Nadieżda Mandelsztam – strażniczka pamięci o zapomnianym mężu

opublikowano: 2017-01-18 19:10
wolna licencja
poleć artykuł:
Drugi tom wspomnień Nadieżdy, żony poety Osipa Mandelsztama, pokazują nie tylko to wyjątkowe małżeństwo, ale również panoramę historii Rosji w XX wieku. Jakim wyzwaniem było przetłumaczenie tego dzieła? Rozmawiamy o tym z Jerzym Czechem, ich tłumaczem i redaktorem.
REKLAMA

Tomasz Leszkowicz: Co stanowiło największe wyzwanie przy przygotowywaniu do druku drugiego tomu wspomnień Nadieżdy Mandelsztam?

Nadieżda Mandelsztam w 1922 roku (domena publiczna).

Jerzy Czech: Przełożyłem sporo książek, sztuk teatralnych, wierszy i, tak jak Kobieta Pracująca z serialu Czterdziestolatek, żadnych wyzwań się nie boję, miałem już trudniejsze rzeczy na warsztacie. Bez wątpienia jednak przy drugim tomie wspomnień bardziej się napracowałem niż przy pierwszym, choćby dlatego, że jest obszerniejszy. Ale zawiera też rozważania filozoficzne, a wtedy mamy do czynienia z pojęciami abstrakcyjnymi, które zawsze sprawiają jakieś kłopoty. Ot choćby jedno takie słówko – licznost’, oznaczające „osobowość”, ale często tłumaczy się je też: „jednostka”. Tak właśnie – „kult jednostki” – przetłumaczono u nas słynne określenie kult licznosti użyte na XX Zjeździe KPZR przez Chruszczowa w stosunku do rządów Stalina. Było ono i tak eufemizmem jak na nazwę epoki, w której kult wodza był najmniejszym nieszczęściem, ale „kult osobowości” brzmiałby wręcz szyderczo. Dosłowne tłumaczenie jest właśnie takie i tak tłumaczą na Zachodzie: cult of personality. Nadieżda Mandelsztam pisała o „osobowości” i tak też tłumaczyłem, czasem jednak wybierałem „jednostkę”, chociaż nader często czułem, że żadne słowo nie oddaje w pełni tego „co autorka chciała powiedzieć”, że to tylko przybliżenie. Jak zresztą każdy przekład.

Nie tyle trudne, ile żmudne było tłumaczenie partii „tekstologicznych” książki, w których pani Nadieżda stara się wyjaśnić te czy inne fragmenty wierszy swego męża. Oczywiście starałem się korzystać z istniejących przekładów polskich. Nie wiem, jak bym sobie poradził bez tomu Adama Pomorskiego Nieograbiony i nierozgromiony, najobszerniejszego wyboru przekładów Mandelsztama. To jednak sprawy nie rozwiązywało, np. świetnie przełożony wiersz „Nigdy swojego czasu nie dzieliłem z nikim…” nie zawsze nadawał się do zacytowania, bo autorce chodziło akurat o inne słowo niż to użyte przez tłumacza. Zmuszony byłem wówczas sięgać do innych przekładów np. Mieczysława Jastruna „Nigdy nie byłem niczyim współcześnikiem...”, chociaż ten „współcześnik” brzmiał zupełnie jak ze szmoncesu. Przeważnie cytuję przekłady Pomorskiego, ale w przypadku wiersza o Stalinie – tego właśnie, za który poetę zesłano – użyłem powszechnie znanego przekładu Stanisława Barańczaka. Parę razy sięgnąłem po własne, powstałe już dawno, przekłady, a czasem po prostu robiłem przekład filologiczny. Gdybym miał dyspozycji nie kilka miesięcy, ale bodaj rok, może pokusiłbym się o przetłumaczenie wszystkich wierszy.

Osip Mandelsztam w 1914 roku (domena publiczna).

Nie brak czasu jednak, ale spokoju okazał się największą przeszkodą przy pracy. W miarę jej postępów przerażeniem stwierdzałem, że to samo, co pisze Nadieżda Mandelsztam, można odnieść do czasów dzisiejszych, kiedy jeśli nie totalitaryzm, to na pewno autorytaryzm uważany jest za całkiem atrakcyjne rozwiązanie. Jakby mało było recydywy stalinizmu w ojczyźnie autorki, tamtejszą „ucieczkę od wolności” wybiera coraz większa liczba ludzi także w moim kraju, gdzie tradycyjnie pogardzano mieszkańcami Rosji, jako urodzonymi niewolnikami. Jak tu spokojnie przekładać ze świadomością, że ludzkość niczego się nie uczy!

REKLAMA

T.L.: Jak można scharakteryzować miłość Nadieżdy i Osipa? Była bardziej rozważna czy romantyczna?

J.Cz.: O konflikcie między uczuciem a rozsądkiem, o których pisała Jane Austen, trudno w ogóle mówić w czasach, kiedy nic nie jest pewne, nawet to „czy świat potrwa jeszcze trzy tygodnie”. W związku z tym nigdy nie wiadomo który wybór jest rozsądny. W dodatku Nadieżda i Osip poznali się w 1919 roku w Kijowie, który podczas wojny domowej przechodził z rąk do rąk i wkrótce nikt już nie wiedział, czy lepiej wyjść na ulicę, gdzie można paść ofiarą zbłąkanej kuli czy zostać w domu, do którego w każdej chwili mogą wejść przedstawiciele ludu i wymierzyć człowiekowi „sprawiedliwość dziejową”. W takiej sytuacji pójście za głosem uczucia było może jedynym rozsądnym krokiem.

Z okładki spogląda na nas stara kobieta, ale kiedy się czyta Drugą księgę, ma się czasem wrażenie, że pisze ją dawna, młoda Nadia, która lubiła dokazywać, także w łóżku. W dzisiejszej ekshibicjonistycznej epoce trudno to zauważyć, ale jak na czasy i kraj w którym mieszkała, dosyć bezceremonialnie dawała do zrozumienia, że miłość jej i Osipa nie polegała jedynie na tym, że on układał, wiersze a ona je zapisywała. Że łączyła ich silna więź fizyczna. Osip bardzo prędko wybrał Nadieżdę na żonę i formował ją po trosze jak Pigmalion Galateę. Ona zaś, młodsza o osiem lat, przeciw temu się buntowała. W ich związku zdarzały się burze, raz doszło do naprawdę poważnego kryzysu, który jednak udało się przezwyciężyć. Nadieżda nie łagodzi tych spraw, pisze o wszystkim szczerze, ale nikt nie ma wątpliwości, że Osip był jej wielką, dozgonną miłością.

Anna Achmatowa (aut. Kuźma Pietrow-Wodkin, domena publiczna).

T.L.: Istotne miejsce we wspomnieniach Nadieżdy zajmuje Anna Achmatowa. Dlaczego była ona dla niej tak ważna?

J.Cz.: Ważna była przede wszystkim dla jej męża. Ważny był też pierwszy mąż Achmatowej, Nikołaj Gumilow. Oboje byli jego przyjaciółmi i kolegami z Cechu Poetów, ugrupowania założonego przez Gumilowa i skupiającego akmeistów, poetów zbuntowanych przeciw symbolizmowi. Tych przyjaciół Osip Mandelsztam nigdy się nie wyrzekł, publicznie przyznając się do „żywych i umarłych” akmeistów, czyli także do Gumilowa, rozstrzelanego przez bolszewików w sierpniu 1921 roku. Gumilowa pani Nadieżda nie poznała, ale w 1923 roku została przez męża przedstawiona Achmatowej. Polubiły się, zwłaszcza kiedy się okazało, że obie nie mają wiadomości o swoich rodzinach, z którymi kontakt straciły podczas wojny domowej.

REKLAMA

Polecamy książkę Nadieżdy Mandelsztam „Wspomnienia. Druga księga”:

Nadieżda Mandelsztam
„Wspomnienia. Druga księga”
cena:
59,99 zł
Tłumaczenie:
Jerzy Czech
Rok wydania:
Warszawa, grudzień 2016
Okładka:
twarda
Liczba stron:
752 stron
Data i miejsce wydania:
Warszawa, grudzień 2016
Format:
135x210 mm

Achmatowa przyjeżdżała z Leningradu do Moskwy, by odwiedzić Mandelsztama i była świadkiem jego aresztowania, później odwiedziła zesłańców w Woroneżu. Po śmierci Osipa Nadieżda była dla niej łącznikiem ze zmarłym przyjacielem. W czasie wojny Achmatowa prawdopodobnie uratowała jej życie, bo to głównie dzięki jej staraniom znajomościom udało się Nadieżdzie i jej matce opuścić kazachski kołchoz i przyjechać do Taszkentu – inaczej pewnie zginęłyby z głodu. Nadieżda przyjaźniła się z Achmatową aż do śmierci poetki. Wówczas postanowiła napisać o niej książkę. Zamiar ten jednak porzuciła i zaczęła pisać właśnie Drugą księgę, ale włączyła do niej większość tekstu wspomnień o Achmatowej. Pisała o sojuszu trojga – Osipa, Anny i samej siebie, co wielu czytelnikom się nie podobało. Uznano to za uzurpację, bo ranga pisarska Nadieżdy Mandelsztam nie od razu dla wszystkich stała się jasna.

T.L.: Czym Pana zdaniem różnią się wspomnienia o totalitaryzmie pisane przez kobiety od tych tworzonych przez mężczyzn?

Nadieżda Mandelsztam (domena publiczna)

J.Cz.: Oczywiście ważne jest, kto wspomina, ale, choć nie jestem specjalistą od literatury wspomnieniowej, myślę, że akurat płeć nie jest tu żadnym wyznacznikiem, a już na pewno nie najistotniejszym. Zasadniczym kryterium podziału jest, jakkolwiek drętwo by to brzmiało, stosunek do władzy radzieckiej (jeśli ograniczyć się do totalitaryzmu rosyjskiego). Inaczej wspomina ten, kto ją aprobuje, nawet z zastrzeżeniami, a inaczej ten, kto ją uważa za zło, wszystko jedno z jakiego powodu. Ten pierwszy wybacza jej wszystkie nieszczęścia, które na niego sprowadziła, usprawiedliwia ją i dopatruje się jakiegoś sensu w jej poczynaniach. Drugi tego nie robi, przeciwnie, utwierdza się tylko w swoim złym o niej zdaniu. Duży wpływ mają na to: narodowość, wiara lub jej brak, pochodzenie społeczne i poglądy polityczne. Rosjanin zawsze patrzy na władzę inaczej niż, powiedzmy, świadomy narodowo Ukrainiec, którego nie dziwi to, że go prześladują „kacapy”. Rosjanin – szlachcic, który uciekł w czasie rewolucji z kraju i został taksówkarzem w Paryżu, będzie ubolewał nad ludem rosyjskim, który dał się omamić bolszewikom i sprowadził same nieszczęścia na ojczyznę. Kapłan prawosławny, który przypadkiem ocalał, może uznać, że Bóg za takie czy inne grzechy zesłał karę na Rosję, która dostała się we władzę Antychrysta. Gdyby zaś swoje życie wspominali socjaliści z innych ugrupowań, wówczas, powiedzmy, eserowcy mieliby za złe bolszewikom zniszczenie wsi, a trockiści – zdradę rewolucji światowej. Prawdziwy problem mieli natomiast komuniści, którzy trafili do obozu. Rzadko kiedy uznawali, że służyli złej sprawie – woleli na ogół uznać wszystko za „pomyłkę”, przykrą dla nich osobiście, ale w sumie drobną wobec tak szeroko zakrojonych planów i szczytnych celów. Były jednak wyjątki: Jewgienia Ginzburg, autorka wspomnień Stroma ściana, aktywna komunistka, która trafiła na Kołymę, przeszła głęboką przemianę.

REKLAMA

Ważne jest również to, kiedy i gdzie wspomnienia były pisane. Jeśli w ZSRR za rządów Chruszczowa, to autorzy starali się o optymistyczny wydźwięk, choćby sami tego optymizmu nie podzielali: były błędy i wypaczenia, ale partia wyciągnęła z nich wnioski i podąża teraz leninowską drogą. Bez takiej konkluzji książka nie miałaby szans na wydanie w Rosji. Wielu zresztą autorów tonowało wypowiedzi, mając nadzieję, że może nie teraz, ale w przyszłości ich wspomnienia ukażą się w kraju. Stosowała autocenzurę i Achmatowa, która zostawiła tzw. Kartki z dziennika.

Nadieżda Mandelsztam natomiast na publikację w kraju chyba nie liczyła i właśnie dlatego jej wspomnienia są tak cenne. Polemizowała z nimi, i to bardzo ostro, Lidia Czukowska, autorka Notatek o Annie Achmatowej, swoje polemiczne wspomnienia napisała też dawna przyjaciółka Emma Giersztejn. Wszystko to są wspomnienia kobiet, wszystkie się bardzo różnią i co ma tutaj do rzeczy płeć?

T.L.: W utworze Jacka Kaczmarskiego „Zmartwychwstanie Mandelsztama” pokazany jest swoisty powrót poety i jego utworów do obiegu w czasach Gorbaczowa. Czy rzeczywiście Mandelsztam był tak nieznany w powojennym ZSRR?

J.Cz.: Piosenka Kaczmarskiego, moim zdaniem średnio udana, przedstawia w metaforyczny sposób powrót poety do świadomości rodaków i niewiele ma wspólnego z rzeczywistą „percepcją poezji Mandelsztama w zakładach karnych”. Jeśli któryś więzień dowiedział się o tym że „wydano Mandelsztama”, to taki któremu nie trzeba było tłumaczyć, co to znaczy, ani tego, że słowa „Mandelsztam żyje” należy rozumieć przenośnie.

W środowisku literatów chyba zawsze pamiętano o Mandelsztamie. Nawet jeśli o nim nie mówiono; w końcu był dla tych ludzi wyrzutem sumienia. W 1956 roku pojawiła się inicjatywa wydania tomu jego wierszy w prestiżowej „Bibliotece Poety”, w tak zwanej „dużej serii”. Taka książka w twardej, granatowej (w owych czasach) oprawie oznaczała, że poeta został uznany za klasyka, ale czekać na nią przyszło aż kilkanaście lat. Nadieżda Mandelsztam pisała we wspomnieniach, że już jej się nie doczeka, a jednak w 1973 roku, już po ukazaniu się Drugiej księgi tom jednak wyszedł. Nakład, jak na ZSRR, nie był wysoki, cenzura przetrzebiła wybór, wstęp Aleksandra Dymszyca w obrzydliwy sposób zakłamywał biografię autora, ale tak czy owak poeta został oficjalnie uznany w ojczyźnie. Wcześniej zresztą pojawiały się pojedyncze jaskółki – publikacja wierszy w miesięczniku „Moskwa” czy Rozmowy o Dantem. Bardzo dużą rolę odegrał tu Ilja Erenburg, który napisał o Mandelsztamie w pisanych w latach sześćdziesiątych wspomnieniach Ludzie, lata, życie.

REKLAMA

Polecamy książkę Nadieżdy Mandelsztam „Wspomnienia. Druga księga”:

Nadieżda Mandelsztam
„Wspomnienia. Druga księga”
cena:
59,99 zł
Tłumaczenie:
Jerzy Czech
Rok wydania:
Warszawa, grudzień 2016
Okładka:
twarda
Liczba stron:
752 stron
Data i miejsce wydania:
Warszawa, grudzień 2016
Format:
135x210 mm

Warto dodać, że w powojennej Polsce, jeśli pominiemy lata stalinizmu, Mandelsztam był może nie szeroko znany, ale na pewno obecny. W 1947 roku ukazała się antologia Mieczysława Jastruna i Seweryna Pollaka Dwa wieki poezji rosyjskiej, w której znalazło się pięć wierszy Mandelsztama. Sam znałem jego nazwisko już jako uczeń liceum, w drugiej połowie lat sześćdziesiątych, i nie miałem pojęcia że jest „trefne”. Encyklopedia PWN wymieniała go jako jednego z akmeistów, pisał też o nim Andrzej Drawicz w świetnej książce o literaturze radzieckiej. Tomik Mandelsztama wydano w 1971 roku w popularnej serii zwanej „celofanową”, a poprzedził go wybór wierszy w miesięczniku „Poezja”. Rok później pod tytułem Słowo i kultura wyszły jego eseje i szkice. Później, jeśli chodzi o obieg oficjalny, nastąpiła przerwa, do której przyczyniło się właśnie ukazanie się dwóch tomów wspomnień pani Nadieżdy na Zachodzie. Pierwszy ich tom pojawił się u nas poza cenzurą, w skróconej wersji zatytułowanej Nadzieja w beznadziejności i w latach osiemdziesiątych zyskał sukces nie tylko wśród miłośników poezji; siłą rzeczy więc na plan pierwszy wysunęła się męczeńska biografia samego Mandelsztama. Jego sylwetkę spopularyzował też Wzlot, spektakl Teatru Ósmego Dnia, wykorzystujący wydane za granicą wiersze w przekładzie Stanisława Barańczaka. Zapewne to skłoniło partyjnych liberałów do tego, by zezwolić Wydawnictwu Literackiemu na oficjalne wydanie obszernego dwujęzycznego tomu poety. Ostatecznie doszło do tego, o ile pamiętam, w 1986 roku, chociaż do księgarń trafiła tylko część trzydziestotysięcznego nakładu.

Fotografia Mandelsztama wykonana przez NKDW po drugim aresztowaniu w 1938 roku (domena publiczna).

Wszystko to miało wkrótce utracić wszelkie znaczenie, bo w ZSRR nadeszła pierestrojka. Tamtejsza dwutomowa edycja z roku 1990, stojąca u mnie na półce, miała nakład dwustutysięczny, a w notce redakcyjnej Mandelsztam nazwany został najwybitniejszym poetą rosyjskim XX wieku. Trzeba jednak pamiętać, że w tym samym czasie praktycznie zniesiono zakazy cenzuralne i czytelnicy uzyskali dostęp do dzieł wszystkich godnych uwagi twórców. Dlatego „wydanie Mandelsztama” straciło charakter sensacji politycznej i stało się wydarzeniem literackim, jednym z wielu podobnych wydarzeń.

T.L.: Czy Nadieżdę po 1953 roku można nazwać nieoficjalną „instytucją” w środowisku artystyczno-kulturalnym? A może mało kto o niej pamiętał?

REKLAMA

J.Cz.: W 1953 roku było do tego jeszcze daleko, tym bardziej, że Nadieżda Mandelsztam mieszkała na prowincji. Cieszyła się wówczas, że Stalin umarł – to zwiększało szanse, że sama przeżyje. Po XX Zjeździe przyjechała do Moskwy i złożyła podanie o rehabilitację męża, a wysoki urzędnik Związku Pisarzy Radzieckich, Aleksiej Surkow przyjął ją bardzo życzliwie i obiecywał jej wydanie wierszy męża. Jak już mówiłem, nie poszło to tak łatwo, ale sytuacja samej pani Nadieżdy stopniowo się zmieniała na lepsze – w podmoskiewskiej Tarusie, czy nawet później w Pskowie, gdzie dorabiała do emerytury, od czasu do czasu ktoś ją odwiedzał. Właśnie do Pskowa wybrali się młodzi wielbiciele Achmatowej, Josif Brodski i Anatolij Najman, i o tej wizycie opowiada Brodski w szkicu, zamieszczonym jako wstęp do polskiego wydania Wspomnień.

Konstanin Simonow (domena publiczna).

Po dwóch latach Nadieżda Mandelsztam zamieszkała u przyjaciółki Wasilisy Szkłowskiej i odzyskała upragniony meldunek moskiewski. W maju 1965 roku na wydziale matematyki i mechaniki – tak, tak, w Rosji to całkiem niezłe miejsce dla poezji – Uniwersytetu Moskiewskiego odbył się pierwszy od lat wieczór poezji Osipa Mandelsztama. Oczywiście zaproszono i wdowę, której publiczność urządziła stojącą owację. W tym samym roku pani Mandelsztam wprowadziła się do mieszkania (to znaczy pokoju z kuchnią) w nowym budownictwie. Pieniądze na wkład w spółdzielni pożyczył jej pisarz Konstantin Simonow. Świadczy to o życzliwości, jaka ją otaczała, bo Simonow ani nie przyjaźnił się z Mandelsztamem, ani pewnie nie gustował w jego wierszach. Ludziom, naprawdę nimi zainteresowanym, oczywiście łatwiej odtąd było dotrzeć do pani Nadieżdy. Clarence Brown, dzięki któremu jej Wspomnienia dotarły do USA, raczej nie mógłby pojechać do dalekiej Czyty, gdzie dziesięć lat wcześniej pracowała jako wykładowczyni uczelni pedagogicznej. Z pewnością w Moskwie odwiedzało ją więcej osób. Ale i tak nie sądzę, żeby wówczas była instytucją, o której pan myśli. Dotyczy to raczej ostatnich lat jej życia, kiedy oba tomy wspomnień zostały wydane za granicą, zyskały wielki rozgłos, a w kraju – krążyły w samizdacie. Stała się wtedy po prostu ich autorką i przestała być tylko wdową po Mandelsztamie. Choć przez całe życie cierpiała niedostatek, nagle zaczęła z zagranicy dostawać honoraria w bonach dolarowych do sklepów „Bieriozka”. Kupowała sprzedawane tam egzemplarze książki swego męża i robiła z nich prezenty dla znajomych, zresztą w ogóle była dla nich bardzo hojna.

Przypominam jednak, że nawet w kręgach opozycyjnych Nadieżda Mandelsztam nie była odbierana jednoznacznie – za ostre sądy czy niekorzystne przedstawienie we wspomnieniach wiele osób się na nią obraziło. Często słusznie. Co tu ukrywać – Nadia potrafiła dopiec!

Polecamy książkę Nadieżdy Mandelsztam „Wspomnienia. Druga księga”:

Nadieżda Mandelsztam
„Wspomnienia. Druga księga”
cena:
59,99 zł
Tłumaczenie:
Jerzy Czech
Rok wydania:
Warszawa, grudzień 2016
Okładka:
twarda
Liczba stron:
752 stron
Data i miejsce wydania:
Warszawa, grudzień 2016
Format:
135x210 mm
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Leszkowicz
Doktor historii, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Publicysta Histmag.org, redakcji merytorycznej portalu w l. 2006-2021, redaktor naczelny Histmag.org od grudnia 2014 roku do lipca 2017 roku. Specjalizuje się w historii dwudziestego wieku (ze szczególnym uwzględnieniem PRL), interesuje się także społeczno-polityczną historią wojska. Z uwagą śledzi zagadnienia związane z pamięcią i tzw. polityką historyczną (dawniej i dziś). Autor artykułów w czasopismach naukowych i popularnych. W czasie wolnym gra w gry z serii Europa Universalis, słucha starego rocka i ogląda seriale.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone