Kazaniami w represje. Sprawa ks. Romana Kotlarza

opublikowano: 2020-06-25 12:00
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Ks. Roman Kotlarz brał udział w manifestacjach w czerwcu 1976 roku, a swoich kazaniach upominał się o osoby represjonowane. Zmarł 18 sierpnia tego samego roku. Wszystko wskazuje na to, że przyczyną jego śmierci było brutalne pobicie, jakiego dopuścili się funkcjonariusze SB.
REKLAMA

Strajki i manifestacje w Radomiu musiały zrobić na księdzu ogromne wrażenie. Był przecież człowiekiem wyjątkowo spontanicznym i – o czym już wspominaliśmy – wrażliwym na ludzką krzywdę, niepotrafiącym przechodzić obok niej obojętnie. Wrażenia te zapewne potęgowały pogłoski o bestialskim represjonowaniu zbuntowanych robotników, wśród których znajdowało się dość liczne grono pracowników przedsiębiorstw położonych w radomskiej dzielnicy Potkanów, a więc na terenie parafii Pelagów – najwięcej z Fabryki Łączników. Ksiądz Kotlarz śledził ich losy i 26 czerwca 1976 r. zanotował: „trzeba, aby księża przeszli środkiem ul. Żeromskiego – w ciszy – za wypadki”.

Ksiądz Roman Kotlarz

O represjach stosowanych przez władze wobec robotników w dniach następujących po 25 czerwca 1976 r. odważyło się powiedzieć podczas kazań raptem kilku księży, ale żaden nie zrobił tego tak bezpośrednio jak ks. Kotlarz. Bezpieka miała o tym informacje, gdyż już w niedzielę 27 czerwca „zabezpieczyła” operacyjnie 21 kościołów na terenie województwa radomskiego, tydzień później – 20, w tym 8 w Radomiu. Wnioski płynące z tego rozpoznania przesłane do MSW trafiły do teczki zawierającej „materiały z terenu, dotyczące komentarzy kleru na temat regulacji cen w czerwcu 1976 r.” Jako pierwszy dotarł do nich przed laty Paweł Sasanka, autor najobszerniejszej monografii rewolty czerwcowej. Z raportów tych wynika, że po niedzieli 27 czerwca o zajściach na ulicach Radomia wspomniało w kazaniach tylko pięciu księży. Odnotowano na przykład słowa wikariusza parafii św. Jana Chrzciciela ks. Mariana Jaskólskiego, który miał powiedzieć w czasie mszy św.: „katolicy powinni sobie wzajemnie wybaczać, nie stosować takich środków, jak to miało miejsce w Radomiu. Stosowanie siły, demolowanie sklepów oraz pomieszczeń, szczególnie przez młodych ludzi, świadczy o tym, że ich wychowanie pozostawia wiele do życzenia. Nie są wychowani zgodnie z przykazaniami Kościoła”. W kościele Trójcy Świętej, z którego stopni ks. Kotlarz pobłogosławił demonstrantów, jezuita ks. Marian Małaczek miał z kolei powiedzieć: „pracujecie, aby zarobić trochę grosza na życie doczesne i walczycie o ten grosz w imię sprawiedliwości”. Kaznodzieja wspomniał też o „materialistach”, którzy 25 czerwca dopuścili się kradzieży: „Wiecie, jak cieszą się materialiści, tak jak 2 dni temu na pl. Kazimierza, niszcząc sklepy, rozbijając, kradnąc i upijając się, i to jest ich jedyna radość. Ich bohater – Pstrowski – zmarnował swoje młode życie, tyrał, wyrabiając 500 proc. normy i co mu z tego przyszło, zmarł w młodym wieku bez nadziei na życie wieczne ”.

REKLAMA

Sumując: kaznodzieje, jeżeli nawet wspomnieli o proteście, to w kontekście złego wychowania młodzieży, bądź materializmu, którym mieli kierować się sprawcy kradzieży i zniszczeń – materializmu przeciwstawianego słusznemu oczekiwaniu na wynagrodzenie za wykonaną pracę, wynikającemu wprost ze sprawiedliwości. Były to więc odwołania do protestu stosunkowo mało czytelne, a na pewno dość ostrożne. W porównaniu z nimi słowa wypowiedziane przez duchownego z Pelagowa miały dużo większą siłę rażenia.

Wzmianki o proteście znalazły się zapewne w kazaniach wygłoszonych przez ks. Kotlarza już w niedzielę, 27 czerwca 1976 r. Piszemy: „zapewne”, ponieważ brak zapisów tych kazań, możliwe zatem, że kościół w Pelagowie nie znalazł się na owej liście 21 świątyń tego dnia „zabezpieczanych operacyjnie” przez SB. Nie znamy więc ich treści, ale o tym, co mogły zawierać, świadczą zapiski w dzienniku księdza, będące zapewne rodzajem „ściągawki”, wykorzystywanej przez duchownego w czasie mszy: „Chcę podziękować tym licznym osobom, które wzięły udział 25 VI [19]76 [r.] w strajku, w którym czynnie brałem udział. Wędliny, i to różnej, w kioskach chleba za cenę krwi strajkujących było, ile kto chciał” – notował ksiądz wspomnianego już dnia 26 czerwca 1976 r. A zapiski z 27 czerwca 1976 r. przynoszą następujące adnotacje: „Kazania krótkie – godzina poważna – strajk. 25 VI [19]76 [r.] lud robotniczy na ulicach Radomia – wziąłem udział w pochodzie ul. Żeromskiego – czyniłem znak Krzyża i błogosławiłem, byłem na placu Św. Trójcy”. I dalej: „Będziecie zdrajcami, jeśli byście nie wzięli udziału w pogrzebie tych, którzy zginęli w walce o naszą Polskę – ludzką, katolicką”. „Wolność Synów Bożych”. „Ktokolwiek nie włączył się w tragiczne chwile w dniu 25 VI to nie Polak i nie katolik”. „Co nam obca przemoc wzięła z Bogiem odbierzemy”. „Pozwólcie, że wznoszę okrzyk: »Niech żyje prawdziwa Polska i prawdziwi Polacy«”. „Oni przywarli do miski i to obfitej MO – partyjni, najczęściej fikcyjni – lecz służalcy i zdrajcy Polski”.

REKLAMA
Koniemłoty - tablica ks. Romana Kotlarza w centrum miejscowości, vis-a-vis kościoła (fot. Jarosław Kruk, CC BY-SA 2.0).

Tydzień później, w sobotę 3 lipca 1976 r., ks. Kotlarz przebywał w Koniemłotach na weselu Anny Stępień, swojej siostrzenicy. Był spięty i poważny, niechętnie i bardzo lakonicznie opowiadał o wydarzeniach w Radomiu i swoim w nich udziale. Pytany czy został zatrzymany i pobity na komendzie, odpowiadał półsłówkami, dłużej rozmawiał tylko ze swoim ojcem. Po dwóch godzinach – ku zaskoczeniu weselników – opuścił uroczystość i odjechał do Radomia. Rodzinie oświadczył, że „ma pilne sprawy do załatwienia”.

Nazajutrz w kościele w Pelagowie ksiądz znów wygłosił kazanie nawiązujące do protestu robotniczego. Co dokładnie powiedział – nie wiemy, ale z całą pewnością szło ono po raz kolejny w poprzek tez oficjalnej propagandy, która – jak już wspomnieliśmy – w sposób niezwykle brutalny, posiłkując się retoryką zapożyczoną z arsenału propagandowego lat stalinowskich, nazywała demonstrantów „chuliganami” i domagała się ich przykładnego ukarania. Najbardziej wyrazistym przykładem tej propagandy – wprost inspirowanej przez kierownictwo PZPR – stał się osławiony wiec na stadionie „Radomiaka”, gdzie kilkunastotysięczny tłum skandował na przemian hasła poparcia dla Edwarda Gierka i jego polityki oraz inwektywy pod adresem radomskich „warchołów”. Ksiądz notował wówczas: „Proszę o wielki spokój umysłu, serca, [trzeba] opanować nerwy, które mogą być wykorzystane, później się dziwią, że piękne idee idą w niesprawiedliwy cień. [...] Módlmy się spowodowani ostatnimi wypadkami za tych, którzy z ziemi radomskiej niesłusznie cierpią. Chwila Radomia i ziemi radomskiej jest pełna powagi, niech nikt w tych chwilach nie opuszcza pacierza codziennego”.

REKLAMA

Czy ksiądz miał świadomość ryzyka, jakie podejmował, wygłaszając swe obrazoburcze homilie? Najpewniej tak, znał przecież peerelowskie realia i wiedział, że akty politycznego nonkonformizmu, zwłaszcza w wykonaniu duchownych, skazują ich na konfrontację z państwowym aparatem represji. Konfrontację, której znamiona zresztą już wtedy mógł obserwować na terenie swojej parafii. Odwołajmy się do kilku relacji obrazujących ówczesny stan ducha księdza i to, co działo się w Pelagowie.

Ten tekst jest fragmentem książki Szczepana Kowalika i Arkadiusza Kutkowskiego „Śmierć nieosądzona. Sprawa księdza Romana Kotlarza”:

Szczepan Kowalik, Arkadiusz Kutkowski
„Śmierć nieosądzona. Sprawa księdza Romana Kotlarza”
cena:
28,99 zł
Wydawca:
IPN
Okładka:
miękka
Liczba stron:
528
ISBN:
978-83-8098-787-6
EAN:
9788380987876

Ksiądz Tadeusz Lutkowski, wikariusz w parafii św. Jana Chrzciciela, po śmierci ks. Kotlarza proboszcz parafii Pelagów: „Z ks. Romanem byłem w bliskim kontakcie także po »radomskich wypadkach« w 1976 r. [...] Wszyscy spostrzegliśmy, że stał się bardzo niespokojny, nerwowy, a nawet roztrzęsiony. Pewnego dnia przyszedł do mnie do kancelarii parafialnej, gdzie pełniłem dyżur i powiedział, abym zapisał telefon do jego siostry w Staszowie. Chcąc go uspokoić, że nic mu nie grozi, nie chciałem zapisać tego numeru telefonu. Wtedy on w sposób bardzo ostry i kategoryczny powiedział, abym to zrobił. Wtedy to uczyniłem, ale dla jego uspokojenia lekceważąco włożyłem kartkę do telefonicznej księgi. Okazało się później, że telefon był potrzebny”.

REKLAMA
Parafia Matki Boskiej Częstochowskiej w Pelagowie (fot. Rafał T, Fotopolska.eu, CC BY-SA 3.0).

Andrzej Jakubiak, mieszkaniec Pelagowa: „Na kazaniu podczas mszy świętej ksiądz powiedział, że z kościoła chciano go zabrać na milicję i że byli funkcjonariusze MO w kościele, których zapytał czy kogoś zabił lub zamordował, czy też popełnił inne przestępstwa. Odpowiedziano mu, że nie. Wtedy ksiądz miał odpowiedzieć, że jest takim samym obywatelem jak każdy z nas. Zostawiono mu wezwanie na komendę MO. Funkcjonariusze MO odstąpili wtedy od zatrzymania i zostawili mu wezwanie na godz. 17.00. Ksiądz mówił, że wyznaczonego dnia zgłosił się na godz. 17.00 na to wezwanie, ale stwierdził, że »co było dalej, tego wam nie powiem«. Którego to było dnia, tego nie pamiętam, ale było to w czerwcu 1976 r. Od tej pory ksiądz był zamknięty w sobie, był zmieniony. Powiedział też, że każde jego kazanie jest nagrywane na taśmy magnetofonowe”.

Marianna Żebrowska, sąsiadka księdza: „W dzień widziałam mężczyzn po cywilnemu, którzy wchodzili na plebanię. Do środka nie wchodzili, tylko obchodzili w koło i wychodzili. Nie wiem czy pukali do drzwi plebanii. Raz zapytali mnie o ks. Kotlarza. Odpowiedziałam, że go nie ma, gdyż wyjechał do rodziny i nie wiadomo kiedy wróci. Powiedziałam tak specjalnie, mimo iż wiem, że wtedy nie wyjechał, gdyż podejrzewałam, że mogą coś zrobić księdzu. Wizyty te miały miejsce po rozruchach w Radomiu. [...] Ksiądz obawiał się milicji. Mówił, że mogą go posadzić za to, że był w czasie rozruchów”.

Ksiądz Marian Jaskólski, w 1976 r. tak jak ks. Lutkowski wikariusz w parafii św. Jana Chrzciciela: „Na przełomie czerwca–lipca widziałem się z ks. Romanem Kotlarzem. Razem spożywaliśmy obiad. Ksiądz Roman nie mógł usiedzieć na krześle. Był bardzo przygnębiony i widać też było, że był bardzo zastraszony. Zrozumiałem wtedy, iż to, że nie może siedzieć na krześle, to wynik jego pobicia”.

Jak widać, relacje te wprost sugerują, że już wówczas, tuż po proteście robotniczym, ksiądz stał się przedmiotem zainteresowania ze strony MO, co przynieść miało pierwsze akty bezpośredniej, fizycznej przemocy skierowanej przeciw niemu. Wniosek ten jednak – zaznaczmy od razu – nie jest bezdyskusyjny i trudno znaleźć dlań potwierdzenie w odnalezionych materiałach operacyjnych SB, nie można go też wysnuć z analizy dziennika księdza, którego zapiski sugerują jedynie, że duchowny spodziewał się nieprzyjemności za swoją aktywność 25 czerwca 1976 r. i bardzo przeżywał ewentualną konfrontację z funkcjonariuszami MO. Z drugiej strony nie sposób jednak zignorować przekazu zacytowanych wyżej relacji, odbieranych przecież w dużej mierze w prokuraturze, w warunkach odpowiedzialności za składanie fałszywych zeznań, i znajdujących na dodatek częściowe przynajmniej potwierdzenie w bardzo ważnym świadectwie, jakie w kwietniu 2010 r. złożył dr Mieczysław Dunin, w latach siedemdziesiątych lekarz w szpitalu w Krychnowicach. Z tego świadectwa, opublikowanego ostatnio w książce Teresy Romaszewskiej, wynika, że na początku lipca 1976 r. ksiądz zgłosił się niego, gdy pełnił dyżur na oddziale psychosomatycznym szpitala, i był bardzo zaniepokojony swoją sytuacją. „Ksiądz zwierzył mi się, że był dzisiaj na przesłuchaniu w komendzie MO. Przesłuchiwany był przez oficera na temat jego udziału w wypadkach radomskich. Ksiądz musiał się tłumaczyć przed oficerem ze stawianych mu zarzutów. Choć przesłuchanie było w miarę spokojne, to tłumaczenie się z zarzutów spowodowało rozstrój nerwowy księdza miernego stopnia. Zaaplikowałem księdzu środki uspokajające”. Jak zaznaczył lekarz, kilka dni później ksiądz znów zgłosił się na dyżur do szpitala i znów poinformował go o wezwaniu na komendę – kolejnym z rzędu. Także wtedy lekarz podał mu środki uspokajające.

REKLAMA
Dawna siedziba KW PZPR w Radomiu (domena publiczna)

Powtórzmy: nie dysponujemy bezpośrednim dowodem na represjonowanie czy bicie księdza zaraz po stłumieniu protestu w Radomiu, tym niemniej za pewnik można uznać, że już wówczas miał on świadomość, iż za swoje zaangażowanie po stronie zbuntowanych robotników przyjdzie mu zapłacić wysoką cenę.

11 lipca 1976 r. ksiądz wygłosił swoje najsłynniejsze kazania, wprost już odnoszące się do niedawnych wydarzeń w Radomiu. Kaznodzieja powiedział m.in.: „Lud pracy, lud robotniczy miał słuszne prawa i słusznie postąpił, choć niektórzy ludzie włączyli się w sposób niekulturalny do pewnych spraw, ale Bóg jest z nami. Najmilsi, razem z wami byłem obecny na ulicach miasta Radomia, błogosławiłem wasze szeregi, wasze trudy, wasze słuszne prawa. Będąc w Radomiu w gronie pewnych osób z wyższej sfery powiedziano, że mnie tam widziano razem z wami na ulicach. [...] Ukochani, jesteśmy zobowiązani wobec tych naszych braci Polaków, którzy w tej chwili ogromne cierpią katorgi. Nie wolno nam milczeć, nie wolno nam nie modlić się za nich. [...] Chleba naszego powszedniego daj nam – tak wołał Radom, tak wspólnie wołaliśmy razem – ja z wami”.

Niestety: treść tych kazań została nagrana przez SB i przekazana do centrali MSW w Warszawie. O okolicznościach, w jakich do tego doszło, szczegółowo poinformujemy w dalszej części pracy, tu tylko dodajmy, iż w operację rejestracji homilii zaangażowani byli funkcjonariusze Wydziału IV SB KW MO w Radomiu, a meldunek, jaki złożyli po nagraniu, postawił na nogi kierownictwo radomskiej komendy, Departament IV MSW, organa wymiaru sprawiedliwości i Urząd Wojewódzki w Radomiu. Sam ksiądz zanotował w swoim dzienniku: „11; ! SB” – co dowodzi, że zorientował się w prowadzonych na terenie kościoła działaniach inwigilacyjnych MO.

Ten tekst jest fragmentem książki Szczepana Kowalika i Arkadiusza Kutkowskiego „Śmierć nieosądzona. Sprawa księdza Romana Kotlarza”:

Szczepan Kowalik, Arkadiusz Kutkowski
„Śmierć nieosądzona. Sprawa księdza Romana Kotlarza”
cena:
28,99 zł
Wydawca:
IPN
Okładka:
miękka
Liczba stron:
528
ISBN:
978-83-8098-787-6
EAN:
9788380987876
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Szczepan Kowalik
(ur. 1981) ksiądz katolicki, doktor historii, absolwent KUL, przewodniczący komisji historycznej w procesie beatyfikacyjnym ks. Romana Kotlarza prowadzonym przez diecezję radomską. Autor i współautor kilku książek, m.in. „Konflikt wyznaniowy w Wierzbicy. Niezależna parafia w polityce władz PRL (1962–1977)”.

Wszystkie teksty autora
Arkadiusz Kutkowski
(ur. 1958) doktor nauk humanistycznych, absolwent Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, członek komisji historycznej w procesie beatyfikacyjnym ks. Romana Kotlarza. Autor lub współautor kilku książek, m.in. „Jak my ich nienawidzimy”. Represje sądowe po proteście robotniczym w Radomiu w czerwcu 1976 r.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone