Nie tylko Orwell – brytyjscy intelektualiści o wojnie domowej w Hiszpanii (cz. 3)

opublikowano: 2014-03-17 16:57
wolna licencja
poleć artykuł:
Zwolennicy strony nacjonalistycznej niezmiennie stanowili wśród Brytyjczyków zdecydowaną mniejszość, co pokazują sondaże Brytyjskiego Instytutu Opinii Publicznej. W styczniu 1937 roku 86% ankietowanych uznawało rząd republikański za prawowity, podczas gdy 14% wskazywało na generała Franco.
REKLAMA

Przeczytaj część pierwszą i drugą

W styczniu 1939 roku poparcie dla Republiki spadło do 71%, ale poparcie dla Franco również się zmniejszyło i wyniosło 10%. Wzrosła natomiast liczba respondentów niezdecydowanych.

W opinii brytyjskiej badaczki Judith Keene konserwatywne gabinety Stanleya Baldwina i Neville’a Chamberlaina sprzyjały stronie frankistowskiej. Zdecydowanym zwolennikiem nacjonalistów był na pewno sir Henry Chilton, brytyjski ambasador w Hiszpanii w latach 1935-1938, zaś mająca miejsce w listopadzie 1937 roku wymiana dostojników (sir Robert Hodgson został brytyjskim agentem handlowym w Hiszpanii narodowej, zaś książę Alba agentem hiszpańskim w Londynie) stanowiła de facto (choć nie [de iure]) dyplomatyczne uznanie rządu Franco.

Thomas S. Eliot (domena publiczna).

Narodowców poparła większość działających w Wielkiej Brytanii chrześcijańskich Kościołów i związków wyznaniowych, szczególnie Kościół katolicki. Postacią, która w znaczny sposób się do tego przyczyniła był Arthur kardynał Hinsley, arcybiskup Westminsteru od grudnia 1937 roku, głowa Konferencji Biskupów Katolickich Anglii i Walii. Pod egidą kard. Hinsleya rozpoczęto w angielskim Kościele szereg inicjatyw profrankistowskich. Nacjonalistów popierała brytyjska prasa katolicka, periodyki takie jak: „Universe”, „Catholic Herald”, „Catholic Times”, jezuicki „Month” czy tygodnik „The Tablet” pod redakcją Douglassa Woodruffa. Katolikami byli Arnold Lunn, Douglass Jerrold, F. Britten Austen, Tom Burns, Hillaire Belloc i sam Woodruff. Wszyscy oni odwiedzili Hiszpanię i pisali korespondencje obrazujące zbrodnie „czerwonych” i prześladowania wiary i Kościoła. Powstańców popierały też prawicowe dzienniki „The Daily Mail”, „The Daily Sketch”, „The Morning Post”, „The Observer”. Dominikański „New Blackfriars” oraz gazety „The Times” i „The Daily Telegraph” starały się natomiast zachować neutralność. Inne stanowisko zajął związany z liberalnym odłamem protestantyzmu „The Church Times”, który na równi z lewicowymi „The Manchester Guardian”, „The News Chronicle”, „The Daily Herald”, „The Daily Express” i „The Daily Mirror” entuzjastycznie popierał Republikę.

Za rebelią generała Franco opowiedziała się zdecydowana mniejszość uczestników ankiety Authors Take Sides on the Spanish War. Nawet jeśli ktoś usposobiony był krytycznie względem rządu republikańskiego, to starał się na ogół zachowywać neutralność względem obu stron hiszpańskiego konfliktu. Warto zwrócić tu uwagę na postawę T. S. Eliota (1888-1965). Ten przyszły noblista (nagroda za rok 1948), Amerykanin z urodzenia, ale Brytyjczyk z wyboru i konwertyta na anglikanizm, był krytykiem demokracji parlamentarnej, liberalnego indywidualizmu oraz zwolennikiem powrotu do tradycyjnych wartości chrześcijańskich. Pisał on: „Jakkolwiek mam swoje sympatie, to cały czas jestem przekonany, że najlepiej by było, gdyby chociaż kilku ludzi pióra pozostało ponad tym i nie angażowało się w te zbiorowe działania [mowa o ankiecie „Left Review”].”. W komentarzu na łamach „The Criterion” wybitny poeta ostrzegał przed wyznawcami wszelkich ekstremizmów, tak lewicowych, jak i prawicowych:

REKLAMA
Jakakolwiek może być w takim lub innym momencie opinia o naszej polityce zagranicznej, czasem wydaje się, że niektórym Anglikom ciężko jest pojmować politykę w sposób inteligentny. Zastanawiam się, w jakim innym kraju, poza Stanami Zjednoczonymi, tak chętnie wystawia się moralne cenzurki innym narodom. Do tej myśli natchnął mnie uroczy list pana Edmunda Blundena, zamieszczony przez „The Times” z 24 kwietnia [1937 roku] na temat uroczystości dwustulecia Uniwersytetu w Getyndze. Ciężko teraz uwierzyć, że motywem decyzji władz Uniwersytetu w Oxfordzie o niewysyłaniu przedstawicieli na tę uroczystość była chęć wyrażenia dezaprobaty względem rządu niemieckiego. Należy jednak się obawiać, że tak to zostało zinterpretowane w Niemczech i, choć nie otrzymaliśmy jeszcze wyjaśnienia, może to być interpretowane u nas. Bez wątpienia wiele osób, z jak najbardziej szlachetnych pobudek, chciałoby wyrażać w ten sposób dezaprobatę przy każdej możliwej okazji – nie rozróżniając, co jest dopuszczalne dla osób prywatnych , a co jest dopuszczalne dla rządów i instytucji publicznych. Są też ludzie, którzy w swej działalności publicznej zachowują się zupełnie, jakby byli osobami prywatnymi. (...) Sytuacja w Hiszpanii dała pole do popisu ekstremistom obu ekstremizmów. Różnicę pomiędzy jazgotliwymi manifestami skrajnej lewicy i nietaktami dziekana Canterbury a apologiami panów Jerrolda i Lunna jest tylko intensywność koszmaru.

Na tych samych łamach wypowiadał się przeciw nieodpowiedzialnym zelotom :

Ci, którzy chcieliby wierzyć w postęp instytucji politycznych, nie mogą czerpać uczciwej satysfakcji ani z wypadków w Hiszpanii, ani z opinii, jakie wokół tych wypadków narosły w naszym kraju. Należy zaznaczyć, że mamy do czynienia z pogorszeniem myślenia politycznego, powszechną presją, której należy się uparcie przeciwstawiać, by opowiedzieć się po stronie takiej lub innej skrajnej filozofii. W tej chwili nie mamy jeszcze do czynienia z sytuacją, gdy dwa wielkie bloki narodów, które dzielą fanatyzm oraz interesy własny, ścierają się ze sobą w sposób znacznie bardziej intensywny niż dotychczas. Jest to raczej międzynarodowa wojna domowa przeciwstawnych idei. Grozi nam to, że krucha równowaga ideologiczna w naszych głowach zostanie zaburzona na rzecz jednego czy drugiego skrajnego poglądu, w zależności od przekonań i temperamentu każdego z nas. Zwracałem uwagę, iż większa część prasy nie tylko nie robi nic, by przeciwdziałać tej dezintegracji, ale wręcz robi wszystko, by ją przyspieszyć, podając uproszczone sądy na temat krajów różnych od naszego i słabo przez nas rozumianych, wzmagając napięcie intelektualne w umysłach czytelników, manipulując ich sympatiami i konsekwentnie działając na rzecz ociężałości umysłowej.
REKLAMA

Ktoś może pomyśleć, po lekturze gazety, takiej jak „The New Statesman”, że rząd republikański reprezentował oświecony i postępowy liberalizm, a takiej jak „The Tablet”, że rebelianci byli ludźmi, którzy po znoszeniu z anielską cierpliwością tego, czego żaden człowiek by nie wytrzymał, niechętnie sięgnęli po broń, bo tylko taki sposób obrony chrześcijaństwa i cywilizacji im pozostał. Nieuprzedzona osoba o pewnej wiedzy na temat Hiszpanii, jej historii i teraźniejszości może stwierdzić, że powinien wspierać jedną czy drugą stronę. Jednak dopóki nie zostaniemy wskutek obrony naszych interesów do zajęcia stanowiska, nie widzę powodu, byśmy to czynili, mając ku niewystarczające ku temu informacje. Wszelkie ewentualne wyrazy sympatii winniśmy artykułować z zastrzeżeniami, pokorą i niepokojem. Taka równowaga umysłu, którą potrafią osiągnąć nieliczne wysoko cywilizowane jednostki, jak Arjuna, bohater Bhagavad Gity, jest większości z nas jako obserwatorom obca i, jak pisałem, nie wspierana przez większą cześć prasy.

Musimy się liczyć z tym, że zwycięstwo którejkolwiek idei skutkować będzie prześladowaniami. Polityczny fanatyzm wyzwala szlachetne namiętności, ale będzie wyzwalać także te złe. Którakolwiek strona zwycięży, lepiej nie walczyć o jej zwycięstwo. Zwycięstwo prawicy będzie zwycięstwem prawicy świeckiej, a nie duchowej, co stanowi istotną różnicę. Zwycięstwo lewicy będzie zwycięstwem raczej najgorszych niż najlepszych elementów i doprowadzi do czegoś zwanego komunizmem, co stanowi odwrotność humanistycznych ideałów, które skłoniły wiele osób do walki po tej stronie. Ci, którzy troszczą się o dobro chrześcijaństwa w dłuższej perspektywie, co nie jest tym samym, co formalny szacunek okazywany hierarchii kościelnej i wolność ograniczona interesami świeckiego państwa, mają szczególny obowiązek powstrzymania się od wyrażania osądów.

Niektórzy agitowali za zniesieniem embarga na eksport broni dla rządu hiszpańskiego. Podejrzewam, że tak naprawdę chodzi im o zmuszenie nas do zajęcia stanowiska w konflikcie między dwoma ideami – berlińską i moskiewską, które obydwie niewiele mają wspólnego z demokracją.

REKLAMA

Nieodpowiedzialni zeloci, którzy opowiadają się za interwencją po jednej lub po drugiej stronie, którzy domagają się jawnego dostarczania walczącym broni, nigdy nie zostaną jednak powstrzymani przez takie stwierdzenia.

Trudno było wyboru pomiędzy Moskwą a Berlinem dokonać komuś, kto nienawidził obydwu totalitaryzmów. Do takich postaci można zaliczyć Vitę Sackville-West (1892-1962), szokującą opinię publiczną swoim ekscentrycznym zachowaniem oraz romansami z innymi kobietami:

Powód, dla którego nie odpowiedziałam na wasz poprzedni kwestionariusz, cały czas pozostaje aktualny. W równym stopniu nie lubię komunizmu i faszyzmu, nie widzę też żadnych różnic pomiędzy nimi, oprócz ich nazw. Wydaje mi się, że w równym stopniu prześladują one jednostkę i społeczeństwo. Dlatego nie mogę zająć stanowiska w sporze o Hiszpanię, który jest w istocie sporem o komunizm i faszyzm w całej Europie, a nie tylko w Hiszpanii. Jeden punkt waszej ankiety wydał mi się dwuznaczny. Wskazujecie na prawowity rząd Hiszpanii, jako na stronę, którą jesteście skłonni wspierać. Czy to dlatego, że jest to prawowity rząd, czy dlatego, że jest to rząd komunistyczny? Jeżeli dlatego, że prawowity, to czy jesteście gotowi bronić Hitlera lub Mussoliniego w przypadku buntu przeciw nim? Nie wydaje mi się.

To czego chcecie to komunizm w Hiszpanii, taki sam jak w Rosji, i nic was nie obchodzi prawowitość rządu. Czemu tego szczerze nie przyznacie? Nienawidzę takiej kreciej propagandy i życzyłabym sobie, abyście unikali jej, jeśli wasze przekonania są szczere i przez to godne szacunku.

