Julian Tuwim – „Moja miłość” – recenzja i ocena

opublikowano: 2015-02-24 21:50
wolna licencja
poleć artykuł:
Jeśli ktoś chciałby olśnić swą ukochaną poetycką frazą – w liście (dla skrajnych romantyków) lub w wiadomości e-mail czy sms (dla romantyków XXI wieku) – a wie, że w sztuce rymotwórczej bliżej mu do księdza Baki niż Mickiewicza, z powodzeniem może sięgnąć po niewielką książeczkę wydaną nakładem „Iskier”, o wymownym tytule _Moja miłość_. Pomysłów dostarczy sam mistrz Julian Tuwim.
REKLAMA
Julian Tuwim
„Moja miłość”
nasza ocena:
6/10
cena:
Wydawca:
Iskry
Rok wydania:
2014
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
116
Format:
215 x 110 x 15
ISBN:
978-83-244-0359-2

Każdy, kto identyfikuje Tuwima tylko i wyłącznie jako autora Lokomotywy lub innych utworów dla dzieci, wiele traci. Ten najbardziej rozpoznawalny przedstawiciel poetyckiego „Skamandra” (którego współtworzył w dwudziestoleciu międzywojennym wraz z Janem Lechoniem, Antonim Słonimskim, Kazimierzem Wierzyńskim i Jarosławem Iwaszkiewiczem), w swoim dorobku posiada nie tylko przepiękne liryki, ale i buntownicze, obrazoburcze, rewolucyjne wręcz utwory, z których największym jego osiągnieciem jest poemat Bal w operze. Równocześnie Tuwim był bodaj pierwszym poetą „masowym”: lwią część jego twórczości stanowią bowiem kabaretowe skecze, satyry, szmoncesy (bardzo popularne w okresie międzywojnia dowcipy, oparte na humorze żydowskim) pisane dla kabaretu Qui Pro Quo oraz szlagiery, które śpiewała cała przedwojenna Polska – wystarczy przywołać choćby słynną Miłość ci wszystko wybaczy w wykonaniu Hanki Ordonówny czy Co nam zostało z tych lat, którą śpiewały ówczesne gwiazdy estrady: Tadeusz Faliszewski oraz Chór Dan. Liczne pasje poety – kolekcjonerska i leksykograficzna – dały owoc tak niespotykanym dziełkom jak Czary i czarty polskie (Tuwim był bowiem również… demonologiem), Polski słownik pijacki, Pegaz dęba i Cicer cum caule. Zainteresowania językoznawcze oraz doskonały, wrażliwy słuch poetycki, sprawiły, że poeta parał się również tłumaczeniami: na język polski przekładał zwłaszcza poetów rosyjskich – zasłynął choćby z doskonałych tłumaczeń dzieł Puszkina.

Tym razem jednak Julian Tuwim – poeta, satyryk, tłumacz, demonolog – za sprawą Wydawnictwa „Iskry” objawia się nam przede wszystkim jako… kochanek. Moja miłość jest bowiem zbiorem listów (a raczej strzępków listów i nielicznych fragmentów, które zdołały się uratować), a także nigdy niepublikowanych wierszy – przede wszystkim juweniliów – których adresatką jest Stefania – ukochana żona, muza i największa miłość jego życia. „Moje życie miało imię dziewczęce” – pisał w wierszu z tomiku Siódma jesień. Czytelnik, śledząc pisane przez poetę listy, nie ma wątpliwości, że całym jego życiem była Stefania Marchew – zwana przez Tuwima pieszczotliwie z francuska Marcheff (panieńskie, pospolite nazwisko późniejszej pani Tuwimowej było dla niej źródłem kompleksów do tego stopnia, że długo nie było ono znane biografom poety). Ujrzał ją w Łodzi, na ulicy Piotrkowskiej, 4 kwietnia 1912 roku – jak zanotował. Piękna panna z miejsca podbiła serce młodego, osiemnastoletniego wówczas Tuwima. Jeśli wierzyć szczątkowym informacjom, udzielonym przez samego Tuwima i wspomnieniom rodziny, przyjaciół i znajomych – tu przede wszystkim Magdalenie Samozwaniec, Irenie Krzywickiej, czy Irenie Tuwim – zabieganie o rękę panny z Tomaszowa Mazowieckiego, córki żydowskiego handlowca i śpiewaczki, trwało siedem lat. „Pretendent na męża” musiał udowodnić przyszłym teściom, że nie jest byle jakim „gryzipiórkiem” i będzie w stanie zapewnić utrzymanie rodzinie. Niestety, niewiele zachowało się faktów dotyczących ich początkowej znajomości, a później małżeństwa; Stefania Tuwim dyskretnie milczała na ten temat od początku do końca, a adresowane do niej epistoły, opatrzone wstępem i komentarzem Tadeusza Januszewskiego, wcale nie rozjaśniają sprawy.

REKLAMA

Opublikowane w książce listy Tuwima do ukochanej nie są świadectwem faktograficznym, które stanowiłoby uzupełnienie biografii poety. W żaden sposób nie przybliżają również sylwetki „przyszłej Tuwimowej”, nie mówią nic o jej charakterze czy usposobieniu, oczywiście ze względu na swój jednostronny charakter; nie wiemy co odpisywała „Stefcia” zakochanemu w niej poecie, nie znamy jej myśli i uczuć, jej listy bowiem nie zachowały się. Dzięki temu Stefania – „panna, madonna legenda tych lat” – pozostaje dla nas zjawiskiem efemerycznym i ulotnym – dokładnie takim, jakim widział ją sam Tuwim.

Czym w takim razie są te listy? Przede wszystkim zapisem uczuć samego poety; początkowo egzaltowanym, gwałtownym wyznaniem uczuć, później świadectwem wciąż niegasnącej namiętności, tęsknoty, oczekiwania i udręki, a zwłaszcza niepewności co do uczuć ukochanej kobiety – tak bardzo bliskiej i odległej zarazem, której imię poeta zdrabnia na wszelkie możliwe sposoby (od „Stefci” pod „Fifcię”). I która jest dla niego wszystkim: matką, siostrą, córką, żoną, kochanką, przyjaciółką: Jasną, Świetlną, Promienistą, Powszechną, Ogromną (…) Sprawą… . W kwietniu 1917 roku poeta przechodzi załamanie nerwowe; wydaje się, że znajomość zostanie ostatecznie zerwana, a przyszły współtwórca wyjeżdża leczyć skołatane nerwy na wieś. Dzięki dwóm listom – których adresatką wyjątkowo nie jest Stefania a przyjaciele, przede wszystkim Salomea Dońska – oraz dopełniającej je, krótkiej notatce, która znalazła się wśród liryków, możemy domyślać się powodów depresji poety: są nimi obiekcje i obawy panny co do przyszłego męża. Boi się (…), lęka – ludzi, oczu s[poj]rzeń – ja dla Niej zaporą do szczęścia jestem. Dlaczego?! – pisze zrozpaczony poeta. W notatce z dnia 14 kwietnia 1917 roku czytamy: (…) powiedziała mi, że jestem egoistą, bo myślę tylko o sobie; tylko o tym, jak mnie będzie bez niej: »A o tym, że mnie z Tobą będzie źle nigdy nie pomyślisz«. Po pięciu latach wyładowywania całej swojej energii dla Niej. Stracony . Z tych niewielkich urywek wyłania się na moment obraz ukochanej – pełnej wątpliwości, a zarazem dość przewrotnej w swoim postępowaniu wobec zakochanego do szaleństwa poety.

REKLAMA
Julian Tuwim
„Moja miłość”
nasza ocena:
6/10
cena:
Wydawca:
Iskry
Rok wydania:
2014
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
116
Format:
215 x 110 x 15
ISBN:
978-83-244-0359-2

Trzeba przyznać, że te pierwsze, młodzieńcze listy są przede wszystkim popisem egzaltacji, a nie kunsztu poetyckiego i jednych mogą przyprawić o zawstydzenie, a innych – którym obca jest ckliwość i najmniejszy poryw serca – nawet ból zębów. Z czasem listy do narzeczonej, a później żony, nabierają tego samego nastrojowego, pełnego liryzmu tonu, tak dobrze znanego nam z najsłynniejszych miłosnych wierszy Tuwima – Wspomnienia czy Przy okrągłym stole, znanym szerszej publiczności w wykonaniu Ewy Demarczyk pod tytułem Tomaszów. W kolejnych latach listy do żony stają się również wyraźnym, pisarskim warsztatem Tuwima: rozpoznajemy tak charakterystyczne dla poety neologizmy, językową ekwilibrystykę, zabawę słowami – w twórczości epistolarnej, intymnej przecież, objawia się kunszt poetycki Tuwima i jego wirtuozeria słowa.

Nie należy jednak posądzać twórcy Balu w operze o to, że listy do żony traktował jako wprawkę. Wręcz przeciwnie – za każdym razem są pełne szczerego uczucia do ubóstwianej Stefanii. Tuwim, jak każdy mężczyzna, bywa zazdrosny o swoją żonę, bawiącą często za granicą, odpisującą zdawkowo lub prawie wcale; niecierpliwi się, gdy jego ukochany „robaczek świętojuliański” wydaje za dużo pieniędzy i prosi o przesłanie kolejnych; z czułą, żartobliwą troską dopytuje, czy kochana żonka… przytyła: Jak tam z ciałem? Ile go przybyło? Pamiętaj jeśli nie zastanę grubasa, to się upiję ze zmartwienia (…) .

A nade wszystko tęskni – tęskni za jej spojrzeniami, uśmiechem, ciałem. Stefania działa na poetę jak narkotyk, jest uzależnieniem, z którym niepodobna walczyć i jedyną racją bytu.

REKLAMA

Druga część Mojej miłości stanowi zbiór wierszy Tuwima: zarówno juweniliów, które nie były dotychczas publikowane, jak i tych znanych doskonale czytelnikom z tomiku Siódma jesień. Również one są dowodem silnego uczucia, które momentami jest druzgocącą, nieprzemijającą namiętnością ([Erotyk]), to znów uwielbieniem, tak jak w Ave Stefania, gratiae plena! I o ile czytając pierwszą część, czytelnik może mieć poczucie, że wdziera się w czyjś najintymniejszy i bardzo osobisty świat, stając się swego rodzaju podglądaczem cudzej korespondencji, o tyle druga sprawia, że powraca znów na utarte szlaki lekturowe – wszak wiersze są już świadomą twórczością. I w tym wypadku Tuwim bawi się formami i gatunkami, które pozostają jednak w obrębie tematyki miłosnej. W ten sposób utwory nabierają charakteru modlitwy, litanii do „panny, madonny”, którą poeta otacza religijną wręcz czcią. Nie są to być może najlepsze wiersze autora Sokratesa tańczącego ; pozostają za to niezmiennie przepełnione gorącym, najszczerszym uczuciem miłości.

Natomiast samemu wydawcy można albo pogratulować odwagi, albo postawić zarzut, że zdecydował się opublikować rękopisy, które znaleziono w archiwum Juliana Tuwima przekazanym po jego śmierci do Muzeum Literatury w Warszawie. I w obu przypadkach będzie to w pełni uzasadnione. Z jednej strony bowiem trzeba mieć sporo odwagi, by zdecydować się na publikację najbardziej osobistych pamiątek poety, mających bardziej wartość sentymentalną, niż literacką, które w dodatku nie stanowią zwartej całości, jak to było w przypadku listów choćby Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów. Z drugiej strony warto postawić pytanie o granicę prywatności wybitnego twórcy i o to, w jakim stopniu można ją odsłonić przed czytelnikiem Czy po Kronosie Gombrowicza i zalewie publikowanej korespondencji polskich pisarzy i poetów ta granica już na dobre się zatarła? W tym wypadku jednak zarówno listy, jak i wiersze, które znalazły się w Mojej miłości, bronią się same – niekoniecznie w swym literackim i poetyckim aspekcie – i znajdą swych wiernych wyznawców. Albowiem dla nas, anty-romantyków XXI wieku, Moja miłość może być nie tylko źródłem inspiracji dla wyrażania własnych uczuć, ale nostalgiczną podróżą w przeszłość, kiedy to ludzie potrafili jeszcze mówić o miłości między kochankami: „tkliwie, żarliwie”, wzniośle, a nade wszystko – pięknie.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Justyna Skalska
Studentka filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Interesuje się historią i teorią literatury, kulturą i obyczajami II RP, historią kobiet, a także dziejami swojego rodzinnego miasta – Krakowa. Prywatnie miłośniczka książek i jazzu. Publikuje również w czasopiśmie i portalu studenckim „Drugi Obieg”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone