Węzeł polityczny 1926 – II RP w kryzysie [Nieskończenie Niepodległa]
Rok 1925 kończy się ponownym krachem ekonomicznym – reforma walutowa sprzed ponad roku nie wystarcza dla zabezpieczenia gospodarki. Rywalizujące ze sobą ugrupowania parlamentarne nie potrafią zbudować konsensusu wobec drastycznego alarmu. Brutalna polityka celna Niemiec wobec Polski staje się skuteczna, gdy brakuje obok międzynarodowego wsparcia sojuszników. Marszałek Piłsudski, spoza Parlamentu, grozi polityczną aktywizacją oddanych mu żołnierzy.
Przewrót wojskowy 12–14 maja 1926 roku łamie reguły Konstytucji, stanowi dyktatorskie przecięcie kadencji prezydenckiej i rządowej. Znacząca liczba ofiar zamachu nie tylko naznacza krwią władze pomajowe, ale też wzmacnia podział wewnętrzny. Ta walka, postawionych sztucznie po dwóch stronach barykady oddziałów Wojska Polskiego, dzieli głębiej społeczeństwo, wzmacniając w nim zarazem nienawiść ideologiczną.
Maciej Rataj (marszałek Sejmu) w dzienniku
Wobec nowego spadku złotego, Grabski w ciągu 12 listopada żądał od [dyrektora działu walutowego Banku Polskiego Zygmunta] Karpińskiego dalszej interwencji. Karpiński odmówił, bo byłby musiał czerpać na interwencję z ustawowo określonego pokrycia złotego. [...] Grabski zobaczył przed sobą beznadziejność i uciekł na drugi dzień po pierwszych wiadomościach giełdowych.
Około 11.00 wezwanie do [prezydenta Stanisława] Wojciechowskiego. Pokazuje mi pismo dymisyjne Grabskiego, jeszcze mokre. [...] Tłumaczę, że to szaleństwo. Wywoła większą panikę o nieobliczalnych następstwach. Nic nie przygotowane. [...] Grabski godzi się zachować w tajemnicy fakt do godziny 24.00, by nie dostało się do porannych pism. [...]
Po południu Sejm z wnioskiem [PSL] „Wyzwolenia” o rozwiązanie Sejmu. Odłożyć nie można, bo przesilenie tajemnicą. Obradowanie zaś dziwaczne, niesamowite: rząd „rozwiązany”, Sejm radzi nad „rozwiązaniem się”. Tylko rozwiązać państwo i będzie spokój!
Warszawa, 13 listopada 1925
[Maciej Rataj, Pamiętniki (1918–1927), Warszawa 1965]
Marszałek Józef Piłsudski w deklaracji wręczonej Prezydentowi Stanisławowi Wojciechowskiemu
Uważam za swój obowiązek ostrzec Pana Prezydenta przed pominięciem interesów moralnych armii polskiej w rozważaniach przy rozwiązywaniu obecnego kryzysu. Czyniono to już dwukrotnie [mianując ministrów spraw wojskowych: gen. Stanisława Szeptyckiego w czerwcu 1923 i gen. Władysława Sikorskiego w grudniu 1923] i ze smutkiem stwierdzić muszę, że rezultaty tego pominięcia doprowadzają do coraz silniejszego rozdrażnienia w wojsku. Niepodobna bowiem żądać, aby w państwie naszym wojsko służyło partiom politycznym i ich prywatnym do państwa interesom.
Sulejówek, 13 listopada 1925
[Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. 8, Warszawa 1937]
Aleksandra Piłsudska (żona Józefa Piłsudskiego)
Kiedy 13 listopada gabinet Grabskiego podał się do dymisji, Piłsudski złożył wizytę Prezydentowi i wręczył mu deklarację. [...] W wojsku rosło oburzenie spowodowane sytuacją w kraju i niedopuszczaniem do powrotu do wojska zwycięskiego wodza [będące sporem o formułę ustawy o najwyższych władzach wojskowych]. 15 listopada oficerowie garnizonu warszawskiego [...] przybyli masowo do Sulejówka. W demonstracji tej wzięło udział kilku generałów oraz około tysiąca oficerów. W imieniu zebranych przemówił do Marszałka gen. Dreszer.
Sulejówek, 15 listopada 1925
[Aleksandra Piłsudska, Wspomnienia, Warszawa 2004]
Gen. Gustaw Orlicz-Dreszer w przemówieniu do Marszałka Piłsudskiego
Chcemy, byś wierzył, że gorące chęci nasze, byś nie zechciał być w tym kryzysie nieobecny, osieracając nie tylko nas, wiernych Twoich żołnierzy, lecz i Polskę, nie są tylko zwykłymi uroczystościowymi komplementami, lecz że niesiemy Ci prócz wdzięcznych serc i pewne, w zwycięstwach zaprawione szable.
Sulejówek, 15 listopada 1925
[Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. 8, Warszawa 1937]
Adam Pragier (prawnik, działacz PPS)
[Piłsudski] Wysunął sprawę organizacji naczelnych władz wojskowych na czoło wszystkich spraw państwowych. Podkreślił to jeszcze przez demonstrację gromady oficerów w Sulejówku, pod wodzą gen. Dreszera, który ofiarował Komendantowi „w zwycięstwach zaprawione szable”. A te szable, tak jak wszystka broń dana wojsku przez Rzeczpospolitą, służyć były winne celom wskazanym przez rząd i nie mogły być nikomu ofiarowywane przez tych, którym je powierzono.
Ale Polska w tych dniach rządu nie miała i co gorsza – Sejm nie był zdolny do jego utworzenia, w oparciu o trwałą większość. W taki sposób Sejm w istocie przestawał być najwyższą reprezentacją narodu, a na jego miejsce nie było nic innego, jak alternatywa dyktatury Piłsudskiego albo prawicy, czyli inaczej – groźba wojny domowej.
Warszawa
[Adam Pragier, Czas przeszły dokonany, Londyn 1966]
Maciej Rataj w dzienniku
Codzienne prawie demonstracje bezrobotnych pod Ministerstwem Pracy i urzędem zapomóg; bierne zachowanie się władz, prostracja ośmiela elementy wywrotowe. Mówi się na wszystkie strony o zamachu komunistycznym, 1 maja oczekuje się z niepokojem w kołach burżuazyjnych, atmosfera niepewności i podniecenia.
Warszawa, 30 marca 1926
[Maciej Rataj, Pamiętniki (1918–1927), Warszawa 1965]
Płk Ludwik Kmicic-Skrzyński (szef sztabu 2 Dywizji Kawalerii)
Gen. Orlicz-Dreszer powiedział mi, że być może zajdzie potrzeba, by wojsko wystąpiło i powstrzymało upadek państwa, że może Marszałek powoła nas ponownie pod swoje rozkazy... [...] Generał kazał mi przemyśleć i przygotować sprawę łączności z oddziałami dywizji, tak by mogły one wystąpić alarmowo i forsownym marszem [z Warszawy, Płocka, Ostrołęki, Garwolina, Mińska Mazowieckiego i Ciechanowa] przybyć – na wezwanie – do Warszawy.
Warszawa, kwiecień 1926
[Ludwik Kmicic-Skrzyński, Przewrót Majowy 1926 roku, Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie, sygn. 24/5/2/1/A.11a]
Maciej Rataj w dzienniku
Rząd [Aleksandra Skrzyńskiego] przedłożył Prezydentowi Rzeczpospolitej swą dymisję. Prezydent dymisji nie przyjął, uzasadniając to tym, że za kilka dni przypada termin wypłacenia uposażeń funkcjonariuszom państwowym [...]. Ponadto Prezydent nie widzi obecnie żadnych szans utworzenia nowego rządu i uzyskania przezeń zaufania Sejmu i uchwalenia budżetu.
Warszawa, 12 kwietnia 1926
[Maciej Rataj, Pamiętniki (1918–1927), Warszawa 1965]
Wincenty Witos (przywódca PSL „Piast”)
Atmosfera zaczęła się robić niezwykle gorąca. Wszystko się niemal w oczach zaczęło rozłazić. […] Odbywające się prawie bez przerwy obrady stronnictw nie zdołały sprawy ani na krok posunąć naprzód. Społeczeństwo wrzało gniewem przeciw Sejmowi i politykom. Powszechnie mówiono, że sponiewierano władzę i wyrzucono ją na ulicę – i to przez tych właśnie, co powinni być jej strażnikami. […] Posłowie, a szczególnie przywódcy klubów, snuli się po Sejmie jak cienie. W kuluarach sejmowych nastrój był okropny, a zarazem dziwny. Dziennikarze kpili z Sejmu, z posłów, a nawet z Prezydenta. W poszczególnych klubach panowała zupełna beznadziejność. Ludzie przechodząc koło siebie nawet nie rozmawiali.
Prezydent Wojciechowski chodził jak struty, zapowiadając rezygnację ze swego stanowiska.
Warszawa, pierwsze dni maja 1926
[Wincenty Witos, Moje wspomnienia, t. 3, Paryż 1965]
Histmag.org jest partnerem programu Nieskończenie Niepodległa, ogólnopolskiej debaty nad kondycją polskiej niepodległości, społeczeństwa i demokracji na przestrzeni ostatnich dziesięciu dekad. Dowiedz się więcej!
Odwiedź też stronę internetową projektu!
Józef Piłsudski w wywiadzie
Momentem, który mnie zmusił do decyzji, było utworzenie rządu [Wincentego Witosa], przypominającego mi bezecnej pamięci rząd [z koalicji PSL „Piast” z Chrześcijańskim Związkiem Jedności Narodowej w 1923 roku], z powodu którego wyszedłem ze służby państwowej, nie chcąc swoim imieniem i służbą popierać ludzi, którzy, zdaniem moim, brali udział w najcięższej zbrodni, dokonanej na Polsce – w zabójstwie Prezydenta Rzeczpospolitej Gabriela Narutowicza. […]
Decyzję wystąpienia powziąłem z wewnętrznym postanowieniem starać się jedynie o obalenie rządu, nie występując zresztą przeciwko osobie pana prezydenta Wojciechowskiego.
Sulejówek
[Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. IX, Warszawa 1937, wywiad prasowy z 25 maja 1926]
Aleksandra Piłsudska
O godzinie siódmej rano 12 maja [Piłsudski] wyjechał z Sulejówka do Rembertowa, zapowiadając, że będzie na obiedzie, tak jak zwykle o drugiej trzydzieści. O pierwszej zatelefonował, że plany uległy zmianie i że miał się rozpocząć lada chwila marsz do Warszawy, wobec czego wróci dopiero wieczorem. Jeszcze wtedy ani mąż, ani jego oficerowie nie myśleli o niczym innym, jak tylko o demonstracji.
Sulejówek, 12 maja 1926
[Aleksandra Piłsudska, Wspomnienia, Warszawa 2004]
Mieczysław Rybczyński (minister robót publicznych)
W pałacu Rady Ministrów zjawił się Prezydent Wojciechowski, oświadczając, że jedzie na most Poniatowskiego, aby rozmówić się z Piłsudskim. Od tej chwili właściwie wziął w ręce ster wypadków. Witos wyglądał na zupełnie wykolejonego człowieka, który niepotrzebnie wlazł w całą aferę. Takie wrażenie robił do końca. Właściwie powinien był wziąć odpowiedzialność za krok Prezydenta i również pojechać lub nie dopuścić do jazdy Wojciechowskiego.
Warszawa, 12 maja 1926
[Mieczysław Rybczyński, Wypadki majowe 1926 roku, „Zeszyty Historyczne” nr 86, Paryż 1988]
Por. Henryk Piątkowski (dowódca batalionu Oficerskiej Szkoły Piechoty)
Marszałek, trzymając lewą rękę w kieszeni spodni, prawą rękę położył na klapie narzutki Prezydenta i głębokim głosem z akcentem prośby mówił: „Panie Prezydencie, niech mnie Pan przepuści”. Na to Prezydent odpowiedział: „Nie mogę, Panie Marszałku, tu chodzi o Polskę”. Na to Marszałek: „Ależ, Panie Prezydencie, właśnie dlatego, że chodzi tu o Polskę, ja tam muszę iść – niech mnie Pan przepuści! Zaręczam Panu, że ani Panu nic się nie stanie, ani tym żołnierzom (tu wskazał na nas) nic się nie stanie, niech mnie Pan przepuści”. Prezydent Wojciechowski, stuknąwszy laską o bruk, powiedział dobitnie: „Nie, nie mogę, Panie Marszałku!”.
Warszawa, 12 maja 1926
[Henryk Piątkowski, Wspomnienia z „wypadków majowych” 1926 roku, „Bellona”, z. III, 1961]
Kajetan Morawski (minister spraw zagranicznych)
Usłyszeliśmy pierwsze strzały i odtąd w tym prostym stwierdzeniu, że to zaledwie osiem lat po odzyskaniu niepodległości Polacy strzelają do Polaków, streścił się dla mnie cały tragiczny sens dalszych wydarzeń.
Warszawa, 12 maja 1926
[Kajetan Morawski, Tamten brzeg. Wspomnienia i szkice, Paryż 1961]
Herman Lieberman (adwokat, poseł PPS)
Tymczasem 13 i 14 maja na ulicach dalej wrzała walka. Wojska Piłsudskiego, po zaciętym oporze szkoły podchorążych, zajęły Belweder opuszczony przez prezydenta i rząd [którzy wycofali się do Wilanowa], po czym Witos ze swoimi kolegami zaniechali dalszego oporu i rozszerzenia wojny na całą Polskę.
Warszawa, 14 maja 1926
[Herman Lieberman, Pamiętniki, Warszawa 1996]
Premier Wincenty Witos
Marszałek Rataj przybył do Wilanowa już późną nocą. W rozmowie z nami oświadczył, że nie nalega na naszą decyzję, jednak widzi beznadziejność dalszej walki, która, w warunkach wytworzonych, poza rozlewem krwi nic przynieść nie może. Jeśliby prezydent i rząd zdecydowali się na ustąpienie, to on mógłby się podjąć pośrednictwa między rządem i Piłsudskim, mimo że dla niego będzie to sprawa bardzo ciężka i przykra. Po złożeniu tego oświadczenia wyszedł, zostawiając nas w pokoju samych. Po jego wyjściu rozpoczęła się ożywiona i szeroka narada. [...] Prezydent Wojciechowski zdecydował się bez namysłu na swoje ustąpienie i doradzał rządowi, ażeby zrobił to samo.
Wilanów, 14 maja 1926
[Wincenty Witos, Moje wspomnienia, t. 3, Paryż 1965]
Jules Laroche (ambasador Francji)
Piłsudski stał się więc panem Warszawy. Ale czy stanie się panem całej Polski? Kwestia ta mogła jeszcze budzić wątpliwości. [...]
Krwawy charakter dni majowych [379 zabitych, w tym 164 cywili; 920 rannych, w tym 314 cywili] wywołał głęboki wstrząs, gdy tylko zorientowano się w jego rozmiarach, a odczuł to również silnie sam Piłsudski. Toteż w składanych prasie deklaracjach usiłował przerzucić odpowiedzialność na obalony rząd, a zwłaszcza na eksprezydenta Wojciechowskiego.
[Jules Laroche, Polska lat 1926–1935. Wspomnienia ambasadora francuskiego, Warszawa 1966]
Kajetan Morawski
Zaczął się więc drugi okres międzywojennego dwudziestolecia. […] Brak wzajemnej wyrozumiałości i zdolności do kompromisu stanowi jedną z cech naszego narodu. Posiadamy za to, jako odpowiednik politycznej pobudliwości i gwałtowności doraźnych ocen, skłonność zapominania, w miarę upływu czasu, minionych uraz. Po odzyskaniu niepodległości wielu aktywistów i pasywistów dobrej woli wierzyło szczerze, że ich przeciwnicy są wyrazicielami interesów obcych. Zarzucano sobie wzajemnie moskalofilstwo i służbę państwom centralnym. Zmuszeni do współpracy, zrozumieli jedni i drudzy rychło bezzasadność dawnych podejrzeń. Pomajowe różnice były trudniejsze do zatarcia, bo […] podział na zwycięzców i zwyciężonych przetrwał usztywniony w […] systemie rządów monopartyjnych.
[Kajetan Morawski, Tamten brzeg. Wspomnienia i szkice, Paryż 1961]