Wielki przyjaciel Polski? Nuncjatura Achillesa Ratti w latach 1918–1921 (cz. I)

opublikowano: 2009-09-03 21:39
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
O Achillesie Rattim mówimy zwykle jako o bohaterskim nuncjuszu, który nie opuścił Warszawy w momencie jej zagrożenia przez hordy bolszewickie w 1920 roku lub jako o późniejszym papieżu Piusie XI. Czy był, jak zwykło się twierdzić, wielkim przyjacielem Polaków? A może raczej nieodpowiedzialnym, upolitycznionym imperialistą, jak przedstawił go Jarosław Jurkiewicz?
REKLAMA

W poniższym artykule pragnę przybliżyć wiedzę o tej postaci, ukazać wielość pryzmatów, przez które można postrzegać działalność Rattiego. Postanowiłem, że publikacja ta nie będzie typowym materiałem biograficznym. Jej głównym zadaniem ma być pokazanie, jak postrzegano misję pierwszego nuncjusza w odrodzonej po 123 latach niewoli Polsce. W dużej mierze będą to relacje osób, które zetknęły się z monsignorem Rattim, a potem papieżem Piusem XI.

Ze względu na niedostatek literatury źródłowej wykorzystam także głosy późniejszych historyków, oceniających przebieg tej misji z pewnej perspektywy czasowej. Taka formuła artykułu wydaje mi się najodpowiedniejsza, bowiem pozwala nie tylko na prezentację życiorysu, co jest dość powszechne i mało oryginalne, ale może stać się przyczynkiem do pokazania zmieniających się cech literatury historycznej. Wybrany sposób prezentacji tematu zdaje się bardziej twórczy, pozwala na zapis mnogości przemyśleń. Ponadto spisanie przeze mnie kompletnej biografii jest w praktyce niemożliwe, ponieważ większość materiałów i świadectw życia Rattiego znajduje się bądź to w Mediolanie, bądź w Bibliotece Watykańskiej, a przecież tego typu opracowania winny bazować w pierwszej kolejności na źródłach.

Za cezury czasowe wyznaczające granice mojej pracy wybrałem lata 1918–1921. Maj 1918 roku to czas, kiedy rozpoczęła się misja Achillesa Rattiego jako wizytatora apostolskiego w Warszawie. Datę krańcową, acz płynną, wyznacza rok 1921, kiedy to w kwietniu zakończyła się misja Rattiego już jako nuncjusza i kiedy opuścił Polskę, by objąć arcybiskupstwo w Mediolanie. Płynność, o której wspomniałem, wynika z faktu, że nawet po wyborze na Stolicę Piotrową, już jako Pius XI miał on bardzo duży moralny i w pewnym sensie polityczny wpływ na dzieje II Rzeczypospolitej. Z okresu jego pontyfikatu pochodzi wiele relacji na temat nuncjatury, wspomnień ze spotkań, które dopełniają obrazu postaci. W nawiązaniu do tego postaram się także przedstawić najważniejsze decyzje Piusa XI dotyczące Polski aż do roku 1939, kiedy zmarł.

Za cel niniejszej pracy stawiam sobie próbę ustalenia, czy rzeczywiście nuncjusz Ratti winien być postrzegany jako przyjaciel Polski i Polaków, czy jest to kolejny mit narodowy i rację ma Jarosław Jurkiewicz, iż należy odbrązowić postać nuncjusza i „odkurzyć ją spośród dymu kadzideł”, jak sugeruje. W rozstrzygnięciu tego ważkiego problemu pomogą mi niektóre publikacje.

Tak to się zaczęło...

Ratti jako młody ksiądz. Fot. z: Francis Aidan Gasquet, His Holiness Pope Pius XI: a pen portrait.

W lombardzkim mieście Desio 31 V 1857 roku na świat przyszedł syn właściciela przędzalni bawełny Francesco Rattiego – Ambrosio Achilles Ratti. Wychowywany od wczesnych lat w duchu religijności przez matkę Teresę Galii postanowił wstąpić do szkoły elementarnej księdza Volontierego w Mediolanie. Głęboka religijność oraz droga zawodowa Achillesa rozwijały się także w dużej mierze dzięki poparciu jego wuja, księdza Damiana Rattiego. Naukę kontynuował w licealnych zakładach kościelnych od 1867 roku. Po jej zakończeniu, kiedy zdał państwową maturę, wstąpił do seminarium duchownego w Mediolanie. Tam też, po jego ukończeniu, nauczał łaciny i matematyki. Ze względu na osiągnięcia naukowe został wysłany na dalsze kształcenie do Rzymu, gdzie zdobył aż trzy fakultety: z teologii na uniwersytecie La Sapienza, filozofii w Akademii świętego Tomasza oraz prawa kanonicznego na Gregorianum. W tym czasie otrzymał świecenia kapłańskie (w 1879 roku) i odprawił mszę w bazylice laterańskiej, co było szczególnym wyróżnieniem, bowiem była to bazylika papieska. Po powrocie do Mediolanu w 1882 roku pracował w tamtejszym seminarium duchownym, tym razem jako profesor dogmatyki i wymowy kościelnej. Ta praca nie trwała jednak długo, tak jak i duszpasterstwo, bowiem już w 1888 roku otrzymał nowe zajęcie jako archiwista Biblioteki Ambrozjańskiej. Doskonalił tam swoje umiejętności w zakresie badań historycznych nad dziejami Mediolanu w XIII i XV wieku. Zaowocowało to wydaniem przez niego krytycznie opracowanych źródeł do dziejów miasta oraz pozwoliło mu na poszerzenie wiedzy o świętym Ambrożym. Z drugiej strony była to również okazja do wielu wyjazdów naukowych do Berlina, Paryża, Wiednia i Oxfordu.

REKLAMA

Na skutek zdobytego doświadczenia w 1907 roku został dyrektorem Ambrosianum. W tym okresie nie zaniedbywał także prowadzenia rekolekcji w takich instytucjach jak Stowarzyszenie Nauczycieli Katolickich oraz kierowania duszpasterstwem akademickim. Miał swój udział w szerzeniu nauki katolickiej wśród laikatu poprzez zawiązanie Akcji Katolickiej. Z pracy tej wyrwała go w 1911 r. nominacja na wiceprefekta Biblioteki Watykańskiej. Po śmierci przełożonego, jezuity Franciszka Ehrle w sierpniu 1914 roku został obdarzony prefekturą.

Można śmiało rzec, że od tego momentu zaczął spływać na niego prawdziwy deszcz różnorodnych godności. Już 24 września 1914 roku został kanonikiem Bazyliki świętego Piotra, a w październiku był mianowany na protonotariusza papieskiego. Obie te funkcje zbliżyły go do środowiska Kurii Rzymskiej, a przede wszystkim do osoby sekretarza stanu, kardynała Pietro Gasparriego, co wróżyło szanse na awans.

Wizytator apostolski i nuncjusz – w obliczu wielkiej misji

Dom w Desio, w którym urodził się późniejszy papież. Źródło: ibidem.

Wraz z wybuchem I wojny światowej, a szczególnie w momencie ustąpienia wojsk rosyjskich z Warszawy w sierpniu 1915 roku, zaczęła krystalizować się sytuacja Rzeczypospolitej. Niezwykle istotna, z punktu widzenia arcybiskupa warszawskiego Aleksandra Kakowskiego, okazała się konieczność zrzucenia represyjnych wobec Kościoła carskich ustaw oraz odbudowa zniszczonych w wyniku działań frontowych struktur administracji kościelnej i jej kadr. Sam Kakowski, by umożliwić sobie pewną swobodę działania, poparł pomysł stworzenia Królestwa Polskiego na mocy tzw. aktu dwóch cesarzy z 5 listopada 1916 roku oraz jej czołowych instytucji, jak: Rada Stanu i Rada Regencyjna, w której zasiadał. W mojej ocenie Kakowski był zwolennikiem aktywnego działania, który poprzez konferencje episkopatu metropolii warszawskiej w styczniu i wrześniu 1916 roku, a potem w marcu i grudniu 1917 roku pragnął rozwiązać problemy związane z reorganizacją Kościoła.

REKLAMA

Część diecezji była od przeszło 50 lat nieobsadzana, jak na przykład mińska czy janowska, ze względu na oderwanie od kraju przez podziały administracji cywilnej. Niektóre z diecezji miały ordynariuszy w wieku starczym, jak na przykład Kazimierz Ruszkiewicz, ordynariusz warszawski, który liczył sobie 80 lat. To w istotny sposób wpływało na brak aktywnych działań ze strony Kościoła i uniemożliwiało odpowiedź na aktualne potrzeby społeczeństwa w przededniu niepodległości. Prymas Królestwa Polskiego nie pragnął, aby Kościół był pomocniczą instytucją, firmą, a propagatorem katolickiej nauki życia. Poza tym arcybiskupa martwiła kwestia przynależności księży do partii politycznych, niekoniecznie związanych z ideologią chadecką.

Arcybiskup chciał, aby zainteresowanie działalnością konferencji episkopatu, dotyczące podniesienia poziomu życia religijnego w postaci wprowadzenia Kodeksu Prawa Kanonicznego, przygotowanie materiałów do przyszłego konkordatu oraz sprawy społeczne wpłynęły na stanowisko Stolicy Apostolskiej, a przede wszystkim papieża Benedykta XV. Wyrazem poparcia było na przykład papieskie pozwolenie dla Kakowskiego na jego działalność w Radzie Regencyjnej w październiku 1917 roku. Można się domyślać, że papież uważał, iż przyniesie to w tej części świata tak upragniony przez niego pokój. Dawało to także Radzie poparcie w stosunkach z rządami państw okupacyjnych i uznaniem polskich dążeń niepodległościowych. Wyżej wymienione postanowienia, dotyczące konkordatu czy kandydatów na wakujące biskupstwa, były przekazywane Sekretariatowi Stanu via Monachium przez tamtejszego nuncjusza. Piszę o tym dość rozlegle, aby ukazać, że istniała konieczność przysłania do Warszawy kogoś, kto na miejscu byłby obserwatorem i nadzorcą spraw Kościoła, a jednocześnie swą obecnością zaznaczyłby, że papież popiera nadal polskie dążenia. Słowem chodziło o osobę, która udzieliłaby również wsparcia moralnego.

W tym właśnie celu, po konsultacji z władzami niemieckimi i komisją papieską, powołano wizytatora apostolskiego. Komisja uznała, że osobą najbardziej pożądaną byłby człowiek wielkiego rozumu, jednocześnie stroniący od wielkiej polityki. Taki ktoś jak monsignore Ratti, prefekt Biblioteki Watykańskiej. Istniejące relacje dotyczące tego wydarzenia mają w mojej ocenie już nieco mityczny, gloryfikujący postać prałata charakter. Pachucki wspomina tu słowa papieża Benedykta XV, przytoczone przez Rattiego podczas jego wizyty w Kielcach w lipcu 1918 roku:

REKLAMA

Nie obawiaj się trudności, idziesz przecież do narodu, u którego wiara zawsze pierwsze zajmuje miejsce i który wśród innych narodów słynie powszechną religijnością: Polonia semper fidelis. Idziesz do narodu męczennika, który dziś jak Łazarz wstaje z grobu do nowego życia i choć jeszcze ma na sobie śmiertelne pęta, już nie jest w grobieM. Pachucki, Papież Pius XI, Żywot i rządy, Poznań 1930, s. 18. "].

Wypowiedź ta świadczy o kilku rzeczach. Po pierwsze obrazuje, jak nikłe pojęcie o dyplomacji miał Ratti. Nic więc dziwnego, że obawiał się, czy sobie poradzi. Jako pracownik Biblioteki nie wyrobił sobie przecież kontaktów z głowami państw czy czołowymi politykami. Jednak w moim odczuciu właśnie o to chodziło papieżowi – Ratti nie był człowiekiem związanym ze światem politycznym i żadnym układem. Dlatego jego misja niosła możliwość obiektywnego działania i rzetelnych, dalekich od matactwa relacji.

Ukazuje to również Rattiego jako człowieka, który jest gotów poświęcić się idei, co było wówczas nieczęste. Chyba nie będzie nadużyciem z mojej strony, jeśli stwierdzę, że Ratti bardziej wierzył w siłę sprawiedliwości niż w siłę zbrojną, czyli był człowiekiem ponad podziałami. Temu też trudno się dziwić. Ratti, przybywając do Polski, nie miał do spełnienia misji politycznej, ponieważ nie był akredytowany przy władzach okupacyjnych, a przy episkopacie. Miał on, zgodnie z poleceniem papieża, zająć się ogromem spraw kościelnych. Należy także pamiętać, co sugeruje ksiądz Gnatowski, że chciano do Warszawy wysłać kogoś na pozór mało zdolnego, by nie budził zastrzeżeń Berlina.

Z drugiej strony ta krótka wypowiedź świadczy o tym, że wokół Rattiego bardzo wcześnie budowano pewną aurę mistycyzmu, związanego z hasłami zmartwychwstania narodu i wiecznie wiernej katolicyzmowi rzymskiemu Polski. Stworzony został pewien schemat odpowiadający ówczesnym pragnieniom Polaków dotyczącym posiadania własnego państwa. Podobny styl przyjmuje ksiądz Gnatowski, przytaczając fragmenty pokuty Irydiona, autorstwa Krasińskiego: Idź na północ w imieniu Chrystusa, idź i nie zatrzymuj się, aż staniesz na ziemi mogił i krzyżów. Zacytowany fragment pokazuje, że o prałacie pisano, uwzględniając aspekt immanentny, nadnaturalny.

REKLAMA

Ratti to w odczuciu biografów zwiastun niepodległości i wolnej Polski. Inna sprawa, że do czasu oficjalnej nominacji 25 kwietnia 1918 roku (bullą In maximis) Ratti poznawał Polskę, jej historię dzięki aktom zgromadzonym w Sekretariacie Stanu z okresu nuncjatur Viscontiego i Pignatellego, czyli z XV i XVI wieku. Znał także „Trylogię” i „Quo Vadis” Sienkiewicza, kazania Skargi i w końcu „Irydiona” Krasińskiego.

Ksiądz arcybiskup nuncjusz Ratti w Rzymie. Źródło: Pachucki Marian, Papież Pius XI. Żywot i rządy, Poznań 1930, s. 17.

W podróż do Polski udał się 29 maja, drogą przez Wiedeń i Berlin, co też miało znaczenie. Benedykt XV wysłał Rattiego z nader delikatną misją zachęcenia kanclerza pruskiego, Georga von Hertlinga do zakończenia wojny i kapitulacji Niemiec. Natomiast w Wiedniu miał możliwość spotkania się z biskupem krakowskim – księciem Adamem Sapiehą oraz prałatem Przeździeckim, którzy poinformowali go o sytuacji na terenach Królestwa Polskiego. Do Warszawy przybył Rotti na początku czerwca 1918 roku, dokładnie w Boże Ciało, stąd sam potem twierdził, że przyniósł Polakom Chrystusa w rękach. W piśmiennictwie spotkałem się z poglądem księdza Gnatowskiego, że był to kolejny przejaw uwielbienia Rattiego dla Polski, a zarazem wyrażający błogosławieństwo dla niej.

Zupełnie inaczej misję Rattiego postrzega Jarosław Jurkiewicz. Uznaje on, że Benedykt XV, powołując wizytatora apostolskiego, chciał nie tyle moralnie wesprzeć Polaków, ile władze okupacyjne na czele z generał-gubernatorem Hansem von Beselerem. To nie koniec, autor posuwa się do oskarżenia samego wizytatora o nadzór nad stosunkami kościelnymi na całym obszarze odebranym Rosji, a ponadto o realizację żądań niemieckich w Królestwie Polskim. Uważa, że rewolucja październikowa i ustanowienie Rad Delegatów Robotniczych i Żołnierskich wywołało na tyle dużą konsternację w Watykanie, iż przeszkodziło w urzeczywistnieniu planu zaniesienia katolicyzmu na austriackich i niemieckich bagnetach na Wschód.

Ten krótki opis pokazuje, że nie tyle idee marksizmu, czyli walki klas stanowią główne wytyczne dla autora, ale że jest on zaangażowany w nurt historiografii, widoczny po 1945 roku, kiedy to niejako priorytetem stało się pozytywne przedstawianie historii kraju zaprzyjaźnionego, czyli ZSRR. Z drugiej natomiast strony autor jest wyraźnie przeświadczony o istnieniu teorii spiskowej w postaci hasła Drang nach Osten, czyli pochodu na Wschód celem ekspansji terytorialnej i gospodarczej ze strony Watykanu. Na tym przykładzie widać jednoznaczną ocenę misji Rattiego, która miała być w odczuciu autora niczym innym jak szpiegostwem i dywersją czynioną przeciwko narodowi polskiemu.

REKLAMA

Szkoda tylko, że autor nie popiera swoich rewelacji żadnym opracowaniem naukowym ani źródłem, oddając głos „Krótkiemu kursowi WKP (b)”. Na jego podstawie próbuje udowodnić, że wizytator Ratti przeczył istnieniu jedynych postępowych i rozwojowych sił w postaci państwa proletariackiego. Uznaje, że już samo pochodzenie Rattiego z kręgu bogatej burżuazji włoskiej, reakcyjny klerykalizm wpojony mu w seminarium, a w końcu zamknięcie się w pracy w archiwum spowodowały, że stał się niewrażliwy na niedolę mas pracujących. To z kolei pociągnęło za sobą nienawiść do Rosji Radzieckiej i jego proniemieckie sympatie, wywołane dodatkowo pracą w towarzystwie ojca Ehrle i Paccelego. Na opisanym przykładzie autor w ramach schematu czarno-białej historiografii stara się wskazać wrogów – Kościół katolicki i Niemcy dążące do imperializmu.

Po roku 1945 i tragedii II wojny światowej taki pogląd znajdował niewątpliwie uzasadnienie i dawał możliwość złożenia na czyjeś barki odpowiedzialności za niegodziwości oraz wskazywał konieczność rozliczenia winnych. Dla koncepcji stalinowskiej było to wygodne stanowisko. Wskazany styl pisania wywołany był również zmianami terytorialno-politycznymi Polski. Autor, w mojej opinii, zastosował generalizację, zniekształcającą obraz wydarzeń, jakie zaszły w odniesieniu do ustroju i terytoriów państwa.

Pomimo tego uważam jednak, że warto wspomnieć o tej pracy, bowiem pokazuje ona, że ideologii nie wolno mieszać z badaniami, jeśli chce się, żeby były one wiarygodne. Ratti, będący stronnikiem programu odbudowy diecezji wschodnich, staje się dla Jurkiewicza wyraźnym przykładem naruszenia programu granicy wschodniej na linii Curzona, przyjętego po 1945 roku. I tym samym zaprzecza prawu do samostanowienia narodów ukraińskiego i białoruskiego. Stąd posądzenie Rattiego o wrogie zamiary. Natomiast pochodzenie i kontakty czynią go w oczach Jurkiewicza wrogiem ludu. Posuwa się on do stwierdzeń, iż misja Rattiego była zamierzeniem Watykanu pragnącego, aby ktoś nadzorował proces zduszenia rewolucji. Tym kimś, zdaniem autora, był Ratti – oko i ucho papieża, posłuszny wykonawca jego dyrektyw, jak sam pisze. Stąd już tylko krok do utożsamienia wizytatora z faszyzmem. Dla porównania i pewnego kontrastu pokażę, jak odmiennie charakteryzuje go Pachucki, używając słów listu Benedykta XV do episkopatu:

Zbyteczną prawie jest rzeczą polecać Wam jego osobę, gdyż pobożność jego, gorliwość dla religji, doświadczenie i wiedza znana wszystkim, więcej go polecają, niż potrzeba. Co jednak chcemy, byście wiedzieli, to to, że my taką ufność pokładamy w osobie jego….

REKLAMA

Ta swoista rekomendacja miała pokazać biskupom, zebranym w czerwcu na kolejnym posiedzeniu episkopatu metropolii warszawskiej, jak znaczącą osobą jest Ratti i jak odpowiednią do tego, żeby nie angażować się w cele polityczne, a stanowić wyłącznie rodzaj łącznika pomiędzy episkopatem a papieżem. Ukazuje Rattiego jako osobę kompetentną do rozpoznania potrzeb religijnych i zapewnienia pomocy duchowej.

Nuncjusz Ratti po uroczystości w Belwederze w towarzystwie wiceministra spraw zagranicznych Władysława Skrzyńskiego i Stanisława Przeździeckiego, szefa protokołu dyplomatycznego. Źródło: Ibidem, s. 28.

Misja wizytatora apostolskiego utrudniana była przez władze niemieckie, stąd też nie mógł on swobodnie poruszać się po terytorium Królestwa oraz po terytoriach Ober-Ostu w celu odwiedzenia Sejn i terenów Chełmszczyzny. Dopiero interwencja kardynała Gasparriego pozwoliła Rattiemu na odbycie potrzebnych wizytacji diecezji. Do tego czasu uczestniczył w spotkaniach z duchowieństwem i świeckimi oraz odwiedzał domy opieki, sierocińce, jak ten u Felicjanek na Woli, gdzie roztkliwiał się nad biednymi sierotami. Wizytował także szpitale Czerwonego Krzyża, gdzie rozdawał papieskie dary. Udzielał sakramentu bierzmowania oraz uczestniczył w posiedzeniach Rady Stanu wyłącznie jako obserwator. Ratti mógł ponadto przyjrzeć się życiu mieszkańców Warszawy, mieszkając nie w budynku willowym, jakim była nuncjatura na Alei Szucha, którą zajmował dopiero od 1924 r., ale na plebani parafii świętego Aleksandra, gdzie trafił dzięki pomocy księdza Brzeziewicza. Było to wynikiem zarówno braku troski władz o przyzwoite lokum dla papieskiego wizytatora, jak i ogólnych trudności lokalowych, które dotknęły nie tylko Warszawę w roku 1917.

Po otrzymaniu formalnej zgody na podróże wizytacyjne oraz po odbytej w dniach 20–21 czerwca 1918 roku konferencji episkopatu metropolii warszawskiej Ratti postanowił zbadać za radą biskupów sprawę nominacji biskupów i kwestię sytuacji Kościoła na Chełmszczyźnie, Podlasiu, Litwie, Ukrainie, Rosji i Finlandii. Na podstawie tych informacji mogę wysnuć, że misja Rattiego miała jeszcze jedno zadanie, a mianowicie sprawdzić sytuację w regionach, o których Kuria Rzymska miała wiedzę nieaktualną, którą chciała zweryfikować.

Pierwszym miejscem odwiedzin była Jasna Góra, dokąd przybył 15 lipca. Zostało to odczytane symbolicznie jako konieczność materialnej i moralnej odbudowy narodu. Gnatowski interpretuje to posunięcie jako potrzebę odnowy życia konsekrowanego, dotkniętego represjami czasów carskich w postaci kasat zakonów oraz odebraniem proboszczom ich beneficjów, co powodowało ruinę materialną sieci parafialnej i osłabiało jej funkcjonowanie. Wizyta w Kielcach w lipcu 1918 r. miała za zadanie nakłonić tamtejszego ordynariusza, biskupa Augustyna Łosińskiego do ściślejszej współpracy z Radą Regencyjną, którą rzeczony uznawał za przejaw filogermanizmu i aktywizmu. Chodziło również o zmuszenie go do udziału w obradach Rady Stanu, gdyż uważano, że absencja uniemożliwia zarówno jemu, jak i następcom wpływ na życie społeczne i polityczne, a zarazem stanowi rezygnację z misji obrony religii.

REKLAMA

Rolą ostatnich misji było także zbadanie działalności Zjednoczenia Ludowego, budzącego obawy w związku z szerzonymi treściami socjalistycznymi przy udziale niższego duchowieństwa. Kolejne odwiedziny nastąpiły we wrześniu, kiedy Ratti przeprowadził objazd diecezji sandomierskiej i lubelskiej w związku z niepokojącą sprawą Chełmszczyzny. Region ten na mocy postanowień w Brześciu 9 II 1918 roku pomiędzy Niemcami i Austrią a Ukrainą został wyłączony z obszaru Królestwa. Rodziło to obawę, że nie wejdzie on w skład odrodzonej Polski i dlatego też Ratti na zaproszenie biskupa Sapiehy wizytował Chełm, Lublin, Sandomierz i Kraków.

Ratti w swym posłannictwie nie uciekał od kontaktów z prostymi ludźmi. Charakteryzuje to we wspomnieniach ksiądz Gnatowski:

Monsinior Ratti otoczony był niepodzielnem uznaniem wszystkich, nawet najbardziej przeciwnych sobie czynników, przebył spokojnie ostatnie półrocze okupacji i doczekał się wyzwolenia Polski "].

W innym zaś miejscu pisze tak:

Przystępny dla każdego, zawsze pogodny i łatwy w obejściu, gotów znaleźć radę i oddać przysługę, zdobywał wszystkie serca. Z episkopatem łączyła go wieź ścisła oparta na wzajemnym poszanowaniu i ufności. Kler patrzył nań jak na tęczę, powtarzając szczegóły z jego budującego życia i pełnego miłości traktowania. Lud garnął się naprzód głównie z ciekawości, ale później z coraz większą czcią i przywiązaniem do tego obcego prałata, w którego oczach wyczuwał tak serdeczne uczucie. Świat naukowy przekonał się również rychło jak niepospolitym był przybywający do Warszawy uczony "].

Oba cytaty charakteryzują monsignora Rattiego nie tylko jako człowieka kompromisu, ale też zwykłego, nie stwarzającego sztucznego dystansu i umiejącego odnaleźć się w każdej sytuacji i grupie społecznej, nie ograniczającego się do własnej kasty. Udowodnił to szczególnie podczas wizyty w Chruślinie i Łowiczu, którą odbywał w towarzystwie arcybiskupa Kakowskiego. Jak zaznacza Gnatowski, bardzo cieszyły go powitania w formie honorowego orszaku z udziałem ludzi ubranych w tradycyjne regionalne stroje. Prowadził też procesje Bożego Ciała we wsi Kołbiela oraz wizytował prowincjonalne klasztory, jak ten sióstr Niepokalanego Poczęcia w Szymonowie. Ze swojej strony dodam, że jeszcze przed powstaniem diecezji łódzkiej prałat Ratti gościł w parafii świętej Doroty na Mileszkach, gdzie do dziś przypomina o tym tablica pamiątkowa umieszczona wewnątrz kościoła. To wszystko dawało ludności możliwość zamanifestowania swego patriotyzmu oraz przywiązania do wiary.

REKLAMA
Fotografia z sierpnia 1920 roku. Od lewej: nuncjusz Ratti, Naczelnik Państwa Józef Piłsudski, monsignore Pellegrini, audytor nuncjatury.

Do ostatnich najważniejszych zadań należało zatwierdzenie ordynariuszy na stolicach biskupich. Rozpoczęło się od konsekracji biskupa mińskiego Zygmunta Łozińskiego w lipcu 1918 roku. Zaraz potem Ratti przybył do upragnionych Sejn, gdzie namaścił na ordynariusza biskupa Jałbrzykowskiego. Po zatwierdzeniu listy ordynariuszy przez Kurię Rzymską ustalonej w grudniu 1917 roku posypały się kolejno nominacje biskupie: Owczarka, Krynickiego, Szelążka, Kubickiego, Dubowskiego. Prałat reaktywował stare diecezje w Mińsku, Łomży, Kamieńcu Podolskim, Rydze, Janowie, Lublinie, Wilnie i patronował powstaniu nowych: w Kaliszu, Częstochowie, Łomży, Siedlcach oraz dopiero w 1922 roku w Łodzi.

Jego staraniem utworzono ordynariat polowy Wojska Polskiego i mimo przetargów, co do osoby jego duszpasterza pomiędzy Episkopatem a Tymczasowym Naczelnikiem Państwa (a potem premierem), Paderewskim, w końcu stycznia 1918 r. zgodzono się na Stanisława Galla. Rola wizytatora w tej kwestii była znaczna, bowiem to on opiniował kandydatury. Jak twierdzi Gnatowski, scalało to episkopat i powodowało, że jako jeden organizm mógł wpływać na nastroje społeczne i kształtować religijność. Ja osobiście widziałbym w tym także zaznaczenie maksymalnego programu granicznego przyszłej niepodległej Polski.

W tym miejscu przychodzi mi po raz kolejny odwołać się do pseudonaukowej literatury Jurkiewicza, który w wyżej opisanych działaniach Rattiego dostrzega przygotowania do podjęcia właściwych akcji. W domyśle potencjalny czytelnik miał zrozumieć pewnie, że chodzi o działalność wywrotową wobec państwa polskiego, a w pierwszej kolejności przeciw Rosji Radzieckiej. Jurkiewicz sugeruje, że liczne wizytacje diecezji, klasztorów, szpitali etc. oraz konsekracje biskupie są budowaniem siatki szpiegowskiej. Twierdzi ponadto, że zorganizowane z inicjatywy Rattiego trzy konferencje episkopatu to czas poświęcony na obmyślanie planu wobec aktualnej sytuacji politycznej, tj. upadku Niemiec. Uważa, że chodziło o utrzymanie niemieckiego planu dotyczącego posiadania ziemi i kapitału junkrów oraz zorganizowanie w Polsce bazy wypadowej na Wschód. Miało to wynikać, jak pisze dalej, z lojalnego stosunku Rattiego do władz okupacyjnych. Oskarża nuncjusza o budowanie kordonu mającego odgrodzić Kraj Rad od Europy Zachodniej.

Te słowa skwituję stwierdzeniem, iż Jurkiewicz ma niezwykłą umiejętność szukania sensacji tam, gdzie jej nie ma. Zarzuty o kolaborację, jak już wcześniej pisałem, są zbliżone do tego, co miało miejsce po II wojnie światowej, kiedy to władze komunistyczne próbowały zdyskredytować Kościół w chwili, gdy ten nie był już chroniony konkordatem i nie chciał podporządkować się władzy państwowej. Istnienie instytucji, szerzącej niezgodne z duchem marksizmu idee i cieszącej się autonomią, a zarazem stanowiącej ewentualne źródło oporu, musiało się spotkać z potępieniem w literaturze.

REKLAMA

Jurkiewicz zarzuca Rattiemu, iż ten nigdy nie był w Gnieźnie czy Poznaniu, oddając w ten sposób inicjatywę Niemcom. Z tym także się nie zgadzam, bo przecież istniały nuncjatury w Wiedniu czy Monachium, które miały te sprawy nadzorować. Jak podkreśla Stanisław Wilk, z chwilą zakończenia działań wojennych biskupi z Galicji i Wielkopolski zwracali się do Rottiego o dyspensy, przywileje, interwencje, na które odpowiadał. Jednocześnie w marcu 1919 r. wystarał się o sanację tych postanowień u Ojca Świętego.

Ratti miał także zabrać głos, jeszcze jako nuncjusz, w kwestii walk o Lwów, kierując do arcybiskupów obu obrządków, to jest rzymskokatolickiego i ormiańskiego, w styczniu 1919 roku słowa Benedykta XV z apelem o pokój oraz 9 lutego 1919 roku z uznanie działalności Sejmu Ustawodawczego. Pisał:

Poczytuję sobie za najwyższy zaszczyt, za jedną z najważniejszych w życiu mojem pociech, że mogę złożyć Panu [Ignacemu Paderewskiemu – przyp. J.P.] w imieniu Stolicy Apostolskiej formalne uznanie wskrzeszonego państwa polskiego i rządu. Wspomniałem o uznaniu formalnym; albowiem o ile chodzi o uznanie faktyczne, to Ojciec św. miał je na celu i to wyraźnie już wówczas, gdy u progu odrodzenia waszej sławnej ojczyzny raczył wysłać mnie w zaszczytnej misji do tego szlachetnego kraju, do tego męczeńskiego narodu, do tej Polski zawsze wiernej (...) .

W ten sposób nuncjusz stał się nie tylko oficjalnie dyplomatą, ale też dziekanem korpusu dyplomatycznego, po uprzednim sporze o tę funkcję z posłem francuskim Eduardem Pralonem. Na mocy starych postanowień z kongresu wiedeńskiego z 1815 roku został zobowiązany do reprezentowania korpusu dyplomatycznego wobec władz państwa przyjmującego. Dla nuncjatury Rattiego ważna była inna jego funkcja, a mianowicie zbieranie dyplomatów celem uzgodnienia taktyki działania w okresie zagrożenia państwowości w warunkach zbliżającej się wojny. Za to właśnie, wraz z ewakuacją ciała dyplomatycznego, był odpowiedzialny w sierpniu 1920 roku.

Ratti został akredytowany, zgodnie ze zwyczajem dyplomatycznym, po wręczeniu papierów uwierzytelniających na ręce głowy państwa, którą to funkcję pełnił zgodnie z zasadami małej konstytucji Naczelnik Państwa – Józef Piłsudski. Uroczystość, zorganizowana z pompą, miała miejsce 19 lipca 1919 roku w Belwederze. Należało godnie powitać nowego i pierwszego po latach niewoli nuncjusza. Cała oprawa z korpusem szwoleżerów, kapelą, która odegrała hymn papieski, zrobiła wielkie wrażenie na Rattim, co widać w jego mowie powitalnej:

Ojciec święty raczył uczynić mi wielki zaszczyt mianując mnie pierwszym przedstawicielem nuncjatury w Polsce, również na nowo powołanej do życia. W tych właśnie słowach widzę nakreślone wielkie i piękne linie mojego programu: jestem w Polsce przy Waszej Ekscelencji, Panie Naczelniku Państwa, któregoś tak godnie powitał. Jestem widomym, mówiącym i działającym wyrazem uznania i życzliwości Ojca świętego dla tego szlachetnego narodu do wczoraj męczeńskiego […]. Te dowody oraz pańskie życzliwe przyjęcie, Panie Naczelniku Państwa, upewniają mnie i dają mi ufność, która poza pomocą Boską jest pierwszym warunkiem każdej owocnej pracy "].

W dalszej części wypowiedzi Ratti zobowiązywał się do rozwijania sił religijnych jako wyraziciel woli Benedykta XV oraz do harmonijnego układania stosunków z każdą z warstw społecznych. Dla Piłsudskiego – jak podkreśla apologeta nuncjusza, ksiądz Gnatowski – Ratti to persona grattisima w Belwederze, której zdania Naczelnik zasięgał chętnie i z którym się liczył. Kolejną, i chyba ostatnią o takiej doniosłości uroczystością, było konsekrowanie przez arcybiskupa Kakowskiego Achillesa Rattiego na biskupa tytularnego Lepanto, które miało miejsce w archikatedrze warszawskiej. Ceremonia ta miała miejsce 23 października z udziałem wszystkich biskupów (nawet litewskich i ukraińskich) oraz władz państwowych i generalicji.

Z całego natłoku wydarzeń i dat ważne pozostają słowa Rattiego, wygłoszone tego dnia podczas spotkania w Pałacu Prymasowskim: Konsekrowany jestem na polskiej ziemi, przez Polaka, uważać się odtąd będę za polskiego biskupa i słowu temu wierny pozostanę. Nuncjusz łączył swą misję nie tylko z Polską. Papież przeznaczył mu zadanie zatroszczenia się o sprawy krajów bałtyckich oraz Finlandii i Rosji. W związku z obszernością zagadnienia ograniczę się do tego, że Ratti angażował się dość poważnie w rozwiązanie sporu polsko-litewskiego. Stąd jego podróż do Wilna, gdzie odwiedził sanktuarium Matki Boskiej Ostrobramskiej. Również z tego powodu rozpoczął w Kownie rozmowy z biskupem wileńskim Matulewiczem, biskupem kowieńskim Karewiczem, prezydentem Antanasem Smetoną i premierem Woldemarasem, zachęcając wszystkich do zgody i pokoju między oboma narodami. Misję tę, ze stycznia 1920 r., wspominał potem Józef Piłsudski przy okazji uroczystości koronacyjnych obrazu Madonny Ostrobramskiej z 2 sierpnia 1927 roku:

Złączeni jesteśmy z Jego Świątobliwością [Piusem XI – Achillesem Rattim – przyp. J.P.] pierwszymi poczynaniami życia państwowego. Gdy Jego Świątobliwość był nuncjuszem jako Achilles Ratti, z jego przeżyć ówczesnych wspólnych nie mogliśmy nie wynieść głębokiego przekonania, że możemy być zawsze pewni jego uczuć i sentymentu do nas. Chcę zaznaczyć, że Polska nie tylko ma serdecznego przyjaciela, ale i że sercem umie to być okazanym (...) .

Te piękne, wzniosłe słowa stoją w sprzeczności z tym, jak interpretuje działalność Rattiego Jarosław Jurkiewicz. Przypomnę, iż uważał on samo zawiązanie stosunków polsko-watykańskich za widomy znak kształtowania się imperialistycznego bloku skierowanego przeciw Rosji Radzieckiej oraz zaktywizowania kontaktów burżuazyjnego rządu polskiego z kurią. Jurkiewicz dostrzegał w tym także początek rozpowszechniania wrogiej propagandy polegającej na uznawaniu Rosji Radzieckiej za krzewiciela bolszewizmu. W swoich rozważaniach krytykował kompetencje nadane Rattiemu oraz zarzucał mu jego serdeczny stosunek do Polski! To, w mniemaniu autora, miało służyć tylko jednemu, czyli przygotowaniu wyprawy interwencyjnej do Rosji.

Jurkiewicz oskarżał Rattiego także o to, że popierał moralnie i ideowo zamiary Piłsudskiego (takie jak wyprawa kijowska z kwietnia 1920 roku) oraz że poprzez te działania zupełnie zaniedbał diecezje na Pomorzu i Śląsku, gdzie do władzy doszli księża germanizatorzy. W polityce bałtyckiej natomiast Ratti miał budować kordon sanitarny odgradzający Rosję od Europy Zachodniej. Jurkiewicz sugeruje, iż Ratti czynił to z pomocą zaufanych agentów, czyli biskupa wileńskiego Matulewicza, biskupa ryskiego O’Rourka i arcybiskupa Roppa.

Omówiłem tu dość obszerny fragment tekstów autora, które miały na celu krytykę nuncjusza. Pragnę zwrócić jeszcze uwagę, jakim językiem posługuje się Jurkiewicz. Jego styl jest agresywny, pełen sloganów i uproszczeń, co powoduje, że prezentowane wydarzenia mają jednoznacznie negatywny wydźwięk. Autor jest w moim odczuciu zbyt popędliwy, zapomina o tym, że w owym czasie granice państwa polskiego wciąż były płynne, choćby ze względu na nierozstrzygnięte plebiscyty na Warmii. Mazurach i Górnym Śląsku. Wyraźnie widać, że punkt widzenia Jurkiewicza zgodny jest z linią literatury socrealistycznej, zaangażowanej ideologicznie.

++Zobacz drugą część artykułu >>++

Zobacz też

Redakcja i korekta: Bożena Pierga; Skład: Kamil Janicki 

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Jarosław Pietrzak
Doktorant w Katedrze Historii Polski Nowożytnej i Krajów Nadbałtyckich Uniwersytetu Łódzkiego. Przygotowuje pracę doktorską zatytułowaną Księżna dobrodziejka. Katarzyna z Sobieskich Ostrogska-Zasławska Radziwiłłowa (1634–1694) Jego zainteresowania badawcze poza historią Półwyspu Iberyjskiego koncentrują się wokół rodziny Sobieskich oraz mentalności i życia codziennego epoki staropolskiej.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone