Odkupuje nas tylko idea

opublikowano: 2009-01-25, 11:09
wolna licencja
Jakiś czas temu ukazała się w polskim przekładzie książka Nialla Fergusona _Imperium. Jak Wielka Brytania zbudowała nowoczesny świat._ Tytuł ten przypomina hasła z przełomu XIX i XX wieku, mające usprawiedliwić ekspansję mocarstw w bardziej egzotycznych rejonach świata. Posługiwano się jednakowoż innym eufemizmem. Mówiono o _niesieniu cywilizacji na barbarzyńskie tereny._
reklama

Autor jest historykiem specjalizującym się w dziejach alternatywnych. Większość badaczy zżyma się na samą myśl o rozważaniach typu „co by było gdyby…?”. Prowokacyjny tytuł przykuwa uwagę. Ferguson lubi wskazywać na zbawienny charakter brytyjskiego imperializmu. Niestety nie znalazłem w książce odpowiedzi na podstawowe pytanie: – Dlaczego czyniono to wszystko? Pokuszę się zatem o skromną próbę odpowiedzi na to pytanie. Mam też nadzieję, że czytelnik wybaczy mi uproszczenia

.

Źródła imperializmu są wywodzone ze starożytności. Hellenowie opuszczali swe poleis, by zakładać inne z dala od metropolii. Ówczesny kolonializm nie był tym, co dziś kryje się pod tym terminem. Exodus związany z poszukiwaniem „miejsca dla siebie” przyczynił się jednakowoż do ekspansji kulturalnej. Imperia starożytne – Aleksandra Macedońskiego, perskie, rzymskie oraz wiele innych – zagarniając kolejne ziemie, rozprzestrzeniały swą kulturę. Często uważając ją za nadrzędną i bardziej wartościową aniżeli ludności podbitej. W wiekach kolejnych obok ekspansji kulturalnej i politycznej wyrośnie też trzecia – handlowa

.

To nie daje nam jednak odpowiedzi na pytanie, dlaczego pojawiło się zjawisko imperializmu. Najczęściej początków tegoż upatruje się w odkryciu Ameryki przez Krzysztofa Kolumba. To bowiem zdarzenie zaowocowało kolonizacją. Zetknięcie się z kulturami i cywilizacjami Nowego Świata miało utwierdzić Europejczyków w przekonaniu, że ich krąg cywilizacyjny i religijny pozwolił im osiągnąć więcej. Fakt, iż interior amerykański obfitował w cenne kruszce i rośliny, był dodatkowym motorem do pozyskiwania ziemi. Trzeba bowiem pamiętać, że to głód ziemi był jednym z powodów wypraw hiszpańskich i portugalskich żeglarzy w XVI w. Jednocześnie odkrycie tych terenów pomogło określić się mieszkańcom Starego Kontynentu jako członkowie wspólnego kręgu kulturowego – Europejczycy.

reklama

W kolejnych wiekach zajmowano następne tereny. Argumentacja pozostawała jednak taka sama – ziemia, surowce, handel. Aspekt kulturowy, choć nadal istotny, został zepchnięty na dalszy plan. Był realizowany pośrednio – przez misjonarzy i kolonistów. Zmieniło się to dopiero w XIX w.

Rola opinii publicznej

Zarówno wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych, jak i wpływ rewolucji francuskiej, doprowadziły do wzrostu znaczenia opinii publicznej. Często trzeba było usprawiedliwić przed nią swe poczynania. Już wcześniej zorientowano się, że priorytetem jest handel. Jego pomyślność mogła być skutecznie realizowana pod warunkiem posiadania zamorskich przyczółków, które, jak w przypadku Wielkiej Brytanii, z czasem przerodziły się w kolonie. Inne państwa starały się wykorzystać wcześniejsze nabytki, by rozwinąć handel. Względna stabilizacja granic w Europie motywowała również do poszukiwania nowych ziem poza kontynentem. Problemem pozostawało jednakowoż: jak usprawiedliwić ekspansję przed społeczeństwem?

Cecil John Rhodes. Imperialista czy posłaniec cywilizacji?

Posłużenie się li tylko argumentem ekonomicznym nie spotkałoby się z aprobatą opinii publicznej. W zdecydowanej większości państw świadomość, iż podbija się bezbronne, niezagrażające Europejczykom ludy, budziła wątpliwości etyczne. Oczywiście początkowo nie bardzo przejmowano się losem „dzikusów”. Z czasem jednak trzeba było ukuć poważniejszy argument. John Hobson miał emocjonalnie stwierdzić, że wymyślono kłamstwo, które tak bardzo pogrążyło się w sobie, iż zapomniało, że jest kłamstwem. Jednakowoż jest w tym pewna doza prawdy. O tym jednak za chwilę.

W połowie XIX w. argument cywilizacyjno-kulturalny nie tylko wyszedł na pierwszy plan polityki imperialnej, lecz stał się oficjalną linią polityczną części rządów. W różnych państwach misję niesienia cywilizacji „nieoświeconym i barbarzyńskim ludom” realizowano z różnym powodzeniem i natężeniem. Pewne zasługi miał w tym Kościół katolicki w krajach latynoamerykańskich. Dopiero jednak w XIX w. nastąpił prawdziwy wykwit imperializmu pojmowanego jako mieszanka misji cywilizacyjnej, Weltpolitik i ochrony interesów handlowych.

reklama

Wśród państw imperialnych, tj. posiadających posiadłości zamorskie w Ameryce, Afryce czy Azji, najpełniej ową misję realizowała Wielka Brytania. Jednakowoż w działaniach Francji, a nawet Niemiec, także można zaobserwować podobną „misję”. Te ostatnie, co interesujące, motywowały często swoje poczynania kolonialne reakcją opinii publicznej. Nie oznacza to, że społeczeństwo w Cesarstwie miało duży wpływ na decyzje Auswärtiges Amt. Daje jednak sygnał, że się z nim do pewnego stopnia liczono i chętnie wykorzystywano jego reakcje dla usprawiedliwienia poczynań w polityce zagranicznej.

Wracając jednak do wypowiedzi Hobsona… Wydaje się uzasadnionym twierdzenie, iż nastawione proimperialnie rządy chętnie powoływały się na argumenty o wyższości cywilizacyjnej Europejczyków nad ludami Afryki, Indianami czy mieszkańcami wysp i wysepek Pacyfiku. W drugiej połowie XIX w. powstaje jednak sporo publikacji popularnych, jak książka Bayarda Taylora Eldorado An Adventures in the Path of the Empire. Na nich wychowywało się społeczeństwo i przyszli politycy. Stąd też na przełomie XIX i XX w. politykami europejskimi, w dużej mierze, kierowała już szczera powinność wobec zarówno swojego narodu, jak też ludów podległych im w koloniach

. W tym okresie powstają szpitale w krajach tropikalnych, specjalne instytuty medyczne. Nie miały one leczyć ludności nieeuropejskiej. Miały zapewnić bezpieczeństwo Europejczykom, którzy mieli się tam osiedlić i doprowadzić do rozwinięcia tych terenów dla dobra metropolii i kolonii.

Etyczne rozterki i plama na sumieniu Europejczyków

Joseph Conrad

Nie rozwiązywało to jednak dylematu etycznego, który podnosili przeciwnicy imperializmu. Jakie istniało etyczne przyzwolenie na władanie tymi terenami, ludami? Dlaczego kultura barbarzyńców miała być postrzegana jako gorsza? Wtedy podobne głosy nie należały jeszcze do najczęstszych. Można by się ich spodziewać po nas współczesnych.

reklama

Jeden z najcięższych zarzutów wysunął Joseph Conrad: Ratuje nas wiara w skuteczność naszej pracy – poświęcenie dla niej. […] Zdobywanie ziemi, polegające przeważnie na tym, że się odbiera ludziom o odmiennej cerze lub trochę bardziej płaskich nosach, nie jest rzeczą zbyt piękną, jeśli się w nią wejrzy zbyt blisko. Odkupia ją tylko idea. Idea tkwiąca w głębi, nie sentymentalny pozór, tylko idea, i altruistyczna wiara w tę ideę - coś co można wyznawać i bić przed tym pokłony, i składać ofiary […] (J. Conrad, Jądro ciemności,

Warszawa 1991, s. 10).

Imperialiści właściwie przytakiwali temu, zauważali jednak, że konieczne było realizowanie misji. Bo to nie był dla nich sentymentalny pozór. Tłumaczy to w części dążenie do prowadzenia polityki imperialnej. Obrazu dopełnia spostrzeżenie, że konflikty polityczne wyszły poza Europę. Narodziła się Weltpolitik. Druga połowa XIX w. zaowocowała rozszarpywaniem Afryki, której mapa polityczna, określona na konferencji w Berlinie, właściwie nie uległa zmianie do dnia dzisiejszego. Czarny Ląd wydaje się dziś plamą na sumieniu państw Europy Zachodniej. Podzielone narzuconymi granicami plemiona, zamknięte z odwiecznymi wrogami we wspólnych państwach, nie są w stanie normalnie egzystować. Dodatkowo rezolucja ONZ, dotycząca dekolonizacji tego kontynentu, nie pozwala na jakąkolwiek zmianę granic. Obawa przed konfliktem, który mógłby opanować całą Afrykę, jest silna. Dochodzi zatem do patowej sytuacji. Z jednej strony w Sudanie czy Somalii toczą się wojny domowe. Z drugiej – zgoda społeczności międzynarodowej doprowadzić może do większego konfliktu.

Podobnie jest z oceną imperializmu. Przyczynił się do wzrostu poziomu życia ludności afrykańskiej czy indiańskiej. Przyniósł jednakowoż ciężar, na który społeczeństwa te nie były przygotowane. Podnosi się dziś głosy, że silniejsze państwa zajmują słabsze. Że zawsze tak było. Niewątpliwie jest to prawda i piszący te słowa zdaje sobie z tego sprawę. Wypada się jednak zastanowić, czy postępujemy dobrze i co możemy zrobić, by w przyszłości postąpić lepiej lub by skutki naszych działań były jak najmniej dotkliwe dla osób trzecich. Gdyż jak wspomniałem w tytule, parafrazując słowa Conrada, odkupuje nas tylko idea.

PS. Powyższy tekst jest jedynie refleksją kogoś stykającego się w swej pracy naukowej z zagadnieniami imperialnymi. Czytelników zainteresowanych szczegółami i naukowym, lepiej uargumentowanym wywodem odsyłam do szeregu wydawnictw źródłowych i publikacji polsko- i anglojęzycznych.

Bibliografia

Źródła

  1. British Documents on the Origins of the War 1898–1914, t. 1: The End of British Isolation, London 1927.
  2. Hobson J. A., Imperialism. A Study, London 1902.
  3. Mr. Chamberlain's Speeches, ed. Charles W. Boyd, London 1914.
  4. Selected Speeches and Documents on British Colonial Policy. 1763–1917, ed. A. B. Keith, Oxford 1961.
  5. The Concept of Empire. Burke to Attlee. 1774-1947, ed. G. Bennet, London 1953.

Niektóre artykuły i monografie

  1. Albertini R. von, Wirz A., European Colonial Rule 1880–1940. The Impact of the West on India, Southeast Asia, and Africa, London 1982.
  2. Bodelsen C.A., Studies in Mid-Victorian Imperialism, London 1960.
  3. Brinton C., English Political Thought in the Nineteenth Century, London 1949.
  4. Burgess M., The British Tradition of Federalism, London 1995.
  5. Cain P. J., Hopkins A. G., British Imperialism: Innovation and Expansion, 1688–1914, London 1993.
  6. Damski P. P., Druga wojna burska a idea imperium. Imperializm brytyjski w latach 1895–1902 [w:] Księga pamiątkowa XV Ogólnopolskiego Zjazdu Historyków Studentów, t. 2: Z okazji 60. rocznicy powstania SKNH UŁ, red. J. Walicki, J. Antczak, P. P. Damski, W. Raczyński, Łódź 2008, s. 109-120.
  7. Duignan P., Gann L. H., Burden of the Empire. An Appraisal of Western Colonialism in Africa South of the Sahara, New York 1971.
  8. History of West Africa, ed. J. F. A. Ajayi, M. Crowder, vol. II, New York 1973.
  9. Historia Afryki. Narody i cywilizacje, red. P. Curtin, Gdańsk 2003.
  10. Jeruzalimski A., Polityka zagraniczna i dyplomacja niemieckiego imperializmu w końcu XIX wieku, Warszawa 1954.
  11. Kieniewicz J., Od ekspansji do dominacji. Próba teorii kolonializmu, Warszawa 1986.
  12. Langer W., Diplomacy of Imperialism, 1950.
  13. Leśniewski M., Miejsce Południowej Afryki w kształtowaniu koncepcji polityki imperialnej Wielkiej Brytanii 1899-1914, Warszawa 2001.
  14. Marx R., Królowa Wiktoria. Królowa Wielkiej Brytanii, cesarzowa Indii – symbol epoki, Warszawa 2006.

15. Semmel B., Imperialism and Social Reform. English Social-Imperial Thought in 1895–1914, London 1960.

16. Strauss W. L., Joseph Chamberlain and the Theory of Imperialism, Washington 1942.

17. The Partition of Africa. Illusion or Necessity?, ed. R.O. Collins, New York 1969.

18. Ziółek P., Idea imperium, Warszawa 1997.

Zredagował: Kamil Janicki

Korektę przeprowadziła: Joanna Łagoda

Zobacz też:

reklama
Komentarze
2009-05-06 13:10
Gość: Przemysław Damski
Łukaszu Sebastian słusznie zwrócił uwagę na wady testu IQ. Nie mierzy on bowiem inteligencji, sprawdza jedynie zdolność do rozwiązywania problemów logicznych. Wbrew temu co twierdzą członkowie Mensy częste rozwiązywanie prowadzi do osiągania coraz lepszych wyników u przeciętnego człowieka. Oczywiście faktem pozostaje, że w Stanach Zjednoczonych większy jest odsetek, jak byłeś to uprzejmy napisać, \"białych\". Nie wynika to jednak z ich mniejszych zdolności psycho-intelektualnych. Zwróćmy uwagę, iż wśród klasy średniej i osób bogatych przeważają tzw. WASP. Wśród biedoty osoby czarnoskóre. Bieda nie wygeneruje wykształconej większości. Przypomnijmy, że jeszcze po drugiej wojnie światowej Afroamerykanie byli dyskryminowani, upośledzeni społecznie. Wyrównanie szans zatem nie nastąpi od razu. Sposób oceniania kultur afrykańskich jako gorszych od euro-amerykańskiej jest niesprawiedliwy. Mniemam jednak, że ten pogląd bierze się z różnic percepcyjnych. Myślenie o lepszej i gorszej kulturze nie może mieć w dzisiejszej nauce miejsca. Są one bowiem swoiste. Porównywanie i wartościowanie tychże jest nieporozumieniem. Odnośnie ganiania z kijem... Łukaszu, nie wiesz, nikt tego nie wie, czy tak by było. Taka sytuacja bowiem nie zaistniała. Skazani jesteśmy na gdybanie o wątpliwych przesłankach. Niepewnych dlatego, że mamy dowody na istnienie potężnych państw w Afryce doby średniowiecza czy nowożytności. Nie wiemy jak potoczyłyby się losy Czarnego Kontynentu, gdyby nie opanowanie go przez Europejczyków. Warto tu również zwrócić uwagę na problem konieczności. Zakłada się bowiem, że Europejczycy, czy Azjaci, rozwinęli wysokie kultury ze względu na potrzebę ułatwienia sobie życia. Od prymitywnych narzędzi do bardziej skomplikowanych. Możliwe zatem, że ludność Afryki nie czuła przymusu konstruowania tychże, a to z racji warunków geo-klimatycznych a to z innych nam nie znanych. Czy jednak daje nam to prawo wnioskowania, że Europejczycy to skończone lenie, którzy konstruowali kolejne rzeczy by leżeć do góry brzuchem? Pójdźmy jeszcze dalej. Skoro ludność inteligentniejsza i mądrzejsza generuje \"lepszą\" kulturę to w Europie też powinniśmy mieć takie zjawiska. W wiekach wcześniejszych wykształcone było tylko duchowieństwo, część szlachty, także mieszczanie. Czy zatem kultura chłopska, tworzona przez niewykształconych jest gorsza? Czy może po prostu ma odmienny charakter? bo jeśli jest gorsza to jak wyjaśnić fenomen Nikifora? Jeśli o \"jakości\" danej kultury ma decydować stopień rozwoju intelektualnego przeliczany w IQ, osiągnięcia naukowe, wynalazki to wszelkie państwa mające nikłe dokonania w tej materii są - co najmniej - \"mało wartościowe\". Jeśli tak, to jak lokuje się Polska. Mamy przecież wielu wybitnych noblistów. Wydajemy największą liczbę liczących się naukowców na świecie. A narodowe testy na IQ należą do europejskiej i światowej czołówki. Co zaś do wpływu państw afrykańskich na losy tegoż kontynentu... W części kontynentu w jakiej były zlokalizowane miały znaczenie niebagatelne. Trudno zaś mówić o wpływie na cały kontynent. Nie zapominajmy, że Sahara stanowiła poważną barierę. Jeśli jednak mamy porównywać wszystko z Europą to jaki wpływ miała Rzeczpospolita Obojga Narodów na sytuację w Norwegii, Islandii czy Szkocji? Nie przesadzajmy z tym wpływem na losy całego kontynentu. Chciałbym też zauważyć, iż równiny sawanny nie są zaś najlepszym miejscem pod uprawy.
Odpowiedz
2009-05-05 22:25
Gość: Sebastian Adamkiewicz
\"Chciałbym też przytoczyć wyniki testu na inteligencję jednej z amerykańskich uczelni, która wykazała, iż \"czarni\" wypadają średnio o 20% gorzej od \"białych\". Moim zdaniem w tym jest problem Panowie.\" Akurat tego typu badania, z punktu wiedzenia metodologii, można bardzo łatwo podważyć. Po pierwsze coraz częściej podważa się samo pojęcie \"inteligencji\" i sposobu jej obliczania, a po drugie - jak twierdzi James Flynn - wyniki tych badań nie uwzględniają jednej rzeczy - inteligencja nie jest rzeczą raz za zawsze nabytą i niezmienną. Badania, które z kolei on przytacza, stwierdzają wyraźnie, że w wieku dziecięcym inteligencja zarówno czarnoskórych jak i białoskórych jest identyczna. Dopiero w późniejszym etapie rozwoju zaczynają powstawać różnice, które zdaniem Flynna, są efektem wychowania w określonej kulturze czy środowisku. Równie dobrze, moglibyśmy dowieść, że ludzie pochodzący z rodzin inteligenckich są średnio inteligentniejsze od robotników. Czy jednak to wyznacza prawidłowość skazującą inną grupę społeczną na potępienie?? Wyniki badań wskazują więc na coś zupełnie innego. Badana grupa osób wychowywała się po prostu w skrajnie różnych warunkach społecznych, co wpłynęło na ich rozwój intelektualny, co przy traktowaniu czarnoskórych przez ludność białą jest niezwykle prawdopodobne...
Odpowiedz
2009-05-05 21:02
Gość: Łukasz z Żar
Panowie, interesująca jest wasza dyskusja na powyższy temat, aczkolwiek nie mogę sobie odmówić wystawienia komentarza. Także uważam, że kultura ludów afrykańskich była o wiele gorsza od naszej europejskiej. Fakt faktem, ludy afrykańskie wcale nie miały gorszych warunków do rozwoju niż my, czy nawet Chiny, ale przywódcy organizacji a w zasadzie związków plemiennych nie potrafili stworzyć takiej organizacji, która mogłaby wpłynąć na losy choćby Afryki jako kontynentu, nie mówiąc już o Europie. Takie są fakty, i my, jako historycy nie możemy się z tym nie zgodzić. Chciałbym też przytoczyć wyniki testu na inteligencję jednej z amerykańskich uczelni, która wykazała, iż \"czarni\" wypadają średnio o 20% gorzej od \"białych\". Moim zdaniem w tym jest problem Panowie. P.S proszę mnie nie posądzać o poglądy rasistowskie, gdyż po prostu tak wykazały badania, a twierdzenie, iż cywilizacja ludów Afryki stała na równie wysokim poziomie jak cywilizacja europejska wydaje się wobec faktów nieco bezzasadne. Szanuję Cię Kamilu, lecz nie oszukujmy się- gdyby nasz rozwój miałby być uzależniony od Afryki, to pewnie dzisiaj zamiast konfrontować swoje poglądy z innymi użytkownikami w internecie, ganialibyśmy za zwierzętami, aby zaspokoić nasze pierwotne potrzeby fizjologiczne - w tym przypadku- \"zaspokojenia głodu\" jakkolwiek to brzmi. Pozdrawiam
Odpowiedz
2009-01-28 17:09
Gość: mac ap
Nie wydaje mi się tak dziwny ten europocentryzm. Bo i jakiż wpływ na historię świata miały dzieje Afryki Południowej, albo Amazonii? Doskonale pomijalny, zwłaszcza po odjęciu historii kontaktów tych części świata z Europejczykami. A te mamy w naszych podręcznikach. Nie mówię, że Wielkie Zimbabwe albo kultura Thule na Grenlandii to nie są osiągnięcia, ale ich znaczenie odpowiednio: poza południową Afryką i Grenlandią było zerowe. Teraz kwestia winy za sytuację Afryki. Wydaje mi się, że słynna kwestia rysowanych w Europie granic, w tym tych rysowanych pod linijkę, jest bardzo demonizowana. Nie przypominam sobie ani jednego przypadku wojny w Afryce w ciągu ostatnich, powiedzmy 20 lat, która została by wywołana podzieleniem jakiegoś plemienia przez granicę państwową. Poza jednym wyjątkiem w postaci Konga. Przypominam sobie za to cały szereg wojen w państwach małych i malutkich, w których nic nikogo nie dzieli, takich jak Senegal, Liberia, Sierra Leone, albo Uganda. Moim zdaniem największym problemem jest tu nie podział niektórych ludów między sąsiednie państwa, tylko fakt że kilka lub więcej plemion musi koegzystować ze sobą w jednym państwie. Często kiepsko im to wychodzi. Ale tu już dawni kolonizatorzy są niewinni, chyba że zarzucimy im nie podzielenie kontynentu na circa 5000 państw, zgodnie z liczbą ważniejszych plemion. I jeszcze sprawa porównania imperium kolonialnego Hiszpanii i Wielkiej Brytanii. Nadal widzę mnóstwo ważnych różnic. Taka na przykład kwestia handlu w tym pierwszym. Przecież Hiszpanie przede wszystkim chcieli łupić, a nie handlować. To nie na handlu, a na łupieniu Indian, a potem wydobyciu złota i srebra stała ich potęga. A Hiszpanii zależało nie tyle na samym handlu, co na uzyskiwaniu przez to dość pieniędzy na obronę pozycji europejskiego supermocarstwa. Literalnie: na liczne wojny. Brytyjczycy chcieli się bogacić i starali się to czynić jak najmniejszym kosztem. Już w XVIII wieku wyspiarze zastanawiali się nad sensem istnienia ich imperium. Szkot Adam Smith, ojciec ekonomii, pisał publicznie że kraj powinien dobrowolnie wyrzec się kolonii, czyniąc z niepewnych poddanych- pewnych i wypróbowanych sprzymierzeńców. Czy ktoś wyobraża to sobie w odniesieniu do Hiszpanii w tym samym czasie? Ja mam zbyt ubogą wyobraźnię. Oczywiście, ogromną rolę odgrywa różnica czasowa między okresami świetności imperiów Hiszpanów i Brytyjczyków. Ale skoro czas ma w tym wypadku tak podstawowe znaczenie, to tym bardziej nie wydaje mi się dziwne wydzielanie odrębnych zjawisk historycznych dla XVI i dla XIX wieku. Patrz sprawa imperializmu i polityki imperialnej.
Odpowiedz
2009-01-27 21:16
Gość: mbbaran
Ba, nasz europocentryzm to i tak uniwersalna historia świata. Z jednej z książek Wańkowicza można się dowiedzieć iż w latach pięćdziesiątych XX w w Teksasie nauczano tylko historii tego stanu (oczywiście historii pomijającej jakichś tam nieważnych Hiszpanów) z niewielkim dodatkiem historii USA. Ciekawe jak jest teraz.
Odpowiedz
2009-01-27 20:53
Tomasz Leszkowicz
\"Też na egzaminach pisemnych np. ze średniowiecza rozdziały na temat chin czy Indii nie są wymagane.\" Bo przyznacie sami, że np. trudno jest chyba mówić np. w Afryce czy Azji Południowo-Wschodniej o \"średniowieczu\". Historia innych niż Europa kontynentów wymyka się naszej europocentrycznej periodyzacji. Na UW prowadzone są dwa seminaria magisterskie z historii Afryki przedkolonialnej, pierwszy z profesorów (mediewista) specjalizuje się w Afryce Zachodniej, drugi (nowożytnik) zajmuje się chyba szerzej tematyką pozaeuropejską. Wychowankiem tego drugiego jest doktor, który zajmuje się historią Afryki XIX i XX w. Co do obecności historii innych kręgów kulturowych - w sumie jest to jeszcze jeden przyczynek do dyskusji o tym, jak interdyscyplinarne powinny być studia historyczne...
Odpowiedz
2009-01-27 20:34
Gość: Przemysław Damski
U nas jest jeden pracownik, który zajmuje się historią najnowszą Trzeciego Świata. Na kursach często porusza zagadnienia związane z Afryką, Ameryką Południową czy wysepkami Pacyfiku. Na zajęciach cofa się jedak najdalej do XIX w. Po prostu na więcej nie ma czasu. Z tego co się orientuję w Polsce w ogóle jest z tym poważna luka. Odwrotnie jest, w opinii jednego z moich profesorów, na Ukrainie, gdzie sa osobne przedmioty z historii afryki, Azji czy ameryki Południowej oraz egzaminy z tychże. Nie wiem czy namnożenie egzaminów jest najfortunniejszym pomysłem. chociaż, gdyby taki egzamin był powiązany z pracą magisterską, mógłby wiele pomóc. Poza tym nawet z wykładów kończących się jedynie zaliczeniem można by wynieść wiele ciekawych informacji. a przynajmniej zatrzeć pogląd o tym jakoby przed kolonizacją nic w Afryce nie było.
Odpowiedz
2009-01-27 20:05
Kamil Janicki
Przemku - z tym się w 100% zgodzę. Nie wiem jak w Łodzi, ale u nas w programie nie ma ŻADNYCH wykładów na temat historii innych kręgów kulturowych - tylko Europa, Ameryka i ewentualnie Australia albo pogranicza Europy i świata Islamu. I mówię nawet nie tyle o obowiązkowym programie, co także o wszystkich zajęciach dodatkowych. Tylko raz zdarzył się wykład z historii północnej Afryki, ale historia Afryki południowej czy Azji jest wykładana wyłącznie na kulturoznawstwie. Też na egzaminach pisemnych np. ze średniowiecza rozdziały na temat chin czy Indii nie są wymagane.
Odpowiedz
2009-01-27 20:01
Gość: Przemysław Damski
Zgadzam się Kamilu. U nas nawet na studiach w dalszym ciągu mamy do czynienia z europocentryzmem.
Odpowiedz
2009-01-27 19:57
Kamil Janicki
Dobra taktyka wojenna i bestialstwo świadczy o \"byciu lepszym\"? Btw. W opartym na faktach twierdzeniu, że ludność rdzenna Afryki rozwinęła własne, interesujące cywilizacje, stworzyła własne kultury, systemy prawne i administracyjne i miała wpływ na rozwój np. architektury i muzyki nie widzę żadnego \"amerykańskiego wzorca poprawności politycznej każącego zamykać oczy na fakty\". Przeciwnie, to dziwne sprzeciwianie się jakiemuś wyimaginowanego wzorcowi nazwałbym zamykaniem oczy na fakty. Fakty, których sporo przytoczył wyżej Przemek, a sam też dodałem jeden czy dwa. Możnaby tak dalej, ale mam wrażenie że przedmówca nie zmieniłby zdania, nawet gdyby zobaczył listę zapełnioną afrykańskimi wynalazkami, dziełami kultury, monumentami itd.
Odpowiedz
o autorze
Przemysław Piotr Damski
Doktor nauk humanistycznych w zakresie historii powszechnej, specjalista dziejów XIX i XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem lat 1871–1918. Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego; wykładowca w Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie; współpracował ze Społeczną Akademią Nauk w Łodzi przy projekcie „Colonisation and Decolonisation in National History Cultures and Memory Politics in European Perspective”, nadzorowanym przez Universität Siegen (Siegen, Niemcy). Stypendysta Roosevelt Study Center (Middelburg, Holandia).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2025 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone