Julian Tuwim wywrotowiec
Julian Tuwim – zobacz też: Tuwim polski, Tuwim żydowski
O tym, że Julian Tuwim był poetą o poglądach raczej lewicowych, nie trzeba nikogo przekonywać. Przed laty ulicę, na której znajdowała się przedwojenna siedziba PPS-u, nazwano właśnie jego imieniem. W tym przypadku połączenie to jest nad wyraz trafne, bowiem Tuwim był silnie związany z polskimi socjalistami, w tym również z ich organem prasowym, dziennikiem zatytułowanym „Robotnik”.
27 października 1929 roku w „Robotniku” został zamieszczony wiersz Juliana Tuwima Do prostego człowieka. Jak się okazało, wywołał on spore zamieszanie.
Gdy znów do murów klajstrem świeżym
Przylepiać zaczną obwieszczenia,
Gdy „do ludności”, „do żołnierzy”
Na alarm czarny druk uderzy
I byle drab, i byle szczeniak
W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
Że trzeba iść i z armat walić,
Mordować, grabić, truć i palić;
Gdy zaczną na tysięczną modłę
Ojczyznę szarpać deklinacją
I łudzić kolorowym godłem,
I judzić „historyczną racją”,
O piędzi, chwale i rubieży,
O ojcach, dziadach i sztandarach,
O bohaterach i ofiarach;
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twój karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
Że za ojczyznę − bić się trzeba;
Kiedy rozścierwi się, rozchami
Wrzask liter pierwszych stron dzienników,
A stado dzikich bab − kwiatami
Obrzucać zacznie „żołnierzyków”. -
− O, przyjacielu nieuczony,
Mój bliźni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, że na trwogę biją w dzwony
Króle z panami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: „Broń na ramię!”,
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj broniąc swej krwawicy:
„Bujać − to my, panowie szlachta!”
W przepastnych zasobach Archiwum Akt Nowych znajduje się niepozorna teczka, a w niej dokumenty w sprawie „wywrotowego” poety Tuwima i jego obrazoburczego wiersza. Komisarz rządu na miasto Warszawa (urzędnik wojskowy w randze wojewody, mianowany przez generała przy Generalnym Inspektorze Sił Zbrojnych), Lucjan Gałczyński w dniu 4 listopada 1929 roku w taki sposób pisał o sprawie:
W wierszu tym autor wzywa żołnierzy, ażeby w razie wojny, w razie wezwania do obrony Ojczyzny, rzucali broń i odmawiali posłuszeństwa wbrew nakazaniom przysięgi. Wiersz ten ma za zadanie szerzenie zdrady wśród wojska i przygotowanie gruntu, nie tylko do dezercji z szeregów, ale i do jawnego buntu przeciwko władzom wojskowym i państwowym w wypadku wybuchu wojny. Jednocześnie wiersz ten podburza masy żołnierskie przeciwko innym warstwom narodowym przez twierdzenie, że służbę wojskową pełnią po to, ażeby w razie wojny bronić interesów warstwy posiadającej.
Wniósł również o oskarżenie zarówno redaktora „Robotnika”, jak i poety z artykułu 129 pkt. 3 i 5 obowiązującego ówcześnie rosyjskiego kodeksu Tagancewa. Zgodnie z nim głoszenie lub odczytywanie publicznie mowy albo utworu podburzającego do nieuległości lub przeciwdziałania ustawie lub zgodnemu z ustawą rozporządzeniu władzy, a także do uchybiania przez wojskowych obowiązkom służby wojskowej zagrożone było karą do czterech lat ciężkiego wiezienia albo maksymalnie sześciu w domu poprawy. Na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że wspomniany przepis pochodzi z epoki carskiego despotyzmu, bowiem został pomyślany jako bat na wszelką niezależną myśl na terenach cesarstwa rosyjskiego. Było więc paradoksem, że to polski urzędnik, ponad dekadę po upadku caratu, proponował zastosowanie tego przepisu…
Jakby tego było mało, stosowne pismo wpłynęło nie tylko do prokuratury, ale również do ministra spraw wewnętrznych. W uzasadnieniu uznano, że wiersz zachęca do „czynu buntowniczego lub zdradzieckiego”. Chronologicznie był to dokument wcześniejszy, z 30 października 1929 roku. Skarżono się w nim na brak reakcji komisariatu rządu.
Mieszkający w tym czasie na ulicy Czerniakowskiej poeta złożył oświadczenie. Stwierdził w nim:
[…] nie miałem zamiaru zachęcać żołnierzy do buntu. [oświadczam] Że wiersz mój ma tendencje pacyfistyczne i humanitarne, że politykiem ani działaczem politycznym nie jestem, do żadnej partii nie należę i nigdy nie należałem, i należeć nie będę, ponieważ jestem WOLNYM POETĄ – i posądzenie mnie o czynną propagandę bolszewizmu nie odpowiada mojemu światopoglądowi.
Różnego rodzaju instytucje koniecznie chciały postawić poetę przed sądem, widząc w nim wroga narodu polskiego i wywrotowca. Środowiska związane z Narodową Demokracją i ziemiaństwem prześcigały się w krytykowaniu poety. W obronę Tuwima zaangażowały się z kolei środowiska lewicowe − tu palmę pierwszeństwa z oczywistych względów dzierżył pepeesowski „Robotnik”. Jak łatwo było przewidzieć, również skamandryci stanęli za poetą. Antoni Słonimski w taki sposób opisywał całą sprawę w „Wiadomościach Literackich”:
Wiersz Tuwima pt. „Do prostego człowieka”, wydrukowany w „Robotniku” wywołał burzę w szklance wody, i to wody stojącej, i dość cuchnącej. Dzienniki endeckie jak zwykle wypisywały brednie i łobuzerstwa, a pozatem z wiersza zrobiono atut politycznych rozgrywek z socjalistami.
Mniejsza o to. Wiersz Tuwima, który był zresztą kaprysem poety, poety impulsu, poety, od którego nie należy oczekiwać ani konsekwencji, ani logiki, nie wywołał żadnego hałasu literackiego, nie stworzył pożądanego pretekstu na tematy ważne i aktualne. Nie mówiło się ani o poezji, ani o sumieniu.
W dalszej części swojego tekstu Słonimski wyjaśniał, jaka idea przyświecała Tuwimowi. Pisał, że nie chodziło o namawianie do dezercji albo zdrady konkretnego narodu, ale o bunt żołnierzy każdej armii i globalny pacyfizm. Przewrotnie, ale umiejętnie, powoływał się nawet na deklarację Józefa Piłsudskiego z listopada 1927 roku, w której Marszałek potępił wojnę.
Wbrew wyraźnym oczekiwaniom komisarza rządu i pozostałych pryncypialnych urzędników, prokuratura miała przekonania bliższe Słonimskiemu i umorzyła sprawę. Na początku 1930 roku ukazało się oświadczenie prokuratury warszawskiej, stwierdzające, że zarzuty z artykułu 129 są pozbawione uzasadnienia:
Po rozpoznaniu dochodzenia w sprawie Juliana Tuwima, zważywszy, że autorowi wiersza „Do prostego człowieka” nie można, jak to wynika z wyjaśnień złożonych w toku dochodzenia prokuratorskiego, imputować zamiaru przestępstwa wywołania jednego ze skutków przewidzianych w art. 129 cz. I p.3 i 5, że wiersz ten zawiera tendencje pacyfistyczne, humanitarne leżące w tej samej płaszczyźnie ideowej, jak „Na Zachodzie bez zmian”, „Klucze otchłani” Struga czy „Kres wędrówki” itp., że przeciwko pomawianiu go o hasła antypaństwowe świadczy cała jego dotychczasowa działalność twórcza, stojąca na gruncie państwowym i patriotycznym, że w ocenie utworu poetyckiego płodu swobodnego natchnienia należy stosować inną miarę niż w ocenie broszur lub odezw antypaństwowych, mających na celu aktualne zadanie i tendencje polityczne i społeczne, czego, jak widać z wyjaśnień Tuwima, on na myśli wcale nie miał, że poza tym z punktu widzenia polityki kryminalnej okazuje się niecelowym pociąganie autora o takim nazwisku, jakie ma Tuwim, do odpowiedzialności karnej, że zatem wynik dochodzenia nie daje podstaw do wszczęcia postępowania sądowego […].
Prokuratur do spraw prasowych słał jeszcze ponaglenia dotyczące umorzenia sprawy, przez pewien czas pojawiały się też próby odwoływania się od powyższej decyzji. Co bardziej gorliwi urzędnicy starali się za wszelką cenę postawić poetę przed sądem, jednak ich próby spełzły na niczym.
Tuwim wywinął się nadgorliwym urzędnikom, co więcej − nieświadomie musiał utrzeć nosa kilku nazbyt ambitnym z nich. Niemniej jednak miał niemało szczęścia, gdyż w polskiej rzeczywistości po zamachu majowym z 1926 roku otwarta krytyka militaryzmu i agresji mogła być (i była) odbierana bardzo źle. Wielu z urzędników mogło odczytać ją jako atak na decyzje Marszałka, będącego ówcześnie niekwestionowanym dyktatorem. Europa zaczynała już wychodzić z szoku po I wojnie światowej i szła w stronę kolejnego konfliktu. Zaczynano się coraz intensywniej zbroić, a w takim czasie hasła pacyfistyczne nie spotykają się z pozytywnym odzewem.
Czy decyzja o umorzeniu sprawy zapadła na ulicy Miodowej, gdzie mieściła się prokuratura? A może na Mazowieckiej, w „Małej Ziemiańskiej”? Czy nie miała miejsca przypadkiem rozmowa telefoniczna, gdzie jednym z rozmówców był pułkownik Wieniawa-Długoszowski, który ukrócił jednym rozkazem całą sprawę? Zapewne na zawsze pozostanie to tajemnicą.
Redakcja: Michał Przeperski
Korekta: Bożena Pierga
Polecamy e-book Agnieszki Woch – „Geniusze, nowatorzy i skandaliści polskiej literatury. Od Przybyszewskiego do Gombrowicza”
Książka dostępna również jako audiobook!