Dominik Kuciński – „Józef Kuraś «Ogień»” – recenzja i ocena
Józef Kuraś „Ogień” autorstwa Dominika Kucińskiego to jedna z książek wydanych przez Bollinari Publishing House w serii „Archiwum Żołnierzy Wyklętych”. Celem tej kolekcji, opatrzonej logiem szczerzącego kły wilka, jest przybliżenie czytelnikom losów najbardziej znanych członków konspiracji antykomunistycznej w powojennej Polsce. Opracowanie Dominika Kucińskiego to stosunkowo krótka, ale treściwa biografia majora Józefa Kurasia, ps. „Ogień”, żołnierza m. in. 1 pułku Strzelców Podhalańskich, Konfederacji Tatrzańskiej, Armii Krajowej i Ludowej Straży Bezpieczeństwa, który jednak największą popularność zawdzięcza swoim działaniom w szeregach podhalańskiej partyzantki po 1945 r.
Narracja od początku wciąga. Poznajemy najpierw lata dziecięce oraz atmosferę domu, w którym wychował się Kuraś. Miał wspaniały wzór do naśladowania w osobie ojca, Józefa seniora, uosabiającego etos ciężkiej pracy, dbającego o wykształcenie swoje i synów. Stopniowo pnący się po szczeblach hierarchii społecznej, z powodu wygłaszanych poglądów i zaangażowania w politykę, stał się ofiarą sanacyjnych represji. Tymczasem Mały Józek już od najmłodszych lat przejawiał ogromny temperament, wyostrzony tylko przez zwrotne momenty jego życiorysu.
Takim zwrotnym momentem była na pewno służba wojskowa w połowie lat 30., która przemieniła chłopca w mężczyznę. Potem wstąpienie do podhalańskiej partyzantki, w której dał się poznać jako charyzmatyczny przywódca, aż wreszcie akcja odwetowa przeprowadzona przez Gestapo na najbliższych Kurasia i jego rodzinnej wsi, Waksmundzie. Ta tragedia zmieniła odważnego, towarzyskiego żołnierza w zgorzkniałego, pałającego żądzą zemsty partyzanta.
Nawet epizod współpracy z nową, komunistyczną władzą podyktowany jest – według Kucińskiego – troską o „maluczkich”, mieszkańców wsi takich jak rodzinny Waksmund, bezbronnych wobec wojennej zawieruchy i szerzącego się bandytyzmu. Epizod ten był zresztą niezwykle krótki, a powetowany wielokrotnie bardziej zajadłą walką z sowieckim okupantem. Jako dowódca Zgrupowania „Błyskawica”, Kuraś zorganizował wiele brawurowych akcji, wśród których wystarczy wspomnieć rozbicie więzienia św. Michała w Krakowie, miejsca kaźni polskich działaczy niepodległościowych. Swoje życie zakończył w iście honorowy sposób – odbierając je sobie samodzielnie, strzałem w skroń, w obliczu obławy przeprowadzonej przez aparat bezpieczeństwa.
Wśród wszystkich tych superlatyw ginie jednak druga strona medalu. Autor konsekwentnie pomija wszelkie kontrowersje dotyczące postaci Kurasia. Nie wspomina on ani słowem o wniosku o ściganie i śledztwo w sprawie działalności „Ognia” wniesionym do IPN przez nowotarski Oddział Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, nieustannie sprzeciwiający się wybielaniu czarnej legendy niesubordynowanego żołnierza
. „Zapomina” o egzekucjach Żydów, jakich dokonywali żołnierze „Ognia” czy represjach wymierzonych w słowacką mniejszość zamieszkującą tereny Orawy i Spisza. Zapomina się o „Testamencie” pozostawionym w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Nowym Targu przez żołnierzy-partyzantów 1 Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej, z którego wywodził się Kuraś. Obarczają oni „Ognia” winą m.in. za grabienie mienia cywilów, np. we wsi Krempachy i Nowej Białej, oraz mordy na ludności słowackiej.Autor przywołuje uroczystą ceremonię odsłonięcia pomnika ku czci Kurasia w Zakopanem, ale przemilcza negatywną opinię Towarzystwa Słowaków w Polsce na temat tego projektu
. Nie wspomina też o wszczęciu śledztwa dotyczącego działalności podhalańskiego oddziału „Ognia” prowadzonym przez Ústav Pamäti Národa w Bratysławie, słowacki odpowiednik IPN. Ostatecznie ÚPN nie postawił Kurasiowi zarzutów, ale wciąż żywe pozostają wspomnienia terroru, jaki jego oddział siał na terenie Spisza i Orawy. Ginie pamięć o miejscach takich jak Krempachy, Gronkowo czy Nowa Biała, których mieszkańcy do tej pory nie potrafią zrozumieć przyczyn represji, jakie dotknęły ich, ich rodziny czy sąsiadów, ze strony partyzantów „Ognia”. W ogóle, w książce Dominika Kucińskiego ginie jakakolwiek „inna” pamięć – tych poszkodowanych, prześladowanych, którzy „komendanta Podhala” wspominają jako rabusia i kata. Pozostaje jedynie pamięć heroiczna.Najpełniejszym wyrazem stanowiska autora wobec swojego bohatera – a najpewniej wobec wszelkich przedstawicieli polskiego antykomunistycznego podziemia zbrojnego – jest ostatni akapit książki. „Ogień” to dla Dominika Kucińskiego bezsprzeczny bohater nierównej walki o prawdziwie wolną Rzeczpospolitą. Taką samą jednoznaczność przyjmuje autor wobec tych, którzy wyrażają jakąkolwiek wątpliwość co do kryształowego charakteru majora Kurasia i „równie chętnie atakują pozostałych żołnierzy wyklętych”
. Jawią się oni jako poplecznicy stalinowskiej propagandy, która „pomimo upływu lat, pomimo upadku komunizmu, pomimo licznych świadectw i relacji, (…) w dalszym ciągu trzyma się bardzo mocno i jest systematycznie podsycana przez lewicujące środowiska”. Autor podważa wiarygodność i słuszność działań ludzi, instytucji bądź organizacji rozważających ewentualność popełnienia przez Józefa Kurasia zbrodni, wyrażając nadzieję, że „tendencja, zmierzająca do odsłaniania prawdy [podkreślenie moje – D. Ch.] o rzeczywistych losach i działaniach „Ognia” będzie utrzymana”.Ze względu na złożoność sytuacji społecznej i politycznej lat powojennych prawdopodobnie jeszcze przez długie lata nie ustalimy jednej, niepodważalnej wersji wydarzeń konstruujących biografię Józefa Kurasia i innych „Żołnierzy Wyklętych”. Może zresztą zadanie to nigdy nie będzie wykonalne? Dominik Kuciński wraz z wydawnictwem Bollinari bardzo chętnie odwołują się jednak do pojęcia prawdy. Sama seria „Archiwum Żołnierzy Wyklętych” reklamowana jest jako prezentująca prawdziwe losy najwybitniejszych żołnierzy niepodległościowego, antykomunistycznego podziemia [podkr. – D. Ch.]. Problem jednak w tym, że Józef Kuraś „Ogień” nie jest bezstronną, rzetelnie napisaną biografią, ale książką z wyraźną, aprioryczną tezą, w której autor wykorzystuje tragiczną postać żołnierza powojennej konspiracji do ilustracji pewnych politycznych założeń.
Nie chodzi o to, by o „Żołnierzach Wyklętych” nie mówić. Jest to intrygujący, dramatyczny i barwny element polskiej historii, zasługujący na profesjonalne zbadanie i opracowanie. Na pewno nie należy jednak modyfikować ich życiorysów pod dyktando ideologii, jak to zresztą czyniła znienawidzona przez autora książki komunistyczna propaganda. Pół prawdy to wciąż całe kłamstwo.
Tak, tak. Wszystkiemu winni komuniści! Jeszcze kilkanaście lat temu (dziś pewnie nie zyją) nieostrożnie przeze mnie zapytani o Ognia, mieszkańcy sąsiadującego z Waksmundem Ostrowska (a to z racji tych samych nazwisk we wsi i w oddziale Ognia) wzdrygali się ze zgrozą. I żadnym dla nich J. Kuraś nie był bohaterem a moi rozmówcy z "komunizmem" najprawdopodobniej mieli tyle samo wspólnego. co 99,999% mieszkańców tamtych okolic, czyli nic. Za dużo świadectw i świadków zbrodni Ognia, by mógł ktoś to wymyśleć.