Paweł Naczyk – „Dziennik 1941-1947” – recenzja i ocena

opublikowano: 2010-01-24 16:29
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Wojenne losy Pawła Naczyka, choć nie unikalne, niewątpliwie miały interesujący przebieg. Trudno powiedzieć to samo o pisanym przez niego na bieżąco podczas wojny dzienniku. Źródło to nie jest szczególnie ciekawą lekturą, a i jego wartość dla historyków budzi wątpliwości.
REKLAMA
Paweł Naczyk
„Dziennik 1941-1947”
cena:
15 zł
Wydawca:
Instytut Kaszubski w Gdańsku
Okładka:
miękka
Liczba stron:
106
ISBN:
83-89079-36-4

Paweł Naczyk urodził się w 1924 roku w pomorskiej wsi Iłownica nieopodal Kościerzyny. Wiódł zwyczajne wiejskie życie, do momentu wybuchu wojny zyskując podstawowe wykształcenie. W 1939 roku miał 15 lat. Podobnie jak jego rodzina i sąsiedzi, pod naciskiem władz niemieckich podpisał w 1942 roku Volkslistę. Rok później został wcielony do Wehrmachtu, gdzie przeszedł podstawowe szkolenie, po czym zdezerterował podczas odbywania służby we Francji. Dołączył do polskich oddziałów we Włoszech, gdzie złożył przysięgę w Polskich Siłach Zbrojnych. Po wojnie znalazł się w Wielkiej Brytanii, skąd w 1947 roku zdecydował się wrócić do kraju. Brakuje informacji o jego szerszym udziale w działaniach wojennych. Ogółem życiorys Naczyka jest podobny do wojennych losów setek innych Polaków z Pomorza. To, co mogłoby go wyróżniać, to treść recenzowanego przeze mnie dziennika.

Wydanie niczym nie zachwyca

Autor prowadził go od 1941 roku, notatki wprowadzając w trzech kolejnych zeszytach. Zapisy z okresu służby w Wehrmachcie były prowadzone po niemiecku, reszta po polsku z licznymi niemieckimi i kaszubskimi wtrętami. Dziennik miał charakter prywatny – autor nie poinformował o jego istnieniu nawet własnej rodziny. Do materiałów dotarł już po śmierci autora jego siostrzeniec, profesor historii Zygmunt Szultka. On też odczytał, zredagował i opatrzył wstępem dziennik. Ukazał się on drukiem w 2005 roku, nakładem Instytutu Kaszubskiego w Gdańsku. Forma wydania jest charakterystyczna dla niskonakładowych edycji wspomnień i niczym nie zaskakuje na plus. Prosta oprawa, nieskomplikowany wzór graficzny okładki, niezbyt solidnie klejone strony, zbyt wąskie marginesy (dla zaoszczędzenia miejsca), błędy w składzie (przede wszystkim nagminnie „przeskakujące” na wcześniejszą lub kolejną stronę przypisy), brak indeksu, nieliczne i zebrane na końcu tomu ilustracje. Przy niskiej cenie (15 zł) i zapewne minimalnej liczbie wydrukowanych egzemplarzy wszystkie te mankamenty można od biedy zaakceptować. Podstawową wadą tomu jest jakość samego źródła.

Zapiski zbyt prywatne?

Paweł Naczyk pisze w dokładnie taki sposób, jakiego można by się spodziewać po prostym nastolatku ze wsi. W pierwszej części dziennika znajdziemy dziesiątki zapisów o tym kiedy i z kim autor obrabiał pole, kogo odwiedzał, na którą godzinę poszedł do kościoła itd. itp. Zapiski są zdawkowe, zdania krótkie, a wiele notek ma marginalną wartość dla historyka. Przykładowo pod 7 stycznia 1942 roku Naczyk wspomina: Wczoraj byłem w Skarszewach. Byłem w Kościele. Dentysta mnie nie przyjął. Wczoraj i dzisiaj nie miałem zdrowia i humoru. Zapis z 19 września to z kolei: Przed południem czyściłem żyto, teraz o 13-tej idę do mierników. Tak właśnie wygląda większość notek do marca 1943 roku, zajmujących niemal 1/3 publikacji. Nawet o podpisaniu Volkslisty autor wspomina bez żadnych emocji czy komentarza. Pisze wyłącznie: W poniedziałek byłem w Iłownicy w domu. Podpisałem formularz Volkslisty. W piątek Lena znowu była w Więckowach w sprawie „andojczungu”. Przyjęci zostali wszyscy. O jego stosunku do spraw narodowych więcej możemy się dowiedzieć właściwie tylko ze wstępu, a nie z samego źródła.

Dziennik Naczyka za pierwsze trzy lata (41-43) mógłby być co najwyżej źródłem wiedzy o życiu codziennym na Kaszubach pod okupacją czy o docieraniu do ludności wiejskiej wiedzy na temat postępów na frontach. Wciąż byłoby to jednak źródło o wartości raczej drugorzędnej.

REKLAMA

Kaszub w Wehrmachcie

Więcej oczekiwałem po fragmentach z okresu służby w Wehrmachcie. Oczywiście autor musiał uważać, by nie zapisywać w notatniku przemyśleń mogących wpędzić go w kłopoty. Dziennik, który dostajemy do ręki jest jednak po prostu mało wartościowy (nudny?). Naczyk pisze o tęsknocie za domem i skrupulatnie wylicza wszystkie paczki i listy. Wspomina też o swoich sympatiach i kolegach. Najmniej uwagi poświęca szczegółom służby wojskowej. O warunkach szkolenia, stosunkach Niemców z Volksdeutschami, dyscyplinie itd. znajdziemy tylko pojedyncze zdania. Jeden z fragmentów jest szczególnie ciekawy, ale ginie on w morzu notek o wątpliwej wartości historycznej: Życie tu takie nudne i jednostajne. Dyscyplina prawdziwie rozluźniona. Wczoraj np. na apelu nie było 40 żołnierzy. Jak wielu innych schowałem się w szafie (zapis z 19 października 1943 roku). Nawet fragment o ucieczce z jednostki Wehrmachtu i dołączeniu do oddziałów alianckich jest zdawkowy i w gruncie rzeczy dowiadujemy się z niego tylko tyle, że spełniły się jego marzenia. Później zapisy stają się coraz rzadsze. O złożeniu przysięgi w Polskich Siłach Zbrojnych we Włoszech czytamy wyłącznie: Niedziela, byłem w kościele i składałem przysięgę. To miły dla mnie dzień. Z okresu od stycznia 1945 roku do sierpnia 1946 nie ma ani jednej notki. Później znajdziemy kilka interesujących wpisów na temat trudnej sytuacji Polaków w Wielkiej Brytanii i dylematów co do powrotu do kraju, ale autor znacznie więcej uwagi poświęca swojej kolejnej sympatii (przyjaciółce?).

Kilka słów o pracy redaktora

Na pochwałę zasługuje niezłe, choć nierówne opracowanie źródła. Szczególnie pierwsza część dziennika (do marca 1943 roku) jest bardzo obficie, momentami wręcz do przesady opatrzona przypisami. Zdarzają się wśród nich błędy i przypisy po prostu zbędne, ale ogółem komentarz redaktora robi dobre wrażenie. Na kolejnych stronach przypisów jest już znacznie mniej. Nierówny jest też wstęp, który napisano dość hermetycznie, jednak zawiera on wiele informacji poszerzających skąpe dane o Naczyku, które możemy wyciągnąć z samego dziennika. Dobrze, że redaktor nie zapomniał o opisaniu formy źródła, jego języka, metody opracowania itd. Szkoda natomiast, że wstęp nie przeszedł porządniej korekty, która zapewniłaby choćby usunięcie irytujących powtórzeń.

***

Podsumowując jest do dziennik wojenny, jakich wiele. Ma wartość ze względu na bezpośredni charakter zapisów (notatki robione na bieżąco są zawsze cenniejsze dla historyka niż pamiętnik spisywany po latach), ale tak naprawdę nie wyróżnia się niczym szczególnym. W zbyt dużym stopniu jest to źródło czysto prywatne, w zbyt małym – naświetlające realia życia pod okupacją, służby w Wehrmachcie i Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie.

Zobacz też

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Kamil Janicki
Historyk, były redaktor naczelny „Histmag.org” (lipiec 2008 – maj 2010), obecnie prowadzi biuro tłumaczeń, usług wydawniczych i internetowych. Zawodowo zajmuje się książką historyczną, a także publicystyką historyczną. Jest redaktorem i tłumaczem kilkudziesięciu książek, głównym autorem i redaktorem naukowym książki „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych” (2009) a także autorem około 700 artykułów – dziennikarskich, popularnonaukowych i naukowych, publikowanych zarówno w internecie, jak i drukiem (również za granicą).

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone