Polacy na II Zimowych Igrzyskach Olimpijskich (Sankt Moritz 11-19.02.1928)

opublikowano: 2014-02-13 09:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Gospodarzem drugich w kolejności Zimowych Igrzysk Olimpijskich był kurort i ośrodek sportów zimowych Sankt Moritz, leżący na południu Szwajcarii…
REKLAMA

Zobacz też: Igrzyska Olimpijskie - historia i polscy Olimpijczycy

Po słabych wynikach z Chamonix Polski Związek Narciarstwa wyciągnął stosowne wnioski zatrudniając trenera Simonsena, który w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” tak określił szanse naszych skoczków:

Polska ma jednego zawodnika o klasie światowej. Jest nim Bronek Czech. Wspaniały ten talent, na który zwróciły uwagę już wszystkie drużyny konkurencyjne, powinien w kombinacji przebić się na jedno z 10-ciu pierwszych miejsc. W skokach może być wśród 7-miu pierwszych.
St. Moritz w zimie, 1930 (Bundesarchiv, Bild 102-10944 / CC-BY-SA)

Na wyniki rzeczywiście nie trzeba było długo czekać. W pierwszych treningach na skoczni w Sankt Moritz Bronisław Czech osiągał świetne wyniki bijąc rekord Polski skokiem na odległość 63,5 m. W biegu narciarskim na dystansie 18 km zaliczanym do kombinacji norweskiej zajął kapitalne 5. miejsce wyprzedzając m.in. mistrza świata w tej dyscyplinie Otokara Nemecky’ego. Niestety, w konkursie skoków zaliczył jeden skok z upadkiem co łącznie dało mu dopiero 10. miejsce. W biegu długim na 50 km bardzo dobre 13. miejsce zajął Andrzej Krzeptowski wyprzedzając wielu utytułowanych zawodników:

Powiedziałem sobie że muszę jechać jak najlepiej. Szło mi dobrze do 27 kilometra, bo smary trzymały. Potem śnieg zrobił się mokry i było coraz gorzej. Na kilka kilometrów przed metą narty zaczęły mi się okropnie ślizgać; myślałem że po prostu już dalej nie da się iść. Zaciąłem się jednak i klnąc ciągnąłem jak mogłem. Myślałem że uda mi się nabić Nemecky’ego, tymczasem Czechowi pomogli jakoś na trasie (czytaj: posmarowali mu dobrze narty) i minął mnie na kilometr przed metą. Djabli mnie brali, - ale co mogłem zrobić!

Duże nadzieje na dobry występ wiązano z drużyną hokejową, która przed Igrzyskami wywalczyła tytuł Akademickich Mistrzów Świata. Po losowaniu poszczególnych grup turnieju hokejowego polska reprezentacja znalazła się w grupie III wraz ze Szwecją i Czechosłowacją. W pierwszym spotkaniu ze Szwecją nasi hokeiści po słabej pierwszej tercji stracili dwie bramki. W drugiej tercji, po bramkach Aleksandra Tupalskiego i Tadeusza Adamowskiego, drużyna szwedzka znalazła się w sporych tarapatach. Polacy wściekle atakowali oddając aż 20 strzałów przy raptem 8 oddanych przez przeciwnika. Mecz zakończył się ostatecznie wynikiem 2:2. Było to niewątpliwym sukcesem, zważywszy że Szwedzi byli głównymi kandydatami do olimpijskiego złota. Tak relacjonował najważniejsze momenty meczu strzelec jednej z bramek Aleksander Tupalski:

Gra staje się ostra i prowadzona w morderczym tempie. Dwa razy udaje mi się przedrzeć przez obrońców szwedzkich, lecz za każdym razem fenomenalny bramkarz szwedzki zatrzymuje mnie w ostatniej chwili. (…) w drugiej części gra staje się jeszcze bardziej emocjonująca. Zaczynamy atakować coraz częściej i niebezpieczniej. Niespodziewany strzał Homquista ociera się o sztangę i wpada do bramy na 2:0. Od tej chwili zaczynamy już coraz mocniej przygniatać przeciwnika. Adamowskiemu nareszcie udaje się piękny strzał który zadzwonił o wewnętrzną sztangę szwedzkiej bramki. Cztery minuty później pakuję w identyczny sposób, tylko z lewej strony. Obydwa strzały były tak ostre, że Johanson nie zdążył drgnąć. Mamy stałą przewagę, lecz brak nam siły i energii na wykańczanie ataków. Parę świetnych strzałów Adamowskiego przechodzi koło poprzeczki. Przy odrobinie szczęścia mogliśmy w tej części gry zdobyć przynajmniej jedną bramę, lecz los chciał inaczej.
REKLAMA

Do następnego meczu z Czechosłowacją polscy hokeiści przystępowali z dużymi nadziejami, pomimo ogólnego wyczerpania fizycznego. Mecz rozpoczął się z ponad dwugodzinnym opóźnieniem, gdyż drużyna czechosłowacka nie stawiła się na wyznaczoną godzinę. Kierownictwo polskiej ekipy próbowało przełożyć spotkanie, jednak organizatorzy turnieju nie zgodzili się na ten postulat. Drużyna polska zagrała mecz w tym samym sprawdzonym składzie co ze Szwecją: Józef Stogonowski (bramkarz), Lucjan Kulej, Aleksander Kowalski (obrona), Włodzimierz Krygier, Aleksander Tupalski, Tadeusz Adamowski (atak), Makowski, Karol Szenajch (rezerwa). Mecz rozpoczął się od zmasowanych ataków polskich hokeistów którzy, zmęczeni poprzednim meczem, postawili wszystko na jedną kartę. Pierwszą bramkę zdobywa zawodnik czeski Malecka, jednak bardzo szybko odpowiada golem Aleksander Tupalski. Wypoczęci zawodnicy czescy wkładają bardzo wiele wysiłku by powstrzymać polskie ataki. Gra staje się coraz bardziej brutalna, tym bardziej, że sędzia Minder traci kontrolę nad przebiegiem meczu. Świetnymi obronami popisuje się bramkarz Józef Stogonowski:

Wyróżnić tu muszę Stonogowskiego, który niejednokrotnie zmuszony jest do walki sam na sam z przeciwnikiem i pomimo tego wychodzi zwycięsko. W ostatniej części, mając na celu strzelenie jedynie 4-ch bramek, pomimo zmęczenia atakujemy nadal (…) Siły nasze są jednak na wyczerpaniu i ataki nasze nie przynoszą rezultatu. Minutę przed końcem gry, udaje się Czechom uzyskać przez Malecka zwycięską bramkę.

Ostatecznie mecz zakończył się wygraną Czechów 3:2. Porażka była tym bardziej była dotkliwa bo po kapitalnym meczu ze Szwecją polska drużyna była wymieniana obok Kanady jako faworyt do zajęcia miejsc medalowych. Również drużyna czeska mająca najlepsze występy dawno za sobą nie prezentowała najwyższej formy. Według relacji Tadeusza Semadeniego w naszej drużynie zabrakło regularnego treningu biegowego. Już po pierwszym meczu zmęczenie było ogromne – i zadecydowało o porażce ze stosunkowo słabym zespołem czechosłowackim. Tym samym szansa medalowa nie została wykorzystana.

St. Moritz w zimie, 1931 (Bundesarchiv, Bild 102-10988 / CC-BY-SA)

Konkurs skoków odbył się w fatalnych warunkach pogodowych. Kilkudniowa odwilż z padającym deszczem zepsuła śnieg na skoczni. Typowany przez szwajcarską prasę jako „najlepszy skoczek środkowoeuropejski” nasz „Bronek” Czech nie osiągnął pozycji medalowej zaliczając upadek w pierwszej serii podczas skoku na odległości 51 metrów. W drugiej serii Bronisław Czech popisał się świetnym skokiem na 60,5 metra, jednak w ostatecznym rozrachunku zajął odległe 37. miejsce. A tymczasem, jak wyliczał korespondent „Przeglądu Sportowego”, wystarczyło zaledwie skoczyć dwa ustane skoki po minimum 55 metrów każdy aby znaleźć się w gronie trzech najlepszych zawodników

Bardzo dobry występ zaliczył tym razem patrol wojskowy (drużyna biatlonowa) w biegu narciarskim na 30 km. Po pierwszym etapie udało się wywalczyć 5. miejsce z czterominutową stratą do pierwszych Finów. Na drugim pomiarze czasu spadek i jedno miejsce z ośmiominutową stratą do pierwszego miejsca. Na trzecim pomiarze Polacy osiągnęli piąty czas, co ciągle rokowało nadzieje na świetny wynik. Ostatecznie drużyna zajmuje 7. miejsce gdyż Zaydel na 10 kilometrze złamał nartę znacznie opóźniając „pochód patrola”.

O swoich „przygodach” w biegu na 18 km (kombinacja norweska) opowiedział Andrzej Krzeptowski II:

Trzymałem się Dontha, znanego biegacza czesko-niemieckiego i to było właściwie przyczyną mojej katastrofy. Po jakimś czasie dopędziłem go i przejąłem jego tempo. Na ósmym kilometrze mijaliśmy Włocha Demetza. Krzyczę mu „Bahn frei” – on jednak nie zszedł z drogi. Wtedy wjechałem w śnieg i wpadłem powyżej kolan. Wychodząc znów na trasę poczułem dziwny opór pod więźbą. Jadąc w dalszym ciągu, wpadłem na zlodowaciałą grudę pod śniegiem – i wtedy narta mi się złamała. Pęd był tak wielki, że wpadłem na drzewo, uderzyłem głową o coś twardego i runąłem ogłuszony na zlodowaciały śnieg. Ocucił mnie jakiś Francuz.

Cóż, podczas szwajcarskich igrzysk w trzech dyscyplinach była ogromna szansa na zdobycie medali olimpijskich. Kombinacja norweska, skoki narciarskie i hokej nie okazały się jednak łaskawe dla naszych zawodników. Tym razem do medali zabrakło przede wszystkim odrobiny szczęścia…

Bibliografia:

  • „Przegląd Sportowy” nr. 7,8,9 1928 r.
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Jacek Pożarowszczyk
Absolwent historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Nauczyciel historii i wiedzy o społeczeństwie w Zespole Szkół w Kocku. Doktorant Instytutu Historii KUL. W swoich badaniach zajmuje się głównie historią Polski XIX i XX wieku ze szczególnym uwzględnieniem losów pojedynczych ludzi. Pomysłodawca i koordynator wojewódzkiego konkursu historycznego „Lubelszczyzna pełna Tajemnic”. Autor ponad 150 artykułów, w tym 50 związanych z historią regionu, opublikowanych na łamach tygodnika „Wspólnota Regionalna”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone