniej Holandii. Ten największy holenderski strajk generalny okresu wojny trwał sześć dni, od 29 kwietnia do 3 maja 1943 roku. Generalkommissar Rauter wprowadził wówczas stan wyjątkowy i rozpoczął okupacyjne represje: w trybie doraźnym rozstrzelano co najmniej sto osób, a część żołnierzy niemieckich strzelała do ludzi na ulicach.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Niny Siegal „Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków” bezpośrednio pod tym linkiem!

Nina Siegal
„Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków”
cena:
59,99 zł
Tytuł oryginalny:
The Diary Keepers
Wydawca:
HarperCollins Polska
Tłumaczenie:
Dagmara Budzbon-Szymańska
Rok wydania:
2024
Liczba stron:
464
Premiera:
28.02.2024
Format:
215x145 [mm]
ISBN:
978-83-276-9367-9
EAN:
9788327693679
REKLAMA

Ale akcje odwetowe służyły jedynie wzmocnieniu postawy robotników. Krajowa Organizacja Pomocy Ludziom w Ukryciu z siedzibą w Geldrii (znana po prostu jako „LO”) stała się centralnym ogniwem spajającym mniejsze grupy, a holenderski ruch oporu zaczął koordynować wszelkiego rodzaju akty buntu przeciwko okupantom. Dla holenderskich Żydów wydarzenia te nastąpiły jednak zbyt późno. W maju 1943 roku naziści przygotowywali się do ostatecznego aktu usunięcia ostatniej grupy „uprzywilejowanych Żydów” z Amsterdamu.

Strona z dziennika Mechanicusa

Wydany w marcu 1943 roku 38-stronicowy Przewodnik dla Rady Żydowskiej, broszura zawierająca spis wydziałów organizacji, członków jej personelu i adresy, obejmował nie mniej niż pięćdziesiąt urzędów w całym Amsterdamie, w tym siedzibę przewodniczących na Nieuwe Keizersgracht 58, siedzibę Expositur w trzech lokalizacjach na Jan van Eyckstraat i biura gazety „Het Joodsche Weekblad” pod trzema dodatkowym adresami na Jodenbreestraat. „M. Levie” wymieniona została jako sekretarka R.H. Eitjego, dyrektora generalnego Zezwoleń na Pracę w departamencie dla nieholenderskich Żydów, zlokalizowanym przy Waterlooplein 119–12118. Chociaż do tego czasu Rada rozrosła się w masywną organizację, określaną jako „państwo w państwie”† lub „rząd żydowski” i odpowiedzialną za sprawy dziesiątek tysięcy osób, do maja 1943 roku wywieziono już tyle ludzi, że przestawała mieć rację bytu. Zgadzało się to ze schematem działania aus der Füntena: po zapewnieniu „uprzywilejowanym” Żydom fałszywego poczucia bezpieczeństwa mógł je teraz cofnąć.

REKLAMA

W piątek 21 maja 1943 roku aus der Fünten poinformował Radę Żydowską, że 7 tysięcy jej członków ma się stawić do „pracy w Niemczech”. Innymi słowy, nagle unieważniono 7 tysięcy z 17 500 Sperre wydanych pracownikom Rady. Do decyzji Rady należało, kto nie zasługuje już na tę ochronę. Na wybór dano jej cztery dni, bo robotnicy mieli zgłosić się 25 maja. Był to pierwszy raz, kiedy Radzie wyraźnie nakazano sporządzić listę Żydów do deportacji, a nie listę tych, którzy mają być chronieni.

Mirjam Levie, kiedy tylko usłyszała tę wiadomość, pobiegła do rodzinnego mieszkania cała we łzach, bo nie mogła znieść myśli, że Rada nie sprzeciwiła się temu rozkazowi. „Byłam tak wstrząśnięta, że R.Ż. po raz kolejny poddała się temu barbarzyństwu, zamiast powiedzieć: »Dość tego, odczepcie się od nas«”, napisała.

Dokładnie opisała chaotyczne szaleństwo, jakie w ciągu kolejnych wyczerpujących dni zapanowało w biurach Rady. Jej szef, Eitje, był jedną z osób odpowiedzialnych za sporządzenie listy, więc kolejnego wieczoru praca Mirjam polegała na stworzeniu wykazu wezwań z kart ewidencyjnych, podczas gdy zespół księgowych Rady „nie robił nic poza liczeniem i liczeniem, ale liczby po prostu się nie sumowały”, jak napisała. „Mieli znacznie mniej niż 7 tysięcy nazwisk”.

Zespół jej współpracowników

[…] był nieprzytomny z wściekłości. Czasem natykaliśmy się oczywiście na nazwiska dobrych przyjaciół, kolegów, nawet krewnych, braci i sióstr, a nawet rodziców i dzieci! Atmosfera gęstniała, aż jeden z mężczyzn (były dyrektor teatru i impresario) wybuchnął płaczem i krzyknął, że odmawia dalszej pracy. W tym momencie wszyscy się zatrzymaliśmy i jeden z nas poszedł powiedzieć Profesorowi, że nie możemy dłużej wykonywać tej okropnej, barbarzyńskiej pracy.

Mirjam opisała, jak wielu członków zespołu dołączyło do buntowniczej grupy w biurze Cohena, gdzie jedna odważna osoba przemawiała, a „wszyscy płakali i ledwo byli w stanie wyrazić swój sprzeciw”. Cohen, też we łzach, odpowiedział: „Jeśli tego nie zrobimy, stanie się coś strasznego”.

Jak zapisała w pamiętniku, Niemcy ostrzegli Cohena, że „reperkusje będą niewyobrażalne”. „Jeśli te straszne rzeczy, o których wciąż mówisz, i tak się wydarzą”, odpowiedziała Mirjam, „to po co wykonywać tę przyprawiającą o mdłości pracę, zamiast leżeć na słońcu i zbierać siły na Polskę?”. Wielu innych członków Rady pokiwało głowami z aprobatą. „Profesor rozejrzał się po wszystkich szlochających mężczyznach – byłam jedyną kobietą – i powiedział: „Proszę, nie utrudniajcie nam życia, te wezwania trzeba rozesłać”. Kilku pracowników Rady odmówiło pracy i wyszło. Niektórzy z przywódców organizacji zostali i nadal liczyli, inni zostali, ale odmówili udziału. Kiedy następnego ranka Mirjam wróciła do biura, Eitje poprosił ją o odwołanie tak wielu wezwań, jak tylko się dało. Dowiedziała się, że wiele nazwisk z listy było „niemożliwych do zlokalizowania”, co oznaczało, że wiele wezwań przeznaczonych było dla ludzi, którzy już zostali deportowani albo się ukrywali.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Niny Siegal „Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków” bezpośrednio pod tym linkiem!

Nina Siegal
„Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków”
cena:
59,99 zł
Tytuł oryginalny:
The Diary Keepers
Wydawca:
HarperCollins Polska
Tłumaczenie:
Dagmara Budzbon-Szymańska
Rok wydania:
2024
Liczba stron:
464
Premiera:
28.02.2024
Format:
215x145 [mm]
ISBN:
978-83-276-9367-9
EAN:
9788327693679
REKLAMA

Ostatecznie na liście nie znalazło się wystarczająco dużo nazwisk – nie znaleźli 7 tysięcy wymaganych osób, a 25 maja pojawiło się za mało ludzi. To rozwścieczyło nazistów, którzy zemścili się losową łapanką przeprowadzoną następnego dnia, zabierając 3300 Żydów. Willy Lages nadal nie był zadowolony z tego wyniku – odpowiadał mniej niż połowie tego, czego zażądał aus der Fünten.

Lages potajemnie zaplanował następną obławę na kilka tygodni później, 20 czerwca. W niedzielę od trzeciej trzydzieści rano przez żydowskie dzielnice Zuid i Transvaalbuurt w Amsterdamie Oost przejeżdżały samochody z głośnikami, nakazując Żydom stawić się w punktach zbornych. Kto nie przyszedł dobrowolnie, był przymusowo wyciągany z domu. Tego dnia aresztowano ponad 5500 Żydów – wśród nich Mirjam Levie. „To koniec, pomyślałam sobie”, napisała. „Dzieje się to, czego obawiałam się najbardziej”.

To był piekielnie gorący dzień, ale rodziny wychodziły z domów ubrane w zimowe płaszcze, obładowane bagażami i kocami, zakładając, że będą ich potrzebować na chłodniejsze miesiące „służby pracy”. Herman Heukels ze Zwolle, holenderski nazistowski fotograf propagandowy, przybył na Olympiaplein, słynny olimpijski plac sportowy w Zuid, aby uwiecznić łapankę, planując sprzedać swoje zdjęcia oficjalnej gazecie holenderskiego SS, „Storm”. Jego fotografie są ostatnimi portretami deportowanych tego dnia dorosłych, dzieci i osób starszych. Uwieczniony został między innymi współprzewodniczący Rady Żydowskiej David Cohen, pochłonięty rozmową z dwoma innymi mężczyznami.

REKLAMA

Drugi współprzewodniczący, Abraham Asscher, który przyjechał do Zuid rowerem, aby sprawdzić, co się dzieje z mieszkającą na Apollolaan córką, i próbował zapobiegać deportacjom, jak tylko mógł, również trafił na Olympiaplein jako aresztowany. Wielokrotnie proszony o pokazanie dowodu osobistego, powiedział w końcu jednemu z oficerów, że ma dość i dostał za tę niesubordynację pięścią w nos. Asscher odwdzięczył się, zwalając Zielonego na ziemię. Dopadli go jednak inni policjanci i przyprowadzili na plac, gdzie aus der Fünten postanowił ukarać go aresztem domowym na jedną noc. Żaden z przewodniczących Rady nie został tego dnia deportowany.

W serii zdjęć Heukelsa nie widać holenderskich policjantów ani funkcjonariuszy SS, którzy zorganizowali łapankę. Jedynymi postaciami w mundurach są żydowscy członkowie Ordedienst z Westerbork, którzy w celu ułatwienia procesu zostali zmuszeni, by się tam pojawić, prawdopodobnie pod groźbą użycia broni, jak to się działo przy okazji innych łapanek.

Chociaż zdjęcia te są dla historyków jednymi z najcenniejszych dowodów wizualnych opowiadających o ogromnej łapance przeprowadzonej tamtego dnia, nie odzwierciedlają one żadnego zagrożenia ze strony okupanta ani terroru, jakiego doznały ofiary.

Wyzwolenie obozu koncentracyjnego w Amersfoort. Trzej holenderscy oficerowie za drutem kolczastym. Philip Mechanicus nie dożył dnia wyzwolenia. Zmarł w Auschwitz w październiku 1944 roku

Pamiętniki pozwalają wlać w nie przeżycia emocjonalne zarówno ofiar, jak i naocznych świadków, na przykład Cornelisa Komena, komiwojażera angielskiej firmy azbestowej, który obserwował łapankę z okna amsterdamskiego tramwaju. On i jego dzieci wybierali się na wycieczkę za miasto, żeby zbierać wiśnie. „Łapią ostatnich Żydów”, stwierdził w pamiętniku. „Zgromadzeni razem i zabrani jak bydło. Z domowych pieleszy w obce strony”. Dodał również: „Może i nie są zbyt mili, ale przecież są ludźmi”. Nalot przyciągnął nawet uwagę amerykańskich mediów, co nie zdarzało się często. Nagłówek wydrukowanego 23 czerwca 1943 roku artykułu z „New York Timesa” brzmiał: „Holenderscy Żydzi usunięci przez nazistów”, a pierwszy akapit: „Wszyscy Żydzi w Amsterdamie zostali deportowani przez Niemców do Polski, co zakończyło proces wysiedlenia całej ludności żydowskiej z Holandii”. Liczący nie więcej niż dwieście słów artykuł na stronie ósmej gazety oddawał katastrofalny charakter łapanki z 20 czerwca: z pewnością dawał do zrozumienia, że deportowana została cała żydowska ludność Holandii.

W rzeczywistości było to tylko trochę przedwczesne. Niektórzy maruderzy z Rady Żydowskiej rezydowali w mieście jeszcze przez całe lato, aż do 29 września 1943 roku. Tego dnia, w święto Rosz ha-Szana – żydowski Nowy Rok – naziści oficjalnie rozwiązali Radę Żydowską, a wszyscy pozostali członkowie personelu, w tym Asscher i Cohen, znaleźli się wśród ostatnich 10 tysięcy holenderskich Żydów deportowanych do Westerbork. Od tego czasu kraj uznany został przez Niemców za „Judenrein” – wolny od Żydów.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Niny Siegal „Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków” bezpośrednio pod tym linkiem!

Nina Siegal
„Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków”
cena:
59,99 zł
Tytuł oryginalny:
The Diary Keepers
Wydawca:
HarperCollins Polska
Tłumaczenie:
Dagmara Budzbon-Szymańska
Rok wydania:
2024
Liczba stron:
464
Premiera:
28.02.2024
Format:
215x145 [mm]
ISBN:
978-83-276-9367-9
EAN:
9788327693679
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Nina Siegal
(Ur. 1969) Dorastała w Nowym Jorku i Great Neck na Long Island, ale obecnie mieszka w Amsterdamie w Holandii, gdzie pracuje jako autorka i współpracowniczka International New York Times. Uzyskała tytuł licencjata na Uniwersytecie Cornell i tytuł magistra w dziedzinie beletrystyki w Iowa Writers Workshop.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone