Jerzy Kędzierski - piłsudczyk i Służba Bezpieczeństwa (cz.2)

opublikowano: 2014-06-23 13:22
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Londyńska emigracja, Służba Bezpieczeństwa, walka frakcji w rządzie emigracyjnym... a w środku Jerzy Kędzierski, człowiek, którego miano wyeliminować.
REKLAMA

Przeczytaj także pierwszą część

Ossolineum (fot. Julo, domena publiczna)

Zgodnie z zapowiedzią, w końcu marca 1958 roku Kędzierski pojechał do Polski. Odwiedził rodziców, którzy mieszkali w Busku-Zdroju i podpisał umowę z Ossolineum na wydanie książki o historii Anglii. Jeszcze przed wyjazdem do kraju otrzymał od „Bartosza” 20 funtów, a podczas pobytu w Polsce ponad 2 tysiące złotych. Pieniądze miały go bardziej związać z wywiadem.

W kraju kontakt z nowo zwerbowanym współpracownikiem nawiązać miał kapitan Zbigniew Mikołajewski. Zadaniem oficera wywiadu było rozpoznanie możliwości agenta, szczególnie pod kątem wykorzystania go dla rozpracowania działalności ośrodka „zamkowego”, TRJN, kół wojskowych oraz zbierania informacji ze środowiska angielskiego. Funkcjonariusz miał „pogłębić” również informacje fragmentarycznie przedstawione przez „Kędzika” w rozmowach z „Bartoszem” (sprawa J. Godlewskiego, próby werbunku przybyszów z kraju do roboty wywiadowczej przez koła wojskowe na emigracji). Tajnego współpracownika należało także przeszkolić w zakresie konspiracji pracy, łączności oraz zdobywania i opracowywania informacji. Mikołajewski miał mu ponadto przekazać ramowe zadania na przyszłość.

Po powrocie z kraju Kędzierski ponownie nawiązał kontakt z kapitanem Kowalskim. W drugiej połowie 1958 roku spotkali się przynajmniej osiem razy: dwukrotnie w lipcu, raz w sierpniu, ponownie dwukrotnie w październiku i listopadzie oraz w końcu grudnia. Z tych rozmów nie zachowały się jednak żadne sprawozdania. Każdorazowo oficer wywiadu wypłacał informatorowi 20 funtów. Spotykali się przeważnie w mieszkaniu „Kędzika”. Termin telefonicznie ustalał „Bartosz”. Na podstawie zestawienia wydatków można się domyślać, że trzy razy rozmawiali również w restauracji (do dotacji dla agenta oficer wywiadu doliczył koszty spotkania, każdorazowo w wysokości 2–3 funtów). W 1958 roku Kędzierski otrzymał od peerelowskiego wywiadu ogółem 200 funtów, a rok później w pięciu ratach 220 funtów (40, 80, 60 i dwukrotnie po 20 funtów).

REKLAMA

„Kędzik” przekazywał informacje dotyczące działalności obozu „zamkowego” oraz „szereg charakterystyk ludzi z innych ugrupowań politycznych emigracji”. Wiadomości zdobywał od osób, które znał z racji swej działalności politycznej w przeszłości i z którymi utrzymywał kontakty towarzyskie. Funkcjonariusze Wydziału V Departamentu I MSW oceniali, iż przekazane przez niego materiały były „dość ciekawe”. Większość z nich potwierdzały też inne źródła. Niektóry informacje (np. dotyczące J. Godlewskiego) zostały nawet „przesłane do Przyjaciół” (chodziło o służby sowieckie). Jedynym mankamentem, który poważnie obniżał ich wartość, było to, że „są one zbyt fragmentaryczne i ogólnikowe”. Wynikało to z ograniczonych możliwości agenta rozpracowywania osób, będących w kręgu zainteresowania wywiadu. Kędzierski był przeciążony pracą zawodową i naukową, od kilku lat nie angażował się też w działalność polityczną na emigracji.

Wywiad nie dysponował danymi, które wskazywałyby na powiązanie informatora z brytyjskim kontrwywiadem. Również „Bartosz” nie miał wobec niego żadnych podejrzeń. Jednak ze względu na to, że przed kilku laty Kędzierski kontaktował się z Sokolnickim (uznanym za prowokatora), Centrala zalecała „potrzebę systematycznej kontroli szczerości «K» oraz analizowania wszystkich istotnych momentów w jego zachowaniu”. Należało przede wszystkim wyjaśnić, czy „Kędzik” opowiadał innym osobom (poza „Maksymem”) o swoich spotkaniach z „Bartoszem” oraz czy jego kontakty z niejakim Johnsonem miały wyłącznie naukowy charakter (Johnson był opiekunem Kędzierskiego z ramienia British Council, przed II wojną światową miał pracować w ambasadzie brytyjskiej w Warszawie). Ustalenie tych danych pozwoliłoby zorientować się, czy informator nie był ewentualnie „dwulicowcem” i nie został celowo podesłany. Funkcjonariusze wywiadu brali również pod uwagę to, że częste wizyty Kędzierskiego w konsulacie nie uszły uwadze brytyjskich służb. Nie mając całkowitej pewności co do szczerości „Kędzika”, zamierzali go sprawdzić. Zgodnie z planem na jednym ze spotkań „Bartosz” miał go poprosić o podjęcie materiału z konkretnego miejsca. Na podstawie zachowanych materiałów nie sposób stwierdzić, jaki był rezultat tego testu i czy w ogóle do niego doszło.

REKLAMA
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, widok współczesny (fot. Lukasz2, udostępniono na licencji "Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0")

Kierownictwo wywiadu nie wystawiło jednak Kędzierskiemu pozytywnej oceny. Na dokumencie z 18 kwietnia 1959 roku, w którym funkcjonariusze Wydziału V Departamentu I MSW analizowali współpracę „Kędzika” ze Służbą Bezpieczeństwa, widnieje odręczna notatka: „Wydaje się, że agenta z niego nie będzie. Kontakt oficjalny – możliwy”.

W 1960 roku „Kędzik” nie otrzymał żadnego wynagrodzenia, choć nadal współpracował z wywiadem „na podstawie patriotycznej”. W grudniu 1961 roku z funduszu polonijnego konsulatu wypłacono mu jednorazowo 20 funtów, rok później 90 funtów, a w marcu 1963 roku kolejne 20 funtów. Od lipca 1963 roku agent otrzymywał stałe wynagrodzenie z funduszu operacyjnego wywiadu w wysokości 30 funtów miesięcznie. Do końca roku zarobił 180 funtów, w 1964 roku – 260 funtów (w czwartym kwartale dotację zmniejszono do 20 funtów), a w 1965 – 40 funtów. W całym okresie współpracy „Kędzik” otrzymał ponad 1000 funtów i blisko 12 tysięcy złotych. Początkowo (do sierpnia 1961 roku) pozostawał „na kontakcie” Mieczysława Kowalskiego „Bartosza”, następnie Witolda Zaremby „Romana”, a w czerwcu 1963 roku przejął go Zbigniew Mikołajewski „Rafał”.

REKLAMA

Władze w Warszawie, dążąc do zmiany negatywnego stosunku emigrantów do Polski Ludowej, wspierały finansowo środowiska opowiadające się za współpracą z krajem i zwalczające „niezłomnych”. Jedną z tego rodzaju inicjatyw był ukazujący się od końca 1962 roku tygodnik „Kronika”, redagowany przez Bolesława Świderskiego, znanego w „polskim” Londynie wydawcę i księgarza. Pismo finansował wywiad PRL. Na łamach „Kroniki” Kędzierski drukował przeważnie opowiadania, wiersze oraz artykuły o tematyce historycznej. Redagował również rubrykę „TAM”, w której przedstawiał wydarzenia w kraju. W jednym z pierwszych numerów „Kroniki” Kędzierski postulował przyspieszenie procesu „przekształcenia oblicza wszystkich istniejących organizacji [emigracyjnych], tak żeby z pozycji antypolskich przechodziły na propolskie”. Stosunek do kraju (Polski Ludowej) stał się dla niego głównym kryterium podziału wychodźstwa.

Ambicje „Kędzika” były znacznie większe. W lutym 1963 roku sugerował wywiadowi zwerbowanie Świderskiego. Twierdził, że redaktor „Kroniki” był gotowy na „bardzo daleką” współpracę. Podpowiadał prowadzącemu go oficerowi, że należałoby politycznie poprzeć „Kronikę” i „oczywiście” uzależnić ją finansowo, „gdyż sama pcha się w ręce”. Agent nie wiedział, iż jego propozycje wywiad już od kilku miesięcy wcielał w życie (Kędzierski sądził, że „Kronika” wydawana była za pieniądze Stowarzyszenia PAX). Za wymyślenie planu „przejęcia” tygodnika „Kędzik” spodziewał się nagrody. Chciał nie tylko objąć kierownictwo działu politycznego „Kroniki”, ale zostać kimś w rodzaju superredaktora, pośrednika między Świderskim a wywiadem. Z planów tych nic jednak nie wyszło.

REKLAMA

W kwietniu 1963 roku Kędzierski kolejny raz pojechał do kraju. Załatwiał sprawę wydania swojej książki, a w Towarzystwie „Polonia” rozmawiał na temat planu pracy Centralnego Komitetu Tysiąclecia Państwa Polskiego w Wielkiej Brytanii (Kędzierski był jego wiceprezesem). Kapitan Kazimierz Stępień, doceniając jego ofiarność i zaangażowanie, proponował przyznać mu jednorazową dotację w wysokości 5 tysięcy złotych na pokrycie kosztów pobytu. Ostatecznie wypłacono mu 4500 złotych (rok wcześniej „Kędzik” otrzymał 3 tysiące złotych).

W ocenie wywiadu, począwszy od 1963 roku, informator zajmował „bierną postawę” i nie wykazywał chęci dalszej współpracy. Mimo otrzymywanych zadań nie przekazał „żadnych informacji”, nie udzielał się też publicystycznie ani nie angażował się w działalność „Komitetu Tysiąclecia”. Jego zachowanie na odcinku współpracy polonijnej budziło „poważne zastrzeżenia”, zwłaszcza po tym, gdy na początku września 1963 roku Kędzierski został wezwany do War Office. Funkcjonariusze brytyjskiego kontrwywiadu wypytywali go o kontakty z peerelowskim konsulatem oraz o działalność w „Komitecie Tysiąclecia”. O podobne sprawy pytał „Kędzika” oficer Scotland Yardu, który w maju 1962 roku przyszedł do jego mieszkania. O obu rozmowach Kędzierski poinformował swoich „opiekunów” z SB. Z innego źródła wywiad dowiedział się, że „Kędzik” miał być jeszcze wezwany do War Office latem 1962 roku.

Kędzierski intrygował również wśród członków „Komitetu Tysiąclecia” przeciwko pracownikom konsulatu, obwiniając tych ostatnich o zmniejszenie dotacji na działalność polonijną. Zniechęcało to „prokrajowo” nastawionych emigrantów do dalszej aktywności. Uwagę tajnych służb zwróciły także jego „nachalne próby” wejścia do zarządu Stowarzyszenia Odra-Nysa i „obskakiwanie” w tym celu jego prezesa Michała Langa „Lewara”. Z drugiej strony nie wyjaśniono powiązań „Kędzika” z British Council i jego kontaktów z Johnsonem: „do dziś nie wiemy – stwierdzono w raporcie – czy ma on tylko charakter naukowy”. Pamiętano również, że przed kilku laty Kędzierski kontaktował się z Sokolnickim, który okazał się prowokatorem. Wszystko to dawało podstawę do przypuszczeń, że „Kędzik” mógł zostać przewerbowany przez brytyjski kontrwywiad.

REKLAMA
Jerzy Putrament (fot. Zdzisław Miernicki, domena publiczna)

Kędzierski nie reagował na uwagi „Rafała” (Zbigniew Mikołajewski) „odnośnie zaniedbywania się w pracy”. Swoje postępowanie starał się tłumaczyć rozgoryczeniem wynikającym jakoby ze „złośliwości” Ossolineum, które miało odmówić wydania jego książki. Wywiad zbadał sprawę i okazało się, że praca Kędzierskiego otrzymała pozytywną ocenę recenzenta. Ze względu na obowiązujący limit sugerowano mu jedynie zmniejszenie objętości pracy. Kędzierski nie godził się jednak na żadne zmiany, zarzucając wydawnictwu chęć „kastrowania” jego książki. W korespondencji używać miał również obelżywych słów. Choć w kwietniu 1964 roku był w kraju, nie skontaktował się z Ossolineum. Groził, że zrezygnuje z wydania książki, mimo że pobrał pokaźną zaliczkę (28 tysięcy złotych). W tej sprawie zasięgać miał porad prawnych u emigracyjnego adwokata Karola Poznańskiego – „wroga PRL”. Natomiast podczas pobytu w kraju szukał kontaktu z wiceprezesem Związku Literatów Polskich Jerzym Putramentem, by – jak mówił – poprzez niego wywrzeć presję na Ossolineum. Sprawa wydania książki Kędzierskiego była również tematem rozmowy przedstawiciela Ossolineum w MSZ. Wydawnictwo widziało możliwość wydania pracy w 1965 roku, pod warunkiem że autor dostosuje się do stawianych mu wymogów. Sam Kędzierski rozpowiadał, że jego pracę chce wydać paryska „Kultura”. Funkcjonariusze wywiadu uważali jednak, że „«historyjka» ta była wymysłem «Kędzika»”, aby „w ten sposób zmobilizować nas do pozytywnego załatwienia jego sporu z Ossolineum. Jak świadczą fakty, w tej sprawie nie przebierał w środkach”.

REKLAMA

Wywiad zaniepokoiło również nieobliczalne zachowanie informatora. Podczas wizyty w Polsce w 1964 roku, załatwiając swoje sprawy w Towarzystwie „Polonia”, Kędzierski na prawo i lewo rozgłaszać miał nazwiska znanych mu rzekomo agentów zachodnioniemieckiego wywiadu. Wśród nich wymieniał redaktora „Kroniki” Bolesława Świderskiego oraz Henryka Archutowskiego, działacza Centralnego Komitetu Tysiąclecia Państwa Polskiego w Wielkiej Brytanii. Kolejny raz szumnie deklarował też swój powrót na stałe do Polski po upływie trzech lat. W tej sytuacji rozmowę z „Kędzikiem” podczas jego pobytu w kraju uznano za niecelową. Oficerowie wywiadu zamierzali w ten sposób również „podkreślić nasz lekceważący do niego stosunek”, licząc, że informator „sam będzie usiłował do nas dotrzeć, by wyłudzić pieniądze”. Kędzierski, aby zwrócić na siebie uwagę służb, będąc w odwiedzinach u ojca, opowiadał wśród znajomych o znanych mu agentach wywiadów zachodnioniemieckiego i angielskiego. Ponownie na pierwszym miejscu wymieniał Świderskiego. Skarżył się też na Ossolineum, które rzekomo chciało pozbawić jego książkę naukowej treści, z tego powodu musiał zerwać umowę. Jeżeli „Kędzik” chciał w ten sposób „zainteresować” swoją osobą tajne służby, to się przeliczył, gdyż funkcjonariusze wywiadu przestrzegli swoich kolegów z kontrwywiadu przed ewentualnym kontaktem z nim. W Centrali brano również pod uwagę, że na „dziwne” postępowanie Kędzierskiego wpływ mógł mieć jego „skomplikowany charakter”, a także zawiedzione nadzieje ambitnego historyka czy problemy rodzinne (rozpad małżeństwa).

REKLAMA

Kontakt z „Kędzikiem” praktycznie nie istniał od lipca 1964 roku. Sporadyczne spotkania z informatorem odbywały się „na płaszczyźnie polonijnej” i miały przede wszystkim na celu „uaktywnienie go po tej linii”. Jednak „jak dotychczas i na tym odcinku brak jest jakichkolwiek rezultatów”. W tej sytuacji kapitan Wincenty Pęciak, „mając na uwadze bezpieczeństwo naszej pracy operacyjnej oraz bezużyteczność kontaktu z «Kędzikiem»”, proponował wyeliminować go z sieci agenturalnej. Wniosek poparł naczelnik Wydziału VIII Departamentu I MSW podpułkownik Edward Jankiewicz. Podczas najbliższego pobytu „Kędzika” w kraju major Kowalski, który go zwerbował, miał z nim przeprowadzić rozmowę rozwiązującą współpracę. Ze względu na „niezrównoważony charakter” Kędzierskiego oficer wywiadu miał mu również dać do zrozumienia, że „jakakolwiek destrukcyjna robota z jego strony, na niwie polonijnej, mogłaby przekreślić jego dotychczasową prokrajową postawę. Nie przyniosłoby to korzyści żadnej ze stron, a dla niego spowodować by mogło nieprzyjemne skutki, czego chcielibyśmy uniknąć”. Rozwiązanie współpracy dotyczyło tylko kontaktów „Kędzika” z wywiadem, natomiast działalność na odcinku polonijnym była nadal dla niego otwarta. Dalsza aktywność Kędzierskiego na tym polu zależeć miała „od jego postawy politycznej i poczucia obowiązku patriotycznego”. Kontakt z informatorem „po linii polonijnej” utrzymywać miał w Londynie kapitan Zbigniew Mikołajewski „Rafał”. Miesiąc później kapitan Pęciak przygotował postanowienie o zakończeniu rozpracowania operacyjnego Kędzierskiego. W uzasadnieniu oficer wywiadu stwierdził: „zgodnie z zatwierdzonym raportem o wyeliminowaniu w/wym. z sieci agent. nie ma uzasadnienia zajmowania się dalej sprawą”.

Jesienią 1966 roku, po rozwiązaniu się „Komitetu Tysiąclecia”, Kędzierski wszedł w skład Komitetu Organizacyjnego Zrzeszenia Polonii Brytyjskiej. Nowa inicjatywa o charakterze polonijnym została stworzona z myślą o oddziaływaniu na wychodźstwo w duchu „prokrajowym”. Miała przekonać emigracyjne masy do pozytywnego stosunku wobec kraju – Polski Ludowej. Z okazji 25-lecia PRL polonijny działacz został też odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi.

W końcu 1967 roku Świderski proponować miał Kędzierskiemu, aby po jego powrocie do Polski przejął wraz z Wojciechem Czuchnowskim redakcję „Kroniki”. Kilka miesięcy później, przed kolejną rozmową ze Świderskim, „Kędzik” poinformował o sprawie swoich byłych mocodawców z wywiadu. Godził się na przejęcie redakcji pod warunkiem dokooptowania trzeciego redaktora odpowiedzialnego za korekty i drukarnię oraz uregulowania spraw finansowych, „tak żeby autorom płacić normalnie”. Informując wywiad, sondował zapewne, czy może liczyć na spełnienie tych warunków.

Żegnając na łamach „Kroniki” zmarłego w kwietniu 1969 roku Bolesława Świderskiego, Kędzierski przy okazji poużywał sobie na emigracji, która „siły do swej codziennej wegetacji czerpie z chorej nienawiści do naszego narodu i państwa”.

Kędzierski wielokrotnie zapowiadał swój powrót do kraju. Ostatecznie w 1974 roku przyjechał na stałe do Polski i zamieszkał w Warszawie. W 1983 roku został członkiem powołanego w stanie wojennym Związku Literatów Polskich. Zmarł nagle 16 września 1985 roku w Brodnicy.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Krzysztofa Tarki pt. „Jest tylko jedna Polska? Emigranci w służbie PRL”:

Krzysztof Tarka
„Jest tylko jedna Polska? Emigranci w służbie PRL”
cena:
Wydawca:
LTW
Okładka:
twarda
Liczba stron:
464
ISBN:
978-83-7565-332-8

Przeczytaj także pierwszą część

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Krzysztof Tarka
Absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego. W 1993 roku obronił doktorat pt. Litwa w polityce rządu polskiego na uchodźstwie 1939-1945, pod kierunkiem prof. Wojciecha Wrzesińskiego. W 1999 roku zaś habilitację pt. Litwini w Polsce 1944-1997. Profesor w Instytucie Historii Uniwersytetu Opolskiego, członek Komitetu Nauk Historycznych Polskiej Akademii Nauk.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone