Traktat wersalski a sprawa przynależności Śląska

opublikowano: 2019-04-17 16:00— aktualizowano: 2020-06-28 09:07
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Artykuł 88 traktatu wersalskiego przewidywał organizację plebiscytu, który miał rozstrzygnąć linię graniczną między Polską a Niemcami. Jakie nastroje towarzyszyły tym wydarzeniom?
REKLAMA

Wilson, Clemenceau i Lloyd George

Katastrofalna klęska Niemiec w 1918 roku była jednocześnie triumfem zwycięskich w I wojnie światowej pięciu wielkich mocarstw oraz nowych państw, które powstały w Europie Środkowo-Wschodniej. 18 stycznia 1919 roku w siedzibie francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych (MSZ) na Quai d’Orsay, kiedy uroczyście otworzono obrady konferencji pokojowej, okazało się, że wbrew pierwotnym założeniom o uzgadnianiu decyzji między mocarstwami „sprzymierzonymi i stowarzyszonymi” (Wielką Brytanią, Francją, Stanami Zjednoczonymi, Włochami i Japonią), o sprawach europejskich miały rozstrzygać tylko cztery z nich, kierowane przez przywódców bardzo różniących się doświadczeniem, temperamentem i talentami. Wpłynęło to również na decyzje dotyczące przyszłości Górnego Śląska.

Niemiecki plakat propagandowy (domena publiczna)

Tradycyjną europejską politykę opartą na układzie sił (Realpolitik) reprezentowali przywódcy Wielkiej Brytanii i Francji. Premier Wielkiej Brytanii David Lloyd George był Walijczykiem, synem nauczyciela, przywódcą Partii Liberalnej, która na przełomie XIX i XX wieku odebrała przywództwo konserwatystom. Znany ze swoich częstych „wpadek” spowodowanych nie do końca dobrą znajomością Europy Środkowo-Wschodniej (miał między innymi pomylić Galicję hiszpańską z Galicją Zachodnią), równoważył tego rodzaju braki doświadczeniem zdobytym w trakcie wieloletniego uczestnictwa w pracach gabinetów angielskich. Wykazywał się olbrzymią zręcznością w przeprowadzaniu kompromisowych rozwiązań podczas kuluarowych rozmów, sprytnie rozgrywając różnice pomiędzy celami dyplomacji francuskiej i amerykańskiej. Wierny tradycjom polityki brytyjskiej polegającej na utrzymywaniu równowagi sił na kontynencie, robił wszystko, by nie dopuścić do zbyt wielkiego osłabienia Niemiec, jedynej przeciwwagi dla Francji po wyeliminowaniu Rosji z koncertu mocarstw po rewolucji bolszewickiej. Siedemdziesięciosiedmioletni premier Francji Georges Clemenceau był najbardziej rutynowanym w tej grupie politykiem. Francja zawdzięczała mu wytrwanie w koalicji i ostateczne zwycięstwo za sprawą jego żelaznej konsekwencji w działaniu pod koniec wojny. „Tygrys” – jak go nazywali zarówno przeciwnicy, którzy obawiali się jego bezkompromisowości, cechującej go w walce politycznej jeszcze w czasach Napoleona III, jak i przyjaciele, podziwiający go za wytrwałość i upór w dążeniu do celu – dla bezpieczeństwa Francji zamierzał maksymalnie osłabić Niemcy. Przypisywano mu powiedzenie jasno określające jego poglądy na ten temat: „Niemców nienawidzę do głębi za to, co zrobiły Francji”. Przy okazji rozmaitych dyskusji nad problemem Górnego Śląska jeszcze przed konferencją niezmiennie powtarzał, że jest za „bezwarunkowym oddaniem” go Polsce. Francja jednak poniosła olbrzymie straty podczas wojny i jej pozycja osłabła, co stało się szczególnie widoczne podczas drugiej fazy konferencji pokojowej, kiedy na forum obrad pojawiała się już kwestia zagrożenia sowieckiego w Europie. Ten argument skłaniał Clemenceau do zweryfikowania swojej tradycyjnie antyniemieckiej postawy i łaskawszego spojrzenia na warunki pokojowe przekazywane Niemcom, zwłaszcza jeżeli nie naruszało to interesów francuskich, a tak było w wypadku Górnego Śląska. Zdecydowanie najmniejszą siłę przebicia miał w tym gronie włoski premier Vittorio Emanuele Orlando, tym bardziej że jego słaba znajomość języka angielskiego i francuskiego znacznie utrudniała mu kontakt z pozostałymi przywódcami. Swoje stanowisko wobec problemów granicznych w Europie Środkowo-Wschodniej najczęściej uzależniał od akceptacji włoskich żądań terytorialnych.

REKLAMA

Zupełnie innego formatu politykiem był natomiast prezydent Stanów Zjednoczonych Woodrow Wilson – syn prezbiteriańskiego pastora, sześćdziesięciodwuletni prawnik, któremu obca była szkoła tradycyjnej dyplomacji europejskiej. Chciał naprawiać świat i zapewnić trwały pokój w Europie i na całym globie. Gwarancje miała jednak dawać nie równowaga sił między mocarstwami, ale system zbiorowego bezpieczeństwa, na którego straży stałaby międzynarodowa organizacja – Liga Narodów. Państwa w niej skupione miały przestrzegać prawa do samostanowienia narodów. Dyplomaci ze Starego Kontynentu wychowani w szkole Talleyranda, gdzie najważniejsza była cyniczna i bezwzględna realizacja własnych interesów bez oglądania się na racje moralne, z pobłażaniem pozwalali snuć w Paryżu marzycielskie wizje Wilsonowi do momentu, kiedy przystępowali do dyskusji nad najistotniejszymi dla nich tematami – przyszłymi granicami państwowymi i sojuszami polityczno-wojskowymi. Prawdziwymi gwarancjami bezpieczeństwa były dla nich nie nierealistyczne mrzonki o systemie zbiorowego bezpieczeństwa, ale realny bilans sił na kontynencie.

Stanowisko mocarstw nie było więc w Paryżu jednolite, co zmuszało do szukania kompromisów i prowadzenia swego rodzaju targów politycznych między przywódcami zwycięskich państw. Wielka Brytania jeszcze przed rozpoczęciem konferencji przyjęła jako wytyczne dla swojej strategii tzw. memorandum z Fontainebleau, wedle którego z postulatu powstrzymania dalszego osłabiania Niemiec wynikało wprost, że nie jest w interesie Londynu odbieranie Rzeszy Niemieckiej na wschodzie Pomorza, Śląska i Gdańska. Zdaniem dyplomatów brytyjskich mogło to łatwo spowodować wybuch rewolucji, a w konsekwencji odrzucenie traktatu pokojowego i pragnienie odwetu wśród Niemców. Takim poglądom już w czasie konferencji zaczął przyznawać rację prezydent Wilson. Francja była gotowa na maksymalne osłabienie Niemiec, pod warunkiem wszakże, że nie ucierpią na tym własne interesy narodowe. Górny Śląsk w tych geopolitycznych planach mocarstw odgrywał rolę co najwyżej drugoplanową, chociaż był ważną kartą przetargową z racji znaczenia gospodarczego, jakie przypisywali mu Niemcy.

REKLAMA
Mieszkańcy Opola oczekują na wyniki głosowania (Bundesarchiv, Bild 146-1985-010-10 / CC-BY-SA 3.0)

Polskie warunki

Delegacja polska mogła liczyć w Paryżu tylko na Francję, aczkolwiek orędzie prezydenta Wilsona, które stało się podstawą odrodzenia niepodległego państwa polskiego, i osobiste stosunki łączące premiera Ignacego Paderewskiego z amerykańskim przywódcą początkowo wydawały się mieć równie wielkie znaczenie dla sukcesu sprawy polskiej. Przywódca III Republiki Francuskiej, chociaż nie ukrywał zamiaru maksymalnego osłabienia Rzeszy Niemieckiej, swoje wsparcie dla postulatów polskich traktował instrumentalnie. Posługiwał się sprawą polską jako argumentem w rozmowach z pozostałymi mocarstwami. Francuzi chętnie wzięliby udział w nowym podziale górnośląskiego przemysłu, ale nie był to ich priorytet. Utrata na Wschodzie dotychczasowego gwaranta francuskiego bezpieczeństwa – Rosji, skłaniała Clemenceau do stworzenia z nowych państw Europy Środkowo-Wschodniej skutecznej koalicji, która mogłaby być przeciwwagą dla Niemiec, ale nie za wszelką cenę. W momencie pojawienia się jakiegokolwiek konfliktu z innymi mocarstwami delegacja francuska bez sentymentów przedkładała własne interesy nad postulaty takich państw jak Polska.

Delegacja polska na konferencję pokojową została sformowana już po wygaszeniu konfliktu między pełniącym funkcję Naczelnika Państwa Józefem Piłsudskim a paryskim Komitetem Narodowym Polskim (KNP) zdominowanym przez endecję. Reprezentantami rządu polskiego byli wobec tego prawicowi politycy: premier Ignacy Paderewski i przewodniczący KNP Roman Dmowski; później dołączył jako specjalista w sprawach gospodarczych Władysław Grabski. Delegacja polska była jedną z dwudziestu siedmiu delegacji państw sprzymierzonych i stowarzyszonych, ale mogła się wypowiadać wyłącznie na temat spraw polskich (należała do uczestników o tzw. ograniczonych interesach, do których zaliczono wszystkie, poza pięcioma wielkimi mocarstwami, pozostałe delegacje). W obradach nie uczestniczyła delegacja niemiecka, która miała tylko otrzymać wynegocjonowane już warunki pokoju.

REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Ryszarda Kaczmarka „Powstania śląskie 1919-1920-1921”:

Ryszard Kaczmarek
„Powstania śląskie 1919-1920-1921”
cena:
59,90 zł
Okładka:
twarda
Liczba stron:
624
Premiera:
kwiecień 2019
Format:
160 x 240 mm
ISBN:
978-83-08-06841-0

Dmowski odgrywał podczas całej konferencji rolę głównego reprezentanta interesów polskich. Mimo częstych sporów z Paderewskim to on zadecydował o taktyce przyjętej podczas polskich starań o ostateczny kształt traktatu. Sprawę polską zreferował szczegółowo przed Radą Dziesięciu podczas słynnego, aczkolwiek długiego i nużącego przywódców świata zachodniego, wystąpienia 29 stycznia 1919 roku, na którym z wielką erudycją ilustrował polskie postulaty w sprawie granic, posługując się zawieszoną na ścianie mapą Europy. Potem skonkretyzował te postulaty w dwóch memorandach dotyczących wschodnich i zachodnich granic Polski, opartych na tezie o podpisaniu w XVIII wieku sprzecznych z prawem międzynarodowym rozbiorów Polski. Na zachodzie i południu oprócz przyłączenia Poznańskiego żądał pruskiego Górnego Śląska, tzw. Prus Zachodnich (Pomorze Wschodnie) z Gdańskiem, południowego pasa byłych Prus Książęcych (Warmia i Mazury) oraz byłego Księstwa Cieszyńskiego (bez powiatu frydeckiego).

Polski plakat z okresu powstań śląskich (domena publiczna)

Powołana po wystąpieniu Dmowskiego 12 lutego specjalna Komisja do Spraw Polskich (Commission des affaires polonaises), pracująca pod przewodnictwem francuskiego oficera Jules’a Cambona (znalazł się w niej także późniejszy przewodniczący alianckiej komisji na Górnym Śląsku Henri Le Rond), w zasadzie zaakceptowała w miesiąc później postulaty zawarte w polskiej propozycji, w tym przyłączenie do Polski Górnego Śląska. Tylko na Warmii i Mazurach zaproponowano przeprowadzenie plebiscytu.

Górny Śląsk „jest niemiecki i niemiecki pozostać musi”

Dla Niemców oddanie jakichkolwiek części Śląska Polsce było nie do zaakceptowania. Po ujawnieniu wstępnych propozycji Komisji do Spraw Polskich rozpoczęły się przeprowadzone na olbrzymią skalę protesty społeczne, w dużej części inspirowane przez rząd w Berlinie. Na wiecach i manifestacjach w całych Niemczech wyrażano sprzeciw wobec projektów nagłośnionych przez prasę. Górnośląscy posłowie do niemieckiego Zgromadzenia Narodowego mówili o powszechnym oporze przeciwko ustaleniom komisji, niezależnie od opcji politycznej. Jeden z posłów, prezydent rejencji opolskiej Joseph Bitta, stwierdził podczas obrad zgromadzenia w Weimarze: „Górny Śląsk potem i krwią swoich przodków potwierdził, że jest niemiecki i niemiecki pozostać musi”. Strona polska odpowiedziała z kolei ogłoszeniem strajku szkolnego i kontrdemonstracjami z okazji polskiej rocznicy narodowej 3 maja 1919 roku.

REKLAMA

Jednocześnie niemieccy dyplomaci szukali nowych argumentów, licząc na odwrócenie niekorzystnie dla nich rozwijającej się sytuacji w Paryżu. Minister spraw zagranicznych Rzeszy Niemieckiej Ulrich Graf Brockdorff-Rantzau, prezentując rządowi niemieckiemu 18 maja 1919 roku propozycję odpowiedzi niemieckiej na ustalenia „komisji polskiej”, zalecał użycie szeregu różnych argumentów „naukowych”, bardziej związanych z polityką historyczną niż wiedzą akademicką na ten temat: „historycznie od 750 lat brak [Górnemu Śląskowi – R.K.] związków z państwem polskim; etnicznie wprawdzie występuje dialekt [polski – R.K.], ale literacki język polski jest trudno zrozumiały dla Górnoślązaków i rzadko występuje, a język niemiecki jest wszędzie; polski ruch narodowy powstał stosunkowo niedawno i jest wynikiem poparcia dla niego z zewnątrz, nie jest ruchem górnośląskim; cała struktura społeczna jest niemiecka i zasadniczo odmienna od ziem polskich (również w takich kwestiach jak oświata, służba zdrowia, ustawodawstwo socjalne, w tym ubezpieczenia robotników)”. Minister dostrzegał jednak zmiany wywołane klęską wojenną, rozszerzające się niepokoje polityczne i społeczne po wojnie. Słabość pozbawionych swoich praw suwerennych Niemiec i chwiejne poczucie tożsamości narodowej Górnoślązaków mogły, jego zdaniem, wpłynąć na powojenne postawy tych ostatnich negatywnie z punktu widzenia niemieckiego. Ponieważ więc wymienione argumenty dotyczące praw do Górnego Śląska raczej przestały wystarczać, radził stawiać w Paryżu na o wiele bardziej przekonujące dla aliantów racje gospodarcze: Niemcy nie będą mogły egzystować ekonomicznie bez Górnego Śląska, a to oznaczało, że tak oczekiwane, szczególnie we Francji, reparacje wojenne przypuszczalnie okażą się mrzonką. Ta opinia oznaczała, że w pozornie nieprzejednanym stanowisku Niemiec w sprawie Górnego Śląska politycy w Berlinie liczyli się z prowadzeniem dalszych negocjacji i szukaniem kompromisu i nie byli nastawieni wyłącznie na odrzucenie polskich żądań. 29 maja we wręczonych przez rząd niemiecki „Uwagach” do warunków pokojowych zdecydowanie sprzeciwiano się jednak oficjalnie oderwaniu Górnego Śląska od Niemiec.

Polska dyplomacja nie dostrzegała początkowo zagrożenia pojawiającego się podczas obrad konferencji dla przyjmowanego jako pewne włączenia Gdańska i Górnego Śląska do Polski. Do kwietnia 1919 roku bagatelizowała zarówno niechętne stanowisko Lloyda George’a, jak i później protesty niemieckie. Pierwszym ostrzeżeniem, że sytuację oceniano zbyt optymistycznie, stało się porozumienie Wielkiej Czwórki z początku kwietnia o utworzeniu Wolnego Miasta Gdańska. Informacja przekazana 2 czerwca przybyłemu do Paryża Ignacemu Paderewskiemu przez brytyjskiego premiera, że również Górny Śląsk nie zostanie przyznany Polsce, ale odbędzie się na tym terytorium plebiscyt, była już porażką polskiej dyplomacji.

REKLAMA
Ignacy Jan Paderewski

Mimo podjętej podczas bezpośredniej rozmowy 5 czerwca przez polskiego premiera próby przekonania aliantów do rezygnacji z tego pomysłu, który zaakceptował już również Woodrow Wilson, okazało się, że polska delegacja jest bezsilna wobec dyktatu mocarstw. Nie odniosła skutku również starannie przygotowana polska replika na niemieckie „Uwagi”, w której znalazła się ekspertyza historyczna i ekonomiczna podkreślająca znaczenie Górnego Śląska dla Polski i powierzchowność ocen niemieckich o niezbędności pozostania tego regionu w granicach Rzeszy Niemieckiej. Do tego nie udało się delegacji polskiej uzyskać zgody na przyznanie reparacji wojennych, a nawet obciążono Polskę formalnie częścią niemieckich długów (z ziem zaboru pruskiego), które oszacowano na 2,5 miliarda marek. Wszelkie wysiłki Paderewskiego zmierzające do tego, by uchylono te niekorzystne dla Polski ustalenia, spełzły na niczym i 14 czerwca poinformowano polskich delegatów o ostatecznym zaakceptowaniu przez mocarstwa propozycji brytyjskich.

Nadzieje Niemców na korektę wstępnych ustaleń ziściły się, ale były dalekie od oczekiwań społeczeństwa, nieinformowanego o poufnych rozmowach rządu niemieckiego i gotowości do ograniczonego kompromisu. Ponieważ Niemcy bardzo źle odebrali postanowienia traktatu wersalskiego, delegacja niemiecka 17 czerwca oficjalnie uznała ustalenia w sprawie Górnego Śląska za faworyzowanie Polski. Stronniczość aliantów widziano w dwóch kwestiach: w stwierdzeniu, że po głosowaniu ludności za Polską nie będzie z tego obszaru reparacji wojennych, i w decyzji o wprowadzeniu podczas kampanii plebiscytowej wojsk alianckich, co postrzegano jako ułatwienie dla polskiej agitacji za pośrednictwem zastraszania i „przekupywania” ludności pieniędzmi i deficytowymi po wojnie środkami żywnościowymi.

Ten tekst jest fragmentem książki Ryszarda Kaczmarka „Powstania śląskie 1919-1920-1921”:

Ryszard Kaczmarek
„Powstania śląskie 1919-1920-1921”
cena:
59,90 zł
Okładka:
twarda
Liczba stron:
624
Premiera:
kwiecień 2019
Format:
160 x 240 mm
ISBN:
978-83-08-06841-0

W rządzie Rzeszy Niemieckiej, ale nie tylko z powodu sprawy Górnego Śląska, lecz w związku z całokształtem ustaleń traktatowych, gwałtownie zaczął narastać kryzys spowodowany obawą przed odpowiedzialnością za podpisanie układu pokojowego, w którym Niemcy traciły dużą część prowincji wschodnich. Kluczowa narada rządu dotycząca decyzji, czy podpisać traktat pokojowy, czy go odrzucić i od nowa rozpocząć wojnę, w której wzięli udział także prezydent Niemiec Friedrich Ebert i wyżsi dowódcy wojskowi, odbyła się 18–20 czerwca 1919 roku w Weimarze. Według relacji dowódcy armii niemieckiej gen. Wilhelma Groenera rozważano wówczas różne opcje, z wszczęciem ograniczonego bądź nawet ogólnoeuropejskiego konfliktu wojennego z frontami na wschodzie i zachodzie włącznie. Wprawdzie już podczas pierwszej takiej narady w maju 1919 roku minister obrony Gustaw Noske,

REKLAMA
Wojciech Korfanty

po konsultacjach z wojskowymi, uznawał tego typu rozwiązanie za nierealistyczne i niedające żadnych szans na powodzenie, jednak inne było stanowisko pruskiego ministra wojny gen. Waltera Reinhardta, który dostrzegał cień nadziei w planie swego rodzaju pruskiej pseudoirredenty na wschodzie. Według wspomnień Groenera: „Podczas rozmowy z szefami dowództwa na zachodzie 14 maja 1919 roku poglądy moje i ministra wojny Reinhardta mocno się ze sobą starły. Reinhardt wtedy po raz pierwszy wyraźnie zaprezentował ideę, by przejściowo zrezygnować ze zjednoczonego [państwa niemieckiego – R.K.], żeby z samodzielnego Wschodu oprzeć się nieprzyjacielowi. Dla tego planu, który grał pewną rolę wśród licznych Prusaków, nie miałem żadnego zrozumienia. Zachowanie jedności Rzeszy Niemieckiej było conditio sine qua non, dla której byłem gotów na każdą ofiarę. […] Wśród Prusaków żywe były wspomnienia lat 1806–1813, dla nich nienaruszalność Wschodu była warunkiem narodowej odnowy; z tego samego powodu w kołach nacjonalistycznych rozlegało się wezwanie do sojuszu z Rosjanami i pojawiło się hasło «Kozacy nad Renem»”.

Tak krytyczną ocenę planów części pruskich wojskowych i polityków wzmacniało zapewne również to, że akurat w momencie prowadzenia wspomnianych rozmów stosunki polityczne między Niemcami a Rosją sowiecką były w złym stanie. W listopadzie 1918 roku Moskwa zażądała anulowania traktatów pokojowych z Brześcia i Bukaresztu.

Interesujące, że nawet Hindenburg, który w telegramie do kanclerza Rzeszy Niemieckiej z 23 czerwca 1919 roku przesłał informację, że po podjęciu działań wojennych na wschodzie możliwe będzie odzyskanie Wielkopolski, przyznawał, że ewentualny jednoczesny atak aliantów na zachodzie nie daje żadnych szans na sukces operacji w skali ogólnoniemieckiej. Z kolei szef sztabu VI Okręgu Wojskowego we Wrocławiu, gen. brygady Fritz von Loßberg (jednocześnie szef sztabu Straży Granicznej na wschodzie), zapewniał, że gdyby odrzucono warunki pokoju, jego oddziały stanęłyby twardo po jego stronie i broniłyby granicy, ale nie ukrywał też, że dyscyplinę trzeba by było zapewnić drakońskimi karami, ponieważ przewidywał liczne odmowy wykonywania rozkazów.

REKLAMA

Pruskiego ministra wojny Reinhardta jednak te groźby rozpadu niemieckiego państwa nie odstraszały od wszczęcia wojny na wschodzie. Twierdził, że widzi „jedyne wyjście w podziale przez samo państwo niemieckie własnego terytorium, ponieważ nie będzie możliwe zachowanie jedności Niemiec po przyjęciu warunków traktatu pokojowego”. Zakładał, że w przyszłości leżące na wschodzie Prusy znajdą dostatecznie dużo siły, by powtórnie doprowadzić do zjednoczenia z zachodnimi i południowymi krajami niemieckimi. Na razie Prusy muszą mieć na wschodzie możliwość swobody działania, by obronić swoje granice. Rząd Rzeszy Niemieckiej (na czele z socjaldemokratycznym kanclerzem Scheidemannem) nie mógł sobie pozwolić na takie rozwiązanie. Bez poparcia lewicy, a kanclerz groził podaniem się do dymisji, plany wojskowych były nierealne ze względu na nastroje panujące wśród robotników. Tylko minister Noske gotów był do rozpatrzenia koncepcji wszczęcia ograniczonego konfliktu na wschodniej granicy. Widział szanse nie tyle w ewentualnym militarnym zwycięstwie, ile we wznieceniu z inicjatywy niemieckiej rewolucji w Polsce na wzór sowiecki. Noske obawiał się tylko, że Niemcy zwyczajnie nie zdążą wykorzystać takiego ruchu rewolucyjnego do swoich celów, bo czasu było coraz mniej. Widać w tych planach pewne powtórzenie zamysłu wysłania w 1917 roku do Rosji Lenina, by wyeliminować zrewoltowane państwo carów z wojny. Noske przyznawał jednak, że w takim wypadku jakiekolwiek jednoczesne zaangażowanie aliantów na zachodzie oznaczałoby dla Niemiec nieuchronną i szybką klęskę.

Współczesny Pomnik Czynu Powstańczego na Górze Świętej Anny (fot. Pudelek, opublikowano na licencji CC BY-SA 4.0 )

Kluczowa dla ostatecznej decyzji w tej sprawie druga narada niemieckich wojskowych (byli to: przewidziany na dowódcę sił niemieckich w razie nowej wojny gen. Walther von Lüttwitz, dowódca Straży Granicznej na Pomorzu gen. Otto von Below, Dowódca Straży Granicznej na niemieckiej wschodniej granicy gen. von Loßberg, dowódca Straży Granicznej w Prusach Wschodnich Wilhelm von Heye, a także głównodowodzący armii w Bawarii, Saksonii, Wirtembergii oraz szef admiralicji) z ministrami obrony Rzeszy i Prus, która odbyła się 19 czerwca. Ponownie ze strony gen. Reinhardta pojawiła się wyraźna sugestia secesji Prus i prowadzenia samodzielnej wojny na wschodzie, a ze słów gen. von Belowa wynikało, że chętnie odegrałby on rolę Yorcka von Wartenburga z 1813 roku (oficera, który wypowiedział koalicję z Napoleonem I i zmusił króla Prus do sojuszu z Aleksandrem I). Generał Groener jednak niezmiennie traktował te propozycje jak mrzonki. Jak napisał później: „Oceny generałów dotyczące sytuacji wojskowej opierały się tylko na stosunkach panujących w ich obszarach działania i brały pod uwagę jedynie walki na wschodzie; nie uwzględniano środków militarnych będących w dyspozycji ententy, a więc ostatecznych skutków całej takiej operacji. Mówiło się o wojnie na wschodzie, jak gdyby dało się ją oderwać od skutków na zachodzie. Szczególnie o samooszukiwaniu się świadczy to, że przyjmowano, iż sukcesy w wojnie z Polską mogą zmienić warunki pokoju na naszą korzyść. Przecież zapadły już wtedy decyzje o pokoju i jego warunkach na zachodzie. Polityczne koncepcje generałów były naiwne, a wojskowe ograniczone do ciasnej perspektywy dowódców oddziałów”.

REKLAMA

O fiasku i tak mało realistycznych planów wojskowych wszczęcia wojny na wschodzie w obronie granic zadecydowało dramatyczne wystąpienie ministra Noskego, który mimo swoich wcześniejszych opinii tym razem nie pozostawił wątpliwości, jaka jest realna sytuacja gospodarcza Niemiec, i stwierdził, że uniemożliwia ona jakiekolwiek akcje militarne. Niemcy nie miały rezerw, by w 1919 roku prowadzić wojnę z Polską o swoje wschodnie prowincje, w tym o Górny Śląsk. Entuzjazm części generałów Noske natychmiast ostudził groźbą zapaści gospodarczej, a w konsekwencji trwałego rozpadu zjednoczonych zaledwie przed pół wiekiem Niemiec: „Musimy zdać sobie sprawę, że podjęcie wojny na zachodzie będzie skutkowało powstaniem samodzielnych Niemiec Południowych, samodzielnej Nadrenii i może nawet samodzielnego Hanoweru. Dalej przy odrzuceniu pokoju musimy się liczyć ze strajkiem o dużych rozmiarach. Środkowe Niemcy nie będą także długo do utrzymania. Może da się zatrzymać Bremę, Hamburg jednak ogłosi natychmiast republikę rad. A teraz wschód: może na Górnym Śląsku i w Zachodnich Prusach [na Pomorzu – R.K.] wolno oczekiwać niespodzianki, pojawią się pełne dynamiki ruchy [proniemieckie – R.K.], nie chciałbym ich hamować, ale nie wierzę w nie. […] Pozytywne elementy zostaną zglajchszaltowane przez spartakusowskie i komunistyczne wystąpienia. Wschód już niedługo nie będzie miał wystarczającej ilości węgla, a do tego żywności. Dojdą ograniczenia spowodowane wielkim napływem [ludności – R.K.] z Zachodu”. Noske zakończył swoje wystąpienie konkluzją wyraźnie wskazującą, jakie muszą być cele niemieckiej polityki na najbliższe lata, jeżeli Rzesza Niemiecka ma zachować swoją jedność i suwerenność: „Tylko jeżeli pozostawimy Rzeszę taką, jaką jest, możliwe jest odrodzenie Niemiec!”.

REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Ryszarda Kaczmarka „Powstania śląskie 1919-1920-1921”:

Ryszard Kaczmarek
„Powstania śląskie 1919-1920-1921”
cena:
59,90 zł
Okładka:
twarda
Liczba stron:
624
Premiera:
kwiecień 2019
Format:
160 x 240 mm
ISBN:
978-83-08-06841-0

Tego samego dnia odbyło się spotkanie posłów do Zgromadzenia Narodowego prowincji wschodnich z przedstawicielami rządu. Spotkaniu tym razem przewodniczył pruski minister spraw wewnętrznych Wolfgang Heine, a wzięli w nim udział także gen. Groener i szefowie sztabów okręgów wschodnich. Groener, przekazując informacje o sytuacji wojskowej, wykluczył możliwość ataku Polski na Górny Śląsk – uważał, że nie pozwoli na to ententa. Wedle jego opinii głównodowodzący wojsk sprzymierzonych marszałek Ferdynand Foch mógłby wprawdzie interweniować na Śląsku najwcześniej dopiero po około sześciu tygodniach, po przetransportowaniu tam oddziałów sojuszniczych przez południowe Niemcy, nie widział w tym jednak szansy na niemiecki sukces. Mając za sobą dyskusję wojskowych, był zdania, że tylko przejściowo mogło to opóźnić i tak nieuchronną klęskę Niemiec.

Ferdynand Foch

Dowódca armii i Straży Granicznej na odcinku południowym (Armeeoberkommando Süd) gen. Loßberg, odpowiadając na pytanie posła z Poznania profesora Hermanna, ocenił jeszcze możliwości logistyczne wojsk niemieckich na wypadek wojny. I tutaj perspektywy były pesymistyczne. Zapasy amunicji miały wystarczać armii niemieckiej na jakieś dziesięć dni walki. Skonstatował, że na froncie z Polską Niemcy przeważają zdecydowanie pod względem posiadanej artylerii, ale jeżeli chodzi o czołgi, to siły polskie szacowano na 150 sztuk, a Niemcy nie dysponowali żadnym pojazdem tego typu. Spierano się również o morale wojsk niemieckich rozmieszczonych wzdłuż granicy z Polską. O ile cywilni ministrowie byli sceptyczni co do ich wartości bojowej, o tyle wojskowi podkreślali gotowość do walki oficerów i żołnierzy, szczególnie tych pochodzących ze wschodnich prowincji zagrożonych ich odstąpieniem na rzecz Polski. Nawet jednak zwolennicy wojny, von Below i Heye, przyznawali, że morale oddziałów skierowanych na wschód z głębi Rzeszy Niemieckiej jest niezadowalające i zależy od wysokości oraz terminowości wypłaty żołdu. We wszystkich planach wojskowych, ze względu na konieczność zapewnienia mobilności oddziałów na przeciążonych obroną odcinkach, kluczowe znaczenie miało zagwarantowanie sprawności i bezpieczeństwa transportu. I w tym aspekcie sytuacja na Górnym Śląsku nie rokowała optymistycznie. Według danych dyrekcji kolei katowickiej aż 70 procent kolejarzy trzeba było uznać za politycznie niepewnych w razie zagrożenia, nawet nie z racji ich antyniemieckich postaw, tylko lewicowych sympatii i niechęci do wojskowych. Wśród kolejarzy dominującą rolę odgrywały socjaldemokratyczne związki zawodowe i byli oni zazwyczaj najbardziej podatni na agitację strajkową. Stawiało to pod znakiem zapytania możliwość przerzucenia większych oddziałów wojskowych z głębi Niemiec, a także, już w kierunku przeciwnym, transportowanie węgla kamiennego niezbędnego dla wszystkich prowincji niemieckich. Przeciw wojnie z Polską wypowiedział się również zdecydowanie komisarz Rzeszy do spraw Śląska Otto Hörsing. Uznał takie plany za prowokację części wojskowych, a argumenty o sile separatyzmu na Górnym Śląsku i możliwości utworzenia niepodległego Górnego Śląska przy braku reakcji Niemiec stanowczo zbijał, mówiąc: „Śląsk jest zmęczony wojną. Jeżeli pokój zostanie odrzucony, zrobimy wszystko, żeby obronić nasze granice. Jeżeli jednak pokój zostanie przyjęty, to wojna nie będzie już możliwa. Teraz są plotki, że Prusy Wschodnie chce się ogłosić samodzielną republiką. Każde takie oderwanie trzeba uznawać za zbrodnię. Plotki o deklaracji powstania samodzielnej republiki na Śląsku sam zdecydowanie dementuję”.

Podobnie przeciwko wojnie wypowiedział się niekwestionowany przywódca Niemców na Górnym Śląsku ks. Carl Ulitzka: „Jeżeli traktat pokojowy zostanie odrzucony, to ludność przystąpi do obrony niemieckiej ziemi. Dalsze kierowanie walką będzie leżeć wtedy w rękach rządu i dowództwa wojskowego. Czy taka walka nie ma szans na powodzenie, nie mogę ocenić. Muszę jednak zwrócić uwagę na rzecz następującą: naród nie chce wojny. Na Górnym Śląsku mamy do czynienia z ludnością na rubieży [Randbevölkerung], która nie ma utrwalonej narodowej świadomości. Będzie się zachowywać pasywnie, częściowo stanie po stronie Polaków. Jeżeli pokój zostanie przyjęty, wtedy nowa wojna nie będzie możliwa. Naród musi zostać ostrzeżony przed podejmowaniem samodzielnych działań wojskowych. Nie może w żadnym razie wybuchnąć wojna ludowa [w znaczeniu wojny domowej, w oryg. Volkskrieg – R.K.], ponieważ walczący, stojąc poza normami prawa, staliby się rebeliantami”. Biograf Ulitzki wskazuje co prawda na odmienność tego stanowiska od stanowiska Hörsinga i jego kompletnej rezygnacji z oporu wobec postanowień aliantów, trudno jednak uznać taką wypowiedź przywódcy większości Niemców górnośląskich za wezwanie do walki.

Spotkanie nie zakończyło się wiążącymi ustaleniami. Minister Heine w imieniu rządu pruskiego oświadczył, że jego gabinet opowie się za odrzuceniem traktatu pokojowego. Wojskowi z kolei przyjęli do wiadomości, że mogą liczyć na wsparcie ludności podczas ewentualnej wojny, ale i to, że bez inicjatywy wojska i rządu nie wybuchnie samoczynnie wojna domowa. Rząd Rzeszy Niemieckiej nie znalazł wobec tego dobrego rozwiązania, a rachuby, że uda się podzielić z wojskowymi odpowiedzialnością za podpisanie traktatu, przez opinię publiczną ocenianego jako niekorzystny, zawiodły. Jak podsumował naradę Groener: „z jednej strony była [do wyboru – R.K.] decyzja o walce, której ostatecznego rezultatu nie było można przewidzieć, jawiła się jako rodzaj hazardowej gry; po drugiej stronie narastały honor i duma Niemca przeciwko wstydowi [podpisania – R.K.] takiego pokoju”. Górny Śląsk stanowił tylko część tego niemieckiego dylematu w czerwcu 1919 roku, chociaż w całej układance opcji rozważanych na wschodzie bez tego elementu nie dało się przyjąć żadnego całościowego rozwiązania. To nie był więc dla Niemiec tylko temat regionalny. Od losu Górnego Śląska w ocenie weimarskich polityków i wojskowych zależały losy całej republiki. Obrona niemieckiego Górnego Śląska przestawała być tylko obroną małej ojczyzny górnośląskich Niemców, a stawała się częścią mitu obrony „niemieckiego wschodu”. Te rozterki dręczyły zapewne zarówno kanclerza Scheidemanna, po nocnym posiedzeniu z 16 na 17 czerwca nadal rozważającego swoją dymisję, jak i prezydenta Friedricha Eberta, który namawiał wprawdzie kanclerza do wytrwałości, ale w rozmowie z Groenerem tego samego dnia nie wykluczał także swojej rezygnacji z urzędu, ponieważ na skutek rozstrzygnięć granicznych na wschodzie przewidywał rozpad Niemiec.

Powstańczy samochód pancerny „Korfanty”

Scheidemann ze swoim gabinetem, po podziale wewnątrz koalicji, podał się 20 czerwca do dymisji. Odpowiedzialność za podpisanie traktatu pokojowego 28 czerwca 1919 roku spadła na prezydenta F. Eberta i nowy koalicyjny gabinet Gustawa Bauera złożony z polityków partii Centrum i SPD. Demokraci (z Niemieckiej Partii Demokratycznej – Deutsche Demokratische Partei), współtworzący po I wojnie światowej centrolewicową tzw. koalicję weimarską, nie weszli tym razem do rządu, obawiając się odpowiedzialności za zawarcie niekorzystnego dla Niemiec traktatu pokojowego (wrócili do rządu dopiero kilka miesięcy później). W nowym podziale politycznym nacjonalistyczna i konserwatywna prawica oraz wojskowi mogli wobec większości Niemców nieznających kulis rozmów w Berlinie kreować się jako obrońcy jedności Niemiec i przeciwnicy zdrajców sprawy niemieckiej, mimo że nie posiadali żadnej alternatywy dla polityki rządu. Sprzyjało to narastaniu nastrojów rewizjonistycznych i propagandzie obrony kresów wschodnich, między innymi Górnego Śląska, jako sprawy ogólnoniemieckiej. Z czasem podziały wewnątrzniemieckie z okresu podpisania traktatu zaczęły wygasać, zdominowało je poczucie wersalskiej krzywdy, która spotkała cały naród niemiecki. W czasie powstań śląskich nastąpiło już zepchnięcie na margines różnic w stanowiskach polityków niemieckiej centrolewicy oraz prawicy wobec polskich żądań. Zwyciężyła idea narodowej jedności.

Ten tekst jest fragmentem książki Ryszarda Kaczmarka „Powstania śląskie 1919-1920-1921”:

Ryszard Kaczmarek
„Powstania śląskie 1919-1920-1921”
cena:
59,90 zł
Okładka:
twarda
Liczba stron:
624
Premiera:
kwiecień 2019
Format:
160 x 240 mm
ISBN:
978-83-08-06841-0
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Ryszard Kaczmarek
Historyk, profesor Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, badacz dziejów Górnego Śląska w XIX wieku i XX wieku. Stypendysta Fundacji Friedricha Eberta i Konferenz der Wissenschaftlichen Akademien. Dyrektor Instytutu Historii oraz Kierownik Zakładu Historii Śląska UŚ w Katowicach. Mieszka w Tychach.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone