Stanisław Przybyszewski – skandalista, kobieciarz, geniusz modernizmu
Stanisław Przybyszewski: artysta nieprzewidywalny
Na początku była chuć – tak rozpoczyna się słynne Requiem aeternam. Jego autor szokował nie tylko swoją literaturą. Miał wielki czar, któremu nie można było się oprzeć. Kobiety do niego lgnęły, mężczyźni go podziwiali. Nałogowy alkoholik, nihilista, kobieciarz, jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci polskiej sceny literackiej. Za otoczką skandalu kryło się jednak coś więcej – der genialer Pole zapisał się w historii jako wybitny przedstawiciel modernizmu. Jak wyglądało życie Stanisława Przybyszewskiego?
Prapolskie dzieciństwo Stacha
Przyszły pisarz urodził się 7 maja 1868 roku w Łojewie, wsi położonej niedaleko Mysiej Wieży i Kruszwicy. Pół mili dalej urodził się Jan Kasprowicz, którego los nierozerwalnie splątał z Przybyszewskim.
Cechy melancholijnego ojca-despoty i sentymentalnej, marzycielskiej matki odbiły się na charakterze i twórczości Stacha. Wychowywany był na muzyka, co później ujawniało się w jego licznych występach. We właściwy sobie, ekstatyczny sposób grał wtedy Chopina. Muzyk pozostawił ślad także na dziełach twórcy. To właśnie porównanie Chopina i Nietzschego przyniosło mu rozgłos w Berlinie i rozpoczęło światową karierę.
Początkowo uczył się w domu, lecz w wieku niemal trzynastu lat rozpoczął edukację w toruńskim gimnazjum. Częste powroty do rodzinnej miejscowości i lektura Szekspira szybko ustąpiły fascynacji życiem marginesu społecznego i „Nędznikom” Victora Hugo. Wszystko zmieniło się wraz z poznaniem starszego o dwa lata Gdyki, nieślubnego dziecka akuszerki. Dotychczasowa wesołość i beztroska ustąpiły ciemności.
Przyjaciele pogrążali się razem w mrocznych rozrywkach aż do świąt wielkanocnych 1883 roku. Wieść o samobójstwie Gdyki nadeszła zaraz po przyjeździe Stanisława do rodzinnego domu i pozostawiła na nim piętno śmierci, które będzie go zawsze prześladować.
Mroczne początki legendy
W 1884 roku zaczął naukę w Wągrowcu, gdzie otrzymał świadectwo dojrzałości. Dotąd kiepski w nauce, dzięki znajomości niemieckiego nabytej w Toruniu miał przewagę nad tutejszymi Polakami. Za czasów wągrowieckiej szkoły rozpoczęły się też jego miłosne podboje. Pierwsze uczucia przelewał obficie na wiersze, w których opiewał przedmioty swych westchnięć. Krewna kolegi, do której wzdychał przez dwa lata, by później, po jej wyjściu za mąż, mówić o zdradzie, jego uczennica Rosa Foerder, a wreszcie jej siostra Marta. Ta ostatnia, oczarowana nauczycielem fortepianu, za wszelką cenę chciała związać się ze Stachem. Pewnego dnia weszła do jego berlińskiego mieszkania i już tam pozostała. Za całkowite oddanie ukochanemu zapłaciła wielką cenę – urodziwszy troje dzieci, musiała dzielić się nim z drugą kobietą, by na końcu, odtrącona, skończyć tragicznie. Jak pisał Henryk Izydor Rogacki:
Niepozorna i prawie szpetna, miała jednak wdzięk i przywiązanie właściwe brzydulom. Dla Przybyszewskiego stała się początkowo przedmiotem dumy – jako własna, domowa kobieta. Później będzie jakimś wstydliwym inwentarzem, a wreszcie kulą u nogi i przekleństwem losu.
Zanim jednak poznał Martę, rozpoczął studia architektonicze w Berlinie, które porzucił już po roku. Fascynacja architekturą gotycką z lat młodości, powstała za sprawą „Katedry Notre Dame” Hugo, nie wystarczyła, by dokończyć edukację. Do podjęcia tego kroku skłonił go sam Nietzsche – w 1889 roku Stanisław poznał jego dzieła, które odmieniły spojrzenie młodego artysty na świat i doprowadziły do przewartościowania jego dotychczasowego życia.
Przybyszewski zapisał się na medycynę, a jego fascynacja filozofem doprowadziła w 1892 roku do wydania eseju Zur Psychologie des Individuums. I. Chopin und Nietzsche. II. Ola Hansson (O psychologii jednostek). Jego robocze zapiski miały trafić do rąk krytyka i redaktora „Neue Freie Presse” Franza Servaesa. Przybyszewski pisał o tym epizodzie:
Byłem przygnębiony tą „radosną nowiną” – wstyd mnie dławił, bo nagle uczułem, że to wszystko, com napisał, było tak bezmiernie naiwne i głupiutkie – przecież to tylko tak dla siebie na kolanie pisane! Ale już teraz nie mogłem odwrócić biegu mego przeznaczenia: dostałem się w literaturę, a Bóg mi świadkiem, żem tego nie chciał – minąłem się z moim powołaniem, przecież ja miałem być muzykiem, jak tego sobie tak gorąco moja matka życzyła, a już jeżeli nie muzykiem – to księdzem!
Jego pozycję wśród cyganerii berlińskiej utwierdziły kolejne prace. Studiów nie skończył – wydalono go z uczelni za związki z ruchem robotniczym. Zaczął jednak obracać się w kręgu artystów i pisarzy – tworzył berlińską bohemę razem z Augustem Strinbergiem, Edvardem Munchem (który „Krzyk” stworzył ponoć pod wpływem „Requiem aeternam” Przybyszewskiego), Olą Hanssonem, Richardem Dehmelem i Carlem Ludwigiem Schleichem. Niemcy nazywali go der genialer Pole. Ola Hansson pisał:
Grał marzyciela, a był intrygantem, i nikt nie wiedział, gdzie szła granica między prawdziwym a udanym upiciem się. Był szczery z wyrachowania, a zamknięty z pozy. Sam zapalał swoją namiętność ludzką i duchową i pozwalał jej gasnąć; prawdziwą była tylko jego gimnastyka psychologiczna i jego rancune.
Zachwycał się jednak jego twórczością: To najpiękniejsze, com tu przeżył: poznałem duszę człowieka.
Polecamy e-book Kamila Kartasińskiego pt. „Henryk Sienkiewicz jakiego nie znamy”:
W Berlinie imał się dorywczych zajęć, współtworzył modernistyczne pismo „Pan”, w końcu jednak dostał od Stanisława Grabskiego propozycję redagowania skierowanej do polskiej emigracji w Berlinie „Gazety Robotniczej”. Jego następca miał krytykował niedbałość, z jaką prowadził dziennik.
Dagny
W marcu 1893 roku w poznał pisarkę Dagny Juel. Skandynawska muza artystów, kochanka Muncha i Strindberga była jedną z najbardziej pożądanych kobiet epoki. Kochali się w niej Boy-Żeleński, Wyspiański, Weiss, łączy się ją z samobójstwem Stanisława Koraba-Brzozowskiego. Ta nieprzeciętnie inteligentna, kontrowersyjna piękność pijąca wódkę ze szklanki imponowała mężczyznom, którzy tracili dla niej rozum.
Munch nigdy nie pogodził się ze jej utratą – poświęcił jej swoje dzieła, m.in. „Madonnę”, „Głos”, cykl „Zazdrość”. Bohaterem tego ostatniego stał się także Przybyszewski – jako niepożądany członek miłosnego trójkąta. O niechęci do Stacha mogą świadczyć słowa malarza: Jestem przeświadczony, że kiedyś pojedzie z nim do Polski, zaplącze się w spisek nihilistów i wspólnie z nim zawiśnie na stryczku albo pójdzie na zesłanie. Być może jednak, że zginie wcześniej z braku środków do życia. Ich związek krytykował również Wincenty Lutosławski: Taka ślepo uległa każdej zachciance swego nieroztropnego i nieobliczalnego kochanka kobieta wydała się raczej manekinem niż osobą godną miłości.
Zafascynowany Stanisław nie zważał jednak na krytykę. Twierdził, że dopiero Dagny była w stanie wydobyć na zewnątrz tajemnice jego duszy, zainspirować go do czerpania z jej nieodkrytych pokładów.
Z powodu kobiety przyjaźń Przybyszewskiego ze Strindbergiem przerodziła się w gorącą niechęć, choć romans Augusta i Dagny w chwili spotkania z polskim pisarzem należał już prawdopodobnie do przeszłości. Mimo że wcześniej Stach wielbił swojego mistrza, uważał go za mentora i literackiego ojca, opowiadał o nim później: Trudno mi pisać o Strindbergu, bo przestawałem z nim zbyt blisko, ale palce po prostu mnie świerzbią, żeby napisać coś strasznie bezwzględnego, aby całą tę graciarnię wielkiego mózgu prześwietlić.
Na drodze do pełni szczęścia stała jednak Marta. Informator partii socjalistycznej, który wysyłał do londyńskiej centrali powiadomienia o życiu pisarza, donosił: (…) ma on żonę, która mu ciąży; to ma być prosta kobieta; z powodu tego pije, zajmuje się okultyzmem, dekadencją etc. Opisywał go także jako podatnego na manipulację, zmęczonego życiem człowieka: Z Przyb. Nie gadałem wiele (…) dziwny to facet – przede wszystkim ogromnie słaby i dający się powodować każdemu, dalej – ogromnie zdenerwowany i jakiś zniechęcony do życia.
Mimo relacji z Martą, Przybyszewski 18 sierpnia 1893 roku wziął ślub z Dagny. Na przełomie lipca i sierpnia spotkał się z jej rodziną, która początkowo sprzeciwiała się związkowi z człowiekiem z niższej klasy społecznej, bez odpowiedniego pochodzenia i pieniędzy. Jak pisał Ludwik Hieronim Morstin, Przybyszewski spóźnił się na kolację, co tylko pogorszyło jego sytuację. Niezręczną ciszę przerwał jego toast:
Nagle, gdy napełniono już starym winem kielichy, zerwał się i zaczął mówić toast na cześć rodziców, rodziny i tej ziemi, która wychowała Dagny. I o niej samej, o tej, która go unosi ku niebiosom. A mówił tak pięknie i z takim zapałem, że słuchało się tego, co mówił, jak natchnionej improwizacji. Od razu lody pękły. Na twarzy poważnych, dostojnych norweskich Buddenbrooków malował się podziw i rozrzewnienie. Gdy polski pisarz przestał mówić, odezwały się entuzjastyczne oklaski. A po wieczerzy siadł Przybyszewski do fortepianu i zaczął grać Chopina, tak po swojemu, jak on tylko umiał. Wtedy zachwyt całej rodziny nie miał granic. Winszowano Dagny, że będzie żoną geniusza.
Małżeństwo trwało w biedzie, powiększając swoje długi suto zakrapianymi spotkaniami skupionej wokół niego cyganerii. Wzajemne uwielbienie kochanków oddziaływało twórczo na nich samych, lecz także przyciągało rzesze wielbicieli, zafascynowanych ekstrawagancką parą. Nieprzeniknieni, kontrowersyjni artyści pobudzali wyobraźnię, a ich dom stał się przybytkiem młodych naśladowców. Mimo problemów finansowych był to najbardziej płodny literacko okres dla Przybyszewskiego. Żona inspirowała go do napisania swoich największych dzieł, m.in. „Requiem aeternam”, „De Profundis”, „Dzieci szatana” czy „Confiteor”.
Mimo małżeństwa z Dagny Stanisław nie porzucił Marty. W lutym 1895 roku urodziła się ich córka Janina – ich trzecie po Bolesławie i Mieczysławie dziecko. W tym samym roku Dagny urodziła Zenona, ich pierwszego syna.
Polecamy e-book Michała Rogalskiego – „Bohaterowie popkultury: od Robin Hooda do Rambo”
Pierwsza śmierć
Marta nie mogła pogodzić się jednak z losem zepchniętej na dalszy plan kochanki. Była prawdopodobnie w ciąży z czwartym dzieckiem, kiedy 9 czerwca 1896 roku popełniła samobójstwo. Przybyszewskiego, przebywającego wtedy w Berlinie, aresztowano jako współwinnego tej śmierci. Dzięki wpływom bliskich i staraniom Dagny zwolniono go, jednak berlińskie środowisko nie zapomniało mu tego występku. Nie miał już przyszłości w tym mieście - wraz z Dagny tułali się odtąd między Berlinem a Kongsvinger, jej rodzinną miejscowością.
Po śmierci kochanki Przybyszewski nie wziął odpowiedzialności za swoje dzieci. Jego córki nie otrzymały nawet nazwiska ojca. Bolesławem zaopiekowali się krewni Stanisława. Pisarz usynowił go dopiero w 1905 roku. Mieczysława została adoptowana przez bogatą rodzinę. Janina po tułaczce po domach dziecka zmarła z powodu problemów psychicznych w domu dla obłąkanych.
W 1898 roku Dagny i Stach postanowili osiąść w Krakowie. Stanisław chciał pisać w swoim ojczystym języku. Objął redakcję „Życia”. Jego środowisko przyjęło tę wiadomość z radością, lecz także obawą o położenie pary:
(...) pomysł osiedlenia się w Krakowie był dla niego samobójstwem. Właśnie dla Przybyszewskiego, tak przewrażliwionego na mowę kamieni. Kraków zwalił się na niego, niby w owym dramacie trumna świętego Stanisława na Śmiałego rycerza. Odtąd cherlał z pękniętym krzyżem pacierzowym.
Ich wystawne życie szokowało krakowskie środowisko. Do historii przeszły spotkania bohemy i przyjęcia, na które nie było ich stać. Tak było z chrzcinami narodzonej w 1897 roku Iwy – zorganizowanymi z wielką pompą, nieopłaconymi nawet groszem przez Przybyszewskiego. Fundatorem uroczystości stał się Jozafat Nowiński – dramaturg, który wydał na nią całą nagrodę za Białą gołąbkę, zdobytą chwilę wcześniej na konkursie dramatycznym:
...ryk był piekielny. Ale niebawem uciszyło się, bo Józef Kotarbiński, przetańczywszy z panią domu na nutę „Słońce i pogoda”, przystanął koło grajka i zaśpiewał zaimprowizowaną strofkę. Odśpiewał mu, przetańczywszy z kolei, geolog Grzybowski, i dosłownie parę godzin ciągnął się, ku niesłychanej radości Stacha, ten taneczny pojedynek na improwizowane krakowiaki. To się nazywa artystyczne poczucie stylu: chrzciny to chrzciny! Było już dobrze szaro, kiedy Kotarbiński usiadł w fotelu i wśród religijnej ciszy zaczął, jakby do siebie, mówić strofy Beniowskiego, te najpiękniejsze: „Twój czar nade mną trwa...”
Miłosny wielokąt
W 1899 roku miał miejsce kolejny przełom w życiu Przybyszewskiego. Pisarz udał się do Lwowa, by wygłosić odczyt. Miał zostać tam tydzień, lecz jego wizyta się przedłużyła – z powodu choroby musiał opóźnić swój występ. Zatrzymał się u swego przyjaciela, słynnego poety Jana Kasprowicza, którego twórczość podziwiał i propagował. O swoim pobycie pisał:
Mieszkam u Jasia Kasprowicza, który nawiasem mówiąc zrobił się abstynentem. Żona jego jest najsłodszym stworzeniem, jakie pomyśleć można, i bardzo subtelna, bardzo filigranowa, bardzo piękna. Oboje kochają mnie bezgranicznie.
Za tymi słowami kryło się drugie dno – właśnie wtedy wdał się w romans z żoną Kasprowicza, Jadwigą. Na tym nie zakończył jednak swych podbojów – równocześnie zaczął spotykać się z malarką Anielą Pająkówną. Jak opisał ten intensywny tydzień Henryk Izydor Rogacki:
Przemawiał, pił, czarował i skandalizował, ale przede wszystkim wdał się w romanse. W dwa równocześnie. Z żoną „rodzonego” przyjaciela, Jadwigą Kasprowiczową, i z młodą malarką, wychowanicą Pawlikowskich, Anielą Pająkówną. Wszystko przez tydzień – ostro zakrapiany i gęsto wypełniony literackimi fetami.
Stanisław, pod pozorem poszukiwania inspiracji dla swej sztuki, czułymi słówkami mamił kolejne kobiety i trwał w miłosnym czworokącie. Romans z Jadwigą kwitł – choć pisarz wrócił do rodziny, nie tracił kontaktu z żoną Kasprowicza. Nie zamierzał też zrywać stosunków z Pająkówną. Swoje zachowanie w listach do Kasprowiczowej usprawiedliwiał tak: Dokonał się wielki święty cud, który wszystko uniewinnia, wszystko uświęca. Jesteś moją, a ja Twój, Twój, Twój.
W listach nie brakowało rzewnych i wielkich słów:
Już teraz pozostanę na zawsze przy Tobie – niech się świat cały na mnie zawali, niech się dzieje, co chce, ale rozłąki z Tobą nie mogę znieść. Za bardzo cierpię i za bardzo tęsknię. To wszystko takie dziwne, niewytłumaczone i takie bardzo, bardzo piękne.
Teraz Jadwiga przeobrażała się w muzę Stacha, a Dagny odchodziła w zapomnienie. Wspólne życie odarło ją w jego oczach z dawnego czaru, któremu wcześniej nie mógł się oprzeć. Choć Przybyszewski uważał, że właśnie u boku nowej ukochanej wkracza w nowy, wyższy wymiar sztuki, odkrywa najskrytsze zakamarki swej duszy, jego środowisko i późniejsi krytycy byli zgodni co do tego, że okres jego świetności minął wraz z odejściem od pierwszej żony. To w Berlinie odnosił największe sukcesy, tam ogłoszono go geniuszem. O jego związku z Dagny tworzono legendy. Stanisław jednak, początkowo z miłości, później prawdopodobnie pod przymusem, utrzymywał, że to Jadwiga napełniła jego twórczość prawdziwą głębią.
Także Anieli nie skąpił uwielbienia – pisał o niej jako o najświętszej kobiecie, jaką kiedykolwiek poznał. Ukochane dawały się oszukiwać pięknymi frazesami – oba związki ciągnęły się przez długi okres. I choć Jadwiga została żoną Przybyszewskiego, to Aniela urodziła mu córkę Stanisławę. Wyrosła na pisarkę – spod jej pióra wyszło m.in. dzieło „Sprawa Dantona”. Była dumą ojca – mimo sprzeciwu małżonki, bardzo niechętnej dziecku męża, twórca kontaktował się ze Stanisławą do śmierci i chciał wspierać ją finansowo.
Boy po latach pisał życiu prywatnym Przybyszewskiego: (...) ten głęboko dobry człowiek był straszliwym niszczycielem. Musiał żyć tragedią, musiał mieć ją na co dzień i od święta, jak teatr. Bo szatan – jak wszystkie sztuki, tak wymyślił i teatr, i maski. Przybyszewski był wielkim histrionem. Wciąż grał sobie jakąś komedię – tragedię – dell’arte. Obok smutku (...) lęk – nieustanny głód podrażnień.
Polecamy e-book Agaty Łysakowskiej – „Damy wielkiego ekranu: Gwiazdy Hollywood od Audrey Hepburn do Elizabeth Taylor”:
Morderstwo w Tyflisie
W 1900 roku Dagny wróciła z Zakopanego, w którym odpoczywała od Krakowa, i zorientowała się, że jej życie diametralnie się zmieniło. Wyjechała w podróż po Europie – udała się do Lwowa, Pragi, a następnie do rodzinnej Norwegii. Być może miała nadzieję, że rozłąka z mężem pomoże rozwiązać ich problemy, pozwoli przeczekać trudny okres. Dzieci zostały ze Stachem.
Rozpad związku wywołał skandal. Stach pisał do Pająkówny o swej niedawnej muzie: Ona mi jest zupełnie obcą, dusza moja ją wypluła, ale nie mogę pozwolić, by matka moich dzieci zmarniała.
Przybyszewski od dłuższego czasu trwał w atmosferze skandalu. Spotykał się z falą krytyki i oskarżeń o szerzenie niemoralności. W ostrych słowach krytykował go m.in. Sewer-Maciejowski:
Przybyszewski to zwykła szuja i najzwyklejszy szubrawiec, który wszystko za gotówkę sprzeda, a nawet swoją ubóstwianą Dagnę. Od razu go poznałem w Berlinie – nie zmieniam do dziś dnia zdania, ani na włos. Forma i fantazja ładna – więcej nic... nic... nic... wszystko inne kradzione!
Dagny wróciła do Krakowa, a następnie spotkała się ze Stachem w Warszawie. Ustalili, że pojadą razem do Tyflisu (dzisiejszego Tibilisi), do którego zapraszał ich pisarz Władysław Emeryk – kochanek Przybyszewskiej. Pisarz z córką mieli dojechać tam później, Dagny wyruszyła wcześniej razem z gospodarzem i małym Zenonem.
Kilka dni po przyjeździe, 5 czerwca 1901 roku, Emeryk wyprowadził chłopca z pokoju, który zajmowała Dagny, a następnie zamknął drzwi na klucz. Strzelił kobiecie w głowę, a następnie popełnił samobójstwo.
Prawdopodobnie zabił ją podczas snu – planował zrobić to wtedy, gdy nie mogła się tego spodziewać. W liście do Przybyszewskiego napisał: Zrobiłem to, co Tyś powinien był zrobić. (...) Tylko Ciebie przez całe życie kochała. (...) Zabijam Ją dla niej samej. O, gdybyś mógł mnie nie przeklinać!
Do dziś historycy literatury snują domysły, czy Przybyszewski maczał palce w tym morderstwie.
Nowy etap w życiu
Nic już nie stało na przeszkodzie, by związek z Jadwigą mógł kwitnąć. Kobieta porzuciła męża i córki, by zamieszkać z pisarzem w Warszawie. Miasto nie służyło jego twórczości, do wyjazdu skłoniła ich jednak dopiero rewolucja 1905 roku. Przenieśli się do Torunia, gdzie Stach rozpoczął leczenie alkoholizmu. W tym samym roku, po uzyskaniu orzeczenia o rozwodzie Kasprowiczów, wzięli ślub.
Ukochana stawała się coraz bardziej zaborcza – cenzurowała jego listy, szantażowała go samobójstwem, utrudniała mu spotykanie z córką. Stanisław starał się ukrywać przed nią wiele spraw – choćby pomoc materialną dla córki, którą starał się wesprzeć pod koniec życia. Teraz kolejną żonę uznawał za swoje nieszczęście. W listach opisywał ją jako niespełna rozumu i żałował, że „w obłąkaniu” odebrał ją Kasprowiczowi. Został z nią jednak do końca życia.
W listach do dzieci i kochanek wyłania się obraz manipulacji, jakie stosował Przybyszewski. Pisał o wielkim uczuciu do matek adresatów, zaś w pismach do ukochanych zapewniał każdą z nich o swojej dozgonnej i wyjątkowej miłości. Do córki Iwy pisał w 1923 roku o przeklinanej wcześniej Dagny: Nie żyje ona już od dawna – ale dla mnie żyje intensywniej niż wtedy, kiedy ją utraciłem. Stała się dla mnie tragicznym przeznaczeniem tak nieskończenie pięknym, że przewyższa wszelką inną piękność, i w tym leży znowu tragedia mej sztuki: moja tęsknota jest większa niż możność jej wyrażenia.
Przybyszewski był ponoć świetnym aktorem – tak w życiu, jak i w wystąpieniach scenicznych potrafił zjednywać sobie ludzi, a także kierować ich emocjami.
W 1906 roku małżonkowie przeprowadzili się do Monachium, lecz po wojnie wrócili do kraju. Przybyszewski zaangażował się w akcje narodowowyzwoleńcze, a po 1918 roku – w inicjatywy społeczne. W nowej Polsce przyjął posadę urzędnika – parał się pracą na kolei, poczcie, a także w kancelarii prezydenta. Pisał także dla poznańskiego „Zdroju”, którego twórcy mieli ambicje stworzenia nowatorskiego pisma kulturalnego, czerpiącego z najnowszych prądów sztuki.
Po tułaczce po Polsce, odbytej w celu znalezienia odpowiedniego miejsca zamieszkania, para osiadła wreszcie w Warszawie, a dokładniej na Zamku Królewskim, w jednym z urządzonych tam mieszkań. Mógł tam zająć się swoimi dramatami, które próbował wystawiać, tam napisał także swoją ostatnią, nieuznawaną za wybitną, powieść – Il regno doloroso. Spisał także swoje wspomnienia, w których ponownie próbował wykreować własną legendę – Moich współczesnych tworzyły tomy Wśród obcych i Wśród swoich.
Pod koniec życia Przybyszewskiego małżeństwo przeniosło się do dworku w Jarontach pod Inowrocławiem, niedaleko od rodzinnego domu pisarza.
Twórca nigdy nie zerwał z nałogiem alkoholowym, a na dodatek zaczął sięgać po narkotyki. Wyniszczający tryb życia doprowadził do jego śmierci w wieku 59 lat – pisarz zmarł w 1927 roku.
Uważany za propagatora modernizmu w Polsce, wpłynął nie tylko na rodzimą, lecz także światową – głównie niemiecką – twórczość. Wątki z jego życia można dostrzec w „Czarodziejskiej górze” Tomasza Manna, „Weselu” Wyspiańskiego (pierwowzór Nosa?), a także u Boya, jego legendę tworzyli zaś sami Karol Irzykowski i Stanisław Brzozowski. Nawet Stefan Żeromski, pełny podziwu dla pisarza, twierdził, że jest do niego podobny.
Literaturoznawcy widzieli w Przybyszewskim pisarza-filozofa. Został zapamiętany za indywidualizm i swoje koncepcje, m.in. nagiej duszy (artysta twierdził, że doznać absolutu można jedynie poprzez poznanie duchowe, intuicję, a nie rozum) i sztuki dla sztuki (sztuka jest drogą do poznania jądra rzeczywistości) znalazły wielu naśladowców.
Powieści Przybyszewskiego przypominały dramaty – skupiał się on na dialogach i monologach wewnętrznych bohaterów, a nie opisach świata przedstawionego. Jego twórczość opanowały postaci będące wybitnymi jednostkami umieszczonymi w skrajnych sytuacjach i stanach, które pozwalały na zgłębienie tajników ich wnętrza. Właśnie meandry psychiki fascynowały pisarza – w końcu tylko poznanie duszy mogło według niego umożliwić poznanie rzeczywistości.
Jak pisano w „Głosie”: Każde jego dzieło – to szereg głębokich refleksji, genialnych myśli, rzucanych jak perły, pełnymi garściami – szereg wybuchów, obrazów, wizji i halucynacji, wstrząsających swą potęgą. Jednym słowem są to – drgania duszy ludzkiej, obdarzonej olbrzymią inteligencją i nadludzką iście wrażliwością.
Bibliografia:
- S. Helsztyński, Meteory Młodej Polski, Kraków 1969.
- A. Z. Makowiecki, Trzy legendy literackie. Przybyszewski, Witkacy, Gałczyński, Warszawa 1980.
- H. I. Rogacki, Żywot Przybyszewskiego, Warszawa 1987.
- H. Floryńska-Lalewicz, Stanisław Przybyszewski, „Culture.pl” http://culture.pl/pl/tworca/stanislaw-przybyszewski [dostęp: 15.01.2017].