„Kronos” w rękach historyków
Kiedy zasiadałem do lektury Kronosa, byłem nastawiony raczej sceptycznie. Z wielu różnych źródłach słyszałem raczej niepochlebne opinie głoszące, że dziennik ten niepotrzebnie został wydany, ponieważ niesie ze sobą niską wartość literacką, a do tego jest nazbyt intymny. Z tymi zarzutami nie sposób się nie zgodzić, gdyż faktyczne znajduje się w nim wiele informacji, o których nie zwykło się mówić publicznie. Niemniej wcale nie jest aż tak źle, jak co po niektórzy krytycy krzyczeli.
Nie tak wiele seksu
Po pierwsze, wbrew temu, co niektórzy mówią, nie ma w Kronosie aż tyle erotyki, o którą zdążyły się już rozpalić gorące spory. Spotkałem się nawet z tytułem artykułu „Zapiski erotomana, który został autorytetem Polaków”. Tymczasem opisów podbojów miłosnych w intymnym dzienniku Gombrowicza niewiele. Czytelnikom sugeruję zwrócenie uwagi na to, że prawie wszystkie opisy przygód przeżytych pod sztandarem Erosa pochodzą z lat przedwojennych. W późniejszych czasach są już tylko lakoniczne wzmianki w stylu „Ero-nieźle” oraz kółeczka na marginesie oznaczające stosunki.
Tym, co przejawia się na kartach Kronosa niezwykle często, jest hipochondria Gombrowicza. Czytelnik dziennika może prześledzić długą listę chorób, na jakie zapadał podczas swojego długiego życia autor Ferdydurke. Wrzody, syfilis, egzemy i katary opisane zostały niezwykle dokładnie. Nie jest wielką tajemnicą, że pisarz był na tym punkcie niezwykle przewrażliwiony.
Kronos jako źródło historyczne
Kronos, przynajmniej w pewnym ograniczonym zakresie, może okazać się ciekawym źródłem dla historyków. Szczególnie tych, którzy zajmują się historią pieniądza. Na pewno pozwoli na zorientowanie się w realiach ekonomicznych Argentyny lat 50. i 60., pisarz niezwykle skrzętnie notował bowiem różnego rodzaju wydatki, dochody i przychody oraz ceny różnego rodzaju produktów. Dziennik pozwala również na zorientowanie się, ile wynosiły wynagrodzenia, jakie otrzymywał pisarz z Radia Wolna Europa. Podobnie jak w innych przypadkach, był w tych zapiskach niezwykle skrupulatny. Nie wiem, czy któremuś z historyków przyda się informacja o kosztach leczenia chorób wenerycznych w Argentynie lat 60., ale również i taką wiedzę będzie mógł uzyskać.
Do tego na historyków czeka możliwość zlokalizowania argentyńskich kawiarni i panujących w nich zwyczajów. Za szczególnym uwzględnieniem tych, w których spotykali się homoseksualiści, bo chociaż Gombrowicz nie pisze o tym wprost, to informacje o jego preferencjach erotycznych niewątpliwie znajdują się w tekście.
Jeżeli o mnie chodzi, najbardziej interesująca była możliwość kontaktu z językiem przedwojennego intelektualisty, jakiego używał Gombrowicz w prywatnych sytuacjach. Jest to o tle ciekawsze, że pisarz pozostawał przecież przez kilka lat w swego rodzaju izolacji od zmian, które zaszył w polszczyźnie. Wiadomo, że swój Dziennik Gombrowicz dokładnie cyzelował i starał się, aby nie było w nim słów nieprzemyślanych. W Kronosie oporów takich nie miał i pisał tak, jak myślał. Jego notatki są przez to pełne zarówno kolokwializmów, jak i wulgaryzmów. Niemałym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że termin „dla beki” był używany przynajmniej od lat 50. ubiegłego wieku.
Niewątpliwie wielce przydatny będzie dla historyków aparat krytyczny, którym opatrzono Kronosa. Wobec Rity Gombrowicz można mieć ambiwalentne odczucia (szczególnie, że decyzja o wydaniu zapisków jej męża jest co najmniej kontrowersyjna), niemniej należy nisko schylić czoła przed pracą, jaką ona oraz Jerzy Jastrzębski i Klementyna Suchanow wykonali, opracowując Kronosa. Nie wątpię, że dla wielu historyków załączone przypisy mogą być niesamowicie pomocne i okażą się niejednokrotnie ratunkiem.
Moim zdaniem Kronos nigdy nie powinien zostać wydany. Niemniej warto próbować dostrzec w jego publikacji pozytywne strony, nawet w tak dalece wątpliwej sytuacji.
Felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.
Redakcja: Roman Sidorski