Herbert George Wells. Wizjoner wojny totalnej
Herbert George Wells (1866-1946), pisarz brytyjski, autor zarówno powieści fantastycznych, jak i obyczajowych, traktatów historycznych i reportaży społecznych, we wczesnej fazie swojej twórczości dużo miejsca poświęcił wyczekiwanym w Anglii przemianom, które miały nieodwracalnie przeobrazić świat. Pobrzmiewająca w jego utworach z przełomu XIX i XX w. nuta pesymizmu, sprzeciwu wobec niesprawiedliwości jego epoki, nie była niczym nowym, a jedynie współgrała z powszechnym poczuciem schyłku potęgi Europy. Powszechnie uważano, że europejskie mocarstwa osiągnęły punkt szczytowy i czekała je już tylko degeneracja na kształt upadku cesarstwa rzymskiego, tyle że na skalę globalną. By nie podzielić losu starożytnych imperiów, Europa potrzebowała rewolucyjnych zmian. Trzeba było zarzucić spróchniałe ustroje i zacząć budować nową rzeczywistość. Nadzieje te podzielał Wells, jako że sam pochodził z nizin społecznych i trudno mu było zrobić karierę w Anglii, w której dorastał. Wells wyobrażał sobie, że jedynym wydarzeniem zdolnym odmienić ten świat (którego symbolem był hucznie obchodzony w 1897 r. diamentowy jubileusz panowania królowej Wiktorii) mogłaby być wojna, jednakże całkiem odmienna od konfliktów z dotychczasowej historii Anglii.
Zobacz też:
Pod koniec XIX w. wojna była nieodłącznym elementem rzeczywistości. Rząd ciągle prowadził jakieś wojny (szczególnie w okresie panowania królowej Wiktorii, gdy Wielka Brytania podbijała połacie Afryki i Azji). Rozgrywająca się za kanałem La Manche inwazja Prus na Francję w 1870 r. była obserwowana z powierzchownym zainteresowaniem, ale i obojętnością, wszak Francja była jeszcze jednym rywalem Anglii zatopionej w swojej „splendid isolation”, państwa, które nie ma odwiecznych przyjaciół ani wrogów, tylko odwieczne interesy. Na przeciętnym Angliku, obywatelu najpotężniejszego imperium świata i mieszkańcu wyspy niezdobytej od najazdu Normanów w 1066 r., wojna nie robiła specjalnego wrażenia. Wszechogarniające poczucie bezpieczeństwa i dobrobytu czyniło ją jakąś fantastyczną wizją, fanaberią niespokojnych umysłów. Takim właśnie niespokojnym, „gorejącym duchem” był Wells.
Wizja wojny totalnej
Stawiając pierwsze kroki w literaturze fantastycznej, założył dla czystej rozrywki, że w momencie, gdy Wiktoria odbiera hołdy zachwyconych poddanych, w ciągu kilku dni atak najeźdźców z Marsa burzy wszystko, na zawsze zmieniając życie całej ludzkości. Po odkryciu kanałów na Marsie ich hipotetyczni mieszkańcy zrobili się bardzo modni. Stąd właśnie Wells zaczerpnął swą inspirację. Jednak to nie Marsjanom została poświęcona jego druga powieść „Wojna światów”. Jak zapowiadał sam tytuł, tematem dzieła miała być wojna pokazana w sposób, jaki nikomu się wówczas nie śnił, w niczym nie przypominający utarczek wiktoriańskich zdobywców. Wojna Wellsa miała rozegrać się na podwórkach angielskich wsi i miast, a jej uczestnikami i ofiarami mieli być wszyscy, bez wyjątku. Jawiła mu się ona niczym jakiś gigantyczny kataklizm przyrodniczy grzebiący w ruinach starą Anglię, tak jak Wezuwiusz zasypujący popiołami Pompeje.
Powieść Wellsa luźno nawiązywała do współczesnej sytuacji politycznej (wzbierająca fala niechęci do Niemców po słynnej „depeszy Krugerowskiej”, w której Wilhelm II wyraził swoje poparcie dla Burów, szkodząc interesom brytyjskim). Równocześnie, jak przystało na utwór fantastyczno-naukowy końca XIX w., wykorzystywała najnowsze zdobycze nauk ścisłych. W 1894 r. włoski astronom Giovanni Schiaparelli odkrył kanały na Marsie (które później okazały się złudzeniem), co od razu posłużyło jako podglebie dla sensacyjnych spekulacji odnośnie podziemnej marsjańskiej cywilizacji tworzącej w sobie wiadomym celu ciągnące się setkami kilometrów kanały. Zainspirowany tymi dociekaniami Wells stworzył opowieść o najeździe tajemniczych mieszkańców Marsana Ziemię.
W powieści naukowcy pierwsi zauważają eksplozje na czerwonej planecie, które okazują się oznaką startujących marsjańskich statków kosmicznych. W krótkim czasie „bolidy z Marsa” przybywają na Ziemię. Naukowe obserwacje i dyskusje nagle milkną, oto ludzkość staje oko w oko z nieznanym, acz namacalnym przedmiotem z kosmosu: koło miasteczka Woking (Wells wówczas tam mieszkał) ląduje pierwszy „walec”, powszechnie wzięty za meteoryt. Gdy okazuje się, że „meteoryt” ma pasażerów, grupa ludzi próbuje się z nimi porozumieć, co kończy się dla nich tragicznie. Marsjanie po raz pierwszy używają swej śmiercionośnej broni, tzw. snopu gorąca, który zabija wszystkie istoty żywe... Jak pisał Wells: Z jamy wysunął się powoli sklepiony, podobny do garbu kształt wysyłający w przestrzeń ledwie dostrzegalny, wąski, cieniutki promyk światła. Po chwili w rozproszonej grupie zaczęły przeskakiwać z człowieka na człowieka jasne iskry, oślepiające błyski płomienia. Wydawało się, jakby niewidzialny strumień światła uderzał ich i zapalał po kolei, jakby jeden po drugim stawali nagle w płomieniach [...] Czułem tylko, że dzieje się tam coś dziwnego. Oślepiający, bezgłośny błysk światła i człowiek wali się na ziemię.
Polecamy e-book: „Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”
Wojna przyszłości widziana z przeszłości
Ustami swego bohatera autor już tutaj dokonuje genialnie profetycznej, a zarazem prostej obserwacji na temat wojny przyszłości: w wojnie totalnej wróg będzie posługiwał się skomplikowaną i niezrozumiałą dla przeciętnego cywila techniką, która umożliwi mu masowe zadawanie śmierci na odległość, pozwalając jednocześnie pozostać niewidzialnym.
Marsjanie zabijają ludzi z niezwykłą szybkością. Przyzwyczajony do odgłosów walki (strzał broni palnej czy szczęk broni białej) bohater bezradnie patrzy, jak bezgłośna broń Marsjan zabija i niszczy, działając jak dziwna maszyneria totalnego zniszczenia. Człowiek końca XIX w. nie wierzy już we wrogie mu siły nadprzyrodzone, odczuwa głód wiedzy; stąd też Wells w prosty i logiczny sposób ukazuje działanie snopu gorąca, tak jakby opisywał funkcjonowanie dagerotypu.
Jak działa tajemnicza broń? Oto Marsjanie wytwarzają zasoby intensywnego ciepła w komorach o minimalnym przewodnictwie. Następnie, używając „parabolicznego zwierciadła” „rzucają” snop gorąca, niczym snop światła z latarni morskiej, na przedmiot przed nimi. To, a nie żadna tajemnicza moc kosmicznego pochodzenia, było źródłem ich potęgi.
Zobacz też:
Okazuje się więc, że średnio zorientowany w fizyce Anglik mógł z powodzeniem wytłumaczyć sobie działanie broni przyszłości. Zaspokoiwszy swoją ciekawość, człowiek końca XIX w. jest już jednak bezradny psychicznie wobec nowej wojny psychologicznej. Marsjanie świadomie palą łąki i lasy, by łuny wywołały poczucie wszechogarniającego zagrożenia paraliżującego wolę walki przeciwników. Po pierwszym ataku nie śpieszą się, wiedząc, że czas stoi po ich stronie: świadkowie wywołają panikę, która zdezorganizuje ewentualny opór. Tak więc eskalacja strachu wśród ludności cywilnej staje się kolejnym nieodłącznym elementem konfliktu zbrojnego przyszłości. Atak Marsjan ma wszelkie cechy szczegółowo zaplanowanej i perfekcyjnie zgranej w czasie operacji desantowej. Inwazja rozpoczyna się w piątek. Pierwszy walec natychmiast po lądowaniu przystępuje do działania, tworząc wokół siebie wypaloną bezludną strefę, gdzie zostaje wybudowana baza potrzebna do rozwinięcia natarcia. Już w nocy z piątku na sobotę ląduje drugi walec, na co reaguje mikroskopijna brytyjska armia zawodowa, która wysyła w zagrożony rejon szwadron huzarów, 2 karabiny maszynowe maxim i 400 piechurów z pułku Cardigana. Po południu w sobotę pośpiesznie ściągnięta bateria artylerii zaczyna ostrzeliwać drugi walec. Działania wojskowe okazują się jednak nieskuteczne. Marsjanie znów zaskoczyli ludzi swoją techniką. Wybudowane w nocy w podziemnych warsztatach (przeniesionych w całości w walcach, niczym transportowcach wojskowych) machiny wojenne zmiatają z powierzchni ziemi cały brytyjski oddział. Po raz kolejny bohater może tylko ze zdziwieniem obserwować nowy wytwór przewyższającej technologicznie ludzkość kosmicznej cywilizacji: Wziąłem to w pierwszej chwili za mokry dach domu, jednak w nieustannym niemal świetle błyskawic widać było wyraźnie jego szybki, posuwisty ruch. [...] Ogromny, wyższy od domów trójnóg łamiący i depczący w pędzie sosny, potężna machina z połyskującego metalu krocząca przez wrzosowisko, wymachująca giętkimi stalowymi mackami.
Wojna staje się starciem już nie tylko żywych istot, ale opiera się teraz na zmaganiach obsługiwanych przez nie maszyn. Mechanizacja walki, pociągająca za sobą zaangażowanie licznych grup techników-specjalistów oraz działania naukowców, potrzebnych do zaprojektowania i wyprodukowania machin bojowych, rozszerza w olbrzymim stopniu zastępy ludzi biorących udział w konflikcie.
Idealna ofensywa Marsjan
Spadają kolejne walce, armia przeprowadza masowe przygotowania artyleryjskie. Udaje się uszkodzić jedną machinę bojową Marsjan, lecz przeciwnik działa skuteczniej i szybciej. Kompletnie załamany artylerzysta z rozbitej baterii jest dla Wellsa symbolem ludzkiej bezradności. Najpotężniejsza broń ludzkich armii końca XIX w., na której opierała się potęga mocarstw europejskich, okazuje się całkowicie nieskuteczna (notabene katastrofalne straty piechoty podczas I wojny światowej były spowodowane m.in. przecenianiem możliwości artylerii w ofensywie). Marsjanie, przełamawszy linię obronną Brytyjczyków, rozpoczynają planowy atak na linie komunikacyjne. Rozpraszają się i każda machina bojowa przystępuje do atakowania snopem gorąca małych miasteczek na kilku kierunkach. W ten sposób szerzy się panika, dezorientacja armii w kwestii głównego kierunku uderzenia oraz, co najważniejsze, dochodzi do paraliżu wszystkich dróg i kolei. Zostają one zatarasowane zwalonymi drzewami. Marsjanie nie marnują swych sił. Każde posunięcie jest drobiazgowo przemyślane. Na zatamowanych drogach powstają gigantyczne zatory, wojsko alarmowane ze wszystkich stron przez świadków marsjańskiego ataku nie jest w stanie poruszać się po kraju. Niewidzialny wróg jest jednocześnie wszędzie i nigdzie. Zniszczenie przez Marsjan linii telegraficznych faktycznie przecina przepływ informacji, dodatkowo wzmagając zamieszanie, którego kulminacją będzie paniczna poniedziałkowa ucieczka setek tysięcy mieszkańców Londynu. W tej chwili znacząca część zaatakowanego kraju jest odcięta od świata.
Kup e-booka: „Polacy na krańcach świata: XIX wiek”
Książka dostępna jako e-book w 3 częściach: Część 1, Część 2, Część 3
W końcu rzeczywiście udaje się zniszczyć jeden z „trójnogów”, na co organizacja chodzącej jak w zegarku machiny wojennej Marsjan natychmiast reaguje. Reszta ich pojazdów ustawia się w tyralierze, wysuwają one „grube czarne rury”, po czym wypuszczają z nich ostatnią już, potworną, niespodziankę dla ludzi: dziwną czarną parę, która w zadziwiającym tempie pokrywa wszystko, pola, miasteczka i stanowiska armat, zabijając ludzi, faunę i florę. Wells opisuje ów „czarny opar” jako rodzaj broni chemicznej masowego rażenia wchodzącej w reakcję w kontakcie z przedmiotami z metalu i wodą, na powierzchni której tworzy się warstwa trującej piany. Wszelki opór zostaje unicestwiony: ludzi i budowle zlikwidowano snopem gorąca, armaty uciszył czarny opar. Anglicy znaleźli się w równie beznadziejnej sytuacji, jak prymitywne plemiona próbujące zwalczyć włóczniami uzbrojonych w karabiny Europejczyków. Wells mówi: to nie jakaś boska moc, lecz fizyka, mechanika i chemia dały słuszne zwycięstwo Marsjanom, istotom zdehumanizowanym, pozbawionym ludzkich uczuć i słabości, świadomym zaś znaczenia nauki.
Pozaziemski blitzkrieg
Świadectwem ludzkiej głupoty i niższości jest olbrzymia klęska poniesiona w 4 dni (to istny blitzkrieg – w poniedziałek Marsjanie zdobywają Londyn i spychają do morza setki tysięcy ludzi, którzy mają zamiar w ostatniej chwili uciec na statkach do Francji). Po wojnie, w wyniku której ludzka rasa zostaje zredukowana do roli niewolników, pozostają ruiny miast pokryte czarnym pyłem i czerwone zielsko przywiezione przez Marsjan, by wyeliminować ziemską roślinność. Ludzkości nie pozostaje już nic innego, jak tylko uciekać i kryć się, dopóki budowana właśnie przez genialnych Marsjan machina latająca nie odda im na zawsze władzy nad całą planetą. Wells nie ma złudzeń. Sugeruje, że część ludzi, w zamian za obietnicę przetrwania, pomoże Marsjanom w tropieniu i dobijaniu resztek ludzkości.
Zobacz też:
W tym właśnie momencie pisarz kompletnie odwraca perspektywę: oto Marsjanie, ci „bogowie wojny” niespodziewanie przegrywają w walce na śmierć i życie. Wszyscy wymierają na ziemską chorobę spowodowaną przez niewidoczne bakterie jeszcze przed wynalezieniem antidotum przez swoich naukowców. Bezosobowa siła, biologia Ziemi, ratuje ludzkość przed katastrofą. Najazd z kosmosu kończy się tak szybko, jak się zaczął. Chaos wojenny, który przybrał postać katastrofy przyrodniczej i spowodował spustoszenie środowiska naturalnego, zdaniem Wellsa – biologa z wykształcenia – będzie rozsadnikiem groźniejszych od ludzkich broni: rozszalałych epidemii (ofiary I wojny światowej to ok. 11 mln ludzi, pośrednio rozpętana przez wojnę epidemia grypy hiszpanki zabiła na całym świecie ponad 20 mln).
Powieść o ludziach, a nie o kosmitach
Wojna kończy się, ale ludziom nie udaje się naprawić wszystkich zniszczeń. Poczucie bezpieczeństwa i życiowy optymizm na zawsze już znikają, by ustąpić miejsca bojaźliwemu oczekiwaniu na powrót najeźdźców. Niebo, tło romantycznych scenerii, pozostanie od teraz groźną, milczącą otchłanią kryjącą zagładę. Wells kwestionuje trwałość starych, dobrych czasów i wzywa do gotowości na najgorsze. Z całą mocą oskarża o zagładę małość i ograniczoność ludzkich umysłów niezdolnych do poradzenia sobie z nieuchronnymi, rewolucyjnymi zmianami, które mogą zagrozić bezpieczeństwu planety i całego ludzkiego gatunku.
Zabieg Wellsa, który wprowadził postać znajdującego się w epicentrum bohatera oraz wszechwiedzącego narratora, świetnie pokazuje, jak ograniczona jest wiedza jednostki na temat tego, co się dzieje. Bohater wciąż snuje przypuszczenia, coś mu się „wydaje”, usłyszał nową plotkę, że „podobno” zniszczono machinę bojową: z tych okruchów musi skonstruować jakiś spójny obraz rzeczywistości. Gdy ludność masowo ewakuuje się z zagrożonych terenów, jednostka musi radzić sobie sama. Żaden dotąd literat nie oddał tak sugestywnie przeżyć i przemyśleń samotnego człowieka wrzuconego w chaos wojny. Z drugiej strony, historycy literatury winni dostrzec wstrząsający realizm, z jakim pokazane zostały zachowania otumanionego strachem tłumu. Opis wydarzeń jest niezwykle szczegółowy i na tyle wiarygodny, że może przypominać reportaż prasowy. Wells wykorzystał tu swoją dobrą orientację w terenie: opisywane przez siebie miejscowości sam zwiedził w trakcie licznych wycieczek rowerowych.
Kup e-booka: „Polacy na krańcach świata: XIX wiek”
Książka dostępna jako e-book w 3 częściach: Część 1, Część 2, Część 3
Katastrofizm w „Pancernikach lądowych”
Niesamowita wyobraźnia autora „Wojny światów” zapewniła wielki sukces książce. Katastrofizm stał się nieodłącznym elementem jego twórczości w nadchodzących latach. Zerwawszy z fantastyką, Wells jął się imać tematów społeczno-obyczajowych i postanowił na tym tle zająć się kwestią nieuchronnej wojny i wpływu, jaki miała na nią wywrzeć rewolucja przemysłowa. Tym razem w krótkiej formie, w opowiadaniu „Land Ironclads” zamieszczonym na łamach „Strand Magazine” w grudniu 1903 r. zawarł mniej sugestywny, lecz bardziej prawdopodobny obraz konfliktu, w którym rolę machin bojowych Marsjan pełnić miały maszyny stworzone przez ludzi, archaicznie nazwane tu „pancernikami lądowymi”, czyli czołgi. Nie można powiedzieć, by Wells był jedynym pomysłodawcą broni pancernej. Jej idea była obecna w dziełach teoretyków wojskowości od starożytności. Nie ma też dowodów na to, że przyszli twórcy broni pancernej znali utwór Anglika. W tym opowiadaniu jednak, powstałym w czasach, kiedy armie europejskie w ogromnym stopniu opierały się na kawalerii, po raz pierwszy z tak dużą szczegółowością w warstwie technicznej przedstawiono kluczową rolę czołgów na polu bitwy.
Zobacz też:
- Podbój kosmosu na radzieckich plakatach propagandowych (cz. 1)
- Michael Jones – „Wojna totalna. Armia Czerwona od klęski do zwycięstwa”
Wells poszedł nawet dalej: „Land Ironclads” to wojna oglądana tym razem oczyma korespondenta wojennego, a więc nie kompletnego dyletanta jak bohater „Wojny światów”. Opowiadanie jest czymś w rodzaju fikcyjnego reportażu z pola walki. W bliżej nieokreślonym miejscu i czasie rozgrywa się konflikt zbrojny. Walczące armie nie zdołały pokonać jedna drugiej w klasycznym, napoleońskim starciu, więc zastygły naprzeciwko siebie w nieprzerwanej linii okopów, tworząc stały front. Pozornie Wells nie mówi tu niczego nowego: nierozstrzygnięte bitwy zdarzały się w całej historii wojskowości, a walki w okopach toczyły się chociażby podczas amerykańskiej wojny secesyjnej. Były to jednak tylko przestoje w manewrowych działaniach. Wells natomiast w ogóle zakwestionował zdolność współczesnej techniki wojskowej do decydujących rozstrzygnięć i zadał pytanie: co stanie się, gdy wojna okopowa wyeliminuje wszelkie manewry i przeobrazi się w monotonną walkę oblężniczą, w której gigantyczne ofiary po obu stronach nie będą miały żadnego wpływu na jej wynik? Autor przewidział tutaj największy kryzys w historii wojskowości (wynikły podczas zmagań 1914-1918), który wykrwawił Europę. To wszystko pisał, gdy agresywny nacjonalizm i „hurrapatriotyzm” europejskich narodów właśnie osiągały apogeum.
Dając tę ponurą diagnozę, pisał o armii z poboru powszechnego (zjawiska całkowicie obcego Anglikom), dostarczającą na front ludzi, którzy nigdy nie powinni byli się tam znaleźć. Wreszcie żołnierze ci zostają postawieni wobec przedsiębiorczego przeciwnika, który wykorzystuje na wojnie nie leserów, tchórzy i miernych wojaków, lecz specjalistów. Ci technokraci to ludzie przyszłości, zdolni do opracowania i stworzenia tak wiekopomnego wynalazku jak czołg. Wells wyobraził go sobie jako podłużny pojazd podobny do wielkiego owada, wyposażony w 8 par kół osadzonych na osi dostosowującej się do kształtu terenu, by całość utrzymywać w pionie. Po obu stronach 30-metrowego kadłuba znajdowały się stanowiska karabinów maszynowych wyposażonych w celowniki optyczne i skomplikowany mechanizm pozwalający strzelcom automatycznie namierzać cel i prowadzić ogień ciągły za jednym zamachem ze wszystkich cekaemów. Załogą (42 osoby plus 4 oficerów) dowodzić miał oficer kontrolujący wszystko (teren, odległość do celu, szybkość) z kabiny kontrolnej, lub raczej odpowiednika mostku kapitańskiego. Pod względem parametrów technicznych, które Wells podawał (4 silniki spalinowe, prędkość 10 km/h, wysokość 4 m, zasięg 80 km, ciężar 40 ton) „pancernik lądowy” zaskakująco przypominał monstrualne tanki z I wojny światowej typu Mark. Nie jest to przypadek. Komitet badawczy, który na polecenie Winstona Churchilla przystąpił do opracowywania prototypu czołgu, korzystał z tekstu literackiego, czyli właśnie z „Land Ironclads” Wellsa.
Brytyjscy wojskowi znaleźli tam opis taktyki przełamania przez czołgi wrogich transzei. Pancerniki, przejechawszy przez fortyfikacje, ostrzeliwać miały z obu stron zmasowanym ogniem flankującym, pozostając odpornymi na artylerię wroga. Wyłomy miała wykorzystywać piechota: u Wellsa głównie cykliści, likwidujący pozostały opór (pomysłu z cyklistami nie wykorzystano, jako że rowery kiepsko nadawały się na francuskie błoto, za to powrócono do genialnej idei wspierania czołgów przez kawalerię).
Opowiadanie Wellsa kończy się sromotną klęską armii, hołdującej jeszcze XIX-wiecznym obyczajom (wojna jako zabawa bądź sport godny prawdziwych mężczyzn), w bitwie z wojskiem przyszłości, dostosowanym do współczesnego pola bitwy z jego monstrualnymi zagrożeniami dla ludzkiej jednostki. Memento tego utworu jest jaśniejsze niż „Wojny światów”: Europejczycy zmienili świat na ucywilizowany, jednocześnie jednak dali się zwieść ułudzie, iż również wojnę da się ucywilizować. Jak widać, Wells pozostał jedynym prorokiem we własnym kraju, który mówił rzeczy na pozór oczywiste, jednak nie dla kilkudziesięciu milionów jego rodaków. Mimo że wojna nie była jego głównym tematem, to jednak co pewien czas w swojej twórczości odrywał się od pisania dziennikarskich, „okołodickensowskich” powieści, by znów wieszczyć zagładę rzeszom swoich czytelników.
Dziękujemy, że z nami jesteś! Chcesz, aby Histmag rozwijał się, wyglądał lepiej i dostarczał więcej ciekawych treści? Możesz nam w tym pomóc! Kliknij tu i dowiedz się, jak to zrobić!
Zagłada z nieba, czyli „Wojna w przestworzu”
Wells bardzo interesował się rozwojem lotnictwa; pasjonował się dokonaniami Louisa Blériota, który w 1909 r. przedostał się z Anglii do Francji, przelatując nad kanałem La Manche. W 1912 r. Wells własnoręcznie pilotował samolot, aż wreszcie postanowił dać wyraz swym fascynacjom w literaturze. W ten sposób powstał na poły żartobliwy, a w połowie typowo dla Wellsa apokaliptyczny utwór „War in the air” (wydany w 1908 r., wydanie polskie z 1910 r. pod tytułem „Wojna w przestworzu”). Jest to osobliwa książka, charakterystyczna dla pewnego etapu twórczości Wellsa, kiedy zapragnął on wcielić się w rolę domorosłego historiozofa wykładającego wszem i wobec swoje poglądy na dzieje i przyszłość cywilizacji. Tym razem wziął się za tzw. historię przyszłości. Zapragnął przedstawić fragment dziejów (jeszcze nie zaszłych) z perspektywy przyszłości. Tutaj więc, z dystansu XXI w. opisuje tytułową wojnę w przestworzu jako globalny konflikt, który w początku XX w. miał doprowadzić do kolosalnych zmian. Jest to wydarzenie centralne, zapoczątkowujące epokę, w której żyje narrator.
Akcja powieści rozgrywa się na angielskiej prowincji w pierwszej dekadzie XX w. Bohaterem jest Bert Smallways, wielki entuzjasta baloniarstwa, będący karykaturą angielskiego dżentelmena z klasy średniej. Jego podniebna eskapada kończy się niefortunnie, bo wiatr zwiewa go nad Niemcy, a dokładnie nad tajną bazę niemieckiej flotylli sterowcowej w przeddzień jej wyprawy wojennej przeciwko USA. Wylądowawszy, zostaje ujęty i, jako niewygodny świadek, zabrany na pokład pierwszego z zeppelinów startujących ku Ameryce. Wells wyobraził sobie armadę olbrzymich statków powietrznych poruszających się z prędkością 145 km/h, wyposażonych w liny, na których ciągnęły eskadry tzw. Drachenfliegerów (niem. latawiec), ultralekkich samolotów przeznaczonych do przechwytywania i niszczenia wrogich sterowców. Przywódcy niemieccy, sportretowani jako żądne krwi „jastrzębie” (na czele z arcyksięciem o morderczych instynktach), poprzez swoją szaleńczą ekspansję handlową w Ameryce Południowej gwałcą Doktrynę Monroe’a, co psuje stosunki między USA a Niemcami. W takiej sytuacji decydują się na prewencyjny atak na Stany Zjednoczone, posługując się swoją armadą aeronautyczną, którą Wells ukazuje jako pierwszą broń o zasięgu międzykontynentalnym. Równocześnie dochodzi do wybuchu wojny między USA a Sojuszem Wielkiej Azji (całkowicie nieprawdopodobny związek Chin i Japonii), który narzuca konflikt Amerykanom pod pretekstem powstrzymania dyskryminacji azjatyckiej mniejszości w USA, a w istocie celem wyhamowania ekspansji amerykańskiej na Dalekim Wschodzie. W konflikcie uczestniczą więc, według Wellsa, najbardziej agresywne mocarstwa świata, podczas gdy Europa bezradnie się przygląda.
Zobacz też:
Pokrótce streszczając wydarzenia, uczestnicy wojny atakują siebie nawzajem za pomocą flot powietrznych, mając nadzieję, że zniszczą wroga, zanim ten zdąży odpowiedzieć. Wells pokazuje samonapędzający się konflikt, który nie może mieć decydującego rozstrzygnięcia, jako że wojna w przestrzeni powietrznej rządzi się innymi prawami. Opisuje gigantyczne starcia na amerykańskim niebie, spektakularny nalot zeppelinów na Nowy Jork, bitwę powietrzną floty niemieckiej i japońskiej (starcia sterowców przedstawia dziwnie podobnie do bitew morskich, statki powietrzne podlatują do siebie, zaciekle się ostrzeliwując, dochodzi nawet do abordażu, podczas gdy wyposażone w haki Drachenfliegery spuszczone z lin spadają na wrogie aerostaty celem rozerwania ich powłok). Te zupełnie fantastyczne obrazy to niestety świadectwo na to, dokąd może zabrnąć niekontrolowana wyobraźnia autora.
Polecamy e-book: „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych”
Jednakże „Wojna w przestworzu” zawiera też wstrząsające prognozy na realną przyszłość. Przywołuje wizje, które już wkrótce miały urzeczywistnić się nad Europą: dywanowe naloty na miasta, ucieczkę milionów ludzi, totalną destrukcję zabudowań i śmierć setek tysięcy cywilów. Wojna w powietrzu jest prowadzona wbrew wszelkim konwencjom i prawom międzynarodowym, jako że jest pierwszym takim konfliktem. Działania toczą się wyłącznie w powietrzu i są skierowane nie przeciw armiom, lecz wrogim społeczeństwom, które masowo uciekają z płonących miast, by koczować na bezludnych terenach w ciągłym strachu przed atakiem z nieba, ginąc z głodu i chorób. Rozpędzona spirala przemocy wciąga stare mocarstwa europejskie, Anglię i Francję, wojna trwa lata, wreszcie całe dekady, rujnuje cywilizację niekończącymi się bombardowaniami, chociaż nikt już nie pamięta, jak się zaczęła. Nikt też nie wie, jak ją przerwać. Wojna zrujnowała gospodarki krajów wydających miliony na floty powietrzne, przeciążony zbrojeniami przemysł nie jest w stanie zaspokoić potrzeb społecznych, wywołując światowy kryzys gospodarczy. Zanika wszelka komunikacja, handel, poczta, prasa, przestają funkcjonować aparaty państwowe, cywilizacja miejska zostaje zniszczona. Ludzie osiedlają się w małych, odciętych od świata wioskach, gdzie zbroją się po zęby na wypadek napadów przestępczych lub nalotów wrogich sterowców. Na gruzach industrialnej cywilizacji odradza się po latach zacofany technicznie, rozbity na tysiące odizolowanych państewek świat oparty na rolnictwie. Nie zna on zaawansowanej techniki, której śladem są zarastające ruiny miast, pokryte wrakami samochodów, których nikt już nie umie uruchomić. Wells pokazuje stronę wojny, z której współcześni mu ludzie nie zdawali sobie sprawy.
Zobacz też:
W sytuacji, gdy cały glob jest już opleciony jednolitymi więzami gospodarczymi, politycznymi i komunikacyjnymi, wojna o światowym zasięgu nosi w sobie nieskończone zagrożenia dla całej ludzkiej cywilizacji. Można czytać z uśmiechem te osobliwe opisy. Choć wizja Wellsa odnośnie rozpadu Europy na konglomerat quasi-średniowiecznych państewek nie sprawdziła się, to jednak prognoza dotycząca światowego załamania gospodarczego wskutek wojny znalazła potwierdzenie i to niejednokrotnie (kryzys 1929 r. jako pokłosie I wojny światowej, ruina Europy ratowanej przez Plan Marshalla po II wojnie światowej czy upadek ZSRR na skutek załamania gospodarczego podczas wyścigu zbrojeń z USA w latach 80.).
Utopia na koniec, czyli „Świat wyzwolony”
Ponury obraz przyszłości świata stworzony przez Wellsa w wyżej przedstawionych utworach został nieco złagodzony optymistyczną utopią „The World set free” („Świat wyzwolony”) z 1914 r., gdzie raz jeszcze Wells nakreśla mrożącą krew w żyłach wizję wojny, która jest tu jednak tylko pretekstem do ukazania jasnych perspektyw dla ludzkości. Wojna pełni wręcz rolę katharsis dla wszelkich brudów cywilizacji, próby, którą musi przejść ludzkość, by wejść na wyższy stopień rozwoju. Podobnie jak wcześniejsza „Wojna w przestworzu” jest to przykład specyficznej dla Wellsa „Historii przyszłości”. Punktem wyjścia dla powieści jest odkrycie energii atomowej, uwolnionej dzięki rozszczepieniu atomów pierwiastków radioaktywnych. Energia ta rewolucjonizuje życie ludzkości. Dzięki niej następuje gwałtowny rozwój środków komunikacji (samochody, samoloty, nawet pociągi mają napęd nuklearny) do tego stopnia, że na początku lat 50. XX w. ten rodzaj energii jest równie powszechny, jak obecnie prąd elektryczny. Niestety, to wspaniałe osiągnięcie nie odmienia ludzkości moralnie, która wciąż jest podzielona przez agresywne nacjonalizmy i imperializmy.
W roku 1956 na tle tych rywalizacji dochodzi do wybuchu wojny europejskiej (sytuacja polityczna jest identyczna jak w 1914 r., Europę dzielą bloki militarne angielsko-francuskie oraz blok państw centralnych, lecz nowym, groźnym elementem są arsenały bomb atomowych, które po raz pierwszy miały zostać wykorzystane w działaniach zbrojnych). Jak widać, Wells, ostrożnie podchodzący do kwestii przemian politycznych, całkowicie się mylił, ale jednocześnie okazał się dość precyzyjny, jeśli idzie o możliwość rozpętania wojny nuklearnej. Około 1956 r. USA i ZSRR miały już odpowiednio duże zapasy broni atomowej, by nawzajem się unicestwić.
Zobacz też:
- Potęga i manewr. Czołgi ciężkie i zastosowanie wojsk pancernych do 1942 r.
- Sputnik 1 – 55 lat od startu
Wells opisuje pierwsze bomby atomowe jako nieduże pociski wypełnione karolinem, nowo odkrytym pierwiastkiem promieniotwórczym, który przechodził gwałtowną reakcję łańcuchową podczas rozszczepiania, wydzielając większą ilość energii niż uran czy pluton. Każda bomba miała mieć specjalny zawór, który przed zrzutem poluzowywano, by do środka wpuścić powietrze: katalizator reakcji. Bombę miano zrzucać oburącz z samolotu Podczas lotu wypełniała się ona powietrzem i uwalniała energię. W zetknięciu się z ziemią dochodziło do eksplozji, która miała być ciągiem nieskończonych wybuchów towarzyszących reakcji mającej trwać całymi miesiącami. W ten sposób wybuch powodował powstanie małego wulkanu czynnego latami, który niszczył wszystko w promieniu wielu kilometrów, jednocześnie wytwarzając promieniowanie szkodliwe dla zdrowia ludzi. Wells nie mógł się bardziej mylić, opisując szczegóły techniczne nowej broni, a zarazem genialnie przewidział jej morderczą moc tworzącą strefy skażenia zagrażające życiu przez całe dekady po wybuchu.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Wojnę Wells opisuje krótko. Obie strony wysłały nad swoje stolice dywizjony lekkich i superszybkich bombowców z napędem atomowym, mających na pokładach bomby nuklearne. Bombardierzy mieli zrzucać śmiercionośny ładunek ręcznie, w rezultacie powstawała kula ognia niszcząca również same bombowce, co zapowiadało hekatombę mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki w czasach, gdy nie istniała jeszcze nawet teoretyczna wizja broni atomowej (pierwsze badania nad nią zaczęły się dopiero 20 lat później).
Wells pisał: Istniał tylko ten purpurowy błysk i nieustający huk. Dookoła rozpadały się ściany, frunęły filary i miriady kawałków szkła wirowały w powietrzu. Miała wrażenie, jakby wielka purpurowo-czerwona kula ognia, niczym wściekłe zwierzę, zaatakowała Ziemię. [...] W trakcie lotu bomba zalśniła oślepiającą czerwienią i uderzyła w ziemię, tworząc słup wirującego ognia niczym trąbę powietrzną. Oba samoloty wzleciały w górę wypchnięte siłą uderzeniową. [...] nad holenderskimi zaporami uniosły się monstrualne kolumny blasku, szkarłatnego dymu i pary. [...] Niebo stawało się coraz gęściej zasnute chmurami, aż w końcu zdusiło całkiem światło słoneczne i nie pozostało już nic poza nużącym czerwonym blaskiem „wywołującym nastrój beznadziei”. Pod tą czerwonawą łuną wciąż żyła wielka liczba ludzi, pozostających w swoich domach, w większości cierpiących głód, utrzymujących się przy życiu dzięki własnym ogródkom warzywnym i magazynom sklepów zaopatrzeniowych. Podchodząc coraz bliżej, naoczny świadek dotarłby do kordonu policyjnego, mającego nadzorować działania zdesperowanych ludzi powracających do swych domów celem ratowania wartościowych rzeczy w obrębie „strefy stałego zagrożenia”. Nazwano ją tak raczej przypadkowo. Jeśli nasz obserwator dostałby pozwolenie na wejście do środka, to wkroczyłby na obszar opanowany przez ogłuszające grzmoty, strefę ciągłych wybuchów, płonącej dziwnym purpurowo-czerwonym światłem, drżącej i wstrząsanej przez nieustające eksplozje substancji radioaktywnej. Całe bloki budynków rozświetlały szalejące pożary, kipiące płomienie o bladym i okropnym wyglądzie łagodniały na tle silnego purpurowego blasku. Skorupy domostw paliły się już do gruntu, ogień przebijał wklęsłości okien, tonące w rozświetlonej czerwienią mgle. Każdy następny krok musiał być tak samo niebezpieczny, jak zejście do krateru czynnego wulkanu. Te wirujące, gotujące się epicentra wybuchów bomb będą się przemieszczać i niespodziewanie pustoszyć nowe regiony. Wielkie bryły ziemi lub ściany domów nagle wypchnięte siłą uderzeniową będą spadać na głowę obserwatora, lub też u jego stóp rozewrze się otchłań ognistego grobu. Mało kto spośród tych, którzy wdarli się do tych stref zniszczenia i przeżyli, chciało powtórzyć to doświadczenie. W opowieściach pojawiały się obłoki świetlistej, radioaktywnej pary, które unosiły się wiele mil od epicentrum i zabijały i paliły wszystko w swoim zasięgu. Pierwsze pożary z centrum Paryża rozszerzyły się na zachód, w połowie drogi ku morzu. Ponadto, powietrze w tym piekielnym, wewnętrznym kręgu płonących ruin było szczególnie suche i parzące, powodowało bolesne rany na skórze i w płucach, które niezwykle trudno było opatrzyć. Tak wyglądał Paryż, tak samo, tylko na większą skalę, wyglądała sytuacja w Chicago, ten sam los podzieliły Berlin, Moskwa, Tokio, wschodni Londyn, Tulon, Kilonia oraz 218 innych metropolii i ośrodków strategicznych. Każdy z nich stał się płonącym centrum popromiennego zniszczenia, które tylko czas mógłby ugasić, lecz w większości przypadków jeszcze nie ugasił. Eksplozje trwają po dziś dzień, choć rzeczywiście powoli wygasają i tracą impet. Na mapie prawie wszystkie kraje świata mają po trzy, cztery lub więcej czerwonych kręgów o szerokości wielu mil, które wyznaczają miejsca gasnących bomb atomowych i stref śmierci, których okolice ludzie musieli opuścić. W środku tych stref zniknęły muzea, katedry, pałace, biblioteki, galerie sztuki i wszystkie tak bogate osiągnięcia ludzkiej cywilizacji, których ruiny tkwią zakopane. Fascynująca spuścizna do odkrycia dla przyszłych pokoleń.
Polecamy e-book Michała Przeperskiego „Gorące lata trzydzieste. Wydarzenia, które wstrząsnęły Rzeczpospolitą”:
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Podczas nalotów przestają istnieć sztaby generalne, unicestwione wraz z wydziałami naukowców i specjalistów w zbombardowanych stolicach, a maszerujące armie pozbawione rozkazów, których nie ma kto wydać, padają ofiarą gigantycznego potopu, spowodowanego zniszczeniem zapór w Holandii przez falę uderzeniową. Broń atomowa rozstrzygnęła wojnę, zanim w istocie do niej doszło, jej efektem nie było zwycięstwo jakiegoś kraju, lecz klęska całej ludzkości. Podczas gdy połacie Europy, nienadające się już do zamieszkania, muszą zostać opuszczone przez ratujących się ludzi, reprezentacja wszystkich krajów tworzy wielki rząd światowy (na kształt Ligi Narodów i ONZ w jednym), obradujący w Brissago w północnych Włoszech nad natychmiastowym przerwaniem wojny i zniszczeniem wszystkich istniejących jeszcze bomb. Staje się to zaczynem, wymarzonej przez Wellsa i pokrewnych mu utopijnych socjalistów, republiki światowej, która zostaje powołana, by ratować planetę przed zagładą. Druga część książki opowiada o realizacji tego marzenia, o budowie przyszłości w pokoju i szczęśliwości, w finale zaś następuje wielka wyprawa w kosmos, która wreszcie doprowadziła do „objęcia rządów nauki” na Ziemi. Te wizje ukazują, jak genialnym obserwatorem swoich czasów był Wells, będąc jednocześnie beznadziejnym prorokiem przyszłości społeczeństw i państw.
Zobacz też:
- Podbój kosmosu na radzieckich plakatach propagandowych (cz. 2)
- Dziwadła Hobarta w Normandii: czołgi na każdą okazję (cz. 1)
Wojna przyszłości, postrzegana przez Wellsa jako olbrzymi konflikt tworzący nową epokę, toczony za pomocą czołgów, samolotów, sterowców, gazów bojowych i wreszcie bomb nuklearnych, została przez niego przedstawiona z autentycznym mistrzostwem, objawiając rzeczywisty zmysł wizjonerski autora, zupełnie niedostrzegany przez współczesnych, traktujących jego wizje jako czystą fikcję literacką. Niekiedy przesadne opisy sąsiadujące z niezwykłymi prognozami odbierały wiarygodność i osłabiały siłę pomysłów Wellsa. We własnym kraju popularność zdobył bardziej dzięki swoim powieściom społecznym niż ponurym wizjom wojennym, które szybko uległy zapomnieniu. Niestety, a być może na szczęście, ludzie pióra rzadko kiedy mają możliwość zmieniania rzeczywistości. Niedługo po publikacji „Świata wyzwolonego” nadeszła wyczekiwana wojna, która miała zniszczyć bezpieczny świat XIX w. i odtworzyć piekło na ziemi, kreując rzeczywistość w której wojny światowe miano już tylko numerować. Herbert George Wells, niepomny własnych słów, zaangażował się w nią w pełni, okazując swój entuzjastyczny stosunek do agresywnego nacjonalizmu, który przecież sam tak trafnie potępiał.
Polecamy e-book: „Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”
Bibliografia
- Keegan John, The First World War, New York 1999.
- Ławrynowicz Witold, Prekursorzy – pierwsze brytyjskie czołgi, AJ Press, Warszawa 2006 (seria Bitwy I Kampanie nr 16).
- Palczewski Juliusz, Utopista bez złudzeń – Herbert George Wells, Warszawa 1976.
- Smith Clayton David, H.G. Wells – Desperately mortal, Yale University Press, New Haven and London 1986.
- Wells Herbert George, Historia Świata, przekł. Jan Parandowski, Wrocław-Warszawa 1980.
- Wells Herbert George, Wehikuł Czasu, przekł. Feliks Wermiński, Wrocław-Warszawa 1985.
- Wells Herbert George, Wojna Światów, przekł. Henryk Józefowicz, Kraków 1974.
- Wells Herbert George, The Land Ironclads, [w:] Idem, The Collected Works, London 1948.
- Wells Herbert George, The War in the Air, London 1908.
- Wells Herbert George, The World set free, London 1914.
Internet
- The H.G. Wells Society
- War Of The Worlds invasion: The complete War Of The Worlds website
- War of the Worlds Online
Zredagowali: Gabriela Francuz i Kamil Janicki
Korektę przeprowadziła: Joanna Łagoda