Opowiedzenia się po jednej z walczących stron odmówił także znany poeta Ezra Pound (1885-1972), Amerykanin, od roku 1908 przebywający w Europie i osiadły w Londynie. Nazwał on kwestionariusz ankiety „mechanizmem ucieczki dla młodych głupców, którzy są zbyt tchórzliwi, by myśleć”.

Co ciekawe, oprócz konserwatystów Eliota i Pounda, neutralność względem uczestników wojny domowej w Hiszpanii zadeklarował też H. G. Wells (1866-1946) legitymujący się poglądami uważanymi za postępowe:

Nie jestem przeciw komukolwiek, chyba że przeciw gangsterom lub nacjonalistom. Sympatyzowałem z madrycką liberalną republiką. Została ona zniszczona przez anarchosyndykalistów z jednej strony i przez przewrót Franco z drugiej. Interwencja włosko-niemiecka była do przewidzenia i została znacznie ułatwiona przez dziwaczne zamieszanie w brytyjskim umyśle i brytyjskiej woli. Prawdziwym wrogiem ludzkości jest nie faszysta, a głupiec.

Vera Brittain (1893-1970) odrzuciła zaangażowanie w tę wojnę, gdyż uważała za złe angażowanie się w jakąkolwiek wojnę:

REKLAMA
Jako bezkompromisowa pacyfistka uważam wojnę za zbrodnię przeciw ludzkości, ktokolwiek w niej walczy przeciw komukolwiek. Wierzę w wolność demokrację swobodę myśli i słowa. Odrzucam faszyzm i wszystko, co się z nim wiąże, ale nie uważam, że walka jest dobrą metodą zniszczenia go. Nie wydaje mi się, byśmy działali na korzyść Hiszpanów i cywilizacji, dążąc do uczynienia z Hiszpanii pola bitwy w nowej odmianie wojen religijnych.

Przed zajęciem konkretnego stanowiska powstrzymywała niewiedza, do której wiele osób wcale nie wstydziło się przyznawać, uznając ją za coś lepszego niż angażowanie się w sprawy, o których nie ma się pojęcia. Ruby M. Ayers (1883-1955) pisała: „Wtrącania się ludzi niedoinformowanych do polityki zagranicznej należy bać się znacznie bardziej, niż jakiegokolwiek zagrożenia związanego z konfliktem w Hiszpanii. Jako zawodowa pisarka boję się amatorów”.

Graham Greene.

Problemy z usytuowaniem swych sympatii po jednej ze stron miał także Graham Greene (1904-1991). Wyznawał on katolicyzm i duży problem stanowiło dlań zgodne z zasadami głoszonymi przez jego wyznanie odniesienie się do faszyzmu i komunizmu. Był zdeklarowanym przeciwnikiem pierwszej z tych idei, ale czuł w owym okresie pewien pociąg do drugiej, która jego zdaniem miała odwoływać się do miłości. Greene popierał więc lewicę, a innych katolików szokował swoimi – nieczułymi w ich ocenie – reakcjami na mające miejsce na Półwyspie Iberyjskim prześladowania Kościoła. Po tym, gdy dowiedział się o egzekucji pięciu hiszpańskich biskupów stwierdził: „Człowiek nie czuje się najlepiej, kiedy prasa katolicka rozgłasza na wszystkie strony swe męczeństwo. Z powodu takiej śmierci nie można się skarżyć. Powinno się ją przyjąć jako samo przez się zrozumiałą”. Biograf i krytyk literacki Joseph Pearce zwraca jednak uwagę na fakt, że opinie wyrażane w ten sposób nie były wyrazem obojętności pisarza, ale wręcz przeciwnie – wynikały z podziwu i fascynacji żywionych przez Greene’a do szesnastowiecznych męczenników angielskich. Fakt udzielenia generałowi Franco poparcia przez Hitlera uniemożliwiał Grahamowi Greene’owi popieranie strony narodowej. Z drugiej strony, okrucieństwa względem hiszpańskich katolików ostudziły entuzjazm literata wobec obrońców Republiki. Swym poparciem obdarzał więc wyłącznie walczących po stronie republikańskiej Basków, którzy zazwyczaj nie byli komunistami ani anarchistami, za to na ogół byli pobożnymi katolikami.

Wyrazy jednoznacznego poparcia dla strony narodowej były znacznie rzadsze. W nieco kpiarskim tonie odpowiedziała na lewicową ankietę Eleanor Smith (1902-1945), córka blisko związanego z Winstonem Churchillem polityka Fredericka Edwina Smitha (1872-1930): „Byłam zachwycona waszą bezstronną broszurą. Rzecz jasna jestem gorącą zwolenniczką generała Franco, będąc, jak wszyscy, humanitarystką. Zniszczenie tak wielu pięknych budowli i masakra tak wielu niewinnych ludzi, każe żałować tego, co wyprawia w Hiszpanii czerwona hołota, opłacana przez Rosję. Nie zgodzicie się?”.

REKLAMA

Sympatię dla wojskowych powstańców zadeklarował też poeta Edmund Blunden (1896-1974): „Zbyt mało wiem o sprawach hiszpańskich, by czuć się pewnie, wypowiadając się o nich. Uważam jednak, że ktoś taki, jak Franco, po prostu musiał się pojawić i aczkolwiek Anglia może nie odnieść korzyści z jego zwycięstwa, to myślę, że Hiszpania je odniesie”.

Puczystów popierał również katolicki pisarz Evelyn Waugh (1903-1966):

Znam Hiszpanię jedynie jako turysta i czytelnik prasy. Legalność rządu w Walencji nie obchodzi mnie w większym stopniu niż brytyjskich komunistów legalność Korony, Izby Lordów i Izby Gmin. Wierzę, że był to zły rząd. Gdybym był Hiszpanem, walczyłbym po stronie generała Franco. Jako Anglik nie muszę wybierać mniejszego zła. Nie jestem faszystą i nie zostanę nim, chyba że byłaby to jedyna alternatywa dla marksizmu. Jest jednak zwodniczym sugerowanie, że taki wybór jest nieunikniony.

Waugh uznał za stosowne podkreślenie, że nie jest faszystą, krytykował też nadużywanie tego terminu przez lewicę. W datowanym na 5 marca 1938 roku liście do redakcji [New Statesman & Nation] stwierdzał:

Zdecydowałem się opisać sprawę, którą od dawna rozważałem, poprzez przytoczenie niedawno zasłyszanej anegdoty. Mój przyjaciel spotkał kogoś, kogo – jestem pewien – zaliczylibyście, a on by temu ochoczo przyklasnął, do najwyższych sfer lewicowej kultury. Rozmowa dotyczyła złodziei klejnotu Mayfair i socjalista stwierdził, że reprezentowali oni typową mentalność faszystowską. Stanowi to dla mnie nadużycie leksykalne tak zwodnicze i tak powszechne, że aż warte dyskusji.

Był czas we wczesnych latach dwudziestych, kiedy postępowano tak ze słowem bolszewik. Określano nim krnąbrnych uczniów, pracowników domagających się podwyżek, niegrzecznych służących, tych, którzy opowiadali się za rozszerzeniem prawa własności na ubogich i w ogóle każdego, kto miał poglądy nie odpowiadające jako dyskutantowi. Jedynym tego skutkiem był zanik rozsądnej debaty i dyscypliny intelektualnej.

Wierzę, że grozi nam podobnie ogłupiające stosowanie terminu faszysta. Mieliśmy ostatnio do czynienia z petycją rozesłaną do angielskich pisarzy (przez komitet, którego niewielu, o ile w ogóle jacyś, członkowie byli zawodowymi literatami), wzywającą ich do jednoznacznego określenia się albo jako zwolennicy hiszpańskich republikanów, albo jako faszyści. Gdy sprawcy zamieszek trafiają do więzienia, określa się to jako faszystowski wyrok. Means Test jest faszystowski, kolonizacja jest faszystowska, dyscyplina wojskowa jest faszystowska, patriotyzm jest faszystowski, katolicyzm jest faszystowski, buchmanizm jest faszystowski, starożytny japoński kult cesarza jest faszystowski, nienawiść między plemionami galijskimi jest faszystowska, polowanie na lisa jest faszystowskie. Czy nie jest zbyt późno, by domagać się porządku?.

REKLAMA

List ten, zapewne w celu zdezawuowania zawartych w nim tez i ośmieszenia autora, redakcja „The New Statesman” opublikowała pod dość szyderczym nagłówkiem Faszysta, mimowolnie przyznając chyba Waughowi rację.

Jednoznacznie poparł hiszpańskich narodowców na łamach „Catholic Times” historyk Christopher Dawson (1889-1970):

Nie jest to jedynie konflikt brutalnej siły, jak w dniach najazdów tureckich, ale zmagania woli i wiary. Co ciekawe, obecna bitwa z nowym wrogiem chrześcijaństwa rozgrywa się właśnie w Hiszpanii, która zawsze była przedmurzem chrześcijańskiej Europy i w przeszłości brała na siebie największy ciężar wojny z islamem. Być może wynik tych zmagań w Hiszpanii zdecyduje o losie całej Europy. Zwycięstwo komunizmu w Hiszpanii byłoby zwycięstwem komunizmu w jego najniebezpieczniejszym aspekcie, gdyż nie byłoby to zwycięstwo nad kapitalizmem, który w Hiszpanii nie odgrywa istotnej roli, ale nad katolicyzmem, który jest samym jądrem hiszpańskiej tradycji...

Gdyby po ponurym stuleciu niezgody i słabości Hiszpania raz jeszcze zdołała się odnaleźć, gdyby raz jeszcze potrafiła znaleźć miejsce, które jej narzuca jej historia i geniusz, byłoby to zwycięstwo nie tylko Hiszpanii, ale i całej Europy. Przywróciłoby ono społeczeństwu europejskiemu ten niezbędny składnik.

Warto wspomnieć, że na początku roku 1937 z inicjatywy Luisa Bolina, londyńskiego korespondenta konserwatywnego dziennika „ABC” powstała w Anglii grupa Przyjaciół Hiszpanii Narodowej (a właściwie przekształcona została z istniejących wcześniej Przyjaciół Hiszpanii), w skład której wchodzili m.in. Lord Phillimore jako przewodniczący, konserwatywni posłowie Alfred Denville, kpt Victor Cazalet (dla Polaków ciekawostką może być fakt, iż zginął on w tzw. katastrofie gibraltarskiej, razem z gen. W. Sikorskim), sir Henry Page Croft, sir Nairne Stewart-Sandemann oraz poseł Partii Pracy (sic!) A. T. Lennox-Boyd i założyciel Ruchu Jedności Chrześcijańskiej przeciw Ateizmowi (i zarazem postać ważna dla rozwoju brytyjskiej turystyki) metodysta sir Henry Lunn (ojciec Arnolda Lunna).

Gen. Francisco Franco Bahamonde w latach 30. XX wieku (fot. domena publiczna).

Brytyjska prawica nie miała w swych szeregach kogoś takiego, kim dla lewicy był George Orwell. Kogoś, kto wziąłby udział w wojnie domowej w Hiszpanii i opisałby swoje doświadczenia, pozostawiając po sobie dzieło porównywalne z Hołdem dla Katalonii, mogące stanowić źródło do badania różnych aspektów tego konfliktu zbrojnego. Nie oznacza to, że anglojęzyczni przeciwnicy idei lewicowych nie walczyli w Hiszpanii, jednak brytyjscy ochotnicy w szeregach armii narodowej należeli do rzadkości. Można mówić o pojedynczych przypadkach, na tyle sporadycznych, że w powszechnym mniemaniu podczas wojny domowej Anglików wśród żołnierzy generała Franco nie było. Na pewno wpływ na to miał fakt, że hiszpańscy nacjonaliści byli nieufnie i podejrzliwie nastawieni do cudzoziemców. Trudno było zdobyć wymaganą wizę, zaś osobę, która przekroczyła granicę strefy narodowej, starano się w miarę możliwości poddać stałej obserwacji i kontroli, m.in. poprzez istniejący system przepustek. Niezbyt przychylnie patrzono nawet na zagranicznych korespondentów wojennych. Cenzurowano materiały, także te przeznaczone dla prasy zagranicznej, zaś Karla Robsona wydalono z Hiszpanii za to, iż na łamach konserwatywnego „Daily Telegraph” nazwał narodowców mianem rebeliantów. Podobny los spotkał około 30-50 innych dziennikarzy.

REKLAMA

Wśród Brytyjczyków walczących po stronie nacjonalistów zauważyć można różne kierujące nimi motywacje. Należały do nich głównie żądza przygód oraz fascynacja ideami faszystowskimi. W opisywanym przez Judith Keene przypadku Franka Thomasa, protestanckiego ochotnika z Południowej Walii miało miejsce połączenie tych dwóch czynników. Thomas, pochodzący z górniczej rodziny sklepikarz, w tajemnicy przed bliskimi wyjechał do Hiszpanii w październiku 1936 roku i zaciągnął się do Legii Cudzoziemskiej, jednak w połowie czerwca 1937 r. powrócił do domu, zszokowany wojennymi okrucieństwami i rozczarowany faszyzmem. Walczący w szeregach karlistowskiej requete Peter Kemp, pomimo iż legitymował się wyrazistymi prawicowymi poglądami, do Hiszpanii udał się głównie po to, by przeżyć męską przygodę. Prowadził zresztą potem barwne życie oficera wojska i służb specjalnych, podczas drugiej wojny światowej współpracując m.in. z polską Armią Krajową.

Oprócz domorosłych faszystów i poszukiwaczy przygód, wyróżniali się konserwatyści katoliccy, bardzo często świeży konwertyci. Należeli do nich m.in Arnold Lunn i Roy Campbell. Powstanie generała Franco uznawali oni za walkę z komunizmem w obronie cywilizacji chrześcijańskiej. W latach trzydziestych XX wieku na Wyspach Brytyjskich miało miejsce swoiste odrodzenie katolickie, które zaowocowało falą spektakularnych nawróceń. Jednocześnie, wśród inteligencji modne stało się łączenie nauki społecznej Kościoła, sceptycznego nastawienia względem komunizmu i haseł odnowy narodowej, co stworzyło podstawy pod postawę angielskich katolików, złośliwe określaną mianem faszyzmu z wiejskiego domku. Nawróceni katolicy nieraz widzieli w narodowej Hiszpanii „starą wesołą Anglię”, swój własny kraj taki, jakim według nich był kiedyś lub taki, jaki powinien on być. Bez wątpienia idealizowali w ten sposób generała Franco i jego stronników.

Zobacz tez:

Bibliografia:

  • Authors Take Sides, [w:] Spanish Front. Writers on the Civil War, red. V. Cunningham, Oxford – New York 1986.
  • Beevor A., Walka o Hiszpanię 1936-1939. Pierwsze starcie totalitaryzmów, tłum. H. Szczerkowska, Kraków 2009.
  • Carroll W., Ostatnia krucjata. Hiszpania 1936, tłum. J. Oziewicz, Sadków 2007
  • Chodakiewicz M.J., Zagrabiona pamięć: wojna domowa w Hiszpanii 1936-39, Warszawa 1997.
  • Gola B., Ryszka F., Hiszpania, Warszawa 1999.
  • Keene J., Fighting for Franco. International Volunteers in Nationalist Spain During The Spanish Civil War, 1936-39, London – New York 2001.
  • Moa P., Mity wojny domowej. Hiszpania 1936-1939, tłum. A. Fijałkowska, K. Kacprzak, Warszawa 2007.
  • Mularska-Andziak L., Franco, London 1994.
  • Pearce J., Pisarze nawróceni. Inspiracja duchowa w epoce niewiary, tłum. R. Pucek, Warszawa 2008.

Redakcja: Michał Przeperski

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Michał Gadziński
Absolwent Instytutu Historycznego oraz Instytutu Nauk Politycznych UW. Interesuje się historią XIX i pierwszej połowy XX wieku. Pasjonat historii, kultury i polityki krajów anglosaskich.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